Howard Linda - Płomienny rejs.pdf

(928 KB) Pobierz
Burn
L INDA
Howard
Płomienny rejs
Tytuł oryginału
Burn
1
Wspaniałym ludziom, którzy pracują w Christmas Place
w Pigeon Forge w Tennessee,
jednym z najbardziej magicznych miejsc na świecie.
Dziękują Wam wszystkim za to, że mogłam nadać Wasze imiona
niektórym postaciom z tej książki.
Oraz naszym ukochanym psiakom, labradorom Honey i Sugar,
które teraz baraszkują razem w Niebie.
Psy na pewno idą do Nieba, bo cóż innego miałoby się stać
z taką czystą miłością?
2
Prolog
Na pokładzie „Silver Mist”
To były piekielne wakacje.
Jenner Redwine siedziała nieruchomo na barowym stołku, usiłując sobie przypomnieć, co powiedziała jej Bridget, i powiązać
to z koszmarem, który właśnie się rozgrywał. Usłyszała, że tego wieczoru pewien mężczyzna pokłóci się z kobietą. Kobieta, Tiffany,
wyjdzie, a mężczyzna, Cael, podejdzie do Jenner. Przykazano jej, by udawała zainteresowaną i uległą. Miała robić dokładnie to, co
jej każą, bo inaczej zabiją Syd, jedyną prawdziwą przyjaciółkę, jaką miała na tym świecie.
Akcja rozwijała się inaczej, niż się spodziewała. Tiffany nie wychodziła z baru. Krzyczała, tupała i piekliła się z pijacką
wściekłością, chociaż, rzecz jasna, wcale nie była pijana. Oskarżała Caela o to, że przespał się z Jenner, mimo że była to pierwsza
noc na statku i nikt się jeszcze z nikim nie mógł przespać, choćby dlatego, że było wcześnie. Cael podszedł do Jenner, zanim
rozpoczęła się kłótnia, ale jeszcze wtedy nie wiedziała, że to on. Stanął obok niej przy zatłoczonym barze, żeby zamówić drinki, ale
nie powiedział nic szczególnego. Nie, ten wieczór wyglądał zupełnie inaczej, niż zapowiadała Bridget, poza tym że doszło do
publicznej awantury.
O szczegóły zadba Cael, oznajmiła Bridget. Fakt. Jenner nie miała pojęcia, co się stanie później, i może dobrze. Nie była
aktorką, nie potrafiła brawurowo odgrywać roli jak doświadczony oszust. Im za to szło świetnie.
Mężczyzna, który wcześniej wpadł na Caela, włączył się do kłótni i równie głośno jak pijana Tiffany krzyczał, że ona nie wie,
co mówi, bo jest wstawiona i powinna pójść się przespać do kajuty. Był wprawdzie pijany, ale na tyle miły, że winę za cały incydent
uparcie brał na siebie. Może jest jednym z nich, pomyślała Jenner. Nie znała go i nie wiedziała, kim jest.
Dotarło do niej, że może być pewna jedynie tych, których poznała wcześniej. Wprawdzie nie miała pojęcia, komu nie
powinna ufać, ale na szczęście wiedziała, komu zaufać może, jeśli w ogóle ma to jakieś znaczenie. Cokolwiek się tu odbywa,
znalazła się w tym bagnie i albo się utopi, albo zacznie pływać – dla dobra Syd. Jej przyjaciółce grozi niebezpieczeństwo. Chciała
poczuć złość. Gdyby się wkurzyła, nie bałaby się tak bardzo.
Pragnęła zrobić coś, żeby ci ludzie zniknęli z jej życia i z życia Syd. Przerażała ją jednak myśl, że jakkolwiek postąpi, dla
żadnej z nich ta przygoda nie skończy się dobrze. Potwornie bała się tego, co może się stać za chwilę, i przerażało ją to, że nie ma
pojęcia, do czego to wszystko prowadzi. Czuła się z tego powodu bezradna, a tego uczucia nie lubiła u nikogo, a najbardziej u siebie
samej.
Może czas przejąć stery, tak jak wtedy gdy wyszła na taras, kiedy pilnowała jej Faith. Zsunęła się ze stołka i próbowała uciec,
okrążając Caela, ale Tiffany zorientowała się, co się dzieje.
– Nie próbuj zwiewać jak niewinna Mała Miss! – wrzasnęła. – Widziałam, jak flirtujesz...
– Nie znam pani – przerwała jej Jenner, a Cael się odwrócił i zmienił pozycję, żeby odciąć jej drogę ucieczki. – Jego też
nie znam, więc nie wciągajcie mnie do tego waszego piekiełka! – Dostrzegła kogoś, kogo znała z Palm Beach, Leanne Ivey, i
bezradnie wzruszyła ramionami, dając jej do zrozumienia, że nie wie, o co chodzi. Leanne posłała jej pełne współczucia spojrzenie.
Nagle z tłumu wyłoniła się Faith. Podeszła do Tiffany, położyła jej rękę na ramieniu i powiedziała coś szeptem. Tiffany
wybuchnęła płaczem, a wtedy Faith dyskretnie ją wyprowadziła. Przedstawienie się skończyło. Niemal jednocześnie do Caela
przykuśtykał mąż Faith, Ryan.
– Miło z pana strony, że oddał jej pan swoją kajutę – rzekł idealnie wyważonym tonem, słyszalnym tylko dla tych,
którzy znajdowali się najbliżej.
– Przecież nie mogłem jej wyrzucić. – Cael wzruszył ramionami. Ciągle blokował Jenner drogę ucieczki, a Ryan mu w
tym pomagał. Uwięzili ją między sobą – równie dobrze mogliby wziąć ją pod ręce i trzymać z całych sił. Ale było to bez znaczenia –
i tak nie miała dokąd pójść – chociaż z jej twarzy pewnie bez trudu można było wyczytać, że chce uciec.
„Silver Mist” był wielkim statkiem, pełnym ludzi... i otoczonym wodą. Nawet gdyby ci ludzie nie grozili jej przyjaciółce,
gdzie miałaby się schować, gdyby udało jej się uciec? Cael znalazłby ją wszędzie. Nie chciała brać w tym udziału, ale wolała nie
3
sprawdzać, do czego mógłby się posunąć, jeżeli ona nie zrobi tego, co on chce.
– Z naszą kajutą było zamieszanie – ciągnął Ryan. – Zamiast jednej sypialni mamy dwie. Z chęcią odstąpimy panu
jedną.
– Bardzo dziękuję. Najpierw sprawdzę, czy jest inna wolna kajuta. Nie wiecie państwo, czy na statku jest komplet
pasażerów?
Jenner miała ochotę krzyczeć. Mężczyźni rozmawiali tak swobodnie, jakby prowadzili zwykłą pogawędkę. Ona wiedziała, że
to tylko pozory, ale nikt inny nie zorientowałby się, o co chodzi. Przypuszczała, że taki jest plan, ale ich zachowanie działało jej na
nerwy jak odgłos papieru ściernego.
– Nie mam pojęcia. Ale jeżeli nie ma wolnych kajut, naprawdę może się pan zatrzymać u nas. Już to uzgodniłem z Faith,
więc niech się pan nie obawia, że będzie miała coś przeciwko temu. – Spojrzał na Jenner, posyłając jej przyjacielski, niemal łagodny
uśmiech. – Niezły początek rejsu, co?
– Mocny – przyznała, jeszcze raz próbując im się wymknąć. Ledwie mogła oddychać, gdy tych dwóch mężczyzn ją
osaczało. Kradli powietrze, którego jej brakowało. Miała wrażenie, że ją przygniatają, chociaż żaden właściwie jej nie dotykał. I
wtedy...
Ryan wyciągnął rękę i ujął ją pod łokieć szarmanckim gestem, przygważdżając do miejsca, w którym stała.
– Państwo się znacie, czy spotkaliście się po raz pierwszy w czasie awantury?
– Nie, nie znamy się – rzucił Cael, chociaż Ryan skierował pytanie do niej.
– Więc sytuacja jest tym bardziej komiczna, prawda? – zauważył Ryan. – Jenner Redwine, to jest Cael Traylor.
– Miło mi panią poznać – powiedział Cael, wyciągając rękę.
Nie miała wyjścia i musiała mu podać swoją. Ciepłe palce zacisnęły się na jej dłoni, tak że poczuła zgrubienia na wewnętrznej
stronie jego dłoni. Uniosła wzrok i spojrzała w zimne niebieskie oczy, które obserwowały każdy jej ruch, odczytywały najmniejszą
zmianę wyrazu twarzy.
Uświadomiła sobie, że zarówno Cael, jak i ona wypadli w tej scenie le piej, niż gdyby Cael pozbył się Tiffany i zaraz potem
zaczął dobierać się do Jenner. Widocznie Bridget przekazała, że panna Redwine skomentowała, nie zadaje się z degeneratami.
Nie chcieli, żeby ten nagły romans wydał się komuś podejrzany. Dzięki temu, że Tiffany była pijana i agresywna, nowa para, która
właśnie została sobie oficjalnie przedstawiona przez mężczyznę o poczciwym wyglądzie, zaskarbiła sobie życzliwość otoczenia.
Nieźle, pomyślała Jenner. Są sprytni. Lepiej ich nie lekceważyć. Zresztą nie miała wyjścia – musiała brać udział w
wymyślonym przez nich przedstawieniu. Co wcale nie oznacza, że zmieni front i zaangażuje się ze wszystkich sił. To byłoby wbrew
jej naturze.
Policzy się z nimi, kiedy Syd będzie bezpieczna. Musi wierzyć, że przyjaciółka wyjdzie z tego cało i że ci ludzie w końcu
zapłacą za to, co im zrobili. Innego zakończenia nie brała pod uwagę, bo przypuszczenie, że to wszystko skończy się źle, odebrałoby
jej energię i siły, a do tego nie mogła dopuścić. Na razie nie ma wyjścia i musi robić to, co ten cały Cael jej każe.
To właśnie myśl o przetrwaniu i zemście powstrzymywała ją, żeby nie zacząć krzyczeć, kiedy tak stała i gawędziła z Ryanem
i Caelem. Postronnym osobom, które cały czas przysłuchiwały się im z ożywieniem, rozmowa mogła wydawać się banalna i bez
znaczenia. Cael jeszcze raz podziękował Ryanowi za to, że zaproponował mu swoją sypialnię, a później odwrócił się i odebrał z baru
drink, który zamówiła Jenner razem ze swoim ghostwaterem.
Spojrzał na ghostwatera, skrzywił się i odstawił go na bok.
– Miał być dla Tiffany – powiedział do Jenner. – Jednego już wypiła i koniecznie chciała drugiego. Stąd wiem, że jest
mocny i szybko uderza do głowy.
Skinęła, ale nie odpowiedziała. Niech się trochę powysila, skoro chce mieć nagły romans.
Rozejrzał się po zatłoczonym barze. Prawie wszyscy wrócili do swoich rozmów. Orkiestra znów zaczęła grać. Skinął głową
kilku osobom – znajomym czy członkom grupy?
– Wyjdźmy z tego tłumu, przejdziemy się – zaproponował. – Przyda mi się trochę ruchu.
– Niech państwo idą – powiedział Ryan, nie dając Jenner możliwości, żeby zgodziła się albo odmówiła. – Ja sprawdzę,
czy Faith udało się uspokoić Tiffany.
Takim sposobem Jenner u boku Caela przechadzała się po pokładzie sportowym, bo Lido pękał w szwach ludzi i krzeseł.
4
Chociaż znajdowali się tylko jeden poziom wyżej, było tu znacznie ciszej i nie było wielu ludzi. Nie odzywali się do siebie. Ona
patrzyła przed siebie, energicznie maszerując, aż w końcu chwycił ją pod rękę i przytrzymał, żeby zwolniła kroku.
– Mam wrażenie, że usiłuje pani ode mnie uciec.
– Niesamowite – odparła sarkastycznie. Nie mogła znieść jego łagodnego, niskiego głosu, denerwowało ją to, że Cael
jest wysoki, przystojny i dobrze ubrany. Spodziewała się zwykłego zbira, którego znienawidziłaby od pierwszego wejrzenia. Mimo
wszystko ma do czynienia z porywaczem, pospolitą szumowiną. Porywacz, choćby nie wiem jak przystojny, jest o wiele gorszy od
sępa. Serce waliło jej mocno i szybko – ze strachu, przerażenia, wysiłku, jaki wkładała w to, żeby przynajmniej z daleka sprawiać
wrażenie kobiety, która przeżywa początkową fazę pokładowego romansu.
– Niech pani pomyśli o przyjaciółce – odezwał się jakby nigdy nic, tylko trochę ściszając głos. Na wietrze dźwięk się
niósł, a tu na górze bryza była na tyle silna, że rozwiewała jej włosy.
Jenner zadrżała i potarła dłońmi nagie ramiona.
– Myślę o niej. Tylko dlatego jeszcze nie wypchnęłam pana za burtę.
– Widocznie za mało się pani nią przejmuje, bo jak na razie kiepsko pani wychodzi udawanie, że rodzi się między nami
uczucie.
– A niby przed kim mam udawać? Nikogo tu nie ma – odpowiedziała, właściwie zgodnie z prawdą. Kilka par
spacerowało, podobnie jak oni, a w sporej odległości od obecnych na pokładzie stał samotny mężczyzna, który palił papierosa. Nie
jest dobrą aktorką i żadne groźby tego nie zmienią. Jest zupełnie inna niż oni i nie potrafi na zawołanie udawać kogoś, kim nie jest.
– To ja decyduję, kiedy ma pani udawać. I każę pani udawać w tej chwili. – Bez trudu odwrócił ją tak, że znaleźli się
twarzą w twarz, tak blisko, że znowu poczuła ciepło jego ciała. Statek był dobrze oświetlony, ale dookoła panowała ciemna noc,
która surowym cieniem okrywała jego twarz, przez co wydawała się jeszcze bardziej męska i groźna. Spoglądał na nią przez chwilę,
aż w końcu objął ją w talii i przyciągnął bliżej. – Zbyt lekko traktuje pani los przyjaciółki.
– Robię wszystko, co mi każecie! – Podporządkowała się, chociaż gotowała się ze złości. Ale miała inne wyjście? W jej
głosie słychać było panikę, bo obawiała się, czy przypadkiem już nie zrobili krzywdy Syd.
– Niech mnie pani namiętnie pocałuje – nakazał i pochylił głowę.
Nie zrobiła tego. Nie mogła. Jego wargi były ciepłe i wilgotne, a oddech przyjemnie świeży, ale nie potrafiła zapomnieć, kim
jest, ani że Syd grozi niebezpieczeństwo. Całował ją, a ona stała sztywno, wstrzymując oddech, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała.
Gdyby miał choć odrobinę wyczucia, zorientowałby się, że jest przerażona, i wycofałby się, ale podejrzewała, że właśnie tej
odrobiny Caelowi brakuje.
– Udawaj – warknął jej w usta i zaczął całować mocniej, napierając ustami na jej wargi i coraz głębiej wsuwając język.
Wzdrygnęła się w odruchu buntu, ale pomyślała o Syd, więc posłusznie uniosła ręce i zarzuciła mu je na szyję. Starała się
jednak zachować dystans i robiła wszystko, żeby nie dotykał jej ciała. Nie chciała zbliżyć się do niego bardziej niż to konieczne. Z
daleka i tak każdy pomyśli, że jest zaangażowana, i to powinno wystarczyć. Była sztywna, ale poradził sobie z tym, przyciągając ją
zdecydowanym ruchem, tak że przywarli do siebie jak kochankowie. Trzymał ją, a ona pod jedwabną koszulą wyczuwała prężne
mięśnie jego ramion i to, że wydatna wypukłość w jego spodniach twardniała i rosła.
O Boże. Ogarnęła ją panika. To go podnieca. Nie jest taki jak inni mężczyźni, więc nie mogła liczyć na to, że powściągnie
seksualne zapędy i poważnie potraktuje jej protest. Usiłowała cofnąć się na tyle, żeby zmniejszyć nacisk jego ciała, ale trzymał ją tak
mocno, że było to niemożliwe. Była całkowicie zdana na jego łaskę, przyjmując, że on w ogóle wie, co to takiego... W tej sytuacji
nie powinna chyba spodziewać się żadnego ratunku... Co on zamierza? Obawiała się najgorszego i nie mogła zrobić nic, żeby go
powstrzymać.
Czy Syd przeżywa to samo? Do tej pory skupiała się na tym, że Syd może zostać zabita, ale teraz musiała się pogodzić z
myślą, że pewnie wydarzy się wiele innych rzeczy i obie nie wyjdą z tego bez szwanku. Wcześniejsze myśli o zemście teraz
wydawały jej się naiwne. Chciała przetrwać, chciała, żeby nic jej się nie stało. Tego samego chciała dla Syd. Nie myślała już o tym,
co będzie później, czuła tylko przerażenie, a wraz z nim pragnienie, żeby przeżyć kolejną chwilę.
– Nie – jęknęła, bo nie potrafiła powstrzymać błagania. Nienawidziła się za to, że żebrze, chociaż miała ochotę napluć
mu w twarz. Nienawidziła się za to, że pokazała mu, jak bardzo jest przestraszona.
– Więc rób to tak, jakbyś tego chciała – powiedział po raz drugi, znowu ją całując.
Wściekła, bezradna zrobiła, co kazał.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin