Lonka i amerykanskie zloto.rtf

(12 KB) Pobierz

31.10.2008

Lonka i amerykanskie zloto

 

Dawno, dawno temu, jeszcze za czasów cara Leonida, popularnie znanego w Sowietach jako Lońka i jego namiestnika w Polsce - Edwarda Gierka, wpadłem na jakimś przyjęciu na pewnego typa, który w chwili szczerości wyjawił mi tajemnicę swego sukcesu. Sukces był co prawda natury finansowej ale, sadząc po dwóch uroczych bliźniaczkach, uwieszonych po obu jego stronach, zapewne nie tylko. No i jak wszyscy wiedzą, ale przypomnę jeszcze raz, za czasów miłościwie nam panującego durnia Edwarda Śląskiego, do większych pieniędzy można było dojść tylko dwoma drogami. Albo zapisać się do mafii czyli „Przewodniej Siły Ludu Pracującego” i legalnie kraść na lewo, prawo i w środku albo poświęcić się prywatnej inicjatywie i kombinować - też na wszystkie strony.

Ten nowy koleś oczywiście był prywaciarzem jako, że na mafijne przyjęcia normalni ludzie nie chodzili (a ja do tej pory się upieram, że jestem normalny), choć, jak ponuro zapewniali znawcy tematu, tam „pety w dżemie albo kawiorze się gasi”.

Zaś co do samej tajemnicy nagłego powodzenia z płcią piękną tego prywaciarza to polegała ona w skrócie na tym, iż odkrył on, że łatwiej było kupić „na lewo” wagon ortalionu niż parę metrów z spod tzw. lady w sklepie. Jednym słowem czym większy szwindel tym mniej szans na wpadkę, choćby dlatego, że sami zainteresowani okupowali wyższe szczeble społecznej drabiny. A jak nawet przedszkolaki wiedzą, w kryminałach, jak świat długi i szeroki, siedzą raczej pionki a nie figury.

Wróciłem pamięcią do tej historyjki, kiedy przyszedł czas na napisanie kolejnego felietonu do „Akcentu”, jako, że dziś będzie o stosunkowo mało znanym epizodzie z historii Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki. Mało znanym ale za to chyba jednym z największych szwindli wszechczasów choć, od kilku setek lat to szachrajstwa nam na tym świecie nie brakuje a ostatnio jakby było tego coraz więcej.

Jakoś tak się utarło w świadomości ludzkiego rodu, że Amerykanie to szalenie sprytny i bogaty naród, poza tym chroniony doskonałą konstytucją, zapewniającą wszelkie swobody, z prawem do wolności słowa, druku itd. a nade wszystko do prywatnej własności. W rzeczywistości zaś wygląda na to, że są oni tam w Ameryce regularnie nabijani w butelkę a zatem to tylko „ciężkie frajerstwo i naiwniaki” jakby powiedział mój cieć z podwórka na Poznańskiej, w Warszawie.

By wyjaśnić przyczynę tak surowego osądu, wypadało by zacząć od dnia 24 października 1929 roku, kiedy to bankierzy z Nowego Jorku zażądali zwrotu wszystkich krótkoterminowych pożyczek. Oznaczało to nie mniej i nie więcej a tylko panikę na giełdzie, gdzie inwestorzy, maklerzy, rzesze drobnych spekulantów papierami wartościowymi itd. na gwałt zaczęli sprzedawać akcje, po to, by oddać dług bankom. Wkrótce cały kraj pogrążył się w kryzysie, znanym dziś jako „Wielka Depresja lat 30”.

Miliony ludzi straciło pracę, domy, farmy, przedsiębiorstwa, rodziny oraz nieznana ilość życie, bowiem nie wszyscy byli w stanie wytrzymać potworne ciśnienie nie tylko braku środków do życia ale także niepewności jutra. Nie pora tu wracać do powodów tej wielkiej dla Amerykanów tragedii, ale nie od rzeczy będzie tu przypomnienie słów kongresmana Luisa T. McFaddena: „To nie był przypadek. Depresja została zaplanowana w każdym calu. Międzynarodowi bankierzy zamierzyli wywołanie stanu totalnej depresji po to, by z chaosu wyłonić się jako nasi nowi władcy.”

W 1934 roku, McFadden wygłosił w Kongresie Amerykańskim płomienne przemówienie, w którym oskarżył Federalny Bank Rezerw o konspirację, mającą na celu przejęcie amerykańskiego bogactwa. Po tym wydarzeniu przeżył dwie próby zamordowania go ale zmarł otruty w 1936 roku.

W sprawie Depresji było jeszcze wiele innych głosów a ostatnio, bo w 1996 roku Milton Friedman [oczywiście żyd - przyp. red. polonica.net], wybitny ekspert ekonomii powiedział w radiowym wywiadzie: „Z całą pewnością Federalny Bank Rezerw wywołał Wielką Depresję poprzez drastyczne ograniczenie środków płatniczych na rynku w latach 1929 – 33.”



Natomiast wracając do amerykańskiego „Wielkiego Szwindla” to zaczęło się od tego, że w 1934 roku za czasów prezydenta Franklin D. Roosevelta, zabroniono Amerykanom posiadania złota w jakiejkolwiek postaci, z wyjątkiem rzadkich monet.

Kara, jaką przewidziano za nieposłuszeństwo była ogromnie surowa - 10 lat wiezienia i 10 000 dolarów co, jak na tamte czasy, było kolosalną sumą. Jak się nad tym zastanowić, to jako żywo przypominają się czasy komunistycznego zamordyzmu.

Wtedy posiadanie zagranicznych walut było zabronione no i oczywiście były przewidziane odpowiednie kary za nieposłuszeństwo. Rzecz w tym, że tylko władza mogła mieć monopol na posiadanie prawdziwych pieniędzy. Podobnie było w USA Anno Domini 34.

Oczywiście, konfiskata złota została odpowiednio przedstawiona przez sfory pismaków, hodowanych już wtedy w redakcyjnych psiarniach (skąd my to znamy), głównie jako czyn obywatelski, mający na celu zahamowanie recesji. Niemniej, rzecz ciekawa, do dzisiaj nie wiadomo kto dokładnie opracował projekt ustawy, zabraniający wolnym ludziom w Stanach Zjednoczonych posiadania złota.

Wszyscy, włącznie z kalekim prezydentem upierali się, że nic o ustawie nie wiedzieli aż do czasu jej podpisania w Kongresie. Ot, taka ciekawostka przyrodnicza – nie wiedzieli ale podpisali. I tylko przyciśnięty do muru Sekretarz Skarbu wyjawił, że stało się tak na życzenie „ekspertów”.

Tak czy inaczej Jankesi musieli sprzedawać państwu swoje złoto po 20.66 dolarów za uncję. (1 uncja = 1/16 funta czyli 28,35 g. Niemniej w jubilerstwie i w handlu metalami szlachetnymi stosuje się uncję trojańską, gdzie równa się ona 31,1035 g.)

I rzecz ciekawa, w 1935 roku, kiedy generalnie zakończono operację drenażu cennego kruszca z domowych sakiewek, jego cena skoczyła nagle do 35 dolarów za uncję. No, ale na wypadek, gdyby jakiś domownik nagle się obudził i zechciał sprzedać swoje złoto, odpowiednia ustawa przewidywała, że po tej cenie może być skupowany kruszec pochodzący tylko z zagranicy. Nie trudno wyobrazić sobie dlaczego. Architekci depresji mieli odpowiednio dużo czasu, by wyprowadzić za granicę ileś tam ton złota a teraz zarobić na każdej uncji po 14.34 dolarów.

W 1937 roku zakończono budowę Fort Knox w Kentucky, około 50 kilometrów na południowy zachód od Louisville. Było to przedsięwzięcie niesłychanie mocno nagłośnione, tak, by przeciętny Amerykanin wiedział, iż złoto, które wcześniej należało do niego a teraz do państwa, jest absolutnie bezpieczne. Na dowód tego pokazywano zdjęcia z fosami dookoła fortu, bataliony żołnierzy, gotowych na wszystko, szybkostrzelne karabiny co kilkadziesiąt metrów, elektryczne płoty, sfory specjalnie trenowanych psów, no, jednym słowem najlepiej zabezpieczone miejsce na świecie. I 13 stycznia 1937 roku dziewięć wagonów towarowych, wypełnionych po brzegi złotem, wjechało na teren Fort Knox, gdzie miało ono pozostać jako rezerwa finansowa kraju i jednocześnie stanowić oczywisty dowód, że nikt na świecie nie może dorównać Ameryce w potędze finansowej.

Mit Fort Knox, pełnego złota w podziemnych sejfach, trwał długo bo aż do 1974 roku.

Wtedy to po raz pierwszy zaczęły się pogłoski, że tak naprawdę skarbiec jest pusty. Głuche wieści głosiły także, że to rodzina Rockefellerów zamieszana była w tajny transfer narodowego skarbu do Londynu. Poza tym coraz częściej zaczęły przenikać do USA słuchy z finansowych kręgów Europy, potwierdzające taki stan rzeczy. Dlatego pewien amerykański biznesmen o nazwisku Ed Derell, przez 14 lat próbował dociec prawdy o złocie w Fort Knox. Niewiarygodne ale prawdziwe ale aż do śmierci nie udało mu się dowiedzieć, ile złota jeszcze tam zostało a ile zostało wywiezione do Europy. I to pomimo tysięcy petycji, podań i wreszcie żądań amerykańskich obywateli by wpuścić do fortu niezależnych dziennikarzy czy też specjalistów, którzy mogliby rozwiać uporczywe plotki o pustych sejfach w Fort Knox.

Nawet Edith Roosevelt, wnuczka prezydenta Theodore Roosevelt (nie mylić z Franklin Delano, który był kuzynem Theodore) publicznie domagała się wyjaśnień od rządu Stanów Zjednoczonych: „Pogłoski o pustym skarbcu USA słyszałam wielokrotnie od moich przyjaciół z Europy. I doprawdy nie sposób zrozumieć przedstawicieli amerykańskiej administracji, kiedy uporczywie odmawiają jasnych odpowiedzi w tej sprawie.” A przecież był czas, kiedy w Fort Knox było ponad 700 milionów uncji złota czyli 70 procent światowych zasobów tego kruszcu.

Jedno jest pewne. Kiedy w 1981 roku prezydent Reagan objął urząd prezydencki, wysłał do Fort Knox specjalna komisję która miała za zadanie przeliczenie narodowego majątku w złocie. Komisja wróciła z raportem, że ministerstwo skarbu Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki w ogóle nie posiada złota. Co prawda trochę kruszcu w sejfach jeszcze pozostało ale należy ono do Federalnego Banku Rezerw, jako zabezpieczenie narodowego długu.

Tak więc jeszcze jedno jest pewne – jak robić przekręt, to na taką skalę, żeby zwykłym ludziom to się głowach nie mieściło. A Jankesi złoto mogą legalnie kupować i posiadać dopiero od 1971 roku.

I wygląda na to, że wtedy było już po herbacie czyli rzeczy się miały jak w sowieckim cyrku – był zegarek i już go nie ma.


Zbyszek Koreywo
 

http://www.polonica.net/globalny_pacht.htm

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin