Sąd2.doc

(6751 KB) Pobierz







 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 













 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 





Sąd Ostateczny Hansa Memlinga, ukończony w 1471 r., miał ozdobić kościół Badia Fiesola we Florencji, ale wpadł w ręce piratów gdańskiego kapitana Pawła Benecke. Dziś tryptyk można oglądać w Muzeum Narodowym w Gdańsku, gdzie od 22 lat kustoszem jest Beata Szyber

Fot. Dominik Sadowski / AG

Jest dzień ostatni, ale gdzie się podział dzień pierwszy? Rozmowa z Beatą Szyber, kustoszem Muzeum Narodowego w Gdańsku


Fot. Dominik Sadowski / AG

Zbawiony na szalach wagi. To jego twarz znikła, gdy obraz czyścił Chrystian Xeller. Pod spodem odkrył cynową folię. Co się pod nią skrywa? Jeszcze nie wiemy

 

Fot. Dominik Sadowski / AG

Skrzydło prawe, rajskie. Tłum wstepujący po niebiańskich schodach. Na kapturze jednego z biskupów jest wyhaftowana scena Zwiastowania


Czy "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga coś jeszcze przed nami ukrywa?

Mnóstwo. Dostrzegłam w nim na przykład pewną lukę.

"Sąd" to niezwykle klarowny wykład teologii XV wieku, a zarazem osobiste wyznanie wiary fundatorów. Ale brakowało mi jednej sceny, żeby ten wykład zmienił się w doskonałą summę.

Jakiej sceny?

Takiej, która powinna rozpoczynać i jednocześnie zamykać to, co dzieje się na obrazie. Skoro więc mamy ostatni dzień świata, to znaczy, że gdzieś powinien pokazany być początek.


Raj?

No, niekoniecznie. Ważniejsza byłaby scena związana z historią Zbawienia.

Ostatnia Wieczerza? Boże Narodzenie?

Ciepło...

Zwiastowanie?

Tak!

Czy znajdziemy je w innych "Sądach"?

Bardzo często zdarza się, że Zwiastowanie zajmuje zewnętrzną część skrzydeł tryptyku, mówię oczywiście o obrazach średniowiecznych. Przy tym obiekcie, który tyle mówi o historii zbawienia, Zwiastowanie musi być. Ale na skrzydłach są fundatorzy, więc tam tej sceny nie znajdziemy.

No to gdzie?

Kiedyś, robiąc dokładny przegląd obrazu, nagle ją zobaczyłam! Nie była to żadna imaginacja. Proszę spojrzeć - skrzydło prawe, rajskie, tłum wstępujących po niebiańskich schodach - na kapturze jednego z biskupów jest wyhaftowana scena Zwiastowania!

Dlaczego Memling tak ją ukrył?

Zwiastowanie znajduje się tu dokładnie na osi, której przedłużeniem jest kolumna dzieląca rajską bramę. A brama jest przedzielona, gdyż symbolizuje dwie natury Chrystusa - boską i ludzką. Wyżej zaś jest scena stworzenia Ewy.

Ewa jako przeciwstawienie Maryi?

W pewnym sensie tak. Od początku chrześcijaństwa w myśli teologicznej istniała paralela Ewa-Maryja: Ewa zamknęła bramy Raju przez grzech pierworodny, a Maryja ponownie je otworzyła, kiedy w momencie Zwiastowania odpowiedziała: Fiat - tak. Maryja od czasów świętego Bernarda z Clairvaux uznawana jest za Współodkupicielkę. Zwiastowanie, stworzenie Ewy i Maryja klęcząca przed Chrystusem w scenie Sądu - wszystkie te sceny podkreślają rolę Maryi w historii Zbawienia, co daje jej prawo do orędowania za osądzanymi ludźmi.
To jednak Chrystus jest postacią najważniejszą...

Tak, Chrystus jest centrum Zbawienia. Przedstawiony został jako Król i Sędzia, i Odkupiciel. Także czerwień jego szat przyciąga uwagę. Artysta miał pełną świadomość użytych barw.

Piotr też ma czerwony strój.

To również ważna postać. Jego płaszcz od razu przyciąga wzrok. Natomiast archanioł Michał jest bardziej stonowany. Ma trochę czerwieni na kapie, ale zmieszanej ze złotem. Najpierw widzi się Chrystusa, potem wzrok przesuwa się na Michała archanioła w złotej zbroi. Obaj tworzą główną oś obrazu. Gesty dłoni Jezusa rozdzielają też tryptyk w sensie moralnym - po prawicy zbawieni, po lewicy potępieni. Rozgraniczenie dobra i zła jest tutaj kategoryczne.

Żadnego relatywizmu?

Nie, relatywizmu nie ma, jest natomiast nadzieja. Po stronie zbawionych anioł z diabłem jeszcze okrutnie wojują w scenie walki o duszę. Jednak diabeł jest na przegranej pozycji.

Maryja i święty Jan Chrzciciel - osoby związane jeszcze ze Starym, ale już i z Nowym Testamentem - wstawiają się za sądzonymi. Ich pozycja jest wyjątkowa. Jan Chrzciciel poprzedzał Jezusa, "przygotował drogę Panu". Maryja - Matka Boga - stała się także Matką wszystkich wierzących. Oboje są szansą dla sądzonych - ich orędownikami.

A tu, obok Chrystusa, to pewnie apostołowie?

Z nimi jest pewien szkopuł. Brakuje im atrybutów. Artysta bardziej skupił się na przedstawieniu grona apostołów w roli ławników sądowych i jako fundament Kościoła niż jako poszczególne osoby. W taki prosty sposób wyłożył podstawy eklezjologii.

To najlepszy dowód tego, jak był świadomy teologicznie.

Czy można rozróżnić poszczególnych apostołów?

Przykro mi, ale tylko niektórych. Próbowano tego wiele razy, korzystając z katalogów apostołów zawartych w Ewangeliach i Dziejach Apostolskich. Problem polega na tym, że w każdym z tych katalogów apostołowie są wymieniani w trochę innej kolejności. Robi się więc małe zamieszanie. Z tych 12 postaci siedzących obok Chrystusa jestem w stanie dwie osoby nazwać po imieniu, i to w stu procentach.

Ja też. To jest Piotr.

No, niestety nie. Piotra u góry w ogóle nie ma. Na obrazie jest więc faktycznie trzynastu apostołów.

Rany boskie! Jest tu Judasz?

Ależ oczywiście, że nie. Ale proszę przyjrzeć się tej postaci. Wygląda jak brat bliźniak Jezusa. To jeden z mężczyzn z jego rodziny. Nazywa się Juda Tadeusz. Był zawsze przedstawiany jako osoba niezwykle podobna do Chrystusa albo z medalionem z jego wizerunkiem w dłoni.

Juda związany jest z bardzo piękną legendą o królu Odessy Abgarze, który zachorował na trąd. I kiedy dowiedział się o Chrystusie nauczającym na terenie Palestyny, bardzo chciał Go zobaczyć. Ale był tak chory, że podróż nie wchodziła w grę. Juda Tadeusz był tą osobą, która przywiozła mu wizerunek Chrystusa, odbity na tkaninie tak jak veraikon. I oczywiście Abgar został uzdrowiony.

Druga postać, którą bez trudu można rozpoznać, to święty Jan Ewangelista.

Był chyba najmłodszy?

Tak, co więcej, jest w pobliżu Maryi, jako przybrany syn. To była jedyna postać w ikonografii, która miała prawo dotknąć Maryi. Cała reszta apostołów pozostaje jak dotąd bezimienna. Na pewno w tym gronie jest święty Paweł, dlatego jest ich na obrazie w sumie trzynastu.

ŹRÓDŁO:

 




Czy Pani wie, gdzie on jest?

Podejrzewam, ale pewna nie jestem. Łatwiej odczytać symbolikę kwiatów niż imiona apostołów. Choćby ten biały kwiat przy głowie Chrystusa - biała lilia.

To przecież symbol Zwiastowania.

Lilia ma bardzo różne znaczenia. Tutaj występuje w roli znanej z Apokalipsy św. Jana. Jezus ma po jednej stronie twarzy miecz, po drugiej lilię. Wiąże się ona z błogosławieństwem i dobrymi czynami, które są nagradzane Niebem, a rozżarzony miecz, którym Archanioł wypędzał Adama i Ewę z Raju, symbolizuje zło, grzech i karę. Pokazuje też przyczynę tego, że część ludzi znalazła się po lewicy Chrystusa - czyli zostali potępieni. Oni odrzucili Jego Słowo. Miecz i Słowo w tekstach Pisma św. określone są przez ten sam hebrajski wyraz.

Są tu też inne kwiaty. Ten wygląda jak lilia smolinos.

Bo jest do niej podobna, ale to lilia pomarańczowa, a nie tygrysia. W malarstwie niderlandzkim była symbolem przelanej krwi męczeńskiej. Pozostałe roślinne drobiazgi to stokrotki (pokora), fiołeczki (skromność), orlik (cierpienie i pokuta). A tu na dole leżą rozrzucone szlachetne kamienie: korale (konotacje męczeńskie), perły (symbol niewinności), szafiry, szmaragdy. Jest też diament - symbol wytrwałości w przeciwnościach losu. Rubiny, a w zasadzie wszystkie czerwone kamienie, oznaczały altruistyczną miłość Caritas.

Co symbolizują kryształowe schody, po których zbawieni wchodzą do bram Raju?

Ooo, to łatwe. Wystarczy przypomnieć sobie bajkę o Szklanej Górze. Nikt, kto nie ma odpowiednio czystej duszy i kwalifikacji moralnych, nie wejdzie po tych schodach.

Schody kryją dość nieoczekiwaną niespodziankę - raczej historyczną niż moralną. Teraz przydałoby się szkło powiększające. Na krawędzi stopnia uwiecznił swoje imię jeden z konserwatorów, który w XVIII wieku pracował przy tryptyku i pozwolił sobie nieco przemalować obraz.

"Tu byłem"?

Mniej więcej. Konserwatorzy zostawiają pewien ślad, tak jak zegarmistrze na zegarku. Dzięki temu wiemy, kiedy i kto pracował przy tryptyku. To bardzo ważne, bo gdyby nie podpis na schodach, być może byśmy nie wiedzieli o tym, że jakiś miernej klasy konserwator w XVIII wieku próbował poprawiać Memlinga.

Czy konserwacją obrazu związane są inne zagadki?

Niech pani spojrzy na postać zbawionego na szali.

Różni się czymś od innych golasów?

Nie chodzi o jego ciało, tylko o twarz.

Ktoś ją zamalował?

W pewnym sensie. Konserwatorowi, który oczyszczał obraz, ta twarz po prostu "zeszła".

Za bardzo się przyłożył?

Było to w Berlinie, w połowie XIX wieku. Christian Xeller czyścił powierzchnię obrazu, aż tu nagle twarz zbawionego zaczęła znikać. Proszę sobie wyobrazić, co przeżył konserwator - stan przedzawałowy gwarantowany. Jednak zachował spokój i - jak sam napisał - odtworzył twarz zgodnie z kolorem i rysunkiem. Na ile mu się to udało, nie sposób dziś stwierdzić. Ta przygoda ujawniła jednak, że tę twarz zmieniano już wcześniej.

Dlaczego?

Trudno powiedzieć, choć wiadomo jednak, jak wyglądało "konserwowanie obrazów" przed XX wiekiem. Często po prostu malowano na nowo zniszczone fragmenty lub wręcz dostosowywano wygląd malowidła do obowiązującej mody. Jednak Christian Xe-ller był wyjątkowo dobrym konserwatorem i zależało mu na odzyskaniu pierwotnego wyglądu tryptyku. Zdjął więc wszelkie wcześniejsze przemalowania, zmył też z obrazu


naleciałości czasu, które osadziły się na werniksie.

Gąbką i mydłem?

Na pewno ani gąbką, ani mydłem, ani żadną cebulą, mokrą szmatą czy w inny domowy sposób. Wszystko wykonał zgodnie ze sztuką, a mimo to w czasie tej konserwacji przeżył wstrząs - twarz zbawionego dosłownie zeszła mu pod ręką. Ciekawe jest to, że pod tą warstwą, która spłynęła, nie został odkryty kredowy grunt ani żadna podmalówka, tylko błysnęło coś metalicznego.

Co takiego?

Okazało się, że jest tam nałożona cieniuteńka cynowa folia. Dokładnie w tym miejscu, gdzie była twarz zbawionego. Z tego wniosek, że prawdopodobnie tej twarzy, już na samym początku jej istnienia, musiało się coś zdarzyć. Namalowano ją, zakrywając cynową folią to, co było pod spodem. Jaki był powód tych tajemniczych operacji przy twarzy zbawionego i kiedy się to stało, możemy jedynie się domyślać.

Może Memling pokłócił się z modelem?

To chyba najmniej prawdopodobne. Są oczywiście różne piękne teorie na ten temat. Na początku XX wieku niemiecki badacz Aby Warburg przypuszczał, że tryptyk mógł się zmienić ze względu na zmianę właściciela. Fundatorem był Angelo di Giacopo Tani, przedstawiciel banku Medyceuszy w Brugii. Wiemy też, że Angelo został później wygryziony z tej posady przez młodszego, bardzo ambitnego Tommasa Portinariego.

Co się stało z Tanim?

Wyjechał z Brugii, a filią banku pokierował Portinari. Był nie tylko następcą Taniego, ale również właścicielem galeonu "St. Matteo", na którym przewożono towary, w tym tryptyk namalowany przez Hansa Memlinga. Ten w rezultacie wpadł w ręce Pawła Benecke i jego piratów będących na usługach miasta Gdańska. Warburg na podstawie tych faktów przyjął teorię, że postać zbawionego na szali otrzymała twarz Tommaso Portinariego, który według niego miał się stać także właścicielem tryptyku. I stąd ten drastyczny manewr ze zdrapaniem twarzy poprzedniego zbawionego i pojawieniem się twarzy "Portinariego".

Oczywiście na jego własne życzenie?

Zapewne tak. Choć na ten temat nie mamy absolutnie żadnego potwierdzenia. Jednak bujna wyobraźnia Warburga sprawiła, że obraz obrósł legendą. Pogląd, że jest to właśnie twarz Portinariego, utrwalił się na dość długo. W zasadzie powtarzany jest do dzisiaj. Również profesor Białostocki do tego się przychylał, podając tę informację. Jest jednak pewien dysonans w tej historii - jeśli obaj panowie: Angelo di Giacopo Tani i Tommaso Portinari, byli wrogami, ciężko sobie wyobrazić, znając mentalność ludzi wieku XV, że jeden oddał drugiemu swój portret - to trochę tak, jakby oddał swoją duszę. Dlaczego zmieniona została twarz zbawionego, a nie zmieniono portretów na zewnętrznych stronach skrzydeł? Przecież tam nadal wyobrażony jest Angelo di Giacopo Tani i jego małżonka Catharina.

A jakie jest Pani zdanie na temat tezy Warburga?

To świetna historia, którą dobrze się opowiada. Gorzej, gdy szukamy faktów na jej potwierdzenie. Mamy jednak coraz realniejszą szansę, żeby sprawdzić, czy Warburg miał rację. Obecna technika daje takie możliwości. Poczekajmy na zaplanowane badania, które pozwolą zajrzeć pod tę folię. To tylko kwestia czasu.

Czy poza fundatorem i jego żoną któraś z twarzy "Sądu Ostatecznego" należy do postaci historycznej?

Brakuje dokumentów i materiału porównawczego, który by uwiarygodnił taką tezę. Jest jednak coś... Chodzi o grupę zbawionych mężczyzn stojących przed świętym Piotrem. Mają rysy charakterystyczne dla południowców, a nie dla Niderlandczyków. Może więc słuszna jest sugestia, że Memling sportretował przynajmniej część włoskiej kolonii w Brugii. Włochów było w Brugii wielu, Angelo Tani nie był wyjątkiem. Może patrzymy na zbiorowy portret najważniejszych z nich?

Postury wszyscy mają podobne.

Owszem. Różnią się tylko głowami. Reszta ciała jest taka sama u wszystkich - to akty, a raczej powtarzany w różnych ujęciach akt młodego chłopca, jeszcze dziecka.

Wśród twarzy mężczyzn występuje spore zróżnicowanie. Zarówno w grupie zbawionych, jak i potępionych odnajdujemy twarz Murzyna.

Poprawność polityczna?

W XV wieku? Tu nie chodzi o politykę, tylko o ukazanie dostępności i powszechności zbawienia.


Postać Murzyna pojawia się i w grupie zbawionych, i w grupie potępionych. W malarstwie niderlandzkim tego czasu spotkamy na przykład murzyńskiego króla w scenach pokłonu Trzech Króli.

A kobiety? Czy któraś ze zbawionych, albo może potępionych, to żona bądź kochanka Memlinga?

Legendy... Wiadomo jedno - wszystkie postacie kobiece, które się pojawiają w obrazie, są jakby z jednego wzorca. Wyglądają jak siostry bliźniaczki, tylko że w różnym wieku.

Czy nie miała na to wpływu po prostu obowiązująca wtedy moda i ideał urody?

Oczywiście. Te panie jak najbardziej odwzorowują idealną w czasach Memlinga postać kobiety - długie złote włosy leciutko utrefione, owalne twarze, duże oczy, drobniutkie noski, małe usteczka, broda ładnie zarysowana, ale... z podbródkiem.

I szczupłe ciało z brzuszkiem.

Właśnie. Drobne ramionka, niewielkie piersi, wydatne brzuszki. Nikt nie trenował wtedy mięśni brzucha, a zwłaszcza kobiety. Poza tym brzuch był widomym symbolem macierzyństwa.

Czy wiadomo coś o życiu osobistym Memlinga? Czy te kobiece klony mogły mieć wzór w bliskiej malarzowi osobie?

O Memlingu zachowało się bardzo niewiele informacji. Mistrz Hans miał żonę, dwóch synów, należał do ludzi majętnych. Wiemy jeszcze, dla kogo malował, ale w zasadzie to wszystko. W jego życiorysie pozostaje wiele niewiadomych, poczynając od daty urodzenia - nie znamy nawet dokładnego roku. Jak więc odpowiedzieć na pytanie, kim była jego modelka?
 



 



 





 

 

















 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

 







 












 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin