Czylok Wszystkim, którzy kochają życie.txt

(22 KB) Pobierz
Mariusz Czylok

Wszystkim, kt�rzy kochaj� �ycie

Nadszed� czas aby po�o�y� swoj� ci�k� i r�wnocze�nie pi�knie ukszta�towan� 
g�ow� na mi�kkiej poduszce. Czas na sen. Czas odpoczynku. Po d�ugim dniu - kt�ry 
akurat dogorywa� z u�miechem na ustach - skierowa�em swoje pi�kne cia�o w stron� 
oczekuj�cego na mnie z ut�sknieniem ��ka.
Zegar wybi� p�noc. Godzina duch�w. Czas na potwory. �mieszne, prawda...? 
Pr�bowa�em nasun�� ko�dr� na g�ow�, kiedy dotar� do moich uszu znajomy ha�as - 
stukanie o szyb�.
W sumie w takim d�wi�ku nie znajduje si� nic dziwnego... ot takie sobie 
stukanie. Kto� uderza o szyb�. A niby dlaczego mia�by tego nie czyni�? Jest 
szyba... ma okazj�...
Jednak... bior�c pod uwag� por� dnia, lub nocy, to...
Acha... i jeszcze jeden szczeg�: to jest szyba z mojego okna. A okno znajduje 
si� ponad siedem metr�w nad ziemi�. Kto� kto nie potrafi lewitowa� nie ma prawa 
stuka� o szyb� mojego okna. A jednak... I to jest dziwne w tym wszystkim.
Stukanie powt�rzy�o si�.
Zamar�em.
- Otw�rz - us�ysza�em zza okna m�ski g�os. Kto� tam rzeczywi�cie by�.
Uczyni�em wszystko co by�o mo�liwe aby nie krzycze� ze strachu. Ciemny pok�j 
zawirowa� wok� mnie. Usiad�em na ��ku. Patrzy�em na okno. Zaci�gni�te �aluzje 
skutecznie utrudnia�y ujrzenie koszmaru zza szyby. Koszmaru? Dlaczego od razu 
koszmaru? Sk�d mi to przysz�o na my�l? Powinienem by� bardziej obiektywny. Mo�e 
to po prostu dostawca pizzy, albo jaki� tam przygodny sprzedawca s�ownik�w 
ortograficznych. 
- Otw�rz - ponownie.
- Kto tam? - wyszepta�em. Wydusi�em z siebie te dwa s�owa. Nic wi�cej.
- To ja.
- Co za ja? 
- Popescu. Drago Popescu.
Nie zna�em �adnego Popescu.
- Acha...
- Otw�rz.
Wsta�em z ��ka i na zdr�twia�ych nogach dotar�em do okna. Powoli rozsun��em 
�aluzj�. 
- Cze�� - us�ysza�em.
Na parapecie okna siedzia� wampir. Czarne w�osy zaczesane do ty�u. Poci�g�a 
blada twarz z czarnymi jak w�gle oczkami. Z�amany nos przypominaj�cy star� 
bulw�. I k�y... paskudne, ostre i obrzydliwe. Bia�a koszula. Czarna kamizelka. 
Czarny d�ugi p�aszcz. Nie wygl�da� na go�cia, kt�ry cokolwiek m�g�by owija� w 
bawe�n�. (Sk�d - tak na marginesie -przysz�o mi do g�owy, i� m�g�by co� takiego 
robi�? Zreszt� kto tam wie co wampiry lubi� robi� poza wypijaniem krwi ze swoich 
ofiar?)
Wampir ma�ym pilniczkiem wyr�wnywa� sobie pazury. Je�eli wierzy� temu co m�wi�, 
nazywa� si� Drago Popescu. (Sk�d wiedzia�em, �e to wampir? Mo�e to moja kobieca 
intuicja przebudzi�a si� z drzemki, a mo�e twarz tego stwora nasun�a mi to 
oczywiste rozwi�zanie.) K�y zaczepnie wystawa�y spod g�rnej wargi. ��te, d�ugie 
i... ostre.
Co takiego jest dobre przeciwko wampirom?
Czosnek...
Pobieg�em do kuchni i rozpaczliwie przeszuka�em szuflady. Znalaz�em dwie stare i 
zasuszone g��wki czosnku. Wr�ci�em do sypialni i pokaza�em je wampirowi.
Ta obrzydliwa pijawka, ten ohydny stw�r, ta krwiopijcza zdechlina nawet nie 
przestraszy� si�. Prychn�� tylko i z pogard� spojrza� na mnie, a potem na 
czosnek.
- Co my tutaj mamy? - zaskrzypia�. - Czosnek? Jeste� chory? - nagle zmieni� g�os 
na ostry i brutalny: -  Zabieraj to! - ponownie zmieni� g�os na uwodzicielsko-
prosz�cy i spyta� czy mo�e wej��.
Pokr�ci�em g�ow�. J�zyk utkn�� mi gdzie� tam g��boko w gardle i nie nadawa� si� 
do u�ytku. Do niczego innego r�wnie�... Pomy�la�em sobie o tym, �e na przysz�o�� 
musz� postara� si� o ko�ki osikowe i srebrne kule. I o bro�, oczywi�cie, do tych 
srebrnych kul.
- Nie? - zdziwi� si�. Zastuka� raz jeszcze w szyb�. - Obud� si� ch�opie! - 
warkn��. Ujrza�em d�ugie, stare palce zako�czone ostrymi pazurami.
- Nie denerwuj mnie - sykn�� i poplu� mi szyb�. - Otwieraj! Nie wyprowadzaj mnie 
z r�wnowagi.
No i co? Otworz� okno... i co dalej? Sajgon...kaplica... krwiopijca wpadnie do 
�rodka i urz�dzi sobie zabaw�... na m�j koszt. A krew trzeba szanowa�, koniec 
ko�c�w krew to nie woda. Wampir to nie jaki� tam fistum pofistum tylko stw�r 
gotowy zabija�.
Patrzy�em na t� ohydn� twarz Popescu nie mog�c zrozumie� jak mo�e istnie� na tym 
�wiecie co� takiego. To wszystko wygl�da na jak�� paranoj�. Zamiast spa� 
rozmawiam sobie z wampirem, kt�ry usiad� na moim parapecie. Co za idiotyzm...
Drago Popescu uleg� w jednej chwili gwa�townej metamorfozie. Przeistoczy� si� w 
nietoperza i run�� w d� z parapetu. 
Finito? Uciek�?
Zasun��em �aluzj�.
W tym samym momencie kto� zadzwoni� do drzwi. Wampir? Czy�by tylko po to zmieni� 
si� w nietoperza aby zlecie� do drzwi i zadzwoni�?
Zbieg�em do holu i stan��em przy drzwiach.
- Kto tam? - spyta�em zagl�daj�c przez matowe szyby na zewn�trz. Poza cieniami 
nic nie mo�na by�o ujrze�.
 - Ja na konkurs - us�ysza�em delikatny dziewcz�cy g�osik. 
- Na jaki konkurs? - zdziwi�em si�. Paranoja paranoj�, ale to urasta�o ju� do 
miana super wielkiego nieporozumienia.
- No... na konkurs pi�kno�ci - us�ysza�em piorunuj�co proste wyja�nienie. - 
Dosta�am pa�ski adres oraz informacj� o konkursie. To pan potrzebuje 
wysportowanej ksi�niczki, kt�ra potrafi zaparzy� dobr� kaw� z ekspresu, prawda?
- Nie! Nie potrzebuj� nikogo do pomocy przy parzeniu kawy, nawet i z ekspresu. A 
ju� na pewno nie potrzebuj� do tego wysportowanej ksi�niczki.
- Czyli co...? Mam sobie i�� z powrotem?
- Raczej tak...
- Nie mog� wej��?
Co si� dzieje? Czy wszystkim wok� odbi�o? Zastanawiaj�ce... Drago pyta� czy 
mo�e wej��, na si�� chcia� dosta� si� do �rodka. Nie wszed�. Nie wpu�ci�em go. 
Teraz i ta... ksi�niczka pyta czy mo�e wej��. Po co?
- Nie - odpar�em i zaraz zada�em grzeczne pytanie: - A po jak� choler�?
- Nie mam gdzie spa�. Jest noc.
- A do tej pory pani tego nie zauwa�y�a?
- Czego? �e nie mam gdzie spa�?
- Nie, �e jest noc.
- Jest pan z�o�liwy.
- Nie, nie jestem z�o�liwy. Raczej zm�czony. Chc� i�� spa�.
- Ja te�. Nie mogliby�my tego w jaki� spos�b po��czy�?
- Nie, id� pani st�d.
Zawr�ci�em na pi�cie i pogna�em na g�r� do sypialni. W po�owie drogi us�ysza�em 
dzwonek telefonu.
- Halo? - rzuci�em do s�uchawki kilka sekund p�niej.
- Dobry wiecz�r panu - g�os dochodz�cy do mnie ze s�uchawki musia� nale�e� do 
cz�owieka zm�czonego �yciem. 
- Dobry wiecz�r? - zdziwi�em si�. - Jest kwadrans po p�nocy. Pan to nazywa 
wieczorem? Prosz� zadzwoni� rano... do widze...
- Nieeee!!! - rykn��. - Ja musz� z panem rozmawia�. Teraz. Chc�... musz�... 
powinienem pana poinformowa�, �e ju� ko�cz�... prawie ko�cz�... zosta�o mi ju� 
bardzo ma�o... prawie nic...
- Panie... powiedz pan mi wreszcie o co chodzi?! Albo nie... nic pan nie m�w. 
Najlepiej b�dzie je�eli pan si� roz��czy. Dobrze?
- No wi�c... kr�tko m�wi�c, nie chc� przed�u�a� i owija� w bawe�n� tego co 
powinienem powiedzie�. Nie robi� oczywi�cie z tego tematu �adnej tajemnicy... za 
jak�� godzin� - mo�e mniej - b�d� u pana.
- Po co? - spyta�em.
- To  teraz nie ma znaczenia. Po prostu przyjd�, zrobi� panu to co mam zrobi� i 
p�jd�. Najwa�niejsze jest jednak to, �e... przyjd�.
- Co pan chce zrobi�? Co to znaczy, �e zrobi mi pan to co ma zrobi�?
- Wszystko w swoim czasie... najpierw musz� przyj��.
Paranoja. Ob��d. Totalne szale�stwo. To jaki� wariat...
- Jak? Ja sobie pana tutaj nie �ycz�.
- Nie szkodzi. Robi� podkop pod pana domem. Jeszcze troch� i sko�cz�. Teraz 
musia�em na moment przerwa� kopanie ze wzgl�du na ma�e problemy natury 
technicznej, ale zaraz b�d� kontynuowa�. Wi�c... do zobaczenia.
Roz��czy� si�. Kto� stuka� w szyb�. Znowu... Na g�rze. W sypialni.
R�wnocze�nie zadzwoni� ponownie telefon i kto� zacz�� dobija� si� do drzwi. 
Zacz��em od telefonu. Podnios�em s�uchawk�.
- Buon giorno, signore - komu� zupe�nie poprzestawia�y si� pory dnia, a na 
domiar z�ego zapomnia� ojczystego j�zyka i przemawia do mnie po w�osku. A mo�e 
to rzeczywi�cie by� W�och. Zreszt�... jakie to ma znaczenie?
Rzuci�em s�uchawk� o wide�ki zanim rozwi�za�em problem przynale�no�ci narodowej  
mojego rozm�wcy. Zaraz potem wyrwa�em wtyczk� telefonu z gniazdka. Na wszelki 
wypadek skopa�em jeszcze aparat. Za�atwi�em telefon na dobre. 
Przy drzwiach kto� oszala� i dopiero gdy zapyta�em uprzejmie kto tam chce dosta� 
w pysk, us�ysza�em grobowy g�os informuj�cy mnie, �e za drzwiami nie ma nikogo. 
- Nie rozumiem - powiedzia�em pr�buj�c r�wnocze�nie zatrzyma� szcz�k� na swoim 
miejscu. 
- Czego pan nie rozumie? - grobowy g�os musia� nale�e� do kogo�. Kogokolwiek, a 
to oznacza�o, �e kto� tam by�. Nie oszala�em. Na razie.
- Czego pan chce? - spyta�em.
- Nie b�dziemy chyba rozmawia� w ten spos�b?
- W jaki spos�b? - dobrze wiedzia�em o co chodzi. Wszyscy chcieli dosta� si� do 
�rodka. Ka�dy z tych dziwnych go�ci chcia� w spos�b ordynarny zadepta� m�j 
czysty dywan swoimi brudnymi buciorami.
- Przez drzwi... Nie b�dziemy chyba rozmawia� przez drzwi.
- Na razie musi nam to wystarczy�.
- A niech ci�... - i hukn�� w drzwi. Zawiasy wytrzyma�y, a m�j narwany rozm�wca 
zamilk� gwa�townie. Kto� parskn�� �miechem. Us�ysza�em g�os kobiety 
przeklinaj�cy czerwonego kura, kt�ry podobno z bied� wi�za� koniec z ko�cem.
...Cokolwiek to znaczy�o.
- Gdzie jest ta wredota?! - rykn�� kto�.
- O kogo pytasz? - wygl�da�o na to, �e przed moimi drzwiami zebra� si� t�um 
ludzi (chyba ludzi) czekaj�cych na sensacj�.
- Gdzie jest ghoul?  Pytam o ghoula.
- Jest na cmentarzu, jak zwykle - w��czy� si� kto� nowy. - Rozkopuje groby.
- Poszed� sam?
- Nie... mia� ze sob� Kup� Szcz�cia.
- A co z... gdzie jest Zemsta Losu?
Uciek�em. Najzwyczajniej w �wiecie uciek�em. Je�eli jeszcze przez chwil� mia�bym 
s�ucha� tego dialogu to r�wnie dobrze od razu mo�na b�dzie zamkn�� mnie w 
zak�adzie dla psychicznie chorych.
O co tu chodzi? Nadal nic nie rozumia�em...
Na pi�trze w sypialni rozdzwoni�a si� szyba. Znowu wampir? Pobieg�em do sypialni 
i rozsun��em �aluzje.
- To  znowu ja - powiedzia� weso�o Drago Popescu, m�j znajomy wampir. Blada 
twarz, czarne oczy i ��te k�y nie dzia�a�y na mnie buduj�co. Wcale nie cieszy�a 
mnie wizyta wampira. Z drugiej strony dziwi�em si�, �e co� takie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin