Dębski O włos od serca.txt

(315 KB) Pobierz
Eugeniusz D�bski

O w�os od serca

Prawa d�o� ch�opaka zacisn�a si� na twardej spiczastej piersi dziewczyny, druga nerwowo i gor�czkowo szarpa�a 
ta�my przy jej sp�dnicy; dziewucha zachichota�a z obowi�zku i szarpn�a r�wnie niemrawo.
-Przesz nigdzie nie p�dziesz! - niby hardo, ale w gruncie rzeczy z niepokojem w g�osie wyszepta� parobek. - Leje jakby 
kto dziur� w niebie zrobi� - st�kn�� napieraj�c biodrami i - porzuciwszy szarpanie tasiemki po�o�y� obie r�ce na 
soczystym ty�eczku dziewczyny. - Najlepi by by�o, jakby my...
-Sweryn! - wrzasn�� kto� przez w�skie poziome okno pod okapem budynku, niemal nad sam� g�ow� pary. Ch�opak 
podskoczy�, a dziewczyna zapomnia�a o krygowaniu i nie zwracaj�c uwagi na ulew� pogna�a, zadzieraj�c sp�dnic�, 
przez brukowane podw�rze do drugiego kuchennego wej�cia. Porzucony amant strzeli� �adunkiem nienawi�ci w 
okienko, wsadzi� pami�taj�c� ciep�y przytulny kszta�t d�o� w spodnie i chwil� uk�ada� w gaciach a� do b�lu wypr�ony 
cz�onek.
-Swe-e-eryn! �eby ci smr�d nogi powykr�ca�! - wrzasn�� kto� ponownie.
-Ide! - warkn�� poszukiwany. Splun�� k�tem ust w ka�u��, zerkn�� w m�tne wisz�ce nad samym dachem niebo, 
wymrucza� przekle�stwo, kt�re mia�o obj�� pogod� i karczm�, a przede wszystkim dziewczyn�, co to si� jej, lebiodzie 
jednej, nie chcia�o pobiec do stodo�y. Przekl�� te� tego durnia, co wydziera� si� z kuchni stoj�c na sto�ku zamiast zrobi� 
co zrobi� trza. - Dy� ide!
Ocieraj�c si� r�kawem kaftana o �cian� dotar� do drzwi i wszed� do g��wnej izby zamierzaj�c uda�, �e przez ca�y czas 
wyciera� pod�og� z wody i zbiera� brudne naczynia, bo o to musia� piekli� si� Brind. Natychmiast cwane oczy Sweryna 
wy�apa�y plecy szynkarza, zadowolony rzuci� si� do cebra i p�ku konopnych paku� na kiju, kt�rymi zbiera� wod�, 
energicznie zacz�� osusza� ka�u�� na pod�odze. Spod grzywy jasnych w�os�w zerkn�� na dobrodzieja, czy widzi jego 
starania, a potem przypomnia� sobie kszta�tny cycuszek i ca�� reszt�, mocniej napar� na kij. Szynkarz tymczasem 
podszed� do stoj�cego przy kominie sto�u, przed ka�dym z siedz�ce tam czw�rki wojak�w postawi� kufel z paruj�cym 
winem, pozosta�e cztery ustawi� w centrum, mi�dzy junacko rozstawionymi �okciami, dwoma cylindrycznymi 
he�mami, jednym sztyletem i misami z resztkami posi�k�w. W�a�ciwie resztek nie by�o - mocne z�by zaprawionych w 
bojach chwat�w nie takim karczmom dawa�y rad� - i znakomicie pracowa�y na wszystko trawi�ce �o��dki; kilka chwil 
temu jeden z nich rzuci� p�taj�cemu si� pod nogami psu ko��, bia��, ob�art�, wycmoktan�. Pies rzuci� si� na ni�, ale 
przystan��, obw�cha� podejrzliwie i zerkn�wszy z wyrzutem na cz�owieka wzi�� z nawyku w z�by, by ponuro powlec 
si� do k�ta. Tam po�o�y� gnat na pod�odze przed sob� i westchn�wszy u�o�y� nos na ziemi, tu� obok, jakby chcia� 
pokaza�, �e stara si� z�owi� najmniejszy, najs�abszy �lad smakowitego zapachu, ale na niewiele mo�e tu liczy�.
Karczmarz stawiaj�c na stole cztery kufle post�pi� wbrew poleceniu, bo najha�a�liwszy z wojak�w wyra�nie 
powiedzia�: "Karczmarzu, fiucie jeden, dwa razy po cztery szklanice grzanego, ale nie naraz, bo zi�bn�, a nam gor�ce 
potrzebne po zimnicy!". Karczmarz jednak nie zamierza� biega� tam i z powrotem z zakichanymi kilkoma szklanicami, 
do czterech wi�c nala� gor�cego wina, a do nast�pnych czterech bardzo gor�cego, niemal wrz�cego - para z nich 
bucha�a pod sufit g�sto. Gdy do izby wgramolili si� dwaj nast�pni go�cie, miejscowe chudziaki, przejrzyste, wonne 
welony wznosz�ce si� znad bardzo gor�cych naczy� kiwn�y si�, wiotko majtn�y w bok i osiad�y na oknach z p�ytek 
magmikowych, zas�aniaj�c kompletnie widok na podw�rze. Nic tam zreszt� ciekawego nie by�o - zi�b okrutny, ulewa, 
a czasem i drobna sieczka �nie�na w powietrzu, siek�c po pysku ka�dego kto nos wy�ciubi� na ulic�. Dlatego 
karczmarz nie ba� si� wojak�w - nie podoba si� obs�uga? A won mi na ulic�! Nocuj, m�dralo w stogu, albo - w 
najlepszym przypadku - w stajni, je�li �adnie poprosisz i uszczuplisz sw�j �o�nierski trzosik.
Jeden z wojak�w zauwa�y�, �e szynkarz post�pi� wbrew i zaczerpn�� powietrza do protestu, ale ten najha�a�liwszy, 
barczysty sumiastow�sy chwat ze z�amanym kiedy� nosem, przez co m�wi� jakby mia� go zako�kowany, wypi� �arliwie 
po�ow� swej szklanicy i - zag�uszaj�c rodz�cy si� protest towarzysza - rykn��:
-Tak te� i powiadam: Wied�min? Ni ma takiego! Dup� mam ubit� na g�sto od je�d�enia po �wiecie, od kiedy 
pamientam przemierzam tyn kraj i inne od brzega do brzega, ale nie spotka�em nikogo takiego. Chiba �e w bajach dla 
dzieci albo naiwnych gamoni! Tyle wam powiem, i nic mego zdania nie zmieni!..
-Wiemy-wiemy... - skrzywi� si� siedz�cy naprzeciwko w�sacza nieco chudszy, ale te� w�saty kompan. Od pocz�tku 
biesiady stara� si� przej�� g�os i dowodzenie przy stole, ale nie udawa�o mu si� - w�saty mia� mir u pozosta�ych dwu i 
rzucanymi co jaki� czas pytaniami albo pochwa�ami ten mir u nich podgrzewa�. - Twoim zda-aniem...- przedrze�ni�. - 
Ci�gle dyskredytyw� na wied�mowych k�adziesz, a ja pytam: A sk�d pewno�� twoja, krutydupku, �e ten tw�j 
xameleon by mu na�o�y�?
-Krutydupekem?
-Krutydupeke�!
-Ty... - W�sacz zawaha� si�, jego pobru�d�one czo�o rozja�ni�o si�, soczysty u�miech rozci�gn�� wargi. - Ja ci powiem 
skond moja pewno��! - Odzyskanie kontenansu przybi� pi�ci� w st�. - Ja ci to powiem!
-Powiedz!
-A powiem!!!
-No to gadaj, a nie, �e ino gadasz, �e powiesz!!!
Kr�tk� chwil� w karczmie wszyscy, niemal wszyscy zastygli - b�jka wsadzi�a czubek nosa do karczmy i z nadziej� 
zerka�a na rozgrzanych woj�w. W�sacz wypu�ci� powietrze i och�on�wszy warkn��:
-No to s�uchaj. - Zamierza� si�gn�� po szklan�, ale zorientowa� si�, �e teraz ka�da przerwa jest po my�li kompana i 
b�dzie gra� na tamtego korzy��, tr�ci� wi�c tylko paznokciem w szk�o i zacz�� m�wi�: - Zychur potwierdzi - kiwn�� na 
siedz�cego z lewej niskiego kamrata, kt�remu czarne w�osy niemal ��czy�y si� z g�stymi szerokimi brwiami, wygl�da� 
przez to jakby dwie pijawki rozci�gn�y mu si� nad oczami i zerka�y w d� na czubek nosa. Wywo�any odchrz�kn�� 
skonfundowany i pytaj�co zerkn�� na m�wc�. - By�ech przy bitwie na rzece Sconfolo? - Zychur z ulg� odetchn�� i 
gor�co zakiwa� g�ow�. - No, widzicie! Jakem Malon - nie ��em!
-Nie m�wi�, �e ��esz o bitwie pod Grutt�...
- Poczekaj! Ju� wszystko wyk�adam... Ot� jak tam by�o wiecie, nie? - Zazwyczaj po takim pytaniu nast�puje d�u�sza 
niepotrzebna perora i tak te� sta�o si� i tym razem: - Z jednej strony, a nie by�a to nasza strona, sta�o sze�� fratier 
pieszych, dwa skrzyd�a jazdy i garmatki, h�ubnice, szkwery, wszytkiego po sze�� i szterna�cie gwizda�ek nabitych 
�elazn� sieczkom na nasze jazde. U nasz by�o od pocz�tku du�o mniej pieszych, ledwie trzy fratiery, jazdy ty� dwa 
skrzyd�a, a artylerei - dwie garmatki, po�ytku z nich jak z osy miodu. Ale co tam - t�ukli my sie jak trza, to i ich 
przewaga kapcia�a. I tak dzie� w dzie�: oni szturm - my ich po kulach, po kulach; oni nazad - my im po plerach! I nic 
wiency. Rany li�emy, sza�ce poprawiamy. Czekamy na dopomoge. Nima. Nastempny dzie�: oni szturm, my z okop�w 
chlast-chlast! Oni dyla, my im po�lad: rdzaw� posypk� z garmatek i czekamy, jako rzek�em, na posi�ki. Ale, grucha-
pietrucha, nima! - Wojaka zrobi� znacz�c� pauz�, zobaczy�, �e miejscowi, znudzeni zim� i brakiem wie�ci ze �wiata 
ch�on� jego opowie�� jeszcze ch�tniej ni� chrzczone piwo, na kt�re i tak ledwie ich by�o sta�. �o�nierz potoczy� 
pytaj�cym spojrzeniem po izbie. "No i co by�cie zrobili na naszym miejscu?".
Pr�cz dwu m�czyzn siedz�cych w k�cie nikt nie by� w stanie udzieli� mu odpowiedzi, a ci dwaj, pomijaj�c �e 
znaczniejsi, przyjezdni, to nie zamierzali wtr�ca� si� do opowie�ci, cho� sami, popijaj�c nie hrzaniec, a szlachetne 
wino, s�uchali historii i nie ukrywali tego - jeden nawet pokiwa� z aprobat� g�ow�, a drugi si� u�miechn�� i uni�s� 
troch� ponad st� sw�j kielich. - No. Tak to trwa�o sze�� dni, dok�adnie. Tylko tak - my ich uszczuplamy mocno, oni 
nas s�abiej, ale ich jest pi�� razy wiency, to i piontego dnia zosta�o ich ma�o, a nas - wcale. Wieczorem zebra� nas 
dow�dca, Rewer, i powiada: " Ch�opy, wida� pomocy nie bedzie i mo�emy tera albo sie w nocy wycofa� i drapa� st�d 
pieprzem posypuj�c swoje �lady, by psy nas nie zwietrzy�y, albo bedziemy sie bi� do ostatka, do ostatniej ca�ej klingi, 
do ostatniej nabitej garmatki, do ostatniego dechu!". Opowiadaj�cy wczu� si� w rol� Rewera, wyprostowa� si�, chwyci� 
jedn� r�k� pod bok, drug� zakrutn�� w�sa, min� mia� dziarsk� i dow�dcz�. - My na to r�nie, jeden kwikno�, �e 
po�ytku z naszej walki ni ma, drugi, �e si�a ich, a nam pomocy sie skompi... Rewer milcza� i s�ucha�, chwile tak s�ucha� 
i coraz wiency takich sie odzywa�o, co ju� sakwy mieli popakowane. Nagle Rewer m�wi: "Wy gnoje ojscane! Wy psie 
fiuty w pyle wytyt�ane, g�wna kacze takie! Ju� kity pod siebie i chodu? Ju� gotowi�cie pientami sobie zadki poobija�?! 
Sra� na honor najmit�w!? Plecy pokaza� i �y� potem spokojnie???". "Ale si�a ich, a nas garstka...", j�kn�� kt�ry�. A 
Rewer wychyli� sie w jego stron� i l-lu go jap�! Tamtego �cieno z n�g, podni�s� si� i ryj wyciera i nie wie - obrazi� si� 
czy potulnie �liza� smarki z juchom i tyle. A Rewer patrzy na niego i m�wi: "Lepiej w ryj dosta� ma�om garstkom czy 
du�om poducho? Bo my jeste�my dla nich garstkom!". Jak my nie rykneli �miechem, jak sie nie zaczeni pok�ada�! A� 
do tamtych stanowisk dosz�o, bo si� oni poruszyli, a nasi wartownicy zaczli syka�. Nagle nam, gr-rucha-pietrucha, si� 
dosz�o. I w og�le...
Teraz opowiadaj�cy uzna�, �e ma ju� s�uchaczy w gar�ci i mo�e sobie zaserwowa� ma�y antrakt na zaczerni�cie 
dziobem hrza�ca. Upi� serdecznie, wytchn��: "Hu-ach!" i otar� w�sy.
-Nikt ju� nie zamierza� drapa� stamtond, nawet ten w pap� rympnienty, taka nas ochota do bitki nasz�a, �e jeszcze 
trocha, a by�my poszli na jeich okopy ju� tera, w nocy. Jeszcze Rewer powiada: "Nie by�o tak ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin