Golding Spadkobiercy.txt

(349 KB) Pobierz
Wiliam Golding

SPADKOBIERCY

"...Nasza wiedza o wygl�dzie Neandertalczyka jest znikoma, ale mo�emy 
przypuszcza�, �e... by� bujnie ow�osiony, brzydki, budzi� odraz� odmienn� budow� 
czaszki o niskim czole, mia� krzaczaste brwi, szyj� ma�py i by� niewielkiej 
postury... Sir Harry Johnston w swojej rozprawie Views and Reviews na temat 
powstania nowoczesnego cz�owieka pisze: "Mgliste wspomnienie tych stwor�w 
podobnych do goryli, przebieg�ych, pow��cz�cych nogami, g�sto ow�osionych, 
obdarzonych mocnymi z�bami i przejawiaj�cych prawdopodobnie sk�onno�ci 
kanibalistyczne, mog�o si� sta� zacz�tkiem ludowych opowie�ci o wilko�akach...""
H. G. Wells Outline of History
Rozdzia� pierwszy
Lok p�dzi� przed siebie co si�. G�ow� mia� spuszczon�, s�katy kij trzyma� dla 
r�wnowagi poziomo, a woln� r�k� rozgarnia� g�szcz barwnych p�k�w. Liku, siedz�ca 
okrakiem na plecach Loka, pop�dza�a go ze �miechem: jedn� r�k� chwyta�a si� 
kurczowo jego kasztanowatych, wij�cych si� w�os�w, kt�re spada�y mu na kark i 
wzd�u� kr�gos�upa, drug� podtrzymywa�a ma�� Oa, wci�ni�t� mu pod brod�. Nogi 
Loka by�y sprawne. Widzia�y. Okr��a�y stercz�ce bez�adnie korzenie buk�w, 
przeskakiwa�y ka�u�e wody na szlaku. Liku uderza�a go stopami po brzuchu.
- Pr�dzej! Pr�dzej!
Zabola�y go nogi, pochyli� si� i zwolni�. Us�yszeli rzek� p�yn�c� r�wnolegle do 
szlaku po lewej stronie, ale jeszcze niewidoczn�. Buki przerzedzi�y si�, 
znikn�y krzaki i znale�li si� na niewielkim, b�otnistym terenie, gdzie zawsze 
le�a� pie�.
- To tutaj, Liku.
Przed nimi rozlewa�a si� mulista, onyksowa woda, kt�ra rozprzestrzenia�a si� 
��cz�c z rzek�. Szlak, prowadz�cy wzd�u� rzeki, rozpoczyna� si� znowu po jej 
drugiej stronie, na terenie, kt�ry si� wznosi� coraz wy�ej i gin�� po�r�d drzew. 
Uszcz�liwiony Lok u�miechn�� si�, zrobi� dwa kroki w stron� wody i stan��. 
Spowa�nia�, otworzy� usta tak szeroko, �e a� opad�a mu dolna warga. Liku 
obsun�a si� do
7
wysoko�ci jego kolan, po czym zeskoczy�a na ziemi�. W�o�y�a g��wk� ma�ej Oa do 
ust i zacz�a si� rozgl�da�. Lok u�miechn�� si� niepewnie.
- Pie� znikn��.
Przymkn�� oczy i zas�pi� si� przywo�uj�c obraz pnia. Le�a� tu w wodzie, od 
brzegu do brzegu, szary i butwiej�cy. Kiedy si� przechodzi�o przez sam jego 
�rodek, czu�o si� p�yn�c� pod nim wod�, okropn� wod�, miejscami g��bok� na 
d�ugo�� m�skiego ramienia. Nie by�a rozbudzona jak rzeka czy wodospad, ale 
senna, rozci�ga�a si� a� po rzek� i dopiero tam si� budzi�a i ��czy�a po prawej 
stronie z g�usz� nieprzebytych bagien, chaszczy i trz�sawisk. By� tak pewien 
tego pnia, z kt�rego ludzie zawsze korzystali, �e kiedy zn�w otworzy� szeroko 
oczy, zacz�� si� u�miecha�, jakby budzi� si� ze snu, pie� jednak znikn��.
K�usuj�c szlakiem zbli�a�a si� Fa. Na jej plecach spa� nowy. Nie obawia�a si�, 
�e spadnie, czu�a bowiem, �e przytrzymuje si� r�czkami jej w�os�w na szyi, a 
n�kami w�os�w rosn�cych ni�ej, na plecach, ale mimo to bieg�a ostro�nie, �eby 
si� nie zbudzi�. Lok us�ysza�, �e si� zbli�a, nim jeszcze pojawi�a si� pod 
bukami.
- Fa! Pie� znikn��!
Pod��y�a prosto na brzeg wody, popatrzy�a w�sz�c jednocze�nie nosem, po czym 
obr�ci�a si� do Loka i spojrza�a na niego z wyrzutem. Nie musia�a nic m�wi�. Lok 
zacz�� podrzuca� g�ow�.
- O nie, nie. Nie ruszy�em pnia, �eby rozbawi� ludzi. Znikn��.
Roz�o�y� szeroko ramiona, aby dobitniej zobrazowa� brak pnia, po czym opu�ci� je 
widz�c, �e zrozumia�a.
Liku zawo�a�a do niego:
- Pohu�taj mnie.
Stara�a si� dosi�gn�� ga��zi buku, kt�ra wyrasta�a z drzewa niczym d�uga szyja, 
a ujrzawszy �wiat�o wygi�a si� w g�r�, bujnie obsypana zielonymi i br�zowymi 
p�kami. Lok przesta� my�le� o pniu, kt�ry znikn��, i podsadzi� Liku
8
na wygi�t� ga���. Zako�ysa� si� na boki i zacz�� wyci�ga� ga���, cofaj�c si� 
krok po kroku do ty�u, a� zaskrzypia�a.
- Hop!
Pu�ci� i upad� na siedzenie. Ga��� odskoczy�a, a Liku krzykn�a rozradowana:
- Nie! Nie!
Lok poci�ga� ga��� co pewien czas, a pokrzykuj�ca, roze�miana i protestuj�ca 
Liku unosi�a si� po�r�d g�stwiny li�ci nad samym brzegiem wody. Fa spogl�da�a to 
na rozlewisko, to na Loka. By�a znowu zas�piona.
Teraz Ha zbli�a� si� szlakiem, spieszy� si�, ale nie p�dzi�, sprawia� wra�enie 
cz�owieka bardziej rozwa�nego ni� Lok, bardziej odpowiedzialnego. Kiedy Fa 
zacz�a do niego m�wi�, nie odpowiedzia� od razu, najpierw popatrzy� na pust� 
wod�, potem dalej, na lewo, gdzie za �ukiem buk�w wida� by�o rzek�. Nast�pnie 
zbada� las uchem i nosem, sprawdzaj�c, czy nie ma jakich� intruz�w, i dopiero 
gdy upewni� si�, �e nie zagra�a im niebezpiecze�stwo, po�o�y� s�katy kij i 
ukl�kn�� przy wodzie.
- Patrzcie!
Wskaza� palcem na podwodne wyrwy, jakie zosta�y po pniu. Ich brzegi by�y wci�� 
jeszcze poszarpane, a w g��bi le�a�y grudy ziemi, kt�rych woda nie zd��y�a 
rozmy�. �ledzi� kr�te wyrwy, kt�re dalej gin�y w mroku wody. Fa popatrzy�a na 
drug� stron�, na dalszy ci�g przerwanego szlaku. Tam, gdzie przedtem le�a� drugi 
koniec pnia, ziemia by�a poryta. Fa zwr�ci�a si� z pytaniem do Ha, kt�ry odpar�:
- Jeden dzie�, mo�e dwa. Nie trzy.
Liku wci�� wykrzykiwa�a ze �miechem.
Na szlaku pojawi�a si� Nil. Poj�kiwa�a cicho, jak zwykle, gdy by�a zm�czona i 
g�odna. Sk�ra na jej masywnym ciele by�a zwiotcza�a, ale piersi stercza�y 
prosto, nabrzmia�e mlekiem. Je�li kto� by� g�odny, to na pewno nie nowy. 
Spojrza�a na niego, ukrytego we w�osach Fa, a przeko-
9
nawszy si�, �e �pi, podesz�a do Ha i dotkn�a jego ramienia.
- Dlaczego mnie zostawi�e�? Masz wi�cej obraz�w w g�owie ni� Lok. Wskaza� na 
wod�.
- Spieszy�em si�, �eby zobaczy� pie�.
- Ale pnia nie ma.
Stali we troje i spogl�dali na siebie. Potem, jak to si� cz�sto zdarza w�r�d 
ludzi, poddali si� emocjom. Fa i Nil zobaczy�y tak�e obraz, jaki widzia� 
zamy�lony Ha. Uzna�, �e powinien si� upewni�, czy pie� jest na miejscu, bo je�li 
woda go zabra�a albo sam si� gdzie� przesun��, grozi�a im ca�odzienna mozolna 
w�dr�wka doko�a bagniska, nara�eni byliby na niebezpiecze�stwa i jeszcze wi�ksze 
trudy ni� zazwyczaj.
Lok rzuci� si� ca�ym ci�arem cia�a na ga���, aby j� zatrzyma�. Uciszy� Liku, 
kt�ra zsun�a si� i stan�a obok niego. Szlakiem zbli�a�a si� teraz stara 
kobieta, s�ycha� by�o jej kroki i strudzony oddech. Wy�oni�a si� spoza 
ostatniego drzewa, szara i drobna, pochylona i daleka, pogr��ona w 
kontemplowaniu zawini�tego w li�cie tobo�ka, kt�ry nios�a obur�cz przed 
obwis�ymi piersiami. Stoj�c obok siebie powitali j� milczeniem. Ona te� si� nie 
odezwa�a, tylko czeka�a, jakby z pe�n� pokory cierpliwo�ci�, na to, co mia�o 
nast�pi�. Opu�ci�a tobo�ek troch� ni�ej i znowu podnios�a, aby wszyscy 
u�wiadomili sobie, jak bardzo jest ci�ki.
Lok odezwa� si� pierwszy. Zwr�ci� si� do wszystkich, u�miechni�ty, ws�uchany w 
s�owa dobywaj�ce si� z jego ust, ale spragniony �miechu. Nil znowu zacz�a 
poj�kiwa�.
Teraz dobieg�y ich odg�osy ostatniego cz�owieka nadchodz�cego szlakiem. By� to 
Mal, kt�ry posuwa� si� wolno i pokas�ywa�. Wyszed� zza ostatniego drzewa, 
przystan�� na skraju polany, opar� si� ci�ko na rozwidlonym ko�cu s�katego kija 
i zacz�� kas�a�. Kiedy si� pochyli�, ujrzeli jego bia�e w�osy, wyrastaj�ce znad 
brwi i opadaj�ce zmierzwion� strzech� na ramiona. Nikt nie odzywa� si� ani 
s�owem, gdy kas�a�, wszyscy czekali w ciszy, niczym jelenie wpatrzone
przed siebie czujnym wzrokiem, a obok ich n�g wybrzusza�y si� kanciaste bry�y 
b�ota, kt�re przeciska�o si� te� pomi�dzy palcami ich st�p. Postrz�piona chmura 
oddali�a si� od s�o�ca, drzewa przesiewa�y teraz zimny blask na ich nagie cia�a.
W ko�cu Mal przesta� kaszle�. Zacz�� si� prostowa� opieraj�c si� mocno o s�katy 
kij i przesuwaj�c po nim r�ce w g�r� jedna za drug�. Najpierw spojrza� na wod�, 
potem na wszystkich po kolei ludzi, kt�rzy stali w oczekiwaniu.
- Widz� obraz.
Odj�� r�k� od kija i po�o�y� j� p�asko na g�owie, jakby chcia� zamkn�� 
pojawiaj�ce si� w niej obrazy.
- Mal nie jest stary, ale przytulony do plec�w matki. Jest wi�cej wody, nie 
tylko tutaj, ale i wzd�u� szlaku, kt�rym przybyli�my. Cz�owiek jest m�dry. Ka�e 
ludziom wzi�� drzewo, kt�re si� przewr�ci�o i...
Jego g��boko zapadni�te oczy zwr�ci�y si� do ludzi z b�aganiem, aby 
wsp�uczestniczyli z nim w tym obrazie. Zakas�a� znowu, cicho. Stara kobieta 
ostro�nie podnios�a tobo�ek.
Wreszcie Ha si� odezwa�:
- Nie widz� tego obrazu.
Stary westchn�� i zdj�� d�o� z g�owy.
- Poszukajcie drzewa, kt�re si� przewr�ci�o. Pos�usznie rozpierzchli si� nad 
brzegiem wody. Stara kobieta zbli�y�a si� do ga��zi, na kt�rej niedawno hu�ta�a 
si� Liku, i wspar�a na niej r�ce.-Pierwszy zawo�a� Ha. Pop�dzili w jego stron� i 
skrzywili si� na widok grz�skiego b�ota do kostek. Liku znalaz�a poczernia�e 
jagody, kt�re nie zosta�y zebrane w porze owocowania. Nadszed� Mal i stan�� 
patrz�c ponurym wzrokiem na pie�. By�a to brzoza grubo�ci ludzkiego uda, do 
po�owy zanurzona w b�ocie i wodzie. W wielu miejscach poodpada�a z niej kora i 
Lok zacz�� odrywa� rosn�ce na niej kolorowe grzyby. Niekt�re by�y jadalne i te 
poda� Liku. Ha, Nil i Fa szarpn�li niezdarnie pie�. Mal westchn��.
11
- Poczekajcie. Ha tam. Nil tak�e. Lok!
Unie�li pie� bez wi�kszego trudu. Mia� jeszcze ga��zie, kt�re zaczepia�y si� o 
krzaki i wlok�y w b�ocie, utrudniaj�c ju� i tak ci�k� drog� do mrocznego 
zw�enia rozlewiska. S�o�ce znowu si� skry�o.
Kiedy dotarli do brzegu, starzec ju� tam sta� patrz�c chmurnie na zryt� ziemi� 
po drugiej stronie wody.
- Spu��cie pie� na wod�.
By�o to zadanie delikatne i trudne. Aby przerzuci� ten mokry pie�, musieli 
dotkn�� stopami wody. Wreszcie pie� unosi� si� na jej powierzchni, a Ha sta� 
przechylony do przodu trzymaj�c go z jednego ko�ca. Drugi koniec troch� si� 
zanurzy�. Ha podtrzymywa� pie� jedn� r�k�, a drug� zacz�� go wyci�ga�. Korona 
pnia powoli si� wynurzy�a i wspar�a w b�ocie na drugim brzegu. Lok, pe�en 
podziwu, mamrota� co� ze szcz�cia, przechyli� g�ow� do ty�u i m�wi�, co mu 
�lina na j�zyk przy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin