Koontz Mroczne ścieżki serca.txt

(1174 KB) Pobierz
Dean Koontz
    Mroczne �cie�ki serca

Prze�o�y� Zygmunt Halka

Wydawnictwo "Prima", 
Warszawa 1997

Dean Ray Koontz rozpocz�� 
karier� literack� w wieku 20 
lat, wygrywaj�c w 1965 roku 
konkurs literacki zorganizowany 
przez |Atlantic |Monthly. W 
tym samym czasie ukaza�o si� 
jego pierwsze opowiadanie. D�la 
m�odego autora by�a to doskona�a 
zach�ta, aby nie odk�ada� pi�ra. 
Nie przerywaj�c pracy 
nauczycielskiej wyda� trzy 
powie�ci, kt�re zapocz�tkowa�y 
jego niezwyk��, pe�n� sukces�w 
karier� pisarsk�. Obok Stephena 
Kinga jest obecnie uwa�any za 
czo�owego ameryka�skiego 
przedstawiciela literatury z 
gatunku horroru oraz mystery. 
Nale�y do pisarzy p�odnych: 
opublikowa� oko�o 50 powie�ci 
oraz liczne opowiadania pod 
w�asnym nazwiskiem i kilkoma 
pseudonimami w ��cznym nak�adzie 
ponad 150 milion�w egzemplarzy. 
Niekt�re z jego ksi��ek zosta�y 
sfilmowane.

W pierwszym okresie swojej 
kariery Koontz pisywa� g��wnie 
utwory z gatunku science fiction 
z elementami horroru, p�niejsza 
tw�rczo��, o wyra�nie 
komercyjnym nastawieniu, 
zepchn�a jego wczesne powie�ci 
w zapomnienie. Obecnie znany 
jest przede wszystkim jako autor 
wielkich bestseller�w 
stanowi�cych po��czenie kilku 
popularnych gatunk�w: thrillera, 
horroru, science fiction, a 
nawet romansu. 






 Gary'emu i Zov Karamardianom

1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 0
za ich cenn� przyja��,

za sprawianie ludziom rado�ci

i za stworzenie nam domu 

z dala od domu.

W przysz�ym tygodniu 

wprowadzamy si� na sta�e!





Cz�� pierwsza

Na nieznanym morzu





Zb��kani w�drowcy -@ nie 
wiemy,  czym zap�acimy@ za nasz� 
podr�.@ Osobliwy ci�g zdarze�@ 
zagadkowych, dziwnych, 
nierealnych -@ pozostawia nas w 
niepewno�ci.@ Ale �adna podr� 
po �mierci@ nie b�dzie taka 
ciekawa@ jak ta przez �ycie.@



 "Ksi�ga policzonych smutk�w"



1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 1


1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 0
 Dr��ca prz�dza losu@ spowija 
mnie delikatnie,@ ale kiedy 
pr�buj� si� wymkn�� -@ czuj�, �e 
jej nitki s� ze stali.@



"Ksi�ga policzonych smutk�w"

1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 1






1





Spencer Grant jecha� 
samochodem przez roz�wietlon� 
noc, szukaj�c czerwonych drzwi. 
Z niepokojem w sercu my�la� o 
tamtej kobiecie. Czujny pies 
siedzia� spokojnie obok niego. O 
dach d�ipa b�bni� deszcz.

1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 0
O zmierzchu owego ponurego, 
lutowego dnia nadci�gn�a znad 
Pacyfiku burza bez wiatru i 
b�yskawic. Wygl�da�o na to, �e 
deszcz, silniejszy ni� m�awka, 
ale nie ulewny, wyp�uka� z 
miasta ca�� energi�. Los Angeles 
z okolicami sta�o si� metropoli� 
o rozmytych konturach, bez t�tna 
i bez ducha. Sylwetki budynk�w 
zlewa�y si� ze sob�, ruch na 
jezdniach by� niemrawy, a ulice 
rozp�ywa�y si� w szarej mgle.

Spencer jecha� przez Santa 
Monica, maj�c po prawej stronie 
pla�e i atramentowo czarny 
ocean. Musia� zatrzyma� si� na 
czerwonym �wietle.

Mieszaniec Rocky, troch� 
mniejszy od labradora, z 
zainteresowaniem patrzy� na 
drog�. Kiedy je�dzili fordem 
explorerem, Rocky czasem 
spogl�da� na boki, przygl�daj�c 
si� temu i owemu, ale g��wnie 
interesowa�a go droga na wprost.

Nawet gdy jecha� w przestrzeni 
baga�owej, za przednimi 
siedzeniami, rzadko wygl�da� 
przez tylne okienko. Ba� si� 
odp�ywaj�cej w ty� scenerii. 
Mo�e od uciekaj�cych obraz�w 
kr�ci�o mu si� w g�owie, a od 
nadp�ywaj�cych nie.

Albo mo�e kojarzy� znikaj�c� 
drog� ze swoj� przesz�o�ci�. 
Wola� jej nie wspomina�.

Tak samo jak jego pan.

Czekaj�c na zmian� �wiate�, 
Spencer podni�s� r�k� do twarzy. 
Kiedy zaczyna�y si� k�opoty, 
dotyka� w zadumie swojej blizny. 
Niekt�rzy ludzie w podobnych 
sytuacjach przebieraj� paciorki 
r�a�ca, Dotkni�cie uspokaja�o 
go; przypomina�o mu, �e 
najwi�ksz� groz�, jak� m�g� 
kiedykolwiek prze�y�, ma ju� za 
sob�, i �e nie mo�e spotka� go w 
�yciu nic bardziej 
niebezpiecznego.

Blizna by�a jego cech� 
charakterystyczn�. By� 
naznaczony.

Jasna, z lekka po�yskuj�ca, 
szeroka na �wier� do po�owy 
cala, si�ga�a od prawego ucha po 
podbr�dek. Podczas upa��w, a 
tak�e przy niskiej temperaturze 
stawa�a si� jeszcze ja�niejsza. 
Mimo �e cienki pas tkanki 
��cznej pozbawiony by� ko�c�wek 
nerw�w, to jednak w zimowym 
powietrzu czu� blizn� jak gor�cy 
drut, przy�o�ony do twarzy. W 
letnim s�o�cu by�a zawsze zimna.

Zapali�o si� zielone �wiat�o.

Pies podni�s� kud�aty �eb w 
oczekiwaniu nowych wra�e�.

Spencer jecha� powoli na 
po�udnie wzd�u� niewidocznego 
wybrze�a, zn�w trzymaj�c 
kierownic� obiema r�kami. W 
powodzi sklep�w i restauracji 
nerwowo wygl�da� czerwonych 
drzwi, po wschodniej stronie 
ulicy.

Cho� nie dotyka� ju� szpec�cej 
blizny, pozostawa� jej ci�gle 
�wiadom. Nigdy nie zapomina�, �e 
jest napi�tnowany. Kiedy 
u�miecha� si� lub krzywi�, czu�, 
jak opina po�ow� jego twarzy. 
Gdy si� �mia�, jego rado�� by�a 
przyt�umiana napr�eniem 
nieelastycznej tkanki.

Wycieraczki rytmicznie 
rozsuwa�y strugi deszczu.

Spencer mia� spieczone wargi i 
wilgotne d�onie. Czu� ucisk w 
piersiach, spowodowany odrobin� 
obawy, ale zarazem i rado�ci� na 
my�l o ponownym spotkaniu z 
Valerie.

Namy�la� si�, czy nie wr�ci� 
do domu. Nadzieja, kt�r� zacz�� 
�ywi�, z pewno�ci� nie warta 
by�a funta k�ak�w. By� samotny i 
- pomijaj�c Rocky'ego - mia� 
zamiar takim pozosta�. Wstydzi� 
si� nowej fali optymizmu i 
w�asnej naiwno�ci, skrywanej 
potrzeby i cichej rozpaczy. A 
jednak jecha� dalej.

Rocky nie wiedzia�, czego 
szukaj�, ale sapn�� lekko, 
wyczuwaj�c subteln� zmian� 
nastroju Spencera na widok 
czerwonych drzwi.

Bar koktajlowy mie�ci� si� 
mi�dzy tajlandzk� restauracj� o 
zaparowanych oknach a pustym 
sklepem, kt�ry kiedy� by� 
galeri� sztuki. Okna galerii 
zosta�y zabite deskami; w 
niegdy� eleganckiej fasadzie 
brakowa�o kwadratowych p�yt 
trawertynu, jak gdyby firma nie 
splajtowa�a, tylko wybuch bomby 
zako�czy� jej dzia�alno��. W 
rozproszonym �wietle padaj�cym 
na fasad�, poprzez srebrzyste 
nitki deszczu, by�o wida� 
czerwone drzwi, kt�re zapami�ta� 
poprzedniej nocy.

Spencer nie potrafi� 
przypomnie� sobie nazwy baru. 
Wydawa�o si�, �e stara� si� 
wyrzuci� j� z pami�ci, poniewa� 
trudno by�o nie zauwa�y� 
szkar�atnego napisu nad 
wej�ciem: "Czerwone Drzwi". 
U�miechn�� si� bez humoru.

Po odwiedzeniu dziesi�tk�w 
bar�w nie by� w stanie spostrzec 
r�nic mi�dzy nimi, a to 
znaczy�o, �e nie umia� 
zapami�tywa� ich nazw. Owe 
niezliczone spelunki w 
najrozmaitszych miastach pe�ni�y 
w jego przypadku rol� 
konfesjona�u; zamiast kl�cze� 
przy konfesjonale, siedzia� na 
sto�kach barowych i mrucza� te 
same wyznania do ucha 
przygodnych kompan�w, kt�rzy nie 
byli ksi�mi i nie mogli da� mu 
rozgrzeszenia.

Jego spowiednikami byli 
pijacy, tak samo zagubieni jak 
on. Nie potrafili wskaza� mu 
w�a�ciwej pokuty, kt�r� powinien 
odcierpie� po to, �eby znale�� 
spok�j. W dyskusjach na temat 
sensu �ycia byli 
nieprzekonywaj�cy.

W przeciwie�stwie do swoich 
rozm�wc�w, przed kt�rymi cz�sto 
odkrywa� dusz�, Spencer nigdy 
si� nie upija�. Pija�stwo by�o 
dla niego czym� r�wnie 
odra�aj�cym jak samob�jstwo. 
Upi� si� znaczy�o zrezygnowa� z 
kontrolowania sytuacji. To nie 
wchodzi�o w rachub�, poniewa� 
pozosta�a mu tylko umiej�tno�� 
panowania nad biegiem wydarze�.

Przy nast�pnej przecznicy 
Spencer skr�ci� w lewo i 
zaparkowa� w ma�ej uliczce.

Chodzi� do bar�w nie po to, 
aby pi�, ale �eby nie by� 
samotnym i m�c opowiada� swoj� 
histori� ludziom, kt�rzy nie 
b�d� jej pami�tali nast�pnego 
ranka. Cz�sto wypija� zaledwie 
jedno lub dwa piwa w ci�gu 
ca�ego d�ugiego wieczoru. 
P�niej, le��c ju� w ��ku z 
oczami skierowanymi w stron� 
niewidocznego nieba, zamyka� 
oczy dopiero wtedy, gdy uk�ad 
cieni na suficie zaczyna� mu 
przypomina� rzeczy, o kt�rych 
wola�by zapomnie�.

Kiedy zgasi� silnik, b�bnienie 
deszczu zabrzmia�o g�o�niej -  
d�wi�k by� nieub�agany, podobny 
do szept�w martwych dzieci 
wo�aj�cych do niego z g��bin 
jego najgorszych sn�w.

��tawe �wiat�o pobliskiej 
latarni wype�nia�o wn�trze 
samochodu, tak �e widzia� 
wyra�nie Rocky'ego. Du�e 
wyraziste oczy psa obserwowa�y 
go z wielk� uwag�.

- Mo�e to z�y pomys� - 
powiedzia� na g�os Spencer. 

Pies wysun�� g�ow� do przodu, 
�eby poliza� ci�gle jeszcze 
zaci�ni�t� na kierownicy r�k� 
pana, tak jakby chcia� da� do 
zrozumienia, �e Spencer powinien 
si� odpr�y� i zrobi� to, po co 
przyjecha�.

Spencer po�o�y� r�k� na g�owie 
kundla, �eby go popie�ci�. Rocky 
opu�ci� �eb - nie po to, �eby 
u�atwi� palcom pana drapanie po 
uszach i karku, ale �eby 
zademonstrowa� swoj� s�u�alczo�� 
i �agodno��.

- Jak d�ugo ju� jeste�my 
razem? - spyta� Spencer. 

Rocky trzyma� �eb nisko, kul�c 
si�, ale nie dr��c pod 
pieszczotliwym dotkni�ciem r�ki 
cz�owieka.

- Prawie dwa lata. - Spencer 
odpowiedzia� sam sobie. - Dwa 
lata �yczliwo�ci, d�ugich 
spacer�w, gonienia po pla�y za 
lataj�cymi kr��kami, regularnych 
posi�k�w...  a ty czasem jeszcze 
my�lisz, �e mam zamiar ci� 
uderzy�.

Rocky siedzia� nadal na fotelu 
pasa�era w pozie pe�nej 
uni�enia.

Spencer wsun�� r�k� pod brod� 
psa, zmuszaj�c go do 
podniesienia g�owy. Po kr�tkiej 
pr�bie cofni�cia jej Rocky 
przesta� si� opiera�.

Patrz�c mu prosto w oczy, 
Spencer zapyta�:

- Czy masz do mnie zaufanie? 

 Pies odwr�ci� wzrok.

Spencer potrz�sn�� �agodnie 
jego pyskiem, nakazuj�c mu 
pos�uch.

- G�owa do g�ry, rozumiesz? 
Masz by� zawsze hardy, pewny 
siebie! G�owa do g�ry i patrz 
ludziom w oczy! Zrozumia�e�?

Rocky wysun�� j�zyk spomi�dzy 
na wp� zaci�ni�tych z�b�w i 
poliza� palce, kt�re obejmowa�y 
jego pysk.

- Bior� to jako znak zgody - 
powiedzia� Spencer, puszczaj�c 
psa. - Nie mog� ci� zabra� z 
sob� do tego baru. Nie gniewaj 
si�.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin