Przyszłość, która nie nadeszła.pdf

(284 KB) Pobierz
Przyszłość, która nie nadeszła
Przyszłość, która nie nadeszła
W 1989 roku Francis Fukuyama ogłosił koniec historii: ostateczne zwycięstwo liberalnej demokracji. W
przyszłości już niewiele miało się zmienić. I co? Nic.
Sytuacja przypomina trochę pamiętną przypowiastkę szwedzkiego premiera Gorana Perssona o bąku,
który - jak podobno wyliczyli naukowcy - ze swoimi gabarytami teoretycznie nie powinien latać. Bąk
jednak - cóż - nie ma o tym pojęcia i lata. Podobnie historia - nie słyszała o Fukuyamie i nadal pędzi
przed siebie na złamanie karku. Fukuyama przyznał się do błędu i ogłosił to publicznie. To samo zrobiło -
bądź powinno było zrobić - wielu futurologów, pisarzy sciencie-fiction, naukowców czy filozofów, którzy
pokusili się o to samo. Bo pamiętacie przepowiednie dotyczące naszych czasów wygłaszane stosunkowo
niedawno - w latach 80-tych i 90-tych? Jak miało być i co z tego się spełniło?
Kroniki przyszłości
W 2000 roku brytyjski "Sunday Times" wydał "Kroniki przyszłości" - wizje wydarzeń pierwszych lat
1
431872784.001.png
nowego milenium. I zaliczył wywrotkę już na samym początku przewidując, że wybory w USA w 2000
roku wygra demokrata Al Gore. I choć - faktycznie - można kłócić się, czy naprawdę odrzuciła go
większość Amerykanów, to przy obowiązującej ordynacji wyborczej nie było wątpliwości - wybory wygrał
kolejny z dynastii Bushów, i - śladem ojca - poprowadził amerykańskie wojska na irackie pustynie, co w
ogromnym stopniu wpłynęło na politykę międzynarodową pierwszej dekady XXI wieku. W 2003 roku -
przewidywali redaktorzy "ST" - w Rosji miała wybuchnąć nuklearna wojna domowa na poły niszcząc ten -
i tak znękany komunizmem i jelcynowską biedą kraj. Nic takiego się jednak nie stało - nuworysz Putin,
który w 2000 roku mógł wydawać się nieśmiałym chłopaczyną, ledwie wyglądającym zza rozchwianych
pleców poprzednika, poradził sobie - jak się okazało - ze zjednoczeniem Rosjan wokół siebie i zdobyciem
"rządu dusz". W 2005 roku odejście Szkocji ze Zjednoczonego Królestwa miało rozczłonkować Wielką
Brytanię (to, jak się wydaje, jednak kwestia czasu). "Kroniki przyszłości" traktować jednak należy - jak
się wydaje - prasową zabawę z przymrużeniem oka, bo na 2007 rok autorzy przewidzieli? trzęsienie
ziemi w Hollywood, w którym zginąć mieli Sylvester Stallone i Bruce Willice. Przyjrzyjmy się więc kilku
najważniejszym poważniejszym przewidywaniom.
Apokalipsa i bąk Perssona
W 1972 roku Klub Rzymski - ponadnarodowa organizacja zreszająca naukowców, biznesmenów i
polityków - wyliczył i wydał apokaliptyczne opracowanie pt. "Granice wzrostu", które ostrzegało przed
wzrostem liczby ludności na naszej planecie i pędzącym rozwojem technologicznym. Rozrastająca się i
unowocześniająca ludzkość miała do 1990 roku wyczerpać zapasy ropy naftowej i gazu ziemnego, a
jeszcze wcześniej - bo w 1981 roku - złota. W 1985 roku skończyć się miały srebro i rtęć, w 1987 - cyna,
a w 1990 - cynk. Do 1994 roku zabraknąć miało miedzi i ołowiu. Rzeczywistość - jak bąk Perssona - nie
miała pojęcia o wyliczeniach Klubu Rzymskiego i spokojnie poszła własnym torem. Zasoby naturalne,
owszem, kurczą się, ale nie tak drastycznie. Autorzy "Granic wzrostu" przyznali, że ich obawy były
"przesadzone", jednak pozostawiły istotny ślad w postaci ruchu ekologicznego, który nadal - i słusznie -
przestrzega przed rabunkową eksploatacją minerałów.
Eksplozja
Przed przeludnieniem - ostrzegał również w 1968 r. Paul R. Ehrlich, pisząc "The Population Bomb"
("Bombę demograficzną"). Przewidywał w niej, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku
ludzkość dotknie masowy głód przypominający ten z lat dwudziestych na Ukrainie, ale na o wiele większą
skalę. Z głodu umrzeć miały setki milionów ludzi, całe regiony miały zostać wyludnione. Problem głodu,
owszem, istnieje. Nie osiągnął jednak tak gigantycznych rozmiarów. Bomba demograficzna nie
eksplodowała. Ale - według Ehrlicha - zagrażał światu nie tylko głód. W 1973 roku z powodu smogu
zginąć miało w samych Los Angeles i Nowym Jorku około 200 000 osób. Spodziewana długość życia ludzi
urodzonych w "epoce smogu", czyli - według Ehrlicha - po 1946 roku - wynosić miała 49 lat. Owszem,
smog jest problemem, ale aż tak źle nie jest.
Pax in Terra
Przewidywać przyszłość nie jest łatwo. Margaret Thatcher - żelazna dama brytyjskiej polityki i pierwsza
kobieta na tym stanowisku, w 1969 roku wieszczyła, że "kobieta na tym stanowisku znajdzie się dopiero
za długie lata, na pewno nie za mojego żywota". Harry S. Truman, prezydent USA na przełomie lat 40 i
50 XX w., twierdził w roku 1950 w wywiadzie dla , że "w przyszłości zapanuje pokój na świecie. Energia
atomowa będzie pod miedzynarodową kontrolą. ONZ będzie [...] miał siłę, by egzekwować na świecie
prawo i porządek. International Trade Organization [poprzednik WTO - Światowej Organizacji Handlu]
będzie regulowała światową wymianę handlową. Wszystkie kraje będą dzieliły z Ameryką jej bogactwo
dzięki rozszerzonemu Planowi Marshalla. Komunizm upadnie, nie dzięki sile zbrojnej, ale dzięki umysłom
i sercom ludzkim". Cóż. Z przewidywań Harrego Trumana spełniło się jedynie to ostatnie. Wszystkie
pozostałe są - niestety - jedynie pobożnymi życzeniami obecnej ludzkości.
Świat roku 2000 z perspektywy roku 1950
W 1950 roku eksperci zaproszeni przez agencję Associated Press snuli wizję świata w roku 2000. "Z
perspektywy roku 2000" - czytamy - "wiek XX miał jawić się wiekiem krwi i chciwości". Cóż - tego, po
dwóch wojnach światowych, nie trzeba było specjalnie przewidywać. Ale do tej tragicznej serii eksperci
dołączyli jeszcze jedną - trzecią. Wojna ta miała toczyć się pomiędzy Rosją, która "dążyć miała do
zjednoczenia świata siłą", a USA, które ten sam cel realizować chciały za pomocą dążenia do realizowania
wspólnych interesów. Z konfliktu wyjść zwycięsko miały Stany Zjednoczone, które - jak jest i w
rzeczywistości - stały się jedyną potęgą światową i stworzyły - pisane w cudzysłowie - "imperium", inne
jednak od Rzymu czy Imperium Brytyjskiego, lecz tworzące zupełnie nową jakość - miał to być raczej
związek narodów pod patronatem USA, które miały działać w interesie wszystkich jego państw i
dostarczać pomocy mniej rozwiniętym. Dokoła ziemi w 2000 roku orbitować miała pierwsza "sztuczna
gwiazda", która miała - podobnie jak Księżyc - świecić światłem odbitym od słońca. Byłby to ogromny
sztuczny satelita, który miałby służyć jako stacja kosmiczna, nadajnik, przyczółek do wypraw w kosmos i
baza naukowa. To - wiadomo - po części spełniło się, lecz zamiast "gwiazdy", dokoła naszej planety krąży
2
raczej "pas asteroid" rozmaitych sztucznych satelitów. Energia atomowa miała zastępować energię
pozyskiwaną z węgla i ropy. Jeśli chodzi o standard życia (w USA), miał on być w 2000 roku ośmiokrotnie
wyższy od tego w roku 1950, a to dzięki sprawnej gospodarce i udogodnieniom technicznym. W roku
2000 postepująca emancypacja, lepsza dieta i naukowo dobrana mieszanina witamin, protein i minerałów
miały sprawić, że kobiety będą wysportowane, o świetnej figurze, ale także - po męsku - muskularne, z
powodu podejmowanie wielu prac wykonywanych do tej pory przez mężczyzn. Taki również miał być
kobiecy strój - długie włosy i buty na obcasach miały - jako niepraktyczne - w 2000 roku być tylko
echem przeszłości. "Być może kobieta" - czytamy ostrożną myśl zawartą w raporcie - "będzie nawet
prezydentem".
Gdzie są nasze nuklearne odkurzacze?
Głód, smog, przeludnienie czy odwrotnie - światowy pokój, stabilizacja i bogactwo to jedna sprawa. Ale
czy pamiętacie, jak magiczną datą był w drugiej połowie XX wieku rok 2000? Jakim niesamowitym
wiekiem miał być XXI wiek? Roboty toczące za nas wojny, a po służbie zmywające naczynia, latające
samochody, teleportacja i wakacje w stacjach kosmicznych na Marsie czy Księżycu. Pamiętacie? W 1955
roku Alex Lewyt, prezes Lewyt Corp., firmy produkującej odkurzacze, zapowiadał, że "już za dziesięć lat"
dostępne będą na rynku samoczynne odkurzacze napędzane niczym innym, jak energią nuklearną. Tak,
drodzy państwo, atomowe odkurzacze. Nie ma atomowych odkurzaczy.
Stadiony XXI wieku i inne cudowne zabawki
Świetną kolekcją przeróżnych entuzjastycznych zapowiedzi przyszłości w przeszłości, jest blog "Paleo
Future". Można tam znaleźć informacje choćby o czymś, co w epoce gorączkowych (choć niekoniecznie
energicznych) przygotowań do Euro 2012 powinno nas zainteresować. W 1958 roku w prowadzonej przez
Arthura Radebaugha rubryce "Bliżej, niż się wydaje" ("Closer, Than We Think") publikowanej w
weekendowych wydaniach "Chicago Tribune" przeczytać można o "mechanicznych stadionach". Stadion
taki - składający się z ultralekkich aluminiowych ruchomych segmentów - można byłoby z łatwością
zaadapaptować na potrzeby dowolnej dyscypliny sportowej. W innym odcinku "Closer Than We Think"
przeczytać można o "telewizorach noszonych na nadgarstku, jak zegarek" oraz - wiadomo - o latających
samochodach (nazywanych "levicars"). Alternatywą dla "levicarów" miały być przwidziane w 1959 roku
"latające platformy", na których całe rodziny miały latać do najbliższych supermarketów. "Latająca
platforma" - przypominająca połączenie latającego dywanu, helikoptera i poduszkowca z kabiną pośrodku
- miała być już "opracowywana w zakładach Piasecki Aircraft i Chryslerze". Platformy miały mieć prostą
konstrukcję, a co za tym idzie - miały być powszechnie dostępne i tanie. W roku 1967 firma Philco-Ford
Corporation wydała krótki filmik pod tytułem 1999 A.D., w którym przedstawiała gospodarstwo domowe
przeciętnej amerykańskiej rodziny pod koniec XX w. I o ile kuchnia'99 przypominała bardziej kuchnię
państwa Jetsonów, niż Johnsonów, to niektóre wizje okazały się niezwykle trafne, jak na przykład ta
zapowiedź zakupów internetowych:
Te i inne wizje przyszłych, podniecających udogodnień i wynalazków znaleźć można na wspomnianym
blogu "Paleo Future" (www.paleofuture.com). Od wizji fantastycznych stworzeń, które czekają na
ziemskich astronautów na Marsie poprzez składane, "podręczne" samoloty po kontrolę pogody i
kolonizację kosmosu.
Jak (nie) żyliśmy w roku 2000? Wspomniany już raport Associated Press z 1950 roku przytaczał również
opinie ekspertów na temat codziennego życia w roku 2000.
Jak miało wyglądać?
Ano, telewizję mieliśmy mieć w trójwymiarze, a programy oglądać nie w telewizorach, a za pomocą
miniprojektorów - czegoś w rodzaju rzutników. Wszystko, co rzutnik wyświetlał, miało się
"materializować" w naszych dużych pokojach. Włącznie z "nagranymi" zapachami. Wyobraźmy sobie
"Pachnidło" w takiej wersji. Albo słynną "toaletową" scenę w "Trainspotting".
Zniknąć miały drażniące nas wszystkich kable elektryczne - energia miała być przekazywana do sprzętów
bezprzewodowo. Telefony miały być wideofonami. Samochody miały być zarazem samolotami. Dlaczego
więc nie ma przepowiedzianych wideofonów (które de facto istnieją - większość nowych telefonów
komórkowych ma taką funkcję, nie wspominając o komunikatorach internetowych - niemniej jednak nie
są standardem) czy samochodolotów?
Jak telefon staje się wideofonem
Jak pisał Neil Steinberg w "Forbes", "futuryzm ma tendencję do rozszerzania już istniejących urządzeń o
nowe funkcjonalności. Dlatego telewizja staje się telewizją trójwymiarową, samochody zaczynają latać, a
telefony stają się wideofonami. Czasem po prostu rynek wylewa kubeł zimnej wody na te wizje. Tyle się
na przykład mówiło o pigułkach żywieniowych, a zapomnieliśmy o fakcie, że ludzie po prostu lubią jeść".
3
Z tego właśnie powodu - jak się wydaje - nie ma wideofonów. Ludzie nie chcą, by osoby postronne
widziały ich - na przykład - w domowych pieleszach, w rozgrzebanym łóżku, z rozczochranymi włosami,
w dresie.
A jeśli chodzi o latające samochody - spróbujmy wobrazić sobie choćby lotnicze wypadki zdarzające się z
częstotliwością choćby nawet dwa razy mniejszą niż taką, jak obecnie drogowe. Przepowiadanie
przyszłości nie jest rzeczą łatwą. Znane czasopismo "Popular Mechanics" zajmujące się popularyzacją
nauki zakładało optymistycznie w 1949 roku, że "komputery przyszłości nie będą ważyły więcej, niż
półtorej tony", a Thomas Watson z władz IBM przewidywał w 1943 roku, że na świecie istnieje
zapotrzebowanie na "może z pięć komputerów". Ken Olsen, założyciel i prezes Digital Equipment Corp
(DEP) twierdził w 1977 roku, że nikt nie będzie miał potrzeby posiadania domowego komputera.
Na koniec: o najgorszej decyzji fonograficznej w dziejach
Tego typu "nietrafione przepowiednie" pojawiają się w internecie niezwykle często - upchnięte pomiędzy
innymi ciekawostkami. Można zapoznać się na przykład z opinią jednego z założycieli Warner Brothers,
H.M. Warnera, który w przeddzień udźwiękowienia kina zastanawiać się miał "kto, do cholery, chciałby
słyszeć jak aktorzy mówią", czy zdaniem decydentów nieistniejącej już - cóż - wytwórni Decca Records,
która w roku 1962 stwierdziła, że przed wysyłającymi im swój materiał Beatlesami nie ma przyszłości:
"muzyka gitarowa się kończy".
Autor: Ziemowit Szczerek
Źródło: fakty.interia.pl
30 styczeń 2011
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin