Prawda Boli Rozdział 1 Dłuższa wersja (Alec & Magnus FF).doc

(56 KB) Pobierz
Rozdział 1

Fanfic „Darów Anioła” opowiada o mojej ukochanej parze z tej sagi - Magnusie Banie i Alecu Lightwoodzie. Historia zaczyna się parę tygodni po „Mieście upadłych aniołów”, ale uwzględnia jedynie wydarzenia związane z Alusem i Camillie. Alec i Magnus są razem, a Nocny Łowca wie o istnieniu poprzednich partnerów swojego chłopaka, szczególnie Camillie, a także o możliwości stania się nieśmiertelnikiem. Reszta bohaterów żyje według kanonu do „Miasta Szkła”. Tak więc wojna się skończyła, Valentine nie żyje, Clary i Jace są parą, a Luke i Jocelyn  narzeczeństwem. Simon chodzi z Isabelle, a Maya jest jedynie jego przyjaciółką. W moim ff Max pozostaje martwy. Camillie uciekła z Clave i ukrywa się na Seszelach. Zakładam, że jednej powieści Cassandry Clare odpowiada jeden rok. Tak więc jest to tak jakby piąta część, czyli cztery i pół roku od pierwszego spotkania Aleca i Magnusa na pamiętnym przyjęciu na Brooklynie. A i ostatnie. W moim opowiadaniu Przyziemni, którzy są atakowani przez Podziemnych widzą ich. Fanfic dedykuję moim przyjaciółkom, rodzicom, siostrze

i (proszę się nie śmiać) mojej polonistce. Chciałabym również polecić piosenkę OneRepublic - Come home, dzięki której napisałam pierwszy rozdział i Adele - Rolling in the deep, której słuchałam podczas pisania drugiego. J

Miłego czytania wszystkim życzę.

 

Prawda Boli

 

Rozdział 1

 

W radiu leciała jakaś smętna piosenka, na dworze lało, w domu wszystkie światła były przygaszone. Brudne, zaśmiecone pokoje, wyglądały jakby nie były używane od lat. A tymczasem ich właściciel nie tylko codziennie z nich korzystał, ale nawet gościł przyjaciół

i urządzał znane już wszystkim, przyjęcia dla Podziemnych. Nie pozwalał jednak na sprzątanie czegokolwiek twierdząc, że później niczego nie znajdzie. Jedynie kiedyś, gdy Alec został wymieniony

na Jace’a, aby ten mógł chronić Clary, posprzątał swoją sypialnię. Teraz dom wyglądał na opuszczony. W salonie młody chłopak siedział na czerwonej, wiktoriańskiej kanapie wpatrzony w dal. Z jego intensywnie niebieskich oczu płynęły cichutko niepohamowane łzy. Żal i smutek emanowały od niego jak aura. Cierpiał. Usta lekko drgały. Policzki były zaróżowione. Zmartwiony lekko poruszył głową, po czym znowu zastygł w bezruchu. Miał na sobie stare, szare, rozciągnięte spodnie dresowe i czarny obcisły podkoszulek, podkreślający umięśnione ramiona. Wysoki, wysportowany, niezmordowany, a mimo to cierpiał.

- I to z tak głupiego powodu. – Powiedział sam do siebie.

Po prostu został zraniony, przez osobę którą kochał. Wiedział,

że Magnus mógł to przed nim ukryć. Znał go. Po sprawie z Camillie, uwierzyłby w każdą błahostkę związaną z jego ukochanym. Ale to nie błahostka, przypomniał sobie. Od tego wiele zależy. Gdyby to było dawno temu to by mógł to z łatwością przemilczeć. Nie lubił okazywać swoich emocji. Ale niektóre obrazy i zdjęcia pochodziły sprzed roku. Jego ukochany go zranił. Ukochany, który nie zdawał sobie nawet sprawy z tego co działo się obecnie w jego domu. Otworzył drzwi

i wesoło zawołał imię chłopaka. Do domu wszedł Magnus.

 

Idąc przez zamoczone dzielnice Brooklynu, Magnus rozmyślał

o ostatnich tygodniach. Przypomniał sobie jak Alec dowiedział się

o tym, że Camillie była jego dziewczyną. Strasznie się wtedy o to pokłócili. Lecz gdy się pogodzili zrozumieli jak bardzo pragną siebie. Ostatnimi czasy Alec praktycznie mieszkał u Bane’a. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Czarownik nie mógł uwierzyć, że tak się zadurzył w niebieskookim Nocnym Łowcu. Kochał go. Uwielbiał jego czarne włosy. Kochał to jak chłopak na niego patrzył i kochał każdą chwilę, którą dane mu było z nim spędzać. Jak teraz o tym myślał nie mógł uwierzyć, że udało mu się tyle lat spędzić bez Lightwooda u boku. Zrozumiał co miała na myśli Izabela. Kiedyś byłem takim głupcem, pomyślał i uśmiechnął się do swoich myśli. Teraz miał tylko jeden cel

w życiu. Uszczęśliwić swojego chłopaka. Bo nie potrafił znieść myśli, że mógłby go zranić. Że przez niego Alec mógłby kiedyś cierpieć, płakać. Wciąż się uśmiechając przypomniał sobie techniki masażu ajurwedajskiego, który miał zamiar dzisiaj zastosować na Alecu. Przechodził właśnie przez 34 aleję i spojrzał w boczny zaułek. Grupka wampirów atakowała człowieka. Młody chłopak leżał przestraszony

za ziemi, skulony w kłębek, a nad nim pochylało się czterech krwiopijowców. Student, stwierdził czarownik podchodząc bliżej. Spojrzał ponownie na Przyziemnych. Znał ich. Mordowali od jakiegoś czasu, zostawiając przy ofiarach tabletki nasenne, sugerujące samobójstwo. Clave na nich polowało. Czarownik nie miał ochoty

na całonocny pokaz z torturami, ani upomnienia. Pragnął jak najszybciej znaleźć się przy Alecu. Albo na Alecu, rozmarzył się Magnus, ale po chwili oprzytomniał. Jego egoistyczna część chciała pójść prosto

do domu, ale ta lepsza kazała mu zostać i pomóc. I to wszystko przez jego małego Nocnego Łowcę. Zmienił mnie, uświadomił sobie Bane. Myślał przez krótką chwilę nad tym jak uratować młodzieńca. Mógłby wykorzystać większość swojej mocy. I tak w nocy znowu wrócą mi siły. Nie będą mu już dziś potrzebne. Alec niestety preferował tradycyjny seks bez magii i czarów, nad czym często ubolewał Bane. W końcu zdecydował, że najlepiej zadziałają promienie słoneczne. Przywołał drobinki świetlne, które powoli zaczęły uciekać z końca jego dłoni. Posłał drobne strumienie słoneczne w cztery różne strony, po czym stworzył sztuczne słońce nad ich głowami. Wampiry chciały uciekać, ale Magnus ich przechytrzył. Stworzył tarczą pomiędzy sobą,

a krwiopijowcami. Potroił natężenie światła, a po chwili nie było już nikogo poza studentem, Banem i czarnymi popiołkami pomiędzy nimi. Słońce zniknęło, a uliczka znów była ciemna i niebezpieczna. Magnus spojrzał uważnie na chłopaka i szybkim krokiem do niego podszedł. Przestraszony Przyziemny wpatrywał się niego ze zdziwieniem

i przerażeniem w oczach.

- Hmmm… No i co z tobą zrobimy?

Chłopak zemdlał. Po prostu super, westchnął Magnus. Podszedł

do niego, dotknął skroni i delikatnie wszedł do jego myśli. Zobaczył swoją sylwetkę i twarze wampirów. Szybko usunął wszystko co miało związek ze światem Podziemnych. Już miał się wycofać, ale ciekawość wygrała z rozsądkiem i Magnus doszedł do danych osobowych. Właśnie uratował Petera Bilta, 20 letniego studenta Columbii, który kochał się w swojej nauczycielce sztuki. Jego najlepszy przyjaciel Carlos wyjechał do Anglii, przez co Peter wpadł w nieciekawe towarzystwo i zaczął częściej sięgać po używki. Cóż, nic dziwnego, że to właśnie on został wybrany na ofiarę, pomyślał czarownik. Już chciał wyjść z umysłu Petera, gdy wpadł mu do głowy pewien pomysł. Zaczął usuwać wszystkie przykre wspomnienia lub odsuwać je na bok zastępując szczęśliwszymi. Dodał mu jeszcze trochę pewności siebie

i był już pewny, że gdy chłopak się ocknie zacznie żyć pełnią życia. Skończył swoje dzisiejsze dzieło. W końcu wycofał się z jego myśli, odwrócił się na pięcie i odszedł. Wiedział, że nie powinien go tam zostawiać, ale chłopak był bezpieczny. Minął róg Gerritson Avenue

i Kimball Street po czym skręcił na swoją ulicę. Wchodząc do domu, pragnął jedynie zobaczyć twarz ukochanego. Otworzył drzwi i zawołał imię swojego chłopaka najnaturalniejszym tonem na jaki potrafił się zdać. Fakt, że mógł codziennie wracać do swego zakurzonego domu wiedząc, że czeka tam Alec powodował, iż miał ochotę skakać z radości.

 

Alec nie zareagował. „Wróć do domu, bo czekam na ciebie już tak długo” leciało w radiu. Chłopak zaśmiał się gorzko. Owszem, czekał na Magnusa już za długo. Ale gdy ten już raczył się pojawić, Alec zmienił zdanie. Nie był gotowy tak nagle powiedzieć tego co czuł. Zaczął mocniej płakać. Nie chciał tego. I to bardzo nie chciał. Nie chciał, aby Magnus oglądał go w takim stanie. Z drugiej strony powoli miał tego dość. Miał szczerze dość ukrywania swoich emocji i uczuć. Robił już to i tak za długo.

- Boże drogi! - wykrzyknął Magnus wchodząc do salonu, widząc płaczącego Aleca. - Co ci się skarbie stało? – spytał ze szczerym zmartwieniem, które odmalowało się na jego pięknej twarzy. Usiadł koło swojego Nocnego Łowcy i zaczął głaskać go po policzku, co chwila powtarzając jedno zdanie: „Już dobrze. Alec zaczął tylko jeszcze głośniej i żałośniej płakać, ostatkiem sił próbując poskromić nagłą chęć przytulenia się do torsu ukochanego czarownika. Udało mu się. Magnus nie zasłużył nawet na odrobinę czułości, powtarzał sobie w myślach Alec.

- Co się stało? – spytał ponownie Magnus, tym razem już poważniej.

Chłopak nie odpowiedział, tępo wpatrując się w podłogę udając nagłe zainteresowanie leżącym na niej papierkiem.

- Alec?! Co się, do cholery stało?! Boże, co się dzieję?! – zaczął denerwować się czarownik. Czuł się beznadziejnie. Chciał coś zrobić, ale nie miał pojęcia co. Rzadko kiedy miał do czynienia z czymś takim. A nawet jeśli miał do nigdy nie z osobą, którą bał się skrzywdzić. Z osobą, którą kochał. Przytulił Aleca, który od razu się odsunął, strącając rękę czarownika. Tym drobnym, niezauważalnym gestem Lightwood nieświadomie o mało nie złamał czarownikowi serca.

- Myślę.- Odpowiedział cichutko niebieskooki, po czym zamilkł.

- A mógłby mi pan Siedzę-Płaczę-I-Użalam-Się-Nad-Sobą łaskawie powiedzieć o czym pan tak długo myśli. I czemu płaczesz? – spytał delikatniej już kociooki zadowolony, że przynajmniej otrzymał odpowiedź.

- Nie twój interes! Właściwie to był twój. I nadal by był, gdybyś wrócił do domu 2 godziny temu! A teraz się odwal! - To powiedziawszy (a właściwie po wykrzyczeniu), Alec pospiesznie wstał. Magnus starał się go objąć, ale w tym momencie dostał w twarz. Zaskoczony czarownik lekko się zachwiał po czym spojrzał na Aleca ze smutkiem

i niewyobrażalnym zdziwieniem. Jego zielone kocie oczy lśniły. To nie było do niego podobne. Alec nienawidził przemocy, jeśli takowa nie był konieczna. Nie tylko Bane był zdziwiony. Na twarzy Lightwooda odwzorowały się dokładnie takie same emocja jak u Magnusa.

- Po prostu się odwal. Jak przemyślę sytuację powiem ci o co chodzi. Chciałem cię o coś spytać, ale wiesz co? Pewnie i tak po prostu skłamiesz. Teraz spadaj. Mam dość twojego widoku. – Alec nie wiedział dlaczego to powiedział. Nagle zaczął szeptać, ale trudno było stwierdzić czy mówił do siebie czy do kociookiego. – Czemu musiałem go pokochać? Ze wszystkich ludzi, akurat jego? Kłamcę?! Idiota!

- Skończyłeś? – spytał czarownik przerywając mu lament. W jego zwykle wesołych oczach kryła się złość i rozczarowanie, ale przede wszystkim odrzucenie. Chciało mu się płakać. Nie płacz przy Alecu, powiedział sobie w myślach. Ostatni raz płakał chyba 300 lat temu. Już dawno nauczył się kryć z emocjami. Ale teraz coś w nim pękło. Nie potrafił się pohamować. – Dlaczego? – spytał ze smutkiem i ze spuszczoną głową odwrócił się na pięcie i wyszedł na dwór.

 

              Stanął przed domem i zaczął płakać. Popłakał się jak małe dziecko. Magnus Bane - Wysoki Czarownik Brooklynu płacze, bo jego chłopak wyrzucił go z jego własnego domu. Seksowny i nieziemsko przystojny chłopak, przypomniał sobie cicho co jeszcze bardziej pogorszyło jego humor. Wciąż stojąc na wycieraczce wyjął telefon komórkowy, chcąc sprawdzić godzinę i spojrzał na tapetę. Boże! Dlaczego wszędzie musiał sobie wsadzać Aleca?! Spojrzał

na wyświetlacz i zobaczył roześmianą twarz chłopaka o przenikliwych, niebieskich oczach. Tak bardzo kochanych przez niego oczach. Zaczął płakać. Usta mu drżały, nie mógł się uspokoić. Cały się trząsł. Nie wiedział co zrobić. Nawet nie potrafił zmusić nóg by wyszły

z wycieraczki. Ponownie spojrzał na komórkę i wpisał kolejno 9 cyfr, które pamiętał od kiedy wynaleziono telefony komórkowe i czekał

na połączenie.

- Biedactwo. – Powiedział bez wstępów żeński głos po drugiej stronie.

- Ja go kochałem – szepnął Magnus – ja go kochaaaam – zachlipał

i znowu zaczął płakać. – Dlaczego? Co ja mu zrobiłem? – nagle oprzytomniał – A ty skąd wiesz? – spytał płaczliwym głosem. Uspokoił się na moment słuchając odpowiedzi. - Aha. – powiedział po chwili.

- Rozumiem. Dobrze. – Usłyszał jakiś szelest za sobą, ale nie zwrócił na niego uwagi. Obiecuję. Też cię kocham. – Znowu szelest za plecami.

- Pa. – I się rozłączył.

Usiadł na wycieraczce i opierając się o drzwi wejściowe zaczął płakać. Po prostu. Miał dość. Jutro zrobi to o co go prosiła Izabela. Jutro dowie się o co chodziło Alecowi. Jutro wszystko sobie poukłada. Teraz był wyczerpany. Stworzył malutką kulę świetlną. Tylko tyle potrafił. Zakrył twarz dłońmi i po raz kolejny zaczął głośno płakać. Właściwie to mu się to spodobało. Zawsze był szczęśliwy. A przynajmniej tak mu się wydawało. Teraz, mimo smutku czuł, że żyje. U boku mężczyzny, którego kochał. Zaczął rozmyślać o swojej niedalekiej przyszłości. Nie wiedział co rozzłościło Aleca, ale uznał, że musi to być coś poważnego. Niebieskooki nigdy go nie uderzył. To znaczy nigdy nie uderzył go umyślnie w czasie rozmowy. Bo wiadomo - w łóżku robi się różne rzeczy. Uśmiechnął się przez łzy na wspomnienie tamtych chwil. Wróć za ziemię Magnus, upomniał sam siebie. Alec nigdy nie wpuści go do środka, a on nie potrafi oddalić się od ukochanego. Nawet nie miał na to siły. Pozostawało mu spędzić noc w samotności i deszczu przed własnym domem. Z włosów ściekała mu woda, ale nie przejmował się tym. Powoli zamknął powieki i zasnął myśląc o Alecu.

 

              Stał jeszcze w salonie nie potrafiąc zmusić nóg, żeby pobiegły za Magnusem. Jak on mógł na niego tak nawrzeszczeć? Jak mógł go uderzyć? Przecież nawet nie upewnił się, że to o co podejrzewał Magnusa było prawdą. Stał sam przez dłuższy czas, gdy nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk. Szczery, rozdzierający mu serce płacz. Od razu ruszył przed siebie i lekko uchylił drzwi. Na wycieraczce przed domem tyłem do niego stał jego ukochany. On płakał. Alec gapił się tylko na niego przez szparę w drzwiach. Nigdy nie widział czarownika płaczącego. Poczuł się beznadziejnie. Zawsze radosny i uśmiechnięty Magnus Bane płakał przez niego. Miał ochotę do siebie strzelić. Już miał wyjść, przytulić go i przeprosić za wszystko, jak zauważył dokładnie w co patrzy Magnus. W jego zdjęcie. Patrzył na to wzruszony. Łzy spływały mu po policzku. Jakie to beznadziejne, pomyślał Alec. Zakochana para ryczących chłopaków. Nagle Magnus poderwał się, jakby przypomniał sobie o bardzo ważnej sprawie

i zaczął wstukiwać jakiś numer. Przerażony Alec powoli wycofał się na korytarz, obserwując swojego ukochanego z bezpiecznej odległości. Usłyszał jakiś szmer i damski głos. Nie usłyszał co dziewczyna po drugiej stronie powiedziała, ale Magnus zaczął tylko głośniej płakać.

- Ja go kochałem. – Usłyszał szept.

Serce mu się krajało, ale był również przerażony. Od razu się wycofał kucając na fotelu. Nie mógł na to patrzeć, ani tego słuchać. Tym bardziej, iż nie uszło jego uwadze wykorzystanie czasu przeszłego. Kochałem. Znał Magnusa. Poznał Camillie. Słyszał o Willu, o Tessie, o Jamesie. Wiedział ile ludzi miał przed nim czarownik.

Dwieście? Spytał go kiedyś Alec.

Nie wierzę, że odbywamy tę rozmowę akurat teraz, odpowiedział mu wtedy Bane. Nigdy nie zaprzeczył. Przyznał, że sypiał z wilkołakami, wampirami, feariami, wróżkami, piksami, a nawet dżinami. Był nieśmiertelny. Żył wiecznie. Szybko się nudził. Dla niego miłość Aleca nie miała znaczenia. I mimo, że Lightwood doskonale pamiętał jak czarownik zapewniał go, że tylko on się dla niego liczy i tylko go kocha, nie mógł w to uwierzyć. Teraz w głowie miał tylko zdjęcie, które znalazł dziś rano. Ta twarz go prześladowała. I to co znalazł w woreczku. Po chwili się przełamał, podszedł do drzwi i lekko je uchylił. Jeśli Magnus miał zamiar go rzucić to chciał wiedzieć. Musiał wiedzieć.

- Obiecuję. Też cię kocham. – Usłyszał głos kociookiego. Świat mu się zamazał. Kochał inną. Kochał inną! Nie kochał go. Kochał jakąś dziewczynę! Upadł niezgrabnie na podłogę, opierając się o drzwi. Wsłuchując się w cichy płacz Magnusa sam zaczął płakać. Przez drzwi czuł swojego kochanka jakby był koło niego. Myśląc o czarowniku zasnął.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin