Monika Lach Wielki Tydzień.doc

(38 KB) Pobierz

Monika Lach

 

Wielki Tydzień.

 

              Zawsze uwielbiałam cmentarze. Spacer po uliczkach wysadzanych nagrobkami uspokajał mnie. Zapach zniczy nastrajał wspomnieniowo. Z każdym rokiem miałam więcej znajomych po tamtej stronie nieba. Czasami, kiedy padał deszcz a mnie kapało z oczu od smutku życia zastanawiałam się, czy krople z chmur nie są słone, czy moje anioły nie integrują się ze mną. Ale nigdy nie starczyło mi odwagi, by połknąć cząstkę deszczu.

              Najpiękniejszy widok to stary krzyż na grobie, o który wciąż ktoś dba. Nawet jeśli nie przychodzą tu ludzie, może przyleci motyl, wprowadzi się pająk i wieńcem z pajęczyny ozdobi żelazny cierń. Może złowi do niej rosę by rozbłysła w słońcu zamiast świeczki. To za Twoją duszę modli się Natura. To Bóg Ci ją przysłał.

              Od lat chodzę po cmentarzach. Jeśli wyjeżdżam do innego miejsca niż moje własne gniazdo na ziemi – idę odwiedzić cmentarz, patrzę na groby i już wiem, jacy tam żyją ludzie.

              Z czasem zaczęłam słuchać tych – co tam przychodzą.

              Przed Wielkanocą bywam tu częściej – staram się przyjść 3 razy i odkrywać po raz kolejny dla siebie tajemnice śmierci i życia ….  wiecznego.

              Był poniedziałek Wielkiego Tygodnia – wiatr dmuchał nieprzyjemnie. Mało ludzi kręciło się po cmentarzu. Ale znowu dostrzegłam młodą kobietę w czarnym kapeluszu z dużym rondem. Zamiatała grafitowym płaszczem schody, gdy po nich szła – taki był długi. Wiedziałam, który grób odwiedza. Widywałam ją już wcześniej – trudno by było jej nie zauważyć w tym stroju i z tą cerą – jedwabistą i bladą.

              Nagrobek był z granitu. A na nim nazwisko, data i zdjęcie takiej samej jak ona kobiety.

              Staruszka bardziej siwa od gołębia pokoju chwyciła mnie za ramię.

- Patrzy pani na nią?

Przytaknęłam znakiem głowy.

- Taka podobna do matki. Ja ich wszystkich pamiętam. Jej ojciec pracował w milicji. Dostali wymarzone mieszkanie na Kazanowie. Wtedy te bloki dopiero budowali. Pani kochana, to nie bardzo było z czego się cieszyć. Teraz jak oddają bloki to w zasadzie człowiek wchodzi i mieszka, ale w tamtych czasach, to niczego nie było, a ściany nie miały kątów prostych. Jak się wbijało gwoździe to wypadały ludziom cegłówki, kamienie, albo szmaty z gazetami. Tak budowlańcy zatykali dziury w płycie. Jej ojciec mało nie umarł, bo mu odwalił kawałek takiego kamienia właśnie pod wiertarką w czoło. Krew się lala… co tu dużo mówić. Ale człowiek wtedy nie wiedział, że może być w życiu lepiej. I cieszył się z tego, co dostaje myśląc, że to już jest szczęście. Mieli syna. Daniel jest teraz informatykiem. Dobrze się ustawił. Ale ona – wskazała ręką na dziewczynę – nie może się pozbierać. Miała dwa lata jak Anna zmarła. Rok później ojciec się  ożenił z Krysią z administracji. Zaczął pić. Mają razem  jeszcze jedno dziecko. Ale ona – wskazała palcem – nie ma matki. Nie czuła nigdy, że ją ma. Jedyne czego doznała, to brak matki. Kiedy patrzy w lustro widzi kobietę taką samą jak ktoś, kto wydał ją na świat i miał być najukochańszą istotą na ziemi, miał ją rozpieszczać, karmić i śpiewać piosenki, a zostawił jej tylko swój wygląd. Patrzy w to lustro i myśli o dziurze w sercu. Czym ją zapełnić? Pisze więc wiersze. Pięknie i smutno pisze. I będzie tak pisać aż urodzi kogoś, kogo pokocha tak, jak ją powinna kochać ta, co tam leży. Będzie najcudowniejszą mamą. Ja to wiem.

              Siwa staruszka westchnęła i zostawiła mnie samą.

              Historia ta przez dwa dni chodziła mi po głowie. Słońce zaświeciło. Za oknem świat wyglądał przyjaźniej. Poszłam na cmentarz.

              Pogoda w Wielką Środę rokowała słoneczną Wielkanoc.

Szłam i szukałam wzrokiem mojej siwej staruszki.

              Nagle ktoś wsparł się na moim ramieniu.

- Tu jestem – oznajmiła siwa pani.

Uśmiechnęłam się. Skąd wiedziała, że przyjdę, że ją będę szukać? Była niezwykła.

- Od lat tu przychodzisz, wiem dokładnie, które groby odwiedzasz. Twoją historię też znam.

              Zaskoczyła mnie.

- Tak, tak  - czytała mi w myślach – i nie dziw się. Mówią, że mam szósty zmysł. Czy go mam? Hym. No nie wiem, ale możliwe. W końcu w każdej legendzie jest ziarnko prawdy.

Popatrzyła mi w oczy. Miała naprawdę chabrowe oczy.

- Wiem, że czerpiesz siłę do życia z wizyty na cmentarzu, ale wiesz, już pora, by zacząć spłacać dług.

- Dług?

- Przecież nie możesz już zawsze tylko brać dla siebie? Ale ja ciebie znam, wiem, że to rozumiesz. Nawet to czujesz. Dasz radę. Wiem, że dasz. Masz to po dziadku. Wiele masz po nim. Ale nie buzię, buzię masz po prababci.

Zaśmiałam się nieprzyzwoicie głośno jak na miejsce naszej rozmowy.

- Cyt. – Staruszka upomniała mnie i pogroziła palcem. Spokorniałam. – Twojego dziadka wszyscy lubili. Zawsze był duszą towarzystwa. Miał wiele zaniedbanych talentów: śpiewał tenorem choć nie kształcił głosu, grał na gitarze całkiem amatorsko, malował od niechcenia słodkie widoczki no i opowiadał, choć nie spisywał. A powinien. Miał niepowtarzalny dar mówienia do ludzi tak, by się zachwycali, rozumieli i czerpali z tego mądrość. Miał dar takiego mówienia, by zmieniać serca. Twoja babcia twierdziła, że powinien pisać księżom kazania. Wiem, że potrafisz to samo, ale tak jak i on nie jesteś ukształtowana.

- Nie rozumiem…

              Od razu mi przerwała.

- Widzisz jesteś coś ludziom i Bogu winna. Myślę, że już dojrzałaś do oddawania i mnożenia waszych rodzinnych talentów.

- Nie umiem ani śpiewać, ani grać, a maluję równie kiepsko jak dziadek – zażartowałam, ale zaczynało już do mnie docierać, co ona chce mi wyjaśnić.

- Patrzysz i widzisz, mówisz i rozumieją, zatem patrz, słuchaj i mów, i pisz niech czytają, niech słuchają, niech rozumieją.

Doszłyśmy nad grób dziadka.

- Twoje epitafium dla niego – wskazała pomarszczoną ręką na parę wyrytych w kamieniu słów.

- Miałam wtedy 15 lat.

- I nic się nie zmieniło.

Przeczytała:

Poszedłeś

Czekać na mnie

Na drodze

Mego

Przyszłego

Życia

- Bóg nie rozdaje darów po to, by je marnować. Pamiętaj. – Jej uścisk przez moment był jeszcze mocniejszy, a potem przestałam go czuć zupełnie. Kiedy się obróciłam, jej nie było.

 

              Trudno mi się wracało do domu, jeszcze trudniej przeżyłam czwartek- myśli goniły mi po głowie i serce tłukło się jak szalone.

Zdecydowałam ją znowu znaleźć, a raczej pozwolić się jej odnaleźć. Czułam, że potrzebuję zamienić z nią jeszcze parę zdań.

W Wielki Piątek goniłam po cmentarzu jak szalona, zupełnie jak ktoś, kto chce dogonić śmierć, by oddała mu męża. W końcu usiadłam. Wszystko mi było jedno, przy którym grobie. Nie znalazła mnie. Nie umiem powiedzieć, czy kiedykolwiek w życiu czułam większy zawód niż w tamtej chwili.

W końcu wyszłam z cmentarza. Młoda kobieta w czarnym kapeluszu z olbrzymim rondem przyklejała klepsydrę do tablicy ogłoszeń.

              Po prostu podeszłam. Spojrzała na mnie.

- Teraz jeszcze i ona – po raz pierwszy słyszałam jej głos. – Mówiła, że pani tu dzisiaj będzie. Powiedziała, że gdybyśmy się spotkały, mam powtórzyć, że ona zgadza się być pani pierwszą muzą. – Uśmiechnęła się. – Niech się pani na babcię nie gniewa. Ona miała barometr na takie nietypowe dusze. Sama nie wiem, czy to ludzie ją przyciągali, czy ona ludzi, ale jedno jest pewne, że zawsze się tak jakoś złożyło, że się pojawiała przed kimś na kluczowe słowo. Rozumie pani?

- Tak.

- Pochowamy ją jutro. Przyjdzie pani?

- Wielka Sobota. Przyjdę.

              Szłam jak w amoku. Ale wiedziałam, że choćby nie wiem co, nie mogę zignorować kluczowych słów.

              W Wielką Sobotę stałyśmy tam obie wśród tłumów, obie przyniosłyśmy kartki, które sfrunęły nam z rąk jak kwiaty prosto na jej trumnę.

 

Epitafium

 

Mój siwy gołąbku

Twoje ciepło

Na wieki

Zostanie żarem

W mej duszy

 

 

 

 

 

 

3

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin