dance your life 35-36.rtf

(24 KB) Pobierz

Rozdział 35.

 

Zwichnięcie i czuły pocałunek.

 

Bella:

 

-Bello, nie powinnaś iść na zajęcia taneczne? - przypomniała, siedząca obok mnie na kanapie Alice.

-Nie, nie mam ochoty! - stęknęłam.

Wiedziałam, że Alice ma racje, musimy skończyć wreszcie tą choreografię. Zwlekłam się z kanapy, zostawiając Alice z magazynem mody w ręce.

Podeszłam do szafy w poszukiwaniu ubrania na zajęcia ( spodnie - http://picnic.ciao.com/de/154530946.jpg , podkoszulek - http://www.kolibrishop.com/image_cache/p/12181/12181-_slideshow.jpg sama wybrałam, bo nie było już tego, który autorka oryginału wrzuciła Razz nie mogłam się powstrzymać jak go zobaczyłam Very Happy )

Kiedy skończyłam pakować swoją torbę, ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłam się, bo Emmett zawsze przychodził w ostatniej chwili.

Kiedy otworzyłam drzwi, zamiast spodziewanego szerokiego uśmiechu Emmetta, zobaczyłam uśmiech jego kochanego brata.

-Cześć Edward. - przywitałam się, a on drugi raz dzisiaj mocno mnie przytulił. Tym razem byłam na to przygotowana, więc o wiele lepiej kontrolowałam odruchy mojego ciała. Żadnego drżenia rąk, żadnego płomiennego rumieńca – idealnie!

-Cześć braciszku. - usłyszałam głos Alice, która oczywiście cały czas obserwowała nas, szczerząc swoje mlecznobiałe zęby w uśmiechu.

-Musimy wychodzić. - stwierdziłam i wzięłam moją torbę. Kiedy znaleźliśmy się już za drzwiami, odwróciłam się do Edwarda.

-Gdzie właściwie jest Emmett?

Zachichotał cicho.

-Nie uwierzysz, ale ma odsiadkę.

-Za co? - zrobiłam wielkie oczy.

-No, cóż... przeszkadzał na lekcji. - odpowiedział, a ja zaczęłam się martwić czy przypadkiem nie zachichota się na śmierć.

Wywróciłam oczami.

-Chciałabym się pośmiać razem z tobą. Co dokładnie się stało?

Odetchnął głęboko.

-Troszkę mu się przysnęła za książką od fizyki. Ale nie to jest najlepsze. Kiedy pan Field chciał go obudzić, wymamrotał coś w stylu „Daj mi spać, mamo!” - wyjaśnił i znów się roześmiał.

-Ale to jeszcze nie wszystko? - spytałam i miałam rację.

-Pan Field budził go dalej, ale Emmett dalej był uparty i chciał spać, nie pytaj co mu się śniło... w każdym bądź razie rzucił swoją książką w stronę nauczyciela, żeby dał mu spać w spokoju.

Na koniec Edward praktycznie płakał już ze śmiechu.

-Wszystko skończyło się tak, że kiedy pan Field dostał w brzuch ową książką, podszedł do Emmetta i walnął go nią w głowę. Uwierz mi, że wtedy Emmett był już całkowicie rozbudzony.

W międzyczasie doszliśmy już pod naszą salę.

Kiedy weszliśmy, wszystkie spojrzenia padły na nas. No tak, czy kiedykolwiek ktoś widział nas razem, kiedy się nie kłóciliśmy?

Chwilę po nas do sali wszedł pan Spring.

-No, jesteśmy już wszyscy... - nie mógł dokończyć, bo Emmett właśnie szturmował drzwi.

-Przepraszam, musiałem zostać po lekcjach. - powiedział łapiąc oddech i stanął przy mnie i Edwardzie.

-Ok, teraz już są wszyscy. Zanim zaczniecie dalsze prace nad waszymi układami, chciałem coś z wami omówić. - spojrzał wokoło.

-Na pewno zastanawiacie się, po co właściwie te choreografie. Będziecie je prezentować na zawodach, a my zadecydujemy kto wygra.

Większość uczniów wiedziała o czym mówi pan Spring, tylko ja stałam z wielkim znakiem zapytania na czole.

Do pana Spring doszło, że nie wiem o co chodzi.

-Co cztery lata z całej West Coast Academy wybierana jest dwójka najlepszych tancerzy. Najpierw tancerze hip hop mierzą się ze sobą, dwie najlepsze pary awansują dalej. Tak samo jest z baletem, jazzem i tańcami standardowymi. Na koniec zostaje więc osiem par, które walczą pomiędzy sobą. Mamy szanowne jury, które każdy taniec ostro ocenia. Właśnie po to układacie te choreografie, żeby zaprezentować się z waszymi partnerami.

Nieświadomie spojrzałam na Edwarda. Musiałam przyznać, miałam szczęście. Kiedy tylko przypomniałam sobie jak zareagowałam na wiadomość, że to Edward będzie moim partnerem...

-Dokładnie za tydzień będziecie prezentować wasze układy, dlatego trenujcie ostro! Już dawno żadna hip hopowa para nie wygrała! W czasie zawodów jesteście zwolnieni z lekcji, nie muszę chyba wspominać, że ostatnim razem wygrały baletnice. Może się zdarzyć, że wasz partner się zmieni, jeśli tylko jury tak zadecyduje. Wszystko jasne? No to do roboty!

Dużo informacji naraz, mój mózg musiał to na spokojnie przetrawić.

-Idziesz, Bello? - Edward wyrwał mnie z transu.

Podeszłam do niego i razem udaliśmy się do naszej sali.

-Te zawody... wszystko brzmi poważnie, co nie? - zapytałam Edwarda, który myślami chyba też był przy szanownym jury.

-Taaa, ja sam nie miałem jeszcze okazji się zaprezentować. Specjalnie organizują to co cztery lata, żeby każdy miał szansę, w końcu nauka tutaj właśnie tyle trwa. Miejmy nadzieję, że tym razem wygra jakaś para tańcząca hip hop. - w myślach chyba już widział siebie na podium.

Weszliśmy do klasy, Edward włączył CD, właściwie to znałam już tą piosenkę na pamięć i nie mogłam jej już słuchać.

-Bello? Myślę, że powinniśmy teraz naprawdę ciężko i częściej trenować, żeby za tydzień dać niezły popis.

Skinęłam.

-Masz czas jutro o 16? - spytałam, a Edward zastanawiał się chwilę.

-Tak, na to muszę mieć czas. - zobaczył mój wzrok i na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech.

Wstrzymałam oddech, to było niezależne od mojej woli! Właśnie zmuszałam się, żeby nie dostać zapaści. Czy jego uśmiech za każdym razem będzie tak na mnie działał? Wolę nawet o tym nie myśleć!Spojrzał na mnie pytająco... kiwnęłam tylko głową, że jestem gotowa, wcisnął „play”.

Usłyszałam pierwsze dźwięki muzyki i zaczęłam tańczyć, Edward też powtarzał swoje kroki. Chociaż właściwie to nie wiem po co, bo wszystko doskonale mu wychodziło. Byliśmy mniej więcej w połowie piosenki, część, którą tańczymy razem została również opanowana prawie do perfekcji.

Obrót, który powinnam zrobić w tym miejscu, wykonałam za szybko i źle się podparłam. Rezultat? Ból, przez który nie byłam w stanie nawet ruszyć ramieniem.

-Ał! - krzyknęłam, a Edward chyba zauważył co się stało.

Natychmiast znalazł się przy mnie. Cholera, nie byłam w stanie sama się nawet podnieść!

-O Boże, Bella! Co ty zrobiłaś? - spojrzał na mnie sceptycznie. Stał nade mną... Gdyby nie fakt, że tak cholernie mnie boli, można by było się z tego pośmiać.

-Myślę, że wybiłaś sobie ramię. - powiedział po minucie wypełnionej bólem.

-Co powinniśmy teraz zrobić? - zapytałam, a ten ból czułam aż w zębach.

-Byłem na kursie ratunkowym. Mogę ci je nastawić.

Gapiłam się na niego ze strachem i niedowierzaniem.

-Nie pozwolę ci, panie chętnie-zostanę-lekrzem nastawiać mojego ramienia!

Chyba ból sprawiał, że robiłam się uszczypliwa.

Edward wywrócił tylko z westchnieniem oczami.

-Chcemy teraz o tym dyskutować? Ufasz mi? - spytał.

-Nie! - odpowiedziałam cały czas zła.

-Ranisz mnie, Bello!

-Możesz zaprowadzić mnie do lekarza? - kontynuowałam jadowicie.

W oczach Edwarda pojawiły się błyskawice, kiedy w odpowiedzi skinął głową.

-Uważaj, ostrożnie cię podniosę do góry. - ostrzegł mnie. Poczułam jego ciepłe palce delikatnie zaciskające się na moim ramieniu.

-Ał! - zawyłam, kiedy Edward niespodziewanie szarpnął moim barkiem.

-Lepiej? - uśmiechnął się szelmowsko.

Patrzyłam na niego podejrzliwie starając się poruszyć ramieniem.

Z zaskoczeniem stwierdziłam, że już mnie nie boli.

-Nastawiłeś mi ramię bez mojego pozwolenia? - zasyczałam wściekle, na co on wzruszył jedynie ramionami.

-Zadziałało.

Podniosłam się, ignorując pomocną dłoń, którą mi podał.

-Możemy kontynuować? - spytałam uszczypliwie, nie zaszczycając go spojrzeniem.

Nagle poczułam jak złapał mnie mocno za ramiona i odwrócił mnie w swoją stronę. Stałam milimetr od niego, nasze nosy prawie się stykały. Chciałam podarować mu jakiś jadowity komentarz, ale jedno spojrzenie w jego zielone oczy i wszystko co miałam do powiedzenia najzwyczajniej w świecie utknęło mi w gardle.

-Jesteś na mnie zła? - chociaż starał się to ukryć, to doskonale widziałam kpinę ukrytą w jego oczach.

Trzymał mnie mocno i, o litości, przez moje ciało przepłynęła właśnie fala pożądania, nie miałam siły się przed tym bronić! Jego ramiona zjechały na moja talię. W normalnych warunkach połamałabym mu już każdą kość, ale ta sytuacja bynajmniej nie zaliczała się do normalnych.

Bałam się, że mój głos zacznie drżeć, skinęłam więc tylko.

Uśmiech Edwarda stał się szerszy, otoczył mnie jego słodki oddech.

Zjadł przed chwilą tic-taca? Bo niby czemu miałam przeczucie, że jego usta muszą być pełne słodyczy?

-Naprawdę? - jego oczy były gorsze od kajdan, czy przesadzę jak powiem, że zniewolił mnie swoim spojrzeniem?

Zamrugałam bezradnie i próbowałam wyrównać oddech.

Wdech, wydech, wdech, wydech...

-Jesteś całkowicie pewna? - pytał dalej. Cholera! Czy Edward był ćwierćmózgiem?!

Pokonana westchnęłam i pokręciłam głową. I zrobiłam to tylko ze względu na zdrowie! Nie chciałam w wieku siedemnastu lat umrzeć na zawał serca.

Edward zachichotał cicho i puścił moją talię.

Chcąc pozbyć się niewłaściwych myśli potrząsnęłam głową. Jakby to coś dało...

Kiedy pomyślałam, że Edward już skończył, poczułam się... rozczarowana...

Położył delikatnie swoja dłoń na moim rozgrzanym pliczku przyciągając moja twarz do swojej.

Jego miękkie usta dotknęły mojego czoła i pozostały tam przez kilka sekund.

Kiedy w końcu oderwał się od mojej skóry, poczułam się jakby właśnie wsadził mnie pod lodowaty prysznic.

Powoli odsunął się ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.

-Może powinniśmy kontynuować nasz trening. - zachichotał, wskazując na zegarek.

Został nam jeszcze tylko kwadrans.

Powinnam być wściekła, że Edward tak mną manipuluje, ale część mózgu, która była za to odpowiedzialna, przestała pracować po buziaku w czoło.

Te kilka minut, które nam pozostało, przeznaczyliśmy na doszlifowanie kroków. Edward nie pozwalał mi robić zbyt wiele, bał się, że znów będzie musiał leczyć moje ramię.

Na moich ustach przez cały czas królował durnowaty uśmiech, którego za żadne skarby świata nie potrafiłam się pozbyć, ale nie byłam jedyna. Także kąciki ust Edwarda były uniesione tak wysoko w górę, że bałam się czy mu tak nie zostanie.

Atmosfera była bardzo miła, byłam trochę rozczarowana, że ta godzina musi się kiedyś skończyć. Wróciliśmy do głównej sali, gdzie pan Spring przypomniał nam, żebyśmy dużo ćwiczyli.

-Idę z Jasperem do „Słonecznej pizzy”, idziecie ze mną? - spytał Emmett, kiedy już wyszliśmy z zajęć.

-Wybacz, Em, ale ja jestem wykończona. - tłumaczyłam się.

-Ja się przejdę. - stwierdził Edward.

Emmett zwrócił się w moją stronę i przytulił.

-Do zobaczenia. - uśmiechnął się, chcąc odejść...

-A mi to już nie wolno pożegnać się z Bellą? - spytał rozbawiony Edward.

Emmett wyglądał na mniej więcej rak samo zirytowanego jak ja, kiedy Edward odwrócił się do mnie.

Schylił się dokładnie tak jak na naszej próbie, każda komórka mojej szyi chłonęłam jego słodki oddech.

-Ciao, Bella. - wyszeptał mi do ucha i pocałował w policzek.

Odsunął się na tyle, że kiedy udało mu się zobaczyć mój zmieszany wyraz twarzy, uśmiechnął się zwycięsko i skierował w stronę Emmetta, który wyglądał wyjątkowo głupkowato, a przynajmniej tak, jakby przed chwilą ktoś wylał na niego wiadro wody.

Cała czerwona poszłam do swojego pokoju, a moja głowa cały czas wypełniała się myślami o Edwardzie. Wszystko w środku mówiło - „lubisz go!”, a moja głowa - „zamknij pysk!”.

I niech mi ktoś powie, że ze mną jest wszystko w porządku...

Rozdział 36.

 

Rodzina zawsze wie lepiej.

 

Edward:

Kiedy Bella odwróciła i odeszła w stronę swojego pokoju, nie potrafiłem przywołać uśmiechu z powrotem na usta.

-Co? To! Było? - usłyszałem zaskoczony głos Emmetta.

-Powiedziałbym, że buziak w policzek? - powiedziałem, wzruszając ramionami.

-Nie jestem idiotą, braciszku. - zdenerwowany był tylko troszkę.

-Serio? - spytałem, a Emmett posłał mi mordercze spojrzenie.

-Od kiedy całujesz Bellę w policzek? - wiercił mi dalej dziurę w brzuchu.

-Od teraz? - wywróciłem oczami.

-Nie myśl, że się mnie tak szybko pozbędziesz. - wyszczerzył zęby.

-Możemy wreszcie iść do „Słonecznej Pizzy”, Jazz czeka. - pociągnąłem go za ramię.

-Co to, to nie, mój drogi! Nie pójdzie ci ze mną tak łatwo. Dobrze wiesz, że potrafię być upierdliwy. - czy ten jego uśmieszek nigdy nie znika? Choćbym chciał mu odpowiedzieć na jego pytanie to nie mogę. Dlaczego? Bo sam nie znam na nie odpowiedzi. Czyżby moje uczucie w stosunku do Belli zawodowo uprawiały gimnastykę artystyczną? Bo chyba właśnie zrobiły coś na kształt salta, a przynajmniej fikołka. Chociaż może lepiej określić je jako rollercoaster?

Czy porównujesz swoje uczucia do Belli z atrakcjami wesołego miasteczka? Wstydź się, Edwardzie!

Kiedy zbliżaliśmy się do pizzerii, już z daleka mogłem rozpoznać Jaspera. Siedział i wpatrywał się rozmarzonym wzrokiem w swoją colę.

-Hej Jazz. - Emmett przywrócił go do rzeczywistości.

Chyba się trochę przestraszył, bo właśnie zakrztusił się colą.

-Wszystko w porządku Jazz? - spytałem śmiejąc się i usiadłem na wolnym krześle.

Spojrzał zabójczym wzrokiem na mnie i Emmetta, który zajął drugie wolne krzesło. Kerlnerka chyba też na nas patrzyła, bo w jednej sekundzie podeszła do stolika. A może tylko mi się wydaje... Zaraz, zaraz, czy ja jej nie spotkałem na jakiejś imprezie? Blond włosy, niebieskie oczy, zgrabna figura – dokładnie mój typ.

Szkoda tylko, że Bella i oczy i włosy ma brązowe.

-Czy ja właśnie znów pomyślałem o Belli? - burknąłem do siebie, napotykając rozbawiony wzrok Emmetta.

-Co? - spytałem trochę zbyt ostro.

-Kelnerka chciałaby wiedzieć co zamawiasz. - odpowiedział z rozbawieniem.

-Oh. - podniosłem oczy i napotkałem zapraszający uśmiech kelnerki.

Jak ona miała na imię? Eva? Amanda? Nieważne...

-Więc co pan zamawia? - powiedziała głosem, który w jej mniemaniu miał być seksowny, ale zabrzmiał jakby zmagała się z okropnym bólem gardła. Odwróciła się tak, żebym spokojnie mógł gapić się w jej dekolt. Jakoś mnie to nie kręciło, odpowiedziałem więc znużony:

-Wodę poproszę.

Amanda albo jak kto woli Eva chyba zauważyła mój brak zainteresowanie, bo oddaliła się błyskawicznie.

-Edwardzie Cullen! Czy ty NIE flirtowałeś z tą kelnerką, która wsadziła ci swój biust prosto pod twój nos? - zapytał chichoczący Emmett, a Jasper właśnie świdrował mnie wzrokiem, co w jego wypadku oznaczało tylko: analiza uczuć.

-No co? Czy zawsze muszę flirtować z każdą laską? - spytałem zdenerwowany.

Spojrzeli na siebie znacząco.

-Tak. - odpowiedzieli chórem.

Odburknąłem coś niezrozumiale, a oni zaczęli chichrać się jak małe dzieci.

-Czy to nie przypadkiem czegoś wspólnego z Bellą? - spytał Emmett, a ja trochę skurczyłem się pod bacznym spojrzeniem mojego brata i zapewne przyszłego szwagra.

-Ee... nie... właściwie... tak – NIE!

Cholera! Ed! Zamiast gubić się w zeznaniach, mógłbyś zamknąć usta! Próbowałem zignorować głośny śmiech moich towarzyszy.

-Pana picie! - przerwał nam wysoki głos kelnerki.

Postawiła dwie szklanki wody na stole i czekała nie wiadomo na co.

-Dziękujemy. - powiedział Emmet, cały czas chichocząc, podczas kiedy ja sięgnąłem po swoją szklankę, dalej nie będąc zbyt przyjaźnie do niej nastawiony. Mogłaby chociaż udawać, że nie patrzy na mnie tym błagającym psim spojrzeniem.

-Edward! Co z tobą? Ta dziewczyna była dokładnie w twoim typie. - przypomniał mi Emmett... jakbym sam nie wiedział.

-Skąd tak dobrze wiesz, jakie dziewczyny mi się podobają?

-Po prostu wiem. - mój brat upił duży łyk ze swojej szklanki. - podoba ci się Bella.

Emmett miał szczęście, że nie miałem w ręce szklanki z wodą, bo bez wątpienia byłby teraz mokry.

-Nie podoba mi się Bella! - burknąłem cicho.

-Wmawiaj sobie dalej. Podoba ci się. - słodki uśmiech nie schodził z ust Emmetta.

Jasper odgrywał rolę spokojnego obserwatora i zachowywał się tak jakby nie miał z tym nic wspólnego.

-Nie podoba!

-Podooooba, i to bardzo.

-Nie!

-Oj, podoba, podoba.

-EJ! - przerwał na Jasper. - Już wszyscy się na was patrzą. - wskazał na stolik, przy którym siedziało pięć chichoczących dziewczyn. Jak tylko zobaczyły, że się w nie wpatruję poirytowany, od razy spuściły wzrok i zamilkły.

-Brawo, Ed! Pięć nowych, potencjalnych narzeczonych. - naśmiewał się Emmett.

-Już jestem zaręczony. - przypomniałem bratu, a ten uśmiechnął się tylko potulnie.

-Więc przyznajesz się do swoich uczuć?

-Em, konkurujesz na stanowisko męskiej Alice? Uspokój się wreszcie. - ignorowałem jego radosny wzrok.

-Muszę się zbierać. - spojrzałem na zegarek, miałem sporo do nauki.

-Pa, Ed. - pożegnali mnie, a ja powoli podniosłem się z miejsca. Przechodziłem właśnie obok stolika tych dziewczyn, kiedy któraś z nich poczuła się najwyraźniej bardzo pewnie.

-Cześć Edward!

Już chciałem coś odpowiedzieć, ale wyręczył mnie Emmett:

-Dziewczyny, dajcie mu spokój, już jest zaręczony.

Po czym oboje z Emmettem zaczęli zwijać się ze śmiechu i nawet moje wściekłe spojrzenie nie przywróciło ich do porządku.

-Co? - spytała zaskoczona dziewczyna.

-Zgadza się, jestem. Jak poradnia małżeńska mi nie pomoże to się zgłoszę do was. - powiedziałem i poszedłem w swoja stronę.

-Cholera! - zaklęła jedna z nich, a druga odpowiedziała:

-Ta, która jest jego narzeczoną, musi być niesamowicie szczęśliwa.

Ciekawy punkt widzenia.

Korytarz był prawie pusty, zdziwiłem się więc, kiedy usłyszałem za mną czyjeś kroki. Odwróciłem się zaskoczony i zobaczyłem twarz mojej siostry.

-Cześć Alice. - chciałem się tylko przywitać i zaraz iść dalej, ale chwyciła mnie mocno za ramię.

-Nie chcesz mnie tym razem uderzyć? - spytałem przestraszony, a Alice zaczęła chichotać, jak zwykle...

-Nie, chcę tylko z tobą porozmawiać.

-Super... - wymamrotałem zdenerwowany.

-Co czujesz do Belli? - spytała stanowczo patrząc mi prosto w oczy.

Nie było sensu próbować się jakoś wymigać od tego pytania, jeśli Alice chciała coś wiedzieć, to zawsze się dowiadywała.

-Moje uczucia z pewnością nie są takie jak były na początku naszej znajomości. - całkiem nieźle się wybroniłem.

Ale Alice chyba nie była do końca zadowolona, uniosła brwi.

-Edward, czujesz coś do niej czy nie?

Niech ją szlag!

-Tnie. - bardzo elokwentnie... spojrzałem na kręcącą głową Alice.

-Oczywiście, że czujesz!

-Ach, tak? - spytałem podejrzliwie. Dlaczego cała moja rodzina wie lepiej ode mnie co czuje?

-Kiedy na nią patrzysz masz takie iskierki w oczach i nie pozujesz na macho. Poza tym od dłuższego czasu nie interesujesz się innymi dziewczynami, a jak wszyscy wiemy, potrafiłeś w jednym tygodniu zaliczyć trzy.

-Przesadzasz. - odpowiedziałem, zastanawiając się czy moja siostra nie ma przypadkiem racji... O cholera! Ma!

-Podobaaaaaaa ci się! - to, co wydobyło się z jej ust przypominało jakiś kwik. Zapobiegliwie zamknąłem jej usta moją ręką.

-Podziel się tą radosną nowiną z całą szkołą! - zasyczałem.

-Więc mam rację? - ona nie potrafi trzymać zamkniętych ust nawet przez pięc sekund.

-Nawet jeśli ona nie lubi mnie tak bardzo i uważa za playboya. - wzruszyłem ramionami.

-Mam rację! - to dopiero był kwik! Czy ona przypadkiem nie zatrzymała się w rozwoju w wieku trzynastu lat, wzrostem też pasuje...

-Alice, idę do swojego pokoju. - pokiwała wesoło głową, cmoknęła w policzek i w podskokach poszła w swoją stronę.

Dzięki Bogu, po drodze nie napotkałem już nikogo, kto zachowywałby się jak umierająca ze szczęścia trzynastolatka.

Zamknąłem za sobą drzwi i wykończony rzuciłem się na łóżko.

Co ja właściwie sobie myślałem opowiadając Alice o tym, co czuję do Belli?

Cholera, może powinienem częściej używać mózgu?

Nie chciałem poświęcać jej już ani jednej myśli, ale moje chcenie niewiele miało do powiedzenia.

Koniec! Nie myśleć, nie wypowiadać, nie robić nic, co jest związane z Bellą.

Nie mogłem się skoncentrować i co chwilę wracałem do dzisiejszej lekcji tańca. Co Bella myślała, kiedy ją pocałowałem?

Debilu! Miałeś o niej nie myśleć!

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin