GR651. Major Ann - Piosenka dla niego.pdf

(625 KB) Pobierz
Major Ann - Piosenka dla niego w
Ann Major
Piosenka dla niego
12809269.002.png
PROLOG
Mezcaya, Ameryka Środkowa
Obóz terrorystów El Jefe
Pułkownik Phillip Westin, krzepki były Ŝołnierz pie-
choty morskiej, wciąŜ Ŝył.
Do diabła! Chyba wolałby umrzeć. Odizolowanie od
świata moŜe doprowadzić do szaleństwa.
Ostatkiem sił starał się przetrzeć liny pętające mu
nogi i ręce. Skóra na kostkach i nadgarstkach paliła od
zbyt długiego tarcia.
Próbował odwrócić się, ale był tak słaby, Ŝe leŜał
tylko w ciemności twarzą w dół, cięŜko dysząc. Chciało
mu się krzyczeć, a nawet płakać. W jednej chwili było
mu gorąco, w następnej zaś, jak dziecko, trząsł się
i kwilił na swoim łóŜku. Pętająca go lina bezustannie
wrzynała się w ciało.
Gdzie, do cholery, się znalazłeś? Przypomnij sobie!
Spróbuj sobie przypomnieć! Jego myśli były spowol-
nione. Dobrą chwilę zajęło mu zorientowanie się, Ŝe
leŜy na brudnym, płóciennym łóŜku w jaskini słuŜącej
za lochy pod Fortaleza de la Fortuna. Fortaleza była
obozem terrorystów w Mezcaya, w którym przebywali
szczególnie groźni bandyci znani jako El Jefe.
12809269.003.png
Westin został złapany kilka tygodni temu, wkrótce
po tym, jak zepchnął Jose Mendozę, jednego z przy-
wódców grupy przestępczej, z górskiej drogi i go zabił.
Wiedział, Ŝe nieślubny syn Mendozy, Xavier Gonzalez,
nie potrafił przebaczać.
Westin zamrugał oczami, ale niczego nie mógł do-
strzec. W lochach panował całkowity mrok.
Głowa pękała mu z bólu po wczorajszym ciosie Xa-
viera. Piekielnie chciało mu się pić. Był odwodniony.
Xavier i jego towarzysze schwytali go i bili na oślep,
a potem związali i powlekli jak świnię do rzeźni.
Miał umrzeć o świcie. Jedna kulka w łeb. Godzinę
wcześniej Xavier i kilku jego nastoletnich, cuchnących
kompanów wpadli do jaskini jak stado rozwścieczonych
byków i skopali go zabłoconymi wojskowymi butami.
- Gringo, jak się masz? - Dźgali go strzelbami i Ŝar-
towali sobie po hiszpańsku, nie w tutejszym dialekcie.
Rzucali monetą, kto będzie miał szczęście pociągnąć za
spust. Xavier, najmłodszy i szalenie przystojny, wyciąg-
nął z kabury czterdziestkę piątkę i wytarł ją rękawem.
- Zabiłeś mojego ojca, więc umrzesz, gringo. Nie
masz prawa być w moim kraju.
- Pieniądze z narkotyków i broni zalały moje mia-
sto, bastardo. Moje miasto.
Chłopak miał ciemną skórę. Jedną ręką włoŜył sobie
w usta papierosa; drugą wycelował lufę w czoło Philli-
pa.
- Twoje miasto?
Dzikie oczy Xaviera nie pasowały do chłopięcej twa-
rzy. Odbezpieczył broń.
12809269.004.png
- Bang, bang, gringo. Twoje miasto stanie się moim.
Nim Phillip zdołał zaprotestować, ostry dym z papie-
rosa sprawił, Ŝe zaczął się krztusić. Do diabła, moŜe to
rzyganie uratowało go. Zamiast pociągnąć za spust, Xa-
vier wybuchnął histerycznym śmiechem i wrzasnął:
- Cobarde! Tchórz!
Potem odtańczył taniec triumfu.
- Chce mi się pić - powiedział Phillip, najpierw po
hiszpańsku, potem po angielsku.
Xavier znów się uśmiechnął.
- Więc pij to! - Wrzucił niedopałek w wymiociny
i podsunął Phillipowi pod nos.
Dranie! Bawili się nim. Phillip Westin, były Ŝołnierz
piechoty morskiej, został wybrany do Jednostki Alfa.
Jego zwłoki nie będą piękne. Nie zasłuŜy nawet na
czarny worek w tym cholernym obozie, ukrytym głębo-
ko w porośniętych lasem tropikalnym górach Mezca-
yan.
śadnych honorów na pogrzebie. śadnego pogrzebu.
śadnej pięknej kobiety ocierającej łzy nad jego grobem
w Teksasie.
Nagle pojawiła się blond bogini, nie Ŝadna dziwka,
i przepłynęła w otaczających go ciemnościach.
O BoŜe... Właśnie wtedy, gdy był taki słaby, mokry,
roztrzęsiony i rzygający ze strachu, musiał myśleć o
niej - puszczalskiej, która odeszła od niego. Zazwyczaj
nawiedzała jego sny. W ciągu dnia udawało się mu
panować nad demonami.
Ale był tak słaby, przemarznięty i przeraŜony wizją
śmierci, Ŝe mógł myśleć tylko o niej.
12809269.005.png
Wstrząsnęła nim złość, gdy usłyszał, jak śpiewa mro-
cznym, ponurym głosem piosenkę miłosną, którą napi-
sała o ich skazanym na niepowodzenie związku.
Szarpnął pętającymi go linami, które, ku jego zasko-
czeniu, poluzowały się.
- Odejdź! Zostaw mnie w spokoju! - krzyczał
w ciemność.
Zjawa oparła się o niewidoczną ścianę i śpiewała
głośniej:
- „Nikt, tylko ty... Tylko ty..."
- Zamknij się! - warknął. DrŜał na całym ciele, pró-
bując się oswobodzić.
- „Musiałam się poŜegnać... ale gdziekolwiek je-
stem ... w moim sercu jesteś ty... tylko ty..."
Zachrypnięty głos rozbrzmiewał w jego głowie.
Wbił paznokcie w dłonie. Niespodziewanie udało się
mu uwolnić prawą rękę.
- Do cholery, zamknij się wreszcie!
- „Musiałam się poŜegnać" - zawodziła dziewczy-
na.
- Dziwka! Jesteś tylko zjawą. Wiesz o tym.
Zamilkła, ale nie odeszła. Zamiast tego jej twarz
nabrała niezwykłego wyrazu. Złote włosy spływały ła-
godnie na szczupłe ramiona.
Wyglądała jak zagubione zwierzątko potrzebujące
domu i ciepłego łóŜka. Jego domu i łóŜka.
Jedyne, co musiała zrobić, by chciał trzymać ją w ra-
mionach, chronić ją, kochać się z nią, to spojrzeć na
niego w ten sposób. Co by dał, by przed śmiercią choć
raz móc ją poczuć przy sobie.
12809269.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin