Julie Garwood - Buchanan 06 - Cienie przeszłości.pdf

(672 KB) Pobierz
407287312 UNPDF
1
Miasteczko Silver Springs w Kalifornii Południowej było świadkiem ślubu, który nie należał do
skromnych. Mło¬dym towarzyszyło siedem druhen i tyle samo drużbów; trzech kościelnych
wskazywało licznym gościom ich miejsca w koś¬ciele. Było tam też dwóch ministrantów, trzech
lektorów mają¬cych wygłosić kazanie i wystarczająco dużo broni palnej, żeby wystrzelać połowę
zgromadzenia. Wszyscy drużbowie, poza dwoma, byli uzbrojeni.
Agentom federalnym nie podobał się ten tłum, ale wiedzieli, że narzekanie byłoby bezcelowe.
Ojciec pana młodego, sędzia Buchanan, nie przepuściłby takiej okazji bez względu na to, ile
pogróżek pod swoim adresem otrzymał i jak bardzo ryzykował życie. Sędzia prowadził w
Bostonie głośną rozprawę sądową, a agenci federalni wyznaczeni do jego ochrony mieli
obowiązek towarzyszyć mu do czasu zakończenia procesu i wydania wer¬dyktu.
Kościół był wypełniony po brzegi. Rodzina Buchananów zajmowała w nim większość miejsca.
Przyjechali tu z Bostonu, ale niektórzy krewni, żeby ~uczestniczyć w ceremonii zaślubin Dylana
Buchanana z Kate MacKenną, przebyli drogę z Inver¬ness w Szkocji.
Państwo młodzi nie posiadali się z radości, a ich ślub był wyjątkowo piękną uroczystością.
Jednak nie doszłoby do niego, gdyby nie siostra Dylana, Jordan. Kate i Jordan były
przyjaciół¬kami i współlokatorkami w akademiku w college'u. Kiedy Jordan pierwszy raz zaprosiła
Kate do swojego rodzinnego domu w Nathan's Bay, zgromadziło się tam całe rodzeństwo,
żeby uczcić urodziny ojca. Nie miała zamiaru swatać swojej przyjaciółki i nawet nie zdawała
sobie sprawy z tego, że już wtedy coś zaiskrzyło między jej bratem a Kate. A kiedy po paru latach
to iskrzenie przemieniło się w prawdziwy ogień i tych dwoje zaręczyło się, Jordan była chyba
najbardziej zaskoczona ze wszystkich ...
Każdy, najmniejszy nawet szczegół tego radosnego wydarze¬nia został zaplanowany bardzo
skrupulatnie. Tak jak Kate, Jordan była świetną organizatorką i dlatego została obarczona
odpowiedzialnością za udekorowanie kościoła. Trzeba przy¬znać, że trochę z tym przesadziła.
Kwiaty były dosłownie wszędzie. Wzdłuż kamiennego chodnika ułożyła różowe róże i
kremowobiałe magnolie, których słodki zapach witał przyby¬wających gości. Na obydwu
skrzydłach wielkich, starych drew¬nianych drzwi do kościoła zawiesiła ogromne wieńce z
różo¬wych i białych róż, otoczonych gipsówką i przybranych szero¬kimi, satynowymi białymi
kokardami. Rozważała nawet od¬malowanie zniszczonych już drzwi, ale ponieważ pomysł
przy¬szedł jej do głowy zbyt późno, musiała z niego zrezygnować.
Kate poprosiła Jordan także o zajęcie się oprawą muzyczną i również w tej kwestii Jordan trochę
przekroczyła ramy zada¬nia. Zaczęła od pomysłu wynajęcia pianisty i śpiewaka na ceremonię, a
skończyła z orkiestrą. Muzycy siedzieli na specjal¬nym balkonie w kościele i grali Mozarta, żeby
uprzyjemnić gościom oczekiwanie na rozpoczęcie ceremonii zaślubin. Mu¬zyka miała ucichnąć,
kiedy przy ołtarzu staną rzędem druż¬bowie. W tym momencie powinny zabrzmieć trąbki, a
goście powinini wstać z ławek, by rozpocząć uroczystość z pompą
i splendorem. .
Panna młoda i druhny czekały w zakrystii tuż za westybulem.
Nadeszła pora, żeby trąbki zagrały na otwarcie ceremonii, ale one nadal milczały. Kate wysłała
więc Jordan, żeby ta dowie¬działa się o przyczynę opóźnienia.
Wdzięczne dźwięki Mozarta zagłuszyły skrzypienie drzwi, kiedy Jordan zajrzała do wnętrza
kościoła. Zauważyła jednego z agentów federalnych stojącego we wnęce po lewej stronie i
starała się nie myśleć o powodzie jego obecności. Dodatkowo zatrudnieni ochroniarze nie byli
wcale potrzebni, biorąc pod uwagę to, ilu zawodowych przedstawicieli prawa było w jej rodzinie.
Zjej sześciu braci dwóch było agentami FBI, jeden był sędzią federalnym, jeden szkolił się
właśnie na zawodowego żołnierza w oddziałach SEAL, jeden był policjantem, a naj¬młodszy,
Zachary, był w college'u i jeszcze się nie zdecydował, który z aspektów prawa bardziej go
pociąga. Wśród drużbów przy ołtarzu powinien stać również Noah Clayborne, bliski przyjaciel
rodziny i kolejny agent FBI.
Agentów wyznaczonych do ochrony jej ojca nie obchodziło, ilu mundurowych będzie obecnych na
ceremonii. Ich zadanie było jasno sprecyzowane i żadnego z ochroniarzy nie rozprasza¬ła
uroczystość. Jordan ostatecznie uznała, że ich obecność jest komfortem, a nie utrudnieniem i
powinna przestać się tym martwić, za to skupić na ślubie.
Dostrzegła jednego ze swoich braci, który powoli torował sobie drogę przez tłum, kierując się na
tył kościoła. To był Alec, świadek Dylana. Uśmiechnęła się najego widok. Pracował jako tajniak,
ale z okazji ślubu brata obciął włosy, co było z jego strony dużym poświęceniem. Jego praca
zwykle wymagała od niego, żeby ubierał się i wyglądał jak obłąkany seryjny morder¬ca. Jordan
ledwie go poznała, kiedy pojawił się wczoraj na próbie ślubu. Teraz Alec zatrzymał się, żeby
porozmawiać z jednym z ochroniarzy. Pomachała do niego, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i
skłonić go do przyjścia do westybulu.
Kiedy drzwi zamknęły się za jego plecami, Jordan szepnęła do niego nerwowo:
- Dlaczego jeszcze nie zaczynamy? Już pora.
- Dylan wysłał mnie, żebym powiedział Kate, że zaczniemy za kilka minut - odparł Alec.
Alec miał częściowo wywinięty kołnierzyk, więc sięgnęła, żeby go poprawić.
- Wywinął ci się kołnierzyk - powiedziała, zanim zdążył zapytać. - Nie ruszaj się przez chwilę.
Kiedy skończyła, zrobiła krok do tyłu. Uznała, że brat wygląda przyjemnie w tej ugrzecznionej
wersji. Zabawne było to, że Regan, jego żona, kochała go bez względu na to, jak wy¬glądał.
Miłość dziwnie wpływa na ludzi.
- Czyżby Kate obawiała się, że Dylan ucieknie sprzed ołta¬rza? - zapytał Alec, a w jego oczach
pojawiły się wesołe błyski. - Nie wydaje mi się - odparła Jordan. - Wyszła pięć minut temu.
Alec pokręcił głową.
- Mało śmieszne - powiedział, wykrzywiając usta w uśmie¬chu. - Muszę wracać.
- Zaczekaj. Nie powiedziałeś mijeszcze, dlaczego czekamy. Coś jest nie tak?
- Przestań się zamartwiać. Nic się nie stało. - Już miał wrócić do kościoła, ale nagle zatrzymał
się. - Jordan?
- Tak?
- Ładnie wyglądasz.
Alec nigdy nie prawił komplementów, i nie wyglądał na zaskoczonego własnym spostrzeżeniem.
Już miała mu się odwdzięczyć uprzejmością, kiedy zewnętrz¬ne drzwi kościoła stanęły otworem i
do środka wpadł Noah Clayborne, pospiesznie wiążąc krawat.
Ten mężczyzna zawsze robił duże wrażenie. Kobiety uwiel¬biały go i Jordan musiała przyznać,
że rzeczywiście miał ogro¬mną siłę przyciągania. Wysoki, przystojny i atletycznie zbudo¬wany,
był ucieleśnieniem kobiecych fantazji. Miał blond włosy, które zawsze wyglądały tak, jakby
potrzebowały lekkiego przy¬strzyżenia, a jego przenikliwe błękitne oczy iskrzyły figlarnie za
każdym razem, kiedy się uśmiechał.
- Spóźniłem się? - zaniepokoił się.
- Nie, jesteś na czas - odparł Alec. -W porządku, teraz możemy już zaczynać.
- Gdzie byłeś? - zapytała zdumiona Jordan.
Zamiast odpowiedzi Noah uraczył ją mrugnięciem oka i ło¬buzerskim uśmiechem, a potem ruszył
za Alekiem do kościoła. Jordan domyśliła się, że był z jakąś kobietą. Ten facet był niemożliwy!
Jordan nie potrafiła sobie wyobrazić, jakie to uczucie być tak wolnym, niezależnym i beztroskim,
ale Noah najwyraźniej znał je doskonale.
Jordan pospiesznie wróciła do pomieszczenia, w którym czekała panna młoda z druhnami.
- Już czas - oznajmiła.
Kate skinęła na Jordan, żeby ta podeszła do niej.
- Skąd to opóźnienie? - spytała Kate.
- To przez Noah. Dopiero co przyszedł. Jestem gotowa założyć się, że był z jakąś kobietą•
- Na sto procent tak było - szepnęła Kate. - Nie miałam pojęcia, jaki z niego playboy, dopóki nie
zobaczyłam tego na własne oczy. Wczoraj wieczorem ulotnił się z próby przyjęcia razem z moimi
trzema druhnami, które dziś rano w kościele wyglądały jakby nie zmrużyły oka tej nocy.
Jordan skrzyżowała ręce na piersi i rozejrzała się po pomiesz¬czeniu, próbując zgadnąć, które z
druhen zniknęły wczoraj w towarzystwie Noah.
- Powinien się wstydzić - zauważyła.
- To nie była wyłącznie jego wina - zaprotestowała Kate. - One też były bardzo chętne.
Ciotka Kate, Nora, oznajmiła, że nigdzie nie wyjdą, dopóki nie usłyszy dźwięków trąbek, i zaczęła
ustawiać wszystkie druhny w szeregu.
Kate przyciągnęła Jordan'do siebie bliżej.
- Mam do ciebie prośbę. Ale to nie będzie łatwe.
Łatwe czy nie, nie miało to znaczenia. Kate była przyjaciółką na dobre i na złe i Jordan zrobiłaby
dla niej wszystko.
- Powiedz, o co chodzi, a zrobię to - zapewniła.
- Mogłabyś dopilnować Noah, żeby zachowywał się przyzwoicie?
No dobrze, może jednak nie "wszystko". Jordan westchnęła. - Prosisz mnie o niemożliwe.
Kontrolowanie Noah? To śmieszne. Łatwiej już chyba nauczyć niedźwiedzia posługiwa¬nia się
komputerem. Tego mogę się podjąć z pełnym poświęce¬niem. Ale Noah? Daj spokój, Kate ...
- Właściwie to chodzi mi o Isabel. Martwię się o nią. Wi¬działaś, jak przykleiła się do niego na
próbie?
- Czy to dlatego przydzieliłaś mi go w parze podczas ślubu? Żeby trzymać swoją młodszą siostrę
z daleka od niego?
- Nie - powiedziała Kate. - Ale po tym, jak widziałam Isabel w akcji zeszłego wieczoru, cieszę się,
że tak zrobiłam. Nie mogę jej obwiniać. Noah jest uroczy . Uważam, że jest jednym z
naj¬seksowniejszych mężczyzn, jakich kiedykolwiek poznałam. Oczywiście oprócz Dylana. Jest
niesamowity, prawda?
Jordan skinęła głową.
- O tak.
- Nie chcę, żeby Isabel stała się kolejną FNC - stwierdziła Kate. - I nie chcę, żeby z mojego
przyjęcia weselnego znikały nagle kolejne druhny.
- A co to jest FNC?
Kate uśmiechnęła się szeroko.
- Fanka Noah Clayborne' a - odparła, na co Jordan wybuch¬nęła gromkim śmiechem. - Jesteś
jedyną osobą nieczułą najego urok. A on traktuje cię jak siostrę.
Ciotka Nora klasnęła w dłonie.
- Uwaga, wszyscy. Czas wychodzić.
Kate złapała Jordan za ramię.
- Nigdzie nie pójdę, dopóki mi nie obiecasz.
- Już dobrze. Przyrzekam.
Zabrzmiały trąbki. Jordan wychodziła jako pierwsza i prowa¬dziła procesję druhen do ołtarza,
nerwowo przyciskając oburącz swój bukiecik do talii. Zawsze była uważana za rodzinną ofer¬mę,
ale dziś była zdeterminowana nie potknąć się o własne nogi. Będzie skupiona i skoncentrowana
na stawianiu nogi za nogą.
Zatrzymała się pośrodku wejścia do kościoła i po chwili usłyszała szept ciotki Nory:
- Idź.
Wzięła głęboki wdech i ruszyła. Przejście między ławkami zdawało się ciągnąć w
nieskończoność. Noah czekał na nią przed ołtarzem. Była jeszcze kilka metrów od niego, kiedy
podszedł do niej. W smokingu wyglądał wprost niesamowicie.
Jordan odprężyła się. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Wszystkie oczy, a przynajmniej oczy
wszystkich kobiet, skierowane były na Noah.
Jordan skupiła się najego uśmiechu i pozwoliła wziąć się pod ramię. Spojrzała na moment w jego
oczy i zobaczyła w nich figlarne błyski.
O Boże, to by było na tyle, jeśli chodzi o jej zadanie ...
2
Ceremonia była przepiękna. Jordan popłakała się, kiedy jej brat i najlepsza przyjaciółka składali
sobie przysięgę małżeńską. Myślała, że nikt nie zauważył jej czerwonych oczu, ale kiedy
trzymając pod rękę Noah, wychodziła z nim z kościo¬ła, on nachylił się do niej i szepnął:
- Beksa.
Oczywiście zauważył. Nic nigdy nie umykało jego uwagi. Zrobiono dodatkowe zdjęcia, a potem
drużbowie i druhny
zostali rozdzieleni i Jordan wylądowała w jednym samochodzie z młodą parą• Mogłaby jechać na
masce samochodu całą drogę do klubu, bo nowożeńcy byli tak w siebie zapatrzeni, że nie
widzieli niczego.
Kate i Dylan weszli do klubu jako pierwsi, a Jordan została na zewnątrz na schodach, czekając,
aż reszta gości weselnych pojawi się na kolistym podjeździe.
Wieczór był piękny, ale w powietrzu czuło się lekki chłód, który był nietypowy jak na tę porę roku
w Karolinie Połu¬dniowej. Szklane drzwi wychodzące z sali balowej na boczny taras były otwarte.
Stoły były już przygotowane i przykryte białymi lnianymi obrusami. Stały na nich świece i bukiety
róż i hortensji. Jordan była przekonana, że przyjęcie weselne będzie wspaniałe, jedzenie
wyjątkowe - miała okazję spróbować paru dań, które wybrała Kate - a zespół muzyczny
wyśmienity. Mimo to, Jordan nie zamierzała zbyt wiele tańczyć. To był długi i ciężki dzień a ona
czuła, że siły ją opuszczają. Chłodny wietrzyk przemknął przez werandę i Jordan zadrżała z
zimna. Jasnoróżowa suknia bez ramiączek, którą miała na sobie, była przepiękna, ale
zdecydowanie nie była zaprojektowana po to, by dawać ciepło.
Nie tylko chłód martwił Jordan. Dostawała już szału z powo¬du swoich szkieł kontaktowych. Na
szczęście wzięła ze sobą okulary, które wetknęła w kieszeń smokingu Noah razem z
pu¬dełeczkiem na szkła kontaktowe i ze szminką. Szkoda, że nie pomyślała, żeby wepchnąć mu
jeszcze jakiś sweter.
U słyszała śmiech i odwróciła się w samą porę, żeby zobaczyć młodszą siostrę Kate, Isabel,
idącą pod ramię z Noah i wprost przyklejoną do jego boku. O losie, już się zaczęło.
Isabel była niebieskooką blond pięknością, ale w końcu Noah też był przystojniakiem. Byli tak
podobni, jakby byli spokrew¬nieni. To głupia myśl, uznała Jordan, widząc, jak Isabel wyraź¬nie
flirtuje z Noah. Ona była taka niewinna, czego o nim nie można było powiedzieć. Siostra Kate
była bardzo młoda, miała zaledwie dziewiętnaście lat, a sposób, w jaki wpatrywała się z
uwielbieniem w Noah, sugerował, że udało mu się już rzucić na nią swój urok. Na jego korzyść
działał fakt, że nie zachęcał dziewczyny. Właściwie, to nie zwracał na nią zbytnio uwagi. Zamiast
tego z zainteresowaniem słuchał Zachary'ego, naj¬młodszego z Buchananów.
- Mam cię.
Jordan nie słyszała, żeby ktoś do niej podchodził i aż drgnęła.
Jej brat Michael dał jej kuksańca w bok, a teraz stał obok niej i uśmiechał się jak idiota. Kiedy był
dzieckiem, uwielbiał skradać się do niej i ich siostry, Sidney, a potem straszyć je, aż krzyczały z
przerażenia. Następnie uciekał przy akompania¬mencie złowrogich wrzasków. Jordan myślała,
że już wyrósł z tego potwornego zwyczaju, ale najwyraźniej uwsteczniał się w jej towarzystwie.
Jak się nad tym zastanowić, to wszyscy jej starsi bracia uwsteczniali się przy niej.
- Co robisz tu, na zewnątrz? - zapytał Michael.
- Czekam.
- To oczywiste. Na co lub na kogo czekasz?
- Na pozostałe druhny, ale najbardziej na Isabel. Mam trzymać ją z dala od Noah.
Michael odwrócił się i spojrzał na scenę rozgrywającą się u stóp schodów. Isabel była praktycznie
przyklejona do Claybo¬rne' a. Michael uśmiechnął się.
- I jak ci idzie?
- Jak na razie świetnie.
Zaśmiał się, nie spuszczając oczu z Isabel. Wreszcie udało jej się ściągnąć na siebie całą uwagę
Noah. Miała wypieki na twarzy.
- Wygląda na to, że mamy do czynienia z klasycznym trójkątem - podsumował Michael.
- Co takiego?
- Spójrz na nich - powiedział. - Isabel zapatrzona jest w Noah, Zachary nie może oderwać oczu
od Isabel, a z przera¬żającego wyglądu tamtej kobiety, która obserwuje Noah, po¬wiedziałbym,
że nie chodzi tu tylko o zauroczenie naszym przyjacielem. - Michael wzruszył ramionami i po
chwili dodał: - W zasadzie, to mamy tu kwadrat.
- To nie żaden trójkąt, kwadrat czy inny wielokąt - zaprzeczyła Jordan.
- Wydaje mi się, że wielokąt należałoby już nazwać orgią. Słyszałaś o czymś takim jak orgia?
Nie zamierzała dać się sprowokować. Skupiła się na Za¬charym. Starał się jak mógł, żeby Isabel
go zauważyła. Jordan nie zdziwiłaby się, gdyby nagle zaczął robić salta do tyłu.
- To po prostu smutne - powiedziała Jordan, kręcąc głową.
- Co? Zack?
Przytaknęła.
- Ja tam mu się nie dzi wię - powiedział Michael. - Isabel ma wszystko na miejscu. Ciało, twarz ...
Bez wątpienia to ...
- Dziewiętnastolatka, Michael. Ona ma dziewiętnaście lat.
- Jasne, wiem. Jest za młoda dla mnie i dla Noah, ale zdaje jej się, że jest wystarczająco dorosła
dla Zachary'ego.
Samochód z ich rodzicami wjechał przez bramę. Kiedy rodzi¬ce zbliżali się do schodów klubu,
Jordan zauważyła, że ochro¬niarz upewnia się, czy idzie dokładnie za plecami sędziego. Drugi
ochroniarz wbiegał właśnie po schodach przed nimi.
Michael trącił Jordan łokciem.
- Nie musisz się nimi przejmować.
- Ty się nie przejmujesz?
_ Może trochę. Ale proces ciągnie się już tak długo, że zdążyłem się przyzwyczaić do widoku
ojca z jego cieniami. Za parę tygodni, kiedy zapadnie wyrok, wszystko się skończy. _ Znowu ją
szturchnął. - Nie myśl o tym wszystkim dziś wieczorem, dobrze?
_ Dobrze, postaram się - obiecała, chociaż zastanawiała się, jak ma to zrobić.
_ Powinnaś zacząć się bawić - powiedział, kiedy zobaczył, że nadal ma zatroskaną minę. - Od
kiedy sprzedałaś swoją firmę i wzbogaciłaś nas wszystkich, jako twoich udziałowców, jesteś
nieskrępowana i wolna jak ptak. Możesz robić teraz wszystko, czego tylko zapragniesz.
- A jeśli nie wiem, czego chcę?
- W swoim czasie się dowiesz - odparł. - Pewnie zostaniesz przy komputerach, jak myślisz?
Jordan nie wiedziała, co będzie robiła. Wydawało jej się, że jeśli nie będzie pracowała przy
komputerach, to zmar~uje wy¬kształcenie, które odebrała. Była jedną z nielicznych kobiet,
przodujących w innowacjach komputerowych. Zaczynała od pracy w dużym przedsiębiorstwie, a
skończyła, tworząc własną firmę, w którą zainwestowała jej rodzina, a Jordan przekuła to na
wielki sukces s~ojego biznesu. Kilka ostatnich lat spędziła, pracując bez przerwy. Jednakże,
kiedy inne przedsiębiorstwo złożyło jej ofertę wykupu za olbrzymie pieniądze, nie wahała się ani
chwili, żeby sprzedać swoje dziecko. Byłajuż zmęczona i chciała zmian.
Wzruszyła ramionami.
- Może zajmę się jakimś konsultingiem?
- Wiem, że dostałaś wiele propozycji pracy - powiedział Michael. - Ale uważam, że powinnaś
odczekać, zanim wsko¬czysz w coś nowego, Jordan. Zostaw to wszystko na jakiś czas i
zrelaksuj się. Zabaw się trochę.
Dzisiejszy wieczór należał do Dylana i Kate, przypomniała sobie. Jutro będzie mogła wrócić do
zamartwiania się swoją przyszłością.
Noah zamierzał chyba całe wieki wchodzić po schodach. Co chwila zaczepiał jakichś nowych
krewnych i przyjaciół.
- Może wejdziesz do środka? - zaproponował Michael.
- I przestań martwić się o Noah. On dobrze wie, że Isabel jest jeszcze młoda. Nie zrobi niczego
nieprzyzwoitego.
Michael miał rację, ale Jordan nie mogła tego samego powie¬dzieć olsabel.
- Mógłbyś po nią pójść i przyprowadzić ją do środka?
Nie musiała go dwa razy prosić. Zanim odźwierny otworzył przed nią drzwi, jej brat był już w
połowie schodów.
Jordan nie musiała przecież stać tu jak wartownik. Noah okazał się dżentelmenem, tak, jak to
przepowiedział Michael. Oczywiście, kilka młodych i dość natarczywych kobiet nie mogło
utrzymać rąk przy sobie, co jednak wyraźnie nie prze¬szkadzało Clayborne'owi. Jako że
wszystkie miały około dwu¬dziestu jeden lat, Jordan uznała, że wiedzą, co robią.
Cnotliwe zachowanie Noah zdjęło z niej obowiązek pilnowa¬nia Isabel, dzięki czemu Jordan
zaczęła się całkiem dobrze bawić. Około dziewiątej poczuła, że natychmiast musi pozbyć się
szkieł kontaktowych. Odnalazła więc Noah, który, dzięki Bogu, nadal miał przy sobie jej okulary i
pudełeczko na szkła. Tańczył na parkiecie z platynową blondyną, która w takt wolnej muzyki wiła
się wokół niego jak wąż. Jordan musiała trochę poczekać, zanim udało jej się wreszcie im
przeszkodzić i odzys¬kała pudełeczko, z którym ruszyła do damskiej toalety.
Jakieś poruszenie w korytarzu przykuło jej uwagę. Dziwnie wyglądający mężczyzna sprzeczał się
z ochroniarzami, którzy starali się nakłonić go do wyjścia. Jeden z agentów federalnych obmacał
mężczyznę, sprawdzając, czy nie ma przy sobie ukry¬tej gdzieś broni.
- To niesłychane, żeby tak traktować gościa - żalił się mężczyzna. - Mówię przecież, że panna
Isabel MacKenna będzie rada mnie widzieć. Zgubiłem moje zaproszenie, to wszyst¬ko, ale
zapewniam, że byłem zaproszony.
Zauważył Jordan idącą w jego kierunku i uśmiechnął się do niej promiennie. Jeden z przednich
zębów zachodził mu na drugi i wystawał na tyle mocno, że górna warga zaczepiała o niego za
każdym razem, kiedy coś mówił.
Jordan nie wiedziała, czy powinna się wtrącać w to zajście.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin