On wstał z krzesła i poszedł, czyli o nadużywaniu zaimków i sposobach.txt

(9 KB) Pobierz
On wstał z krzesła i poszedł, czyli o nadużywaniu zaimków i sposobach prowadzenia narracji

KĽCIK ZŁAMANYCH PIÓR Feniks 887 1999

No i znowu oberwałem po dupie. Wychyliłem się, przestrzegajšc przed zgubnym wpływem, jaki może mieć na młodego autora proza jego mistrza. Pisałem, że łatwo można stać się naladowcš. Od dawna słucham muzyki bluesowej - odpowiada mi na to Czytelnik - i wie pan, blues jest zbudowany w oparciu o 12-taktowy chorus (powtarzany dowolnš iloć razy), za chorus składa się z trzech fraz... ułożonych zawsze w ten sam, cile okrelony sposób. Czy wobec tego komponujšc bluesa jestem wtórny Albo idšc dalej, to przecież samolot wynaleli bracia Wright - reszta to naladowcy (proszę mi tu odmówić logiki).
Dobra. Odmawiam logiki. Pomysł braci Wright został twórczo rozwinięty, a jak kto nie wierzy, to niech sobie postawi współczesnego jumbo-jeta obok ich machiny. Nie powielano konkretnego urzšdzenia, nie budowano w nieskończonoć zaopatrzonych w silnik rusztowań, które jakim cudem na pięć minut odrywały się od ziemi. Ci, co tak czynili, zginęli w mrokach niepamięci (a czasem całkiem po prostu mierciš tragicznš zginęli), nikt dzi o nich nie wie. Wypłynęli tylko faceci, którzy podchwycili samš ideę. Co to jest wtórnoć A naladownictwo Przede wszystkim gdzie sš granice jednego i drugiego Otóż, oczywicie, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Autor piszšcy SF nie jest wtórny dlatego, że można go przypisać do konkretnego rodzaju prozy (analogicznie wyglšda sprawa z bluesmanem). Ale jeli ten autor bohaterem swojej powieci uczyni okręt podwodny z ostrogš, napędzany elektrycznociš; na pokładzie będzie naukowiec i kapitan-banita - no, to już może być najwyżej parodia ksišżki Vernea, a mniejsze lub większe różnice fabularne niewiele tutaj zmieniš, podobnie jak imię kapitana, które może brzmieć Nemo, Homo lub Jadwigopulos. Czy taka historia, opowiedziana z całš powagš i nie odwołujšca się do 20 000 mil... miałaby rację bytu Ale sam pomysł podmorskiej żeglugi, na pokładzie JAKIEGO okrętu, nie jest jeszcze pomysłem wyeksploatowanym do końca - niewštpliwie można go twórczo rozwinšć. Polowanie na Czerwony Padziernik to też jest ksišżka o okrętach podwodnych. Czy to znaczy, że Tom Clancy był naladowcš, albo plagiatorem Vernea
Powiem to jeszcze raz nie widzę powodów, dla których dowiadczony i dojrzały pisarz nie mógłby czerpać inspiracji z dokonań innych autorów. Twierdzę tylko, że na samym poczštku drogi twórczej jest to doć niebezpieczne. Gdy zaczynasz reprodukować przygody Conana, opisujšc w kółko żywot podobnego mutanta-idioty, łażšcego beznadziejnie w tę i nazad, to oznacza, w najlepszym wypadku, że brak ci własnych pomysłów, własnej wizji wiata i bohatera. To może się z czasem zmienić - albo nie. Zazwyczaj się nie zmienia. Debiutanckie teksty powinny być wieże, wypchane pomysłami i treciš, bo autor wali na papier wszystko, co w sobie nosił przez lat kilka, albo kilkanacie. Stagnacja zaczyna się póniej. Problem w tym, że niektórzy już na dzień dobry robiš z siebie literackich dziadków, zaczynajšc od popłuczyn (żeby to jeszcze były popłuczyny własnych pomysłów). Lecz smażenie dania z resztek, w cudzej kuchni To ogranicza kucharza, psuje go i nie rokuje dobrze.

Strasznie dużo tekstów otrzymałem (p. objętoć działu Poczta; a tak na marginesie - jest to dział dla wszystkich, staram się tam redagować swoje uwagi w taki sposób, by wynikały z nich jakie prawdy ogólne, choć oczywicie autorzy omawianych tekstów zyskujš najwięcej, bo mogš odnieć moje słowa do konkretów). Tak więc, przejrzałem prawdziwš górę prozy. I dostrzegam potrzebę napisania kilku słów o sprawach absolutnie elementarnych.
ZAIMKI. Pan Zaimek, a nawet Jego Wysokoć Ksišżę Zaimek, jest przydatny i wręcz nieoceniony, lecz nagminnie nadużywany przez... no, mylę że przez jakie 98 procent poczštkujšcych autorów. Prawie każdy ma do czynienia z tym problemem. Trzeba krelić zaimki. Większoć debiutantów popada przy kreleniu w drugš skrajnoć - niemniej zaczšć trzeba od krelenia, a z czasem wszystko się jako wyreguluje, lepiej albo gorzej (to już zależy od talentu i wyczucia językowego). Obejrzyjmy sobie takie zdania Żołnierz stał nieruchomo. W jego oczach nie było okrucieństwa, tylko odrobina litoci. Chłopiec podszedł do niego i wzišł go za rękę, a on umiechnšł się i skinšł mu głowš. Wszystko le. Jeden lub dwa zaimki można by po prostu wykrelić, ale lepiej przebudować cały fragment. W osadzonych pod krawędziš hełmu oczach nie było okrucieństwa, tylko odrobina litoci. Chłopiec podszedł i ujšł ciężkš dłoń, a mężczyzna skinšł głowš i umiechnšł się. Można zrobić to na sto sposobów, za mój sposób niekoniecznie jest najlepszy, ale ważne by wymanewrować zaimki, które zamiecajš wypowied - nic zupełnie nie mówišc, nie wypełniajšc sceny żadnš specjalnš treciš. Czy nie szkoda takich pustych słów Wiadomo przecież, kto patrzy i kto kogo bierze za rękę, wiadomo kto się umiecha i komu kiwa głowš. Zamiast wcišż powtarzać go, mu, jego, warto wzbogacić obraz, zagrać na kontrastach - no, ale to już temat na osobny Kšcik. Teraz chciałem tylko pokazać, że zamiast pięciu zaimków - może być ich zero, a fragment nie stanie się przez to nieczytelny, dalej będzie wiadomo kogo, kto i komu.
NARRACJA. Proste pytanie dlaczego niektóre opisy sytuacji czyta się łatwo, za inne zwyczajnie nużš Prosta odpowied powodów jest co siedemset. Ale na razie podam tylko jeden, pozostałe zostawiajšc na póniej. Andrzej wstał z krzesła i wyszedł zza biurka. Nogi miał zdrętwiałe od długiego siedzenia, więc trochę niepewnie podszedł do drzwi. Nacisnšł klamkę, ale były zamknięte na klucz. Zaczšł zastanawiać się, kto wycišł mu taki numer. Co jest le Podobnie, jak w poprzednim fragmencie prawie wszystko. Zdania zostały odbite z jednej sztancy, podmiotem każdego jest ten facet. Dziesięć stron podobnej lektury zabije czytelnika. Ja już pomijam, że Andrzej, zanim wyjdzie zza biurka, MUSI pierwej wstać z krzesła; czytelnik zobaczy to bez trudu i bez pomocy autora (toż nikt nigdy nie wyszedł zza biurka na siedzšco). Ponadto, jeli nie występuje żaden specjalny powód drętwienia Andrzejowych nóg (bo ja wiem, jaka choroba układu kršżenia, majšca znaczenie dla fabuły) - to także i przyczyny tego zdrętwienia można zostawić domylnoci czytelnika; przecież każdemu zdarzyło się w życiu siedzieć długo na krzele. Ale właciwie nie o tym nawet chciałem. Moja propozycja brzmi tak Andrzej skrzywił się, wychodzšc zza biurka. Zdrętwiałe nogi nie chciały go nieć, lecz jako dotarł do drzwi. Klamka stawiła opór. Chryste, więc do tego zamka był jeszcze jaki klucz Komu mogło zależeć na zamknięciu szefa w gabinecie I znów powiem można to zrobić na sto sposobów, ale niechże te zdania różniš się jako i niech nie służš tylko opisaniu prostych czynnoci. Warto przemycać tu i ówdzie różne informacje. Tutaj, zupełnie mimochodem, powiadomiłem czytelnika, że pokój jest gabinetem, Andrzej czyim szefem, a z kluczem to nie jest taka prosta sprawa, bo nie tkwił po prostu w drzwiach, kto go szukał i znalazł, a może kiedy ukrył (wzišł sobie) w jakim celu... Jeli autor nie umieci większoci informacji w opisach lub dialogach, to będzie musiał prędzej albo póniej walnšć prosto z mostu Andrzej był szefem i miał swój gabinet. Klucza do drzwi od dawna nie było, widocznie kto go schował. I tak to będzie leciało, zdanie po zdaniu, do końca lub do momentu, gdy czytelnik zanie. To jest naprawdę ważne, kochani, by nie tracić z oczu historii, CAŁEJ HISTORII, którš chce się opisać. W tekcie literackim wszystko, co ma znaczenie dla opowieci, trzeba będzie wyjanić, a zarazem prawie nic nie powinno być podane wprost, łopatologię warto zostawić na specjalne okazje (odczyt naukowca, raport zwiadowcy, posiedzenie rady nadzorczej) a czasem też trzeba wepchnšć trochę waty, żeby spowolnić akcję, potrzymać czytelnika w niepewnoci i zbudować napięcie. Lecz, generalnie, o szczegółach majšcych znaczenie dla fabuły, czytelnik winien dowiadywać się mimochodem, przy okazji; trzeba karmić go wiedzš tak, żeby o tym nie wiedział. Gdy wie, to od razu jest zmęczony. Przecież to dlatego tak cholernie nudne sš lekcje w polskich szkołach, że kto staje przy tablicy i ględzi o Krzyżakach, zamiast zabrać ludzi do muzeum i pokazywać - czołgi, snujšc przy tym rozważania, jak zabawnie by było, gdyby takie maszyny pojawiły się na polu bitwy pod Grunwaldem (było lato, rozumiecie, teren wietny dla broni pancernej, dlatego ciężka jazda tak tam hulała, przecież to były XV-wieczne wojska pancerne - tu dwa słowa o jedzie rycerskiej - wyobracie więc sobie Witolda, który prowadzšc natarcie nagle zamiast wojsk zakonnych widzi takie maszyny. Broń z tamtej epoki nie była w stanie nic zrobić czołgom...). No i tak to leci. Można opisać najnudniejsze rzeczy, zderzajšc je z innymi nudnymi rzeczami na zasadzie kontrastu, albo sprowadzajšc co tam do absurdu. Ważne, by nie głosić, że Andrzej był szefem i siedział w gabinecie; kirasjer składał się z konia, pałasza i kirysu, a Napoleon z czapki w poprzek i loczka na czole. Teraz daty.
No, dobrze. Właciwie, w przytoczonym fragmencie chciałem tylko pokazać, że zdania nie powinny być do siebie bliniaczo podobne, należy kręcić kamerš, pokazywać co robi Andrzej z punktu widzenia klamki stawiajšcej opór, no i tak dalej. Pozwoliłem sobie na dygresje, ale może i dobrze się stało, bo przez to powiedziałem o narracji więcej, niż pierwotnie zamierzyłem. Wywód stracił trochę na klarownoci, ale zyskał na treci. I licznie.
Dzisiaj to już wszystko. Chciałem napisać jeszcze o pomysłach na opowiadanie, ale przełożymy to na póniej, bo teraz już nie mam miejsca (redakcja Feniksa z jakich powodów nie chce mi udostępnić wszystkich kartek, jakie to pismo ma pomiędzy okładkami). Tak tedy, z powodu moich dygresji i złoliwoci redak...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin