Jak budować opisy.txt

(9 KB) Pobierz
Jak budować opisy

KĽCIK ZŁAMANYCH PIÓR Feniks 1101 2001

Dla bywalców Kšcika nie będzie to nic nowego zacytuję obszerny fragment (prolog) nadesłanego tekstu i będę go ilustrował swoimi uwagami. Od razu mówię, że utwór, na tle tego, co otrzymuję, nie jest katastrofalny (plasuje się w dolnych warstwach rednich). Zaczynamy.
Krzyk. Straszliwy, ochrypły krzyk. Pełen bólu, nienawici i przerażenia. Kenar starał się przed nim uciec. Lecz to nie było takie proste. Chociaż już nie raz słyszał płaczliwe zawodzenie ludzi prowadzonych na rze, nie mógł się wyzbyć litoci i żalu nad tymi, którzy ginęli za niego.
Tak więc, Kenar usiłuje uciec przed krzykiem, lecz nie jest to takie proste. Aż dziw, bo przecież zwykle bardzo łatwo jest uciec przed krzykiem. Ale to nie wszystko. Straszliwy, ochrypły krzyk, pełen bólu, nienawici i przerażenia to - zdaniem autora - płaczliwe zawodzenie. Chłopie kochany... Przecież, gdybym ryknšł Ci nad uchem tak jak opisujesz, to czy nazwałby ów dwięk płaczliwym zawodzeniem Być może miałe na myli, że oni najpierw zawodzili (nie wiem, prowadzeni na plac kani, albo gdzie) a ryczeli dopiero w momencie egzekucji, ale z tekstu nic podobnego nie wynika.
- To wszystko wina tego przeklętego starucha - syknšł z zajadłš nienawiciš w głosie. - Na Isztar, gdy będę miał okazję, będzie pierwszš ofiarš, jakš złożę Setowi! Wino, tak tylko ono zsyła ukojenie. A ty Pakantrusie dlaczego nie pijesz
Zagadnięty mężczyzna chwilę milczał, jakby się nad czym zastanawiał (może istotnie się zastanawiał - FWK), po czym odrzekł
- Kenarze, to już czwarty człowiek, który był wtajemniczony w nasz spisek! Pętla z każdš chwilš bardziej się zacienia. Jeli chcesz zostać władcš Agrupeae to...
- Zamilcz - syknšł Kenar - nie wiesz, że w tym przeklętym miecie nawet ciany majš uszy Ale masz rację, musimy działać. Jutro skoro wit, zmienisz straże Najwyższego Kapłana i zastšpisz ich (ich straże no ale dobrze, nie będę się czepiał, w końcu to wypowied podekscytowanrego faceta; nie musi być idealnie zgodna z regułami gramatyki, ale chciałbym wierzyć, że ta niegramatycznoć wynika z zamysłu autora - FWK) oddziałem Amenliego. Rozumiesz
- Tak Kenarze.
Co my tu mamy. No, już dwa plany ten, na którym kto ryczy (kto, gdzie) i ten, na którym dwaj faceci pijš wino i uciekajš przed krzykiem. Konia z rzędem temu, kto mi powie, gdzie to wszystko właciwie się dzieje. W jakim... lochu W pałacu, a na pałacowym dziedzińcu ucinajš, ten tego, ryczšcemu pół organizmu Wyobrazić sobie mogę dwie gadajšce głowy, zawieszone w próżni; no, prawda, obok jednej głowy jest ręka trzymajšca kielich z winem, bo druga głowa nie pije. Do czego zmierzam Ano do tego, że to nie jest dobry opis sytuacji, albowiem ta sytuacja nie ma wcale tła. Kiepsko z plastycznociš opisu. Nie namawiam przecież, by wyliczać duperele bez znaczenia (Dwaj ludzie siedzieli w izbie, która miała drzwi i cztery okna. W izbie znajdowały się stół, krzesło i wazon, fotel, pianino, trampolina oraz...). Ale trzeba dać czytelnikowi jaki punkt zaczepienia. Słowo-klucz, które otworzy - że tak ładnie powiem - odpowiedniš szufladkę ze skojarzeniami. Bo każdy widział jakš izbę w kurnej chacie, w zwiedzanym skansenie lub na filmie, dużš albo małš, ze sklepieniem palmowym lub powałš, więc trzeba się do tego dyskretnie odwołać. Zagadnięty mężczyzna milczał, wodzšc wzrokiem po klepisku brudnej izby - choćby tak. Mowa o tym gociu, przypomnę, który milczał, jakby się zastanawiał. Otóż gdy milczy, jakby się zastanawiał - jest to milczenie dla utworu jałowe. Jeli milczy wodzšc czym po czym (niekoniecznie wzrokiem, bo może wodzić palcem po blacie krzywego stołu - tak) jest to milczenie nader konstruktywne, bo zawarta zostaje w tekcie informacja dla czytelnika istotna. Krzywy stół nie stoi raczej w ksišżęcej komnacie, stoi pewnie w jakim biednym pomieszczeniu; uruchomiony zostaje w ten sposób łańcuch skojarzeń i czytelnik bez udziału wiadomoci zbuduje sobie jakie tło, niedookrelone ale zgodne w ogólnych zarysach z tym, co widzi autor. Lecz oto nowy akapit i
W tej samej chwili, jaki niewyrany kształt, oderwał się od gzymsu jedynego okna komnaty i poszybował w mrocznš noc.
A więc nie izba, lecz komnata! Z jedynym oknem, więc wreszcie jest jaki konkret - powiada się, że lepiej póno, niż wcale. Okno ma gzyms (zamiast parapetu, jak rozumiem) a na gzymsie siedział (leżał) kształt, jaki niewyrany.
Jedmy dalej. Akapitu cišg dalszy
Z każdš chwilš zbliżał się (ten jaki kształt niewyrany, oderwany od parapetu - FWK) do olbrzymiej wieży, znajdujšcej się w centrum miasta. 
Brawo! Nie mielimy nic, za to teraz, w dwóch zdaniach, mamy wszystko okna komnaty, noc, olbrzymiš wieżę i centrum miasta - szanownego czytelnika uprasza się, by sobie to po ludzku w dwie sekundy poskładał. Ale mało tego, bo
Wieża ta, mimo, że panowała noc, była dobrze widoczna. Materiał, z którego została wzniesiona, miał dziwnš właciwoć w blasku dnia zdawał się pochłaniać wiatło słońca, nocš za ten sam materiał (no jasne, że ten sam; czy kto mógł go zmieniać wieczorem - FWK) powodował, że wokół wieży rozcišgała się jasna powiata. Gdy twór (sic!) znalazł się przy niej, wpadł do rodka przez jedno z małych okienek, znajdujšcych się u jej szczytu. Przemykajšc przez zakurzone i ciemne korytarze, tylko sobie znanym sposobem, dotarł w końcu do jasno owietlonej sali.
Najpierw - nic. Próżnia doskonała, a w niej krzyki potępieńcze i głowy gadajšce. Potem nagła wolta autor gotów detalicznie opisać strukturę cegieł tej cholernej wieży, okienka małe u stropu, korytarzyki, panie, zakurzone a kręte, wreszcie salę rzęsicie owietlonš, do której to sali dociera... no, wiadomo, twór. Najpierw żadnych tropów, podpowiedzi - nic i nic. Potem - wszystkiego w nadmiarze. Rzec by się chciało za Tuwimem Ten czarny tłok i nagła pustka Sš jak w dominie mydło-szóstka. Bo czyż nie
Niestety. Opis, a zwłaszcza opis szczegółowy, podany być musi zgodnie z pewnymi regułami. Pisałem już kiedy o tym mylimy tak, jak widzimy, trudna rada. Oko ludzkie rejestruje najpierw wiatło, potem ruch, a dopiero na końcu kształt i rozmaite detale. Nie można opisywać olbrzymiej wieży tkwišcej w rodku upionego miasta - dopiero na końcu podajšc informację, że wieciła niczym golas w ambasadzie. Bo wszyscy, idę o zakład, zdšżyli już sobie wyobrazić te wieżę jako ponury, ciemniejszy od nocy kształt, odcinajšcy się co najwyżej od granatowego nieba. A potem nagle nie, nie, pardon - powiada autor - chodziło mi o choinkę.
Na tym nie koniec, niestety.
Sala była niewielka.
Tako rzecze autor. Więc, na miłoć boskš, dlaczego sala, zamiast izba Ostatecznie pokój, salka, komnatka... Ale - sala I znów trzeba korygować obraz, który już się zmaterializował.
Przytłaczajšce wrażenie sprawiały setki, jeli nie wręcz tysišce ksišżek, woluminów i papirusów, zalegajšcych półki oraz olbrzymi stół, stojšcy na rodku sali.
Autorze! Autorze, na Boga, co Waćpan wypisujesz! Więc duże czy małe było to pomieszczenie Setki albo i tysišce ksišżek, woluminów - przecież to się nie zmieci w przerobionej na pracownię ubikacji! Zdaje mi się z jakiego powodu, że te ksišżki to nie były harlequiny Na dodatek olbrzymi stół (olbrzymi! nie duży, nie wielki, lecz olbrzymi! wyżej w hierarchii sš już tylko stoły gigantyczne, względnie monstrualne!) stojšcy PORODKU SALI. Niczym taboret na podłodze w kuchni. Jaka była ta dużaniewielka salasalka Autorze Ile Twoim zdaniem metrów kwadratowych może mieć niewielkie pomieszczenie nazywane salš, porodku którego stoi ogromny stół, a wzdłuż cian piętrzš się regały z tysišcami ksišżek 
Mapy na nim (na stole - FWK) rozwinięte przedstawiały niejednokrotnie królestwa, które od wieków już nie istniały, a o których pamięć zaginęła w pomrokach dziejów.
Niestety, le. Mapa nie może przedstawiać czego niejednokrotnie - co najwyżej niektóre z tych map przedstawiały królestwa, podczas gdy inne... co innego, w każdym razie nie pradawne królestwa.
Przy stole siedział na wpół pochylony starzec Wtem drgnšł. Będšc w symbiozie z tworem wyczuł jego obecnoć. Postać starca przyjęła pozę wyczekiwania...
Pozę wyczekiwania przyjęła. Postać starca. Bardzo proszę, by każdy teraz usiadł sobie na krzele i przyjšł swš na wpół pochylonš postaciš pozę wyczekiwania. Autorze Jak postać przyjmuje pozę wyczekiwania
I na tym koniec prologu.
Specjalnego podsumowania nie będzie, bo chyba wystarczajšco wyranie przedstawiłem swoje zastrzeżenia i wszyscy wiedzš, o co mi chodzi. Jeszcze tylko dwa słowa do Autora. Wiem, że trochę boli, kiedy kto jak czołg przejedzie się po tekcie. Ale nie rozwalam tu nikogo dla zboczonej przyjemnoci. Nie nalegam, by przysłał mi kwiaty, ale z listu zrozumiałem, że zamierzasz kontynuować pracę nad tym tekstem; mam nadzieję, że trochę Cię przystopowałem. Dobrze uczyniłe, przysyłajšc mi poczštek. Jest to na razie zalšżek bardzo słabego dziełka i jeli nie podszlifujesz umiejętnoci warsztatowych, to pisanie cišgu dalszego zupełnie mija się z celem. Przykro mi. W każdym razie, nie zdradzajšc przed czytelnikami swojej tożsamoci dowiedziałe się dzisiaj, że sporo ciężkiej pracy przed Tobš. Lepsze to, niż wydać własnym sumptem ksišżczynę, nad którš póniej, w sšsiedniej rubryce, jawnie i publicznie będzie pastwić się Różowa Lula. Bo to przecież do niej trafiajš ci, którzy nie trafili najpierw do mnie. Lub nie wycišgnęli żadnych wniosków. 

Feliks W. Kres



Zgłoś jeśli naruszono regulamin