po raz kolejny o metaforach, a raczej o słowotoku.txt

(9 KB) Pobierz
Tym razem będzie bolało, czyli po raz kolejny o metaforach, a raczej o słowotoku

KĽCIK ZŁAMANYCH PIÓR Feniks 1098 2000

Nie wiem, jak sobie to wyobrażałem. No, Kšcik złamanych piór. Rubrykę, nie jaki konkretny odcinek. Mylałem, że gdy raz wygłoszę swoje zdanie na okrelony temat, to... No włanie to co Co właciwie sobie mylałem Ta rubryka ma swoich stałych czytelników, niektórzy towarzyszš jej od chwili, gdy powstała. Ale inni Nie mogę przecież wymagać, by każdy, kto po raz pierwszy sięga po Feniksa, zaopatrywał się od razu we wszystkie archiwalne egzemplarze i studiował moje wypowiedzi. Ale z drugiej strony - opadajš mi ręce, gdy dostaję kolejnš przesyłkę i znów od poczštku powinienem opowiadać... ech, o wszystkim. O Artystach i Rzemielnikach; o zaimkach; o eksperymentach formalnych; o metaforach. Nie mam pojęcia, co z tym robić. Może, jak w niektórych serialach telewizyjnych - najpierw streszczenie poprzednich odcinków
Otrzymałem co, co ma postać doć starannie wydanej własnym sumptem ksišżeczki. Do tego list. Pisze Autor
Chciałbym Państwu przedstawić owoce swojej kilkuletniej literackiej pracy. Jest to ujednolicony zbiór opowiadań (tytuł), który może stanowić ciekawš pozycję wydawniczš z uwagi na poruszanš ogólno-kulturowš, uniwersalnš tematykę, łšczšcš w sobie poszukiwania duchowe i refleksje nad kondycjš jednostki we współczesnych po-post-komunistycznych i po-post-modernistycznych realiach. To programowe poszukiwanie jednolitej wizji wiata jak dotšd jeszcze dokładniej realizuje wcišż powstajšca powieć (tytuł), stanowišca kontynuację myli podjętej w tym zbiorze, a której fragmenty można przeczytać już w internecie. O ile zbiór kończy się odwróceniem bohatera, od dostrzeganego przezeń wiata, opierajšcego się na ogłuszajšcym pędzie tabunów ludzi, do abstrakcyjnego sukcesu i zwróceniu w stronę wnętrza, o tyle powstajšca powieć wychodzi od sytuacji dzieciecej, pozornej wolnoci. I tak dalej.
Obywatele i Obywatelki. Kochani Bracia i Siostry, albo lepiej Rodacy! Nie każdemu musi się podobać moja działalnoć na tych łamach. Ale, jak Boga kocham, proszę sobie nie stroić ze mnie żartów. Staram się. Efekty sš takie lub inne. Ale naprawdę STARAM SIĘ. Próbuję sumiennie wykonywać pracę, której się podjšłem.
Starajšc się i sumiennie wykonujšc pracę, której się podjšłem, otworzyłem zbiór zawierajšcy programowe poszukiwanie jednolitej wizji wiata etc. Pierwsze zdanie, na jakie się natknšłem (str. 5) miało postać
Patrzšc na palce tych złotopórych ptaków morskich otchłani i oceanicznych regentów obiecanego lšdu rozumiem jak nierozerwalny jest czas tutaj i teraz z tym, co jest prawdziwym mnš.
Nerwowy tik spowodował, że zerknšłem na stronę poprzedniš
Mówiłem cicho, aby nie stwarzać blokady dla dwięków, a każde moje słowo potwierdzało dziwnš opowieć w jakš wjeżdżalimy.
Doznałem oczoplšsu. Z tejże stronicy
Gnały tak muchomory i purchawki i baranki i aniołki z piórami w strzałach. Układało się to wszystko we wzory, które potrafiły swobodnie i z gracjš pięknej niewolnicy wcišgnšć myli i zawładnšć w swojej puszystoci mieczami możnych wiata. 
Wkurzyłem się. Tak, przyznaję. Nie jestem, k..., z kamienia. Pierwsza moja myl była bardzo zwięzła Spadaj, facet! Spadaj z gracjš pięknej niewolnicy co wycišga ten, tego... w swojej puszystoci mieczami. Ale gnaj jak muchomorki i purchawki, bo jak ci z gracjš wjadę w dziwnš opowieć, to będziesz miał... no, pióra w strzałach.
Potem mi trochę przeszło. Spoko, dzidziu - powiedziałem sobie. - Pykaj to.
Więc pyknšłem.
Chcę tu zwrócić uwagę, jak istotne w życiu jest opanowanie. Trzeba umieć nad sobš panować. Bo człowiek, Kochani, człowiek to nie jest dzikie zwierzę. Panować musi nad sobš. Umieć musi.
Zacznę sentencjonalnie w życiu różnie bywa. Jedni majš z górki, inni znów pod górę. Ja już nawet się nie zżymam na autorów którzy - całkiem wyzuci z samokrytycyzmu - przysyłajš mi teksty godne pożałowania. W końcu, po to jest ta rubryka. Gdyby każdy sam potrafił ocenić swojš pracę, to mój Kšcik nie miałby racji bytu. Ale czasem opadajš mi ręce, bo już o czym mówiłem, pisałem. Tršbiłem! Mam zaczynać wszystko od poczštku Pryzmy, sterty, całe kopce, setki stron, albo i tysišce - włanie tyle miałbym w domu tekstów podobnych do omawianego (gdybym, rzecz jasna, pragnšł to wszystko trzymać). Nie mam pojęcia, skšd moda na bełkot. Gdybym w okładki cytowanego wyżej dzieła wsadził parę stroniczek wziętych z tej wielkiej pryzmy, to nikt, przysięgam - NIKT oprócz autorów nie zauważyłby, że co nie gra. Że tu jest obcy wtręt, a tu chyba czego brakuje. Te dzieła sš wszystkie takie same. Zbudowane ze zdań, które nic nie znaczš, zdań wydumanych, nieczytelnych, popapranych i popierdzielonych, pięknych i głębokich w zamyle autora, a w istocie - tylko pogiętych. Com ja się naczytał takich rzeczy, dobry Boże! Jeli każde słowo z tych tekstów niszczy w mózgu bodaj jeden neuron, to już jestem bezneuronowy.
I odpuciłbym, ratujšc te neurony. Odpuciłbym autorowi; zmilczał, wyrzucił przesyłkę ukradkiem, spalił w umywalce albo w wannie, ciemnš nocš. Ale ten list, ten list! Ten nieszczęsny list, list-potwór, list-oprawca! Straszny list, niebywały... ach, nie mogłem! Nie mogłem zostawić człowieka, który przeprowadził programowe poszukiwanie jednolitej wizji wiata. Zwłaszcza, że człowiek ten na końcu apeluje
Byłbym wdzięczny za udzielenie mi jakichkolwiek wskazówek dotyczšcych możliwoci znalezienia wydawcy dla tego zbioru.
I dalej
Chciałbym przy tym także poinformować o organizowanych przeze mnie odczytach, podczas których z tekstami łšczę delikatnie Jazzowš muzykę elektronicznš... Jeli w mocy Państwa byłoby udzielenie mi jakichkolwiek wskazówek co do możliwoci zorganizowania takowych odczytów, lub wieczorów autorskich, byłbym wdzięczny za to tak, jak i za każdš inna formę oferowanej mi pomocy.
Proba jest uprzejma (Jeli w mocy Państwa... byłbym wdzięczny...); autor to nie jaki gbur i cham. Z tym większš przykrociš muszę rzec (po męsku) Kolego, PO MOIM TRUPIE. Prędzej rozbiłbym sobie głowę, do skutku walšc niš o parapet, niż zorganizował Ci spotkanie autorskie. Nawet, gdybym mógł. Bo widzisz, spłodzić jakie dzieło, choćby bezwartociowe, każdemu wolno i biłbym się o Twoje prawo do tego. Powiedz, że kto Cię szykanuje i zabrania pisać, a natychmiast stanę przy Tobie i wspólnie damy wycisk tej gnidzie. Zyskasz sprzymierzeńca w walce o powszechne prawo do wypisywania... czegokolwiek zgoła. Ale trafisz na przeciwnika, gdy zachcesz wydać to cokolwiek. Jestem wrogiem takich publikacji; wydawcy i redaktorzy pism odpowiadajš za to, co drukujš. Nie autorzy! Autor może być nawet wirem; wolno mu. Kto to jednak kwalifikuje do druku, powiada Dobre! Bierzemy. Takiemu komu mógłbym pogruchotać koci, bo jest przekupny bšd niekompetentny, bo zamieca rynek. Bo wciska buble niewinnym, ciężko pracujšcym ludziom, którzy do księgarni przynieli pienišdze. Bo sprawia, że obok wartociowych ksišżek na półkach leżš nie tyle ksišżki słabe, co wręcz mieci, zniechęcajšce do lektury w ogóle. Nie oczekuj, że stanę się kim, kto popiera podobny proceder, kto pomaga w nawracaniu ludzi na analfabetyzm, sprawia, że uciekajš od literatury. Ja przecież... no, cholera, ze wszystkich sił próbuję w tej rubryce nauczyć szacunku do pisania. 
Nadal krótko, zwięle i po męsku Twoje dzieło to nieporozumienie. Jest bezwartociowe zarówno z literackiego, jak i intelektualnego punktu widzenia Ale nawet nie to najbardziej mnie przeraża. Przerażasz mnie Ty, chłopie. Jako autor. Nie potrzebujesz mojej oceny, bo sam jš sobie dawno wystawiłe (udzielasz się przecież publicznie; odczyty - czy nie tak). To zakrawa na megalomanię. Odczyty Spotkania autorskie Przecież kolejnoć winna być chyba odwrotna najpierw czytelnicy uznajš Twoje ksišżki za wartociowe, potem przyjdš rozmawiać z Tobš. Istnieje na wiecie tylko jedno miejsce, gdzie dzieje się na odwrót to Hyde Park (a ostatnio jeszcze Internet, wielce do tamtego podobny). Wolno tam każdemu wygłaszać, co mu lina na język przyniesie - czyli włanie, sš to miejsca stworzone specjalnie dla Ciebie i autorów tego formatu. Gdzie jeszcze chcesz występować i z jakiego, dobry Boże, powodu 
Co mogę powiedzieć na koniec Wszystko na ten temat już kiedy napisałem - zdaje się więc, że masz pecha, nie dysponujšc kompletem numerów Feniksa. Musisz mi teraz wybaczyć, że nie będę zanudzał stałych Czytelników tej rubryki sšdami, które już raz (żeby raz!) zostały im przedstawione. Przypomnę tylko, co mówiłem o języku takim, jakiego używasz w swym dziele. Jest to język okropny, pretensjonalny, zadęty, nie noszšcy nawet ladu literackiej urody. Tak piszš ludzie, którzy nic nie majš do powiedzenia, więc próbujš zamaskować tę próżnię, mnożšc ponad rozsšdek i potrzebę figury retoryczne, czynišc wywód niezrozumiałym od pseudobarokowych zawijasów-zakrętasów. Takich tekstów dostaję całe mnóstwo od autorów, którzy nie sš w stanie napisać normalnego, dobrego i mšdrego opowiadania, więc uciekajš w quasi-eksperyment, udajšc że co się tam kryje. Ale nic się nie kryje, niestety. To banalna sztuczka, na którš może nabrać się kolega z podwórka, ale nie nabierze się wyrobiony, czy choćby tylko pozostajšcy przy zdrowych zmysłach czytelnik. Cóż dopiero nie bioršcy prochów wydawca, redaktor lub krytyk literacki.
Ale masz zarazem trochę szczęcia, bo gdyby nie list załšczony do dzieła - wyrzuciłbym je po prostu nie piszšc Ci ani słowa. Albowiem na tym polu moja cierpliwoć została już wyczerpana.

Feliks W. Kres


Zgłoś jeśli naruszono regulamin