Ruchomy zamek Hauru -Wynne Jones Diana - rozdział 1-11.pdf

(342 KB) Pobierz
387100913 UNPDF
Autorka bestsellerowej serii Światy Chrestomanciego
Diana Wynne Jones
RUCHOMY ZAMEK HAURU
Powieść wielkiej damy fantasy
sfilmowana przez Hayao Miyazakiego,
największego mistrza japońskiego anime
Tytuł oryginału
HOWL'S MOVING CASTLE
Przekład
Danuta Górska
Rozdział 1
w którym Sophie rozmawia z kapeluszami
W krainie Ingarii, gdzie siedmiomilowe buty i płaszcze – niewidki istnieją naprawdę,
pechowo jest się urodzićjako najstarsze z trówjki rodzeństwa. Wszyscy wiedzą, że ty
pierwsza poniesiesz klęskę, i to najgorszą, jeśli cała trójka wyruszy szukać szczęścia.
Sophie Kapeluszniczka była najstarsza z trzech sióstr. Nie była nawet córką biednego
drwala, który mógł jej zapewnić jakieś szanse na sukces. Jej rodzice, ludzie zamożni,
prowadzili sklep z kapeluszami w kwitnącym miasteczku Market Chipping. Matka Sophie
zmarła, kiedy dziewczynka miała dwa lata, a jej siostrzyczka Lettie zaledwie rok. Ojciec
poślubił najmłodszą sprzedawczynię w sklepie, ładną blondynkę, Fanny. Fanny wkrótce
urodziła trzecią siostrę, Martę. Sophie i Lettie powinny wtedy zmienić się w Brzydkie
siostry, ale w rzeczywistości wszystkie trzy wyrosłyna bardzo łądne panny, chociaż Lettie
uważano za najpiękniejszą. Fanny jednakowo dobrze traktowała wszystkie trzy siostry i ani
trochę nie faworyzowała Marty.
Pan Kapelusznik był dumny ze swoich trzech córek i posłał wszystkie do najlepszej
szkoły w mieście. Sophie uczyła się najlepiej. Dużo czytała i bardzo szybko zdała sobie
sprawę, że jej przyszłość zapowiada sie nieciekawie. To ją rozczarowało, ale na razie
dzielnie opiekowała się rodzeństwem i przygotowywała Martę, żeby w odpowiednim czasie
wysruszyła szukać szczęścia.
Dwie młodsze siostry często skakały sobie do oczu. Lettie bynajmniej nie pogodziła
się z faktem, że jako drugą w kolejności czeka ją najgorszy los po Sophie.
- To niesprawiedliwe! - krzyczała. - Czemu Marta wszystko najlepsze tylko dlatego, że
urodziła się ostatnia? To ja poślubię księcia i już!
Na co Marta odpowiadała, że ona wcale nie musi za nikogo wychodzić, i tak będzie
obrzydliwie bogata.
Potem Sophie odciągała od siebie skłócone dziewczynki i cerowała im sukienki. Bardzo
zręcznie radziła sibie z igłą. Z czasem zaczęła również szyć stroje dla sióstr. Pwna
ciemnoróżowa kreacja, którą uszyła dla Lettie, na Majowe Święto, zanim ta opowieść
naprawdę się zaczyna, zdaniem Fanny wyglądała tak, jakby pochodziła z najdroższego
sklepu w Kingsburry.
Mniej więcej w tym czasie wszyscy znowu zaczęli gadać o Wiedźmie z Pustkowia.
Podobno Wiedźma zagroziła życiu królewskiej córki, więc Król rozkazał swojemu
osobistemu magowi, czarnoksiężnikowi Sulimanowi, żeby udał się na Pustkowie i rozprawił
się z Wiedźmą. Niestety Suliman nie tylko nie zdołał rozprawić się z Wiedźmą, ale sam
poniósł śmierć z jej ręki.
Więc kiedy kilka miesięcy później wysoki czarny zamek pojawił się nagle na wzgórzach
nad Market Chipping, buchając kłębami czarnego dymu z czterech wieżyczek, wszyscy byli
przekonani, że Wiedźma znowu powróciła z Pustkowia i zamierza gnębić cały kraj, jak to
robiła przed piećdziesięciu laty. Blady strach padł na ludzi. Nikt nie wychodził sam,
zwłaszcza w nocy. Co jeszcze bardziej przerażające, zamek nei został na tym samym
miejscu. Czasami wyglądał jak wysoka czarna chmura na bagnach na północnym zachodzie,
czasami wznosił sie na skałach od wschodu, a kiedy indziej zbliżał się i siadał na
wrzsowiskach tyż za ostatnią farmą na północy. Niekiedy widać było, jak zamek się
porusza, a brudny szary dym snuje się z wieżyczek. Przez pwien czas ludzie obawiali się, że
wkrótce zamek wtargnie do samej doliny. Burmistrz zamierzał nawet wysłać kogoś do
Króla po pomoc.
Lecz zamek nadal wędrował po wzgórzach i okazało się, że wcale nie należy do Wiedźmy,
tylko do złego czarnoksiężnika Hauru. Wiadomo było, że Hauru porywał młode dziewczyny
i wysysał z nich dusze. Albo pożerał ich serca, jak twierdzili niektórzy. Żadna dziewczyna
nie była bezpieczna przed bezlitosnym i zimnokrwistym czarnoksiężnikiem. Sophie, Lettie,
Marta i wszystkie inne dziewczęta z Market Chipping zostały ostrzeżone, żeby nigdy nie
wychodziły same z domu, co bardzo je rozzłościło. Nie rozumialy, po co czarnoksiężnikowi
Hauru te wszystkie dusze, które kolekcjonował.
Wkrótce jednak miały inne zmartwienia na głowie, ponieważ pan Kapelusznik zmarł nagle,
akurat kiedy Sophie niedługo miała skończyć szkołę. Okazało się wówczas, ze szkolne
czesne, które płącił ojciec, obciążyło sklep pokaźnymi długami. Po pogrzebie Fanny usiadła
w salonie domu sąsiadującego ze sklepem i wyjaśniła sytuację.
- Niestety, wszystkie musicie opuścić szkołę – oznajmiła. - Liczyłam tak i owak, ale nie
dam rady utrzymać sklepu i całej waszej trójki. Nie ma innego wyjścia, trzeba oddać was na
naukę jakiegoś obiecującego zawodu. Nie mogę zatrzymac was w sklepie. Nie stać mnie na
to. Więc oto, co postanowiłam. Najpierw Lettie...
Lettie podniosła wzrok, jaśniejąc zdrowiem i urodą, której nie przyćmił nawet smutek i
żałobny strój.
- Chcę się dalej uczyć – oświadczyła.
- I będziesz, kochanie – zapewniła ją Fanny. - Załatwiłam ci praktykę u Cesariego, w
ciastkarni na Rynku. Oni traktują swoich uczniów po królewsku, więc będzie ci tam dobrze
i jeszcze nauczysz się pożytecznego fachu. Pani Cesari to dobra klientka i przyjaciółka,
więc zgodziła się wcisnąć cię dodatkowo w ramach przysługi.
Lettie zaśmiałą się w sposób świadczący o tym, że wcale nie jest zadowolona.
- No cóż, dziękuję – powiedziała. - Świetnie się składa, że lubię gotować, prawda?
Fanny odetchnęłą z ulgą. Lettie bywała czasami okropnie uparta.
- Teraz Marta. Jesteś za młoda, żeby pójść do pracy, więc dla ciebie rozglądałam się za
jakąś długą, spokojną praktyką, która później ci się przyda w kazdym zawodzie. Znasz moją
dawną szkolną przyjaciółkę, Annabellę Fairfax?
Marta, smukła i jasnowłosa, niemal równie uparta jak Lettie, wbiła w matkę wielkie szare
oczy.
- To ta, co tak dużo mówi? - zapytała. - Czy ona nie jest zcarownicą?
- Tak, ma śliczny dom i klientów w całej Fałdowanej Dolinie – potwierdziła Fanny z
zapałem. - To dobra kobieta, Marto. Nauczy cię wszystkiego, co potrafi, i pewnie
przedstawi cię ważnym osobom, które zna w Kingsburry. Po zakończeniu praktyki będzie ci
sie dobrze wiodło w życiu.
- To miła pani – przyznałą Marta. - Zgoda.
Sophie czuła, że Fanny zorganizowała wszystko, jak należy. Lettie jako druga córka nigdy
nie osiągnie zbyt wiele, więc została umieszczona tam, gdzie mogła poznać przystojnego
młodego ucznia i żyć z nim szczęśliwie. Marta, która musiała się wyróżnić i zdobyć fortunę,
pozyska do pomocy możnych przyjaciół i czary. Co do własnej osoby Sophie nie miała
żadnych złudzeń. Nie zdziwiła się więc, kiedy Fanny powiedziała:
- A więc, droga Sophie, wydaje się słuszne i sprawiedliwe, zebyś odziedziczyła po mnie
sklep z kapeluszami jako najstarsza. Postanowiłam sama przyjąć cię na praktykę, żebyś
miała szansę nauczyć się zawodu. Co ty na to?
Sophie nie mogła przecież powiedzieć, że czuje się skazana na handel kapeluszami.
Podziekowała Fanny z wdzięcznością.
- A więc załatwione! - zakończyła Fanny.
Następnego dnia Sophie pomogła Marcie spakować ubrania do skrzyni, a nazajutrz rano
wszystkie odprowadziły ją na dyliżans. Przewoźnik wydawał się nerwowy, ponieważ droga
do Górnej Fały, gdzie mieszkała pani Fairfax, prowadziła przez wzgórza, obok wędrującego
zamku czarnoksiężnika Hauru. Marta okazywała zrozumiały lęk.
- Nic jej nie będzie – burknęła Lettie.
Lettie nie pozwoliła sobie pomóc przy pakowaniu. Kiedy dyliżans przewoźnika zniknął w
oddali, wepchnęła wszystkie swoje rzeczy do powłoczki na poduszkę i zapłaciła sześć
pensów pucybutowi od sąsiada, żeby zawiózł je na taczce do Cesariego na Rynku. Sama
maszerowała obok taczki z niespodziewanie wesołą miną. Właściwie sprawiała wrażenie,
jakby chętnie opuszczała sklep z kapeluszami.
Pucybut wrócił z nagryzmoloną wiadomością od Lettie, że rozpakowała swoje rzeczy w
dormitorium dziewcząt i ze u Cesariego jest bardzo fajnie. Tydzień później przewoźnik
przywiózł list od Marty, że dojechała bezpiecznie i że pani Fairfax „jest bardzo kochana i
używa miodu do wszystkiego. Hoduje pszczoły”. Przez dłuższy czas Sophie nie wiedziała o
siostrach nic więcej, ponieważ w dniu wyjazdu Marty i Lettie rozpoczęła własną praktykę.
Sophie oczywiście poznała już całkiem dobrze rzemiosło kapelusznika. Jako mała
dziewczynka biegała do wielkiego warsztatu po drugiej stronie podwórza, gdzie kapelusze
zwilżano i formowano na główkach, a z wosku i jedwabiu wyrabiano kwiaty i inne ozdoby.
Znała ludzi, którzy tam pracowali. W większości nie zmienili miejsca pracy, odkąd jej
ojciec był chłopcem. Znała Bessie, jedyną pozostałą sprzedawczynię w sklepie. Znała
klientki, które kupowały kapelusze, i woźnicę, który przywził ze wsi niewykończone
słomkowe kapelusze do uformowania na główkach w warsztacie. Znała innych dostawców i
wiedziała, jak sie wyrabia filc na zimowe kapelusze. Właściwie Fanny niewiele mogła ją
nauczyć, najwyżej jak skłonić klientkę, żeby kupiła kapelusz.
- Doprowadzasz ją do odpowiedniego kapelusza, kochanie – wyjaśniła Fanny. - Pokaż jej
najpierw te, które nie pasują, żeby od razu zobaczyła różnicę, kiedy przymierzy odpowiedni
kapelusz.
Zresztą Sophie rzadko sprzedawałą kapelusze. Po jednym dniu przyglądania się w
warsztacie i drugim, kiedy poszłą z Fanny do kupca bławatnego i handlarza jedwabiu,
Fanny usadziła ją do ozdabiania kapeluszy. Sophie siedziała w małej alkowie na tyłach
sklepu, przyszywała róże do czepków i woalki do welurowych kapelusików, wszyswała do
wszystkich jedwabne podszewki, rozmieszczała stylowo na rondach wstążki i woskowe
owoce. Ładnie jej to wychodziło. Nawet lubiła to zajęcie. Ale czuła sie osamotniona i trochę
się nudziła. Pracownicy z warsztatu byli za starzy, żeby z nimi pożartować, poza tym
uważali ją za kogoś odmiennego, kto pewnego dnia odziedziczy interes. Bessie traktowała
ją podobnie. Zresztą i tak gadała tylko o farmerze, którego zamierzała poślubić w tygodniu
po Święcie Majowym. Sophie trochę zazdrościła Fanny, która w każdej chwili mogła wyjść
ze sklepu, żeby się potargować z handlarzem jedwabiu.
Najbardziej interesujące były rozmowy z klientkami. Nikt nie kupuje kapelusza bez
plotkowania. Sophie siedziałą w alkowie, szyła i słuchała, że burmistrz nie jada żadnych
zielonych warzyw, że zamek czarnoksiężnika Hauru znowu przesunął się na skały... Szept,
szept, szept... Głosy zawsze cichły, kiedy rozmowa schodziła na Hauru, ale Sophie
dosłyszała, że w zeszłym miesiącu złapał dziewczynkę w dolinie. „Sinobrody!” - orzekły
szepty, a potem znowu przeszły w głosy, żeby stwierdzić, że Jane Farrier wygląda jak obraz
nędzy i rozpaczy w nowym uczesaniu. No, ona to nigdy nie przyciągnie nawet
czarnoksiężnika Hauru, nie mówiąc już o przyzwoitym mężczyźnie. Potem rozbrzmiewały
trwożne, urywane szepty o Wiedźmie z Pustkowia.
Sophie doszła do wniosku, że czarnoksiężnik Hauru i Wiedźma z Pustkowia powinni się
połączyć.
- Oni wydają się stworzeni dla siebie. Ktoś mógłby ich wyswatać – zwróciła sie do
kapelusza, który właśnie wykańczała.
Lecz pod koniec miesiąca w sklepie nagle plotkowano tylko o Lettie. Podobno u Cesariego
od rana do wieczora tłoczyli się panowie, każdy kupował całe fury ciastek i żądał, żeby
obsłużyła go Lettie. Otrzymała dziesięć propozycji małżeństwa, poczynając od syna
burmistrza do zamaiatacza ulic, jednak odrzuciła wszystkie. Wyjaśniła, że jest jeszcze za
młoda, żeby podjąć taką decyzję.
- Uważam, że to rozsądne z jej strony – zwierzyła się Sophie czepkowi, który pokrywała
plisowanym jedwabiem.
Fanny ucieszyła się z tych nowin.
- Wiedziałam, że sobie poradzi! - zawołała uszczęśliwiona.
Sophie zaczęłą podejrzewać, że Fanny chętnie pozbyła się Lettie z domu.
- Lettie miała zły wpływ na interesy – wyjaśniłą czepkowi, plisując beżowy jedwab. -
Nawet ty wyglądałbyś na niej wspaniale, stara paskudo. Inne panie spoglądały na Lettie i
wpadały w rozpacz.
W miarę, jak upływały tygodnie, Sophie coraz częściej rozmawiała z kapeluszami.
Nie miała do kogo otworzyć ust. Fanny przez większość dnia targowała się z dostawcami
albo próbowała pozyskać klientelę, a Bessie obsługiwała i opowiadała wszystkim o swoich
małżeńskich planach. Sophie nabrała zwyczaju, żeby każdy kapelusz po wykończeniu
ustawiać na stojaki, gdzie wyglądał prawie jak głowa bez ciała, a potem opowiadała mu,
jakie cialo powinien ozdobić. Trochę pochlebiałą kapeluszom, ponieważ trzeba prawić
komplementy klientom.
- Masz w sobie tajemniczy urok – powiedziała do jednego, całego zakrytego migotliwą
woalką.
Szerokiemu kremowemu kapeluszowi z rondem ozdobionym różami obiecała:
- Na pewno wyjdziesz bogato za mąż!
Groszkowozielony kapelusik z falującym zielonym piórem pochwaliła:
- Wyglądasz młodo jak wiosenny liść.
Różowym czepkom mówiła, że wyglądają słodko, a eleganckim kapeluszom wykończonym
aksamitem, że są interesujące. Do plisowanego beżowego czepka powiedziała:
- Masz złote serce i ktoś na wysokim stanowisku dostrzeże to i zakocha się w tobie.
Wymyśliła to, ponieważ litowała się nad tym czepkiem. Wyglądał tak prostacko i
niegustownie.
Następnego dnia Jane Farrier przyszła do sklepu i kupilą go. Jej włosy rzeczywiście
wyglądają dziwnie, zauważyła Sophie, zerkając ukradkiem z alkowy – jakby Jane nakręciła
je na pogrzebacze. Szkoda, że wybrała właśnie ten czepek. Ale ostatnio wszyscy kupowali
czepki i kapelusze. Może handlowe chwyty Fanny podziałały, a może dlatego, że zbliża się
wiosna, tak czy owak, sprzedaż kapeluszy zdecydowanie rosła. Fanny zaczęła powtarzać z
lekkim wyrzutem sumienia: „Chyba nie powinnam była tak szybko odsyłać Marty i Lettie z
domu. Przy takich obrotach dałybyśmy sobie radę”.
Klientela dopisywała jeszcze bardziej, kiedy zbliżało się Majowe Święto. Sophie
musiała więc nałożyć skromną szarą sukienkę i pomagać w sklepie. Nie miała ani chwili na
próżnowanie. Jak nie obsługiwała klientek, pośpiesznie wykańczała kapelusze. Co wieczór
zabierała je do domu obok sklepu, gdzie pracowała przy lampie do późnej nocy, żeby
następnego dnia sklep miał co sprzedawać. Groszkowozielone kapelusze, takie jak kapelusz
żony burmistrza, cieszyły się wielkim powodzeniem, podobnie jak różowe czepki. Potem,
na tydzień przed Majowym Świętem, ktoś wszedł i zapytał o plisowany czepek, taki sam,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin