Luanne Rice - Sklep pod dziewiątą chmurką.pdf

(955 KB) Pobierz
Cloud Nine
Luanne Rice
Sklep
„Pod Dziewiątą
Chmurką"
Z angielskiego przełożyła
Małgorzata Żbikowska
197190389.002.png
Podziękowania
Autorka dziękuje za okazaną sympatię, życzliwość i pomoc w
słownictwie technicznym Robowi Monteleone'owi, Johnowi S.
Johnsonowi i Dianie Atwood Johnson, Thomasowi R Brielmannowi,
Williamowi T. Crawfordowi, Jimowi, Julii i Jessice Maywaltom,
Lindzie Camarra i Karen Le Sage Stone.
2
197190389.003.png
Rozdział I
Do Fort Cromwell w stanie Nowy York znów zawitała jesień.
Sara Talbot siedziała na werandzie małego białego domku, popijając
jabłkowo cynamonową herbatę i zastanawiała się nad swoim losem.
Na sąsiedniej posesji dzieci myły samochód. Wodny pył z gumowego
węża musnął jej twarz. Otulona czerwonym wełnianym kocem
wystawiła twarz do słońca, wyobrażając sobie, że jest w swoim
rodzinnym domu na wyspie Elk i czuje na ustach smak słonej wody.
Ulicą wolno sunął błękitny sedan. Wyglądał, jakby należał do służb
miejskich lub do policji. Na boku miał napis „Zespół Pielęgniarek
Środowiskowych". Wjechał na podjazd przed domem Sary. Wysiadła
z niego drobna, schludnie wyglądająca kobieta w białym kitlu.
Sara uśmiechnęła się na jej widok.
- Co tutaj robisz?
- Miłe powitanie -zauważyła pielęgniarka.
- Myślałam, że już ze mną skończyłaś -stwierdziła Sara. Jedną
ręką przytrzymała koc, a drugą zmierzwiła krótkie białe włosy.
- Skończyłam z tobą? Moja córka by mi tego nie wybaczyła.
Poza tym czy sądzisz, że można w ten sposób traktować przyjaciół?
- Jestem twoją pacjentką, Meg - odparła z uśmiechem Sara.
- Byłaś, Saro, byłaś, ale teraz przyjechałyśmy zabrać cię na
przejażdżkę.
- Na przejażdżkę? Dokąd? - Spojrzała w stronę samochodu i
dostrzegła Minii na tylnym siedzeniu.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Saro. - Meg pochyliła
się, by ją objąć.
Sara otoczyła pielęgniarkę ramionami. Owionął ją cytrynowy
zapach szamponu. Zabrzęczały klucze, długopisy i stetoskop w
kieszeni kitla Meg. W klapie, pod plakietką z nazwiskiem, miała
przyczepionego kolorowego plastikowego misia. Trochę jej przybyło
ciała, przemknęło przez myśl Sarze, lecz uścisk był ciepły i przyjazny.
- Skąd wiedziałaś? - spytała, kiedy odsunęły się od siebie.
Skończyła dziś trzydzieści siedem lat. Nie zaplanowała z tej okazji
przyjęcia, nie dostała też żadnych kartek ani nie miała telefonu z
domu. Dzień jak każdy inny. Siedząca w samochodzie Mimi
3
197190389.004.png
pomachała do niej jasnoróżową kartą, na której widniały wypisane
dużymi srebrnymi literami życzenia urodzinowe.
- Zajrzałam do twojej karty choroby - uśmiechnęła się Meg. -
Chodźmy.
Will Burke stał w swoim hangarze, zaglądając pod dziób
samolotu Piper Aztec. Jesień była dla niego najlepszą porą roku.
Wszystkie trzy obsługiwane przez jego firmę samoloty miały
zamówione kursy i czekały na swoją kolej. Tereny wokół jeziora,
słynące z produkowanego tu jabłecznika i malowniczych szlaków,
często odwiedzali turyści. A on organizował im piętnastominutowe
loty widokowe, które cieszyły się szczególną popularnością w czasie
ludowego festynu. Pod koniec października zjeżdżali tu na weekend
rodzice uczącej się w dwóch miejscowych college'ach młodzieży.
Rezerwowali sobie loty tam i z powrotem do Nowego Jorku, żeby
uczestniczyć w miejscowych atrakcjach i przy okazji odwiedzić
dzieci.
Słysząc chrzęst opon na żwirze przed hangarem, wytarł klucz
nasadowy w niebieską szmatkę i włożył go do wysokiego czerwonego
pudła na narzędzia. Dochodziła szesnasta. Przyjaciółka jego córki
zarezerwowała na tę godzinę piętnastominutowy lot widokowy z
okazji urodzin, ale nie wiedział czyich. Nic trudnego, a w kieszeni
zostanie mu trzydzieści dolarów.
Wsunął koszulę w dżinsy i wyszedł na dwór przywitać klientki.
Dzień był słoneczny, a w powietrzu pachniało świeżością, uśmiechnął
się więc do nadjeżdżającego samochodu i pomachał ręką.
Wysiadły z niego Meg i Mimi Ferguson. Meg była pielęgniarką
środowiskową. Powitała go wesołym okrzykiem, na co szeroko się
uśmiechnął i podszedł do nich, zastanawiając się, która z nich
obchodzi dziś urodziny. Jego córka czasami opiekowała się małą
Mimi. Dziewczynka miała zdaje się jakieś dziesięć lat.
W tym momencie z samochodu wysiadła kobieta, której Will nie
znał. Była drobna i szczupła i wyglądała jak nastolatka. Miała bladą
cerę i niesforne włosy w kolorze musu brzoskwiniowego, ale uwagę
Willa zwrócił sposób, w jaki kobieta spojrzała w niebo: jej twarz
wyrażała absolutny zachwyt, jakby nie mogła uwierzyć, że niebo jest
takie niebieskie albo że wkrótce wzniesie się tak wysoko.
4
197190389.005.png
- Gotowe do lotu? -spytał.
- Którym samolotem polecicie, panie Burke? -spytała
podekscytowanym tonem Mimi.
- Tamtym. - Wskazał na dwuosobowego pipera.
- To nie zmieścimy się wszyscy. - W głosie Mimi brzmiało
rozczarowanie.
- Mimi... - powiedziała z wyrzutem Meg.
- Przykro mi, Mimi, ale w dużym samolocie trzeba zmienić olej -
powiedział Will. - Gdybym wiedział...
- Wiesz co, Mimi? -weszła mu w słowo nieznajoma kobieta. -A
może ty polecisz zamiast mnie?
- To twoje urodziny - zaprotestowała Mimi. -Ja wpadłam na ten
pomysł i chcemy, żebyś to ty poleciała.
- Wszystkiego najlepszego - zwrócił się Will do kobiety.
- Dziękuję.
Na jej twarzy znów pojawiło się zdziwienie, że może być taka
szczęśliwa. Popatrzyła na niego, a on poczuł się tak, jakby spotkał
kogoś, kogo dawno znał, lecz ten ktoś bardzo się zmienił: schudł lub
utył, zmienił fryzurę, dosięgła go choroba. Wydawało mu się, że
spotkał już tę kobietę, lecz inaczej wtedy wyglądała. Zaskoczony, że
takie zrobiła na nim wrażenie, wskazał ręką na niebo.
- Gotowa? - spytał.
- Tak.
- A więc chodźmy - powiedział, po czym zwrócił się do Mimi. -
Susan jest w biurze. Może zajrzysz do niej? - spytał z nadzieją w
głosie.
Ojciec przywiózł Secret na lotnisko. Dostała ataku duszności i
szkolna pielęgniarka usiłowała skontaktować się z matką, lecz
oczywiście nie było jej w domu. Secret powiedziała wówczas, żeby
zatelefonowała do Agencji Lotniczej Burke'a i poprosiła Willa. Ojciec
na pewno po nią przyjedzie. I tak się stało. Poczuła się lepiej, jeszcze
zanim dojechali na lotnisko, ale nie było sensu wracać do szkoły.
Lekcje właśnie się kończyły. Siedziała teraz przy biurku ojca i
malowała paznokcie. Przez wielkie okno można było obserwować
płytę lotniska. Mimi, jej mama i ich znajoma rozmawiały właśnie z
ojcem.
5
197190389.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin