Clive Cussler - Bieguny zagłady.pdf

(1585 KB) Pobierz
Cussler Clive - Bieguny Zaglady
CLIVE CUSSLER
PAUL KEMPRECOS
BIEGUNY ZAGŁADY
Przekład
MACIEJ PINATRA
AMBER 2006
Rip by Sebastian Gawin ásigÑ
PROLOG
Prusy Wschodnie, 1945 rok
Mercedes-Benz 770 W150 Grosser Tourenwagen wa Ŝ ył ponad cztery tony i był opancerzony
jak czołg. Ale siedmioosobowa limuzyna zdawała si ę płyn ąć po warstwie ś wie Ŝ ego ś niegu, gdy
sun ę ła bez ś wiateł mi ę dzy polami, które l ś niły w niebieskawym blasku ksi ęŜ yca.
Kierowca zobaczył ciemny wiejski dom w płytkim zagł ę bieniu terenu i delikatnie nacisn ą ł
hamulec. Auto zwolniło do tempa id ą cego człowieka i zbli Ŝ ało si ę do niskiego budynku z
kamieni polnych jak kot podkradaj ą cy si ę do myszy.
Kierowca patrzył uwa Ŝ nie przez zamarzni ę t ą przedni ą szyb ę . Spojrzenie jego niebieskich
oczu miało temperatur ę arktycznego lodu. Dom wygl ą dał na opuszczony, ale człowiek wolał nie
ryzykowa ć . Czarn ą karoseri ę samochodu pomalowano w po ś piechu na biało. Prymitywnie
zakamuflowane auto było praktycznie niewidoczne z samolotów szturmowych, kr ąŜą cych na
niebie niczym w ś ciekłe s ę py, ale ledwo uciekło radzieckim patrolom, które wyłaniały si ę ze
ś niegu jak widma. Pociski karabinowe podziurawiły pancerz w wielu miejscach.
Wi ę c kierowca czekał.
M ęŜ czyzna wyci ą gni ę ty na wygodnej tylnej kanapie czterodrzwiowego sedana poczuł, Ŝ e
samochód zwalnia. Obudził si ę , usiadł prosto i zamrugał powiekami.
- Co si ę dzieje? - zapytał. Mówił po niemiecku z w ę gierskim akcentem. Miał zaspany głos.
- Co ś jest nie...
Nocn ą cisz ę rozdarła seria z automatu.
Kierowca wdepn ą ł pedał hamulca. Masywny pojazd zatrzymał si ę z po ś lizgiem pi ęć dziesi ą t
metrów od wiejskiego domu. Kierowca wył ą czył silnik, wzi ą ł z przedniego siedzenia pistolet
parabellum kaliber 9 milimetrów. Z drzwi domu wytoczyła si ę pot ęŜ na posta ć w oliwkowym
mundurze i futrzanej czapce Armii Czerwonej.
ś ołnierz ś ciskał rami ę i ryczał jak byk u Ŝą dlony przez pszczoł ę .
- Cholerna faszystowska dziwka! - powtarzał. W jego głosie brzmiały w ś ciekło ść i ból.
Rosjanin wdarł si ę do wiejskiego domu zaledwie kilka minut wcze ś niej. Gospodarze
schowali si ę w szafie pod kocem jak zl ę knione dzieci. ś ołnierz wpakował kul ę w m ęŜ a i spojrzał
na Ŝ on ę . Uciekła do kuchni.
Zarzucił bro ń na rami ę i przywołał kobiet ę , kiwaj ą c palcem.
- Frau, komm.
Uspokajaj ą cy wst ę p do gwałtu.
Przesi ą kni ę ty wódk ą mózg nie ostrzegł go, Ŝ e jest w niebezpiecze ń stwie. Kobieta nie
wybuchn ę ła płaczem i nie błagała o lito ść jak inne, które gwałcił i zabijał. Popatrzyła na niego
wzrokiem płon ą cym nienawi ś ci ą i zamachn ę ła si ę no Ŝ em ukrytym za plecami. Celowała w jego
twarz. Rosjanin zobaczył błysk stali w blasku ksi ęŜ yca wpadaj ą cym przez okna i wyci ą gn ą ł
przed siebie lew ą r ę k ę , Ŝ eby si ę zasłoni ć . Ale ostrze przeci ę ło r ę kaw i przedrami ę . Powalił
kobiet ę na podłog ę ciosem prawej r ę ki. Znów si ę gn ę ła po nó Ŝ . ś ołnierz wpadł w furi ę i przeci ą ł
j ą na pół seri ą z pepeszy.
Stał teraz przed domem i ogl ą dał ran ę . Nie była gł ę boka. Ze skaleczenia ledwo s ą czyła si ę
krew. Wyj ą ł z kieszeni butelk ę z bimbrem. Mocny alkohol złagodził ból ramienia. Rosjanin
rzucił pust ą flaszk ę w ś nieg, otarł usta wierzchem r ę kawicy i poszedł, Ŝ eby doł ą czy ć do swoich
towarzyszy. Zamierzał si ę pochwali ć , Ŝ e został ranny w walce z band ą faszystów.
Po kilku krokach przystan ą ł. Jego czułe ucho wyłowiło odgłosy stygn ą cego silnika
samochodowego. Zmru Ŝ ył oczy i spojrzał na wielk ą szaraw ą plam ę w mroku. Na szerokiej
twarzy rosyjskiego chłopa pojawiła si ę podejrzliwo ść . Zdj ą ł z ramienia pepesz ę i wycelował w
niewyra ź ny obiekt. Poło Ŝ ył palec na spu ś cie.
W tym momencie rozbłysły cztery reflektory. Rozległ si ę ryk rz ę dowego, o ś miocylindrowego
silnika du Ŝ ej mocy. Samochód wystartował, zarzucaj ą c tyłem na ś niegu. Rosjanin usiłował uciec,
ale koniec ci ęŜ kiego zderzaka trafił go w nog ę i odrzucił na pobocze drogi.
Mercedes stan ą ł, otworzyły si ę drzwi i wysiadł kierowca. Ruszył przez ś nieg w kierunku
Rosjanina. Poły czarnego skórzanego płaszcza uderzały cicho o jego uda. Był wysokim,
ostrzy Ŝ onym na je Ŝ a blondynem o poci ą głej twarzy z zapadłymi policzkami. Mimo mrozu nie
miał na głowie czapki.
Przykucn ą ł obok le Ŝą cego.
- Jeste ś cie ranni, towarzyszu? - zapytał po rosyjsku. W jego głosie brzmiało nieszczere
współczucie lekarza.
ś ołnierz j ę kn ą ł. Nie mógł uwierzy ć , Ŝ e ma takiego pecha. Najpierw ta niemiecka suka z
no Ŝ em, a teraz to.
- Kurwa ma ć ! - zakl ą ł za ś linionymi ustami. - Jasne, Ŝ e jestem ranny! Wysoki m ęŜ czyzna zapalił
papierosa i wło Ŝ ył Rosjaninowi mi ę dzy wargi.
- W tym domu kto ś jest?
ś ołnierz zaci ą gn ą ł si ę ę boko i wypu ś cił dym nosem. Podejrzewał, Ŝ e obcy jest oficerem
politycznym. W armii roiło si ę od nich.
- Dwoje faszystów - odparł. - M ęŜ czyzna i kobieta.
Obcy wszedł do wiejskiego domu. Po chwili wrócił i znów przykucn ą ł obok Ŝ ołnierza.
- Co si ę stało?
- Zastrzeliłem Niemca. Ta faszystowska suka rzuciła si ę na mnie z no Ŝ em.
M ęŜ czyzna poklepał Rosjanina po ramieniu.
- Dobra robota. Jeste ś cie tu sami?
ś ołnierz warkn ą ł jak pies w obronie swojej ko ś ci.
- Nie dziel ę si ę moimi łupami ani kobietami.
- Z jakiej jednostki jeste ś cie?
- Z Jedenastej Armii Gwardyjskiej generała Galickiego - odrzekł z dum ą Ŝ ołnierz.
- To wy zaatakowali ś cie przygraniczny Nemmersdorf? Rosjanin wyszczerzył z ę by,
- Rozwalili ś my faszystów w ich stodołach. M ęŜ czyzn, kobiety i dzieci. Szkoda, Ŝ e nie
słyszeli ś cie, jak te niemieckie ś winie błagały o lito ść .
Wysoki m ęŜ czyzna skin ą ł głow ą .
- Dobrze si ę spisali ś cie. Mog ę was zabra ć do waszych towarzyszy. Gdzie oni s ą ?
- Niedaleko. Przygotowuj ą si ę do nast ę pnej ofensywy na zachód. M ęŜ czyzna popatrzył w
kierunku odległej linii drzew. Dudnienie czołgów T-34 przypominało daleki grzmot.
- A gdzie s ą Niemcy?
- Te ś winie uciekaj ą , Ŝ eby ratowa ć Ŝ ycie. - ś ołnierz zaci ą gn ą ł si ę papierosem. - Niech Ŝ yje
Matka Rosja.
- Wła ś nie - przytakn ą ł wysoki m ęŜ czyzna. - Niech Ŝ yje Matka Rosja. Si ę gn ą ł pod płaszcz,
wyj ą ł parabellum i przystawił luf ę do skroni rannego. - Auf Wiedersehen, towarzyszu.
Padł strzał. Człowiek w skórzanym płaszczu schował dymi ą cy pistolet do kabury i wrócił do
samochodu. Kiedy wsiadał za kierownic ę , z tylnej kanapy dobiegł ochrypły okrzyk:
- Zabił pan tego Ŝ ołnierza z zimn ą krwi ą !
Ciemnowłosy pasa Ŝ er miał około trzydziestu pi ę ciu lat i urod ę amanta filmowego. Zmysłowe
usta zdobił cienki w ą sik. Ale jego szare oczy płon ę ły gniewem.
- Po prostu pomogłem kolejnemu Iwanowi po ś wi ę ci ć Ŝ ycie ku chwale Matki Rosji - odrzekł po
niemiecku kierowca.
- Rozumiem, Ŝ e jest wojna - powiedział pasa Ŝ er napi ę tym głosem - ale nawet pan musi
przyzna ć , Ŝ e Rosjanie to te Ŝ ludzie. Jak my.
- Owszem, profesorze Kovacs, jeste ś my bardzo podobni do siebie. Popełniali ś my potworne
zbrodnie na ich narodzie i teraz si ę mszcz ą .
Kierowca opowiedział o przera Ŝ aj ą cej masakrze w Nemmersdorfie.
- Współczuj ę tamtym ludziom - odrzekł cicho Kovacs - ale to, Ŝ e Rosjanie zachowuj ą si ę jak
zwierz ę ta, nie oznacza, Ŝ e reszta ś wiata musi si ę posuwa ć do barbarzy ń stwa.
Kierowca westchn ą ł ci ęŜ ko.
- Front jest za tamtymi wzgórzami. Je ś li chce pan podyskutowa ć o tym ze swoimi rosyjskimi
przyjaciółmi, prosz ę bardzo. Nie b ę d ę pana zatrzymywał.
Profesor zamkn ą ł si ę w sobie jak ostryga.
Kierowca spojrzał w lusterko wsteczne i zachichotał pod nosem.
- M ą dra decyzja - pochwalił, wyj ą ł papierosa i pochylił si ę nisko, Ŝ eby osłoni ć płomie ń zapałki.
- Pozwoli pan, Ŝ e wyja ś ni ę , jaka jest sytuacja. Armia Czerwona przekroczyła granic ę i
przenikn ę ła przez niemieckie linie. Prawie wszyscy mieszka ń cy tej pi ę knej okolicy zostawili
swoje gospodarstwa i uciekli. Nasi dzielni Ŝ ołnierze osłaniaj ą odwrót i walcz ą o własne Ŝ ycie.
Rosjanie maj ą nad nami dziesi ę ciokrotn ą przewag ę w ludziach i sprz ę cie. P ę dz ą w kierunku
Berlina i odcinaj ą nam wszystkie l ą dowe drogi na zachód. Miliony ludzi posuwaj ą si ę w stron ę
wybrze Ŝ a, bo uciec mo Ŝ na tylko przez morze.
- Niech Bóg ma nas wszystkich w opiece - powiedział profesor.
- Wygl ą da na to, Ŝ e Bóg ewakuuje Prusy Wschodnie. Mo Ŝ e si ę pan uwa Ŝ a ć za szcz ęś ciarza -
odrzekł wesoło kierowca. Cofn ą ł samochód, wrzucił bieg i omin ą ł ciało Rosjanina. - Jest pan
ś wiadkiem tworzenia historii.
* * *
Mercedes ruszył na zachód i wjechał na ziemi ę niczyj ą mi ę dzy nacieraj ą cymi Rosjanami i
wycofuj ą cymi si ę Niemcami. P ę dził drogami, mijał opuszczone wsie i gospodarstwa. Zimowy
krajobraz sprawiał surrealistyczne wra Ŝ enie. Zatrzymali si ę tylko raz, Ŝ eby dola ć benzyny z
kanistrów w baga Ŝ niku i załatwi ć swoje potrzeby fizjologiczne.
Na ś niegu zacz ę ły si ę pojawia ć koleiny. Niedługo potem samochód dogonił kolumn ę
uciekinierów. Strategiczny odwrót stał si ę druzgoc ą c ą kl ę sk ą . Wojskowe ci ęŜ arówki i czołgi
brn ę ły w ś ród padaj ą cego ś niegu w posuwaj ą cej si ę wolno rzece Ŝ ołnierzy i cywilów.
Szcz ęś liwcy jechali na traktorach lub wozach konnych. Inni szli pieszo, ci ą gn ą c wózki z
dobytkiem. Wielu uciekało tylko w jednym ubraniu na grzbiecie.
Mercedes jechał poboczem, opony o gł ę bokim bie Ŝ niku wgryzały si ę w ś nieg. W ko ń cu
wyprzedził czoło kolumny. O ś wicie zabłocony samochód dowlókł si ę do Gdyni niczym
nosoro Ŝ ec szukaj ą cy schronienia w zaro ś lach.
Niemcy okupowali miasto od tysi ą c dziewi ęć set trzydziestego dziewi ą tego roku. Wysiedlili
pi ęć dziesi ą t tysi ę cy Polaków i nazwali ruchliwy port morski Gotenhafen, nawi ą zuj ą c do Gotów.
Zamienili go w baz ę marynarki wojennej, głównie okr ę tów podwodnych. Uruchomili tam oddział
kilo ń skiej stoczni, który budował nowe U-Booty. Ich załogi, szkolone na pobliskich wodach,
wyruszały na Atlantyk zatapia ć alianckie statki i okr ę ty.
Na rozkaz admirała Karla Dönitza w Gdyni zgromadzono flotyll ę ewakuacyjn ą . Składała si ę
z luksusowych niemieckich transatlantyków, frachtowców, kutrów rybackich i prywatnych
jachtów. Dönitz chciał uratowa ć swoich podwodniaków i cały personel marynarki wojennej, Ŝ eby
mogli dalej walczy ć . Zamierzano przetransportowa ć na zachód ponad dwa miliony wojskowych i
cywilów.
Mercedes torował sobie drog ę przez miasto. Od Bałtyku d ą ł lodowaty wiatr i niósł tumany
zmro Ŝ onych płatków ś niegu. Mimo zimna ulice były zatłoczone jak w lecie. Uciekinierzy brn ę li
przez zaspy w daremnym poszukiwaniu schronienia. Do punktów Ŝ ywienia stały długie kolejki
głodnych ludzi, czekaj ą cych na kromk ę chleba lub misk ę gor ą cej zupy.
Uchod ź cy wylewali si ę z dworca kolejowego i doł ą czali do tłumów pieszych. Opatulone
postacie przypominały dziwne stworzenia ś nie Ŝ ne. Dzieci wieziono na sankach.
Mercedes mógł rozwin ąć pr ę dko ść do stu siedemdziesi ę ciu kilometrów na godzin ę , ale
wkrótce utkn ą ł w korku. Ci ęŜ ki stalowy zderzak nie zdołał odsun ąć ludzi na boki. Sfrustrowany
ś limaczym tempem jazdy kierowca zatrzymał samochód. Wysiadł i otworzył tylne drzwi.
- Chod ź my, profesorze - powiedział i potrz ą sn ą ł swoim pasa Ŝ erem. - Czas na spacer.
Zostawił mercedesa na ś rodku ulicy i zacz ą ł si ę przedziera ć przez tłum. Trzymał profesora
mocno za rami ę , krzyczał do ludzi, Ŝ eby zrobili mu przej ś cie, i odpychał ich, je ś li nie usuwali si ę
szybko z drogi.
W ko ń cu dotarli do portu. Zebrało si ę tam ponad sze ść dziesi ą t tysi ę cy uciekinierów. Ka Ŝ dy
miał nadziej ę dosta ć si ę na pokład którego ś ze statków, stoj ą cych rz ę dem przy pirsach lub
zakotwiczonych przy brzegu.
Kierowca popatrzył na to z ponurym u ś miechem.
- Niech pan si ę dobrze przyjrzy, profesorze. Wszyscy religioznawcy s ą w bł ę dzie. Sam pan
widzi, Ŝ e w piekle jest zimno, nie gor ą co.
Kovacs nie miał ju Ŝ w ą tpliwo ś ci, Ŝ e znalazł si ę w r ę kach szale ń ca. Zanim zd ąŜ
odpowiedzie ć , kierowca znów poci ą gn ą ł go za sob ą . Omijali za ś nie Ŝ one namioty z koców,
tabuny wygłodniałych koni, porzuconych przez wła ś cicieli, i sfory bezpa ń skich psów. Na
nabrze Ŝ ach roiło si ę od wozów. Na rz ę dach noszy le Ŝ eli ranni Ŝ ołnierze, przywiezieni poci ą gami
Zgłoś jeśli naruszono regulamin