Nowy49(1).txt

(7 KB) Pobierz
WAGARY 
- Miało miejsce naruszenie regulaminu - powiedział korp. - Liczymy, że uzupełni pani obraz 
sytuacji o kilka istotnych szczegółów. 
Na te słowa, połowa mięni mimicznych Alice Jovellanos postanowiła dostać skurczy. 
Kobieta opanowała się jednak i przybrała minę, która miała wiadczyć o - daj Boże, proszę - 
jej niewinnoci i podszytym niepokojem zaciekawieniu. 
Tylko właciwie po co? - szepnšł przemšdrzały, wewnętrzny głos. Muszš już o 
wszystkim wiedzieć. W przeciwnym razie, po co w ogóle by cię tu wzywali? 
Stłumiła go. 
Jedynie zabawiajš się twoim kosztem. W końcu żeby zostać korpem, trzeba przejawiać 
pewne upodobania pod kštem sadyzmu. 
Stłumiła i ten. Z trudem. 
Było ich czworo, dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Siedzieli przy odległym końcu 
stołu konferencyjnego w stratosferze poziomu Admin-14. Jovellanos rozpoznała jedynie 
Slijper. Dopiero co cišgnięto jš tutaj na miejsce Lertzmana. Za plecami korpów jarzyły się 
punktowe wiatła halogenowe, przez co ich twarze skrywał cień. Za wyjštkiem oczu. 
Wszystkie cztery pary połyskiwały korporacyjnymi danymi. 
Rzecz jasna, będš monitorować jej czynnoci życiowe. Dowiedzš się, że zżera jš stres. 
Oczywicie, każdy byłby zestresowany w takiej sytuacji. Jovellanos miała jedynie nadzieję, 
że subtelnoci w postaci wykrywania poczucia winy czy niewinnoci przekraczajš możliwoci 
zdalnych urzšdzeń. 
- Słyszała pani o ostatnim ataku na Dona Lertzmana - odezwała się Slijper. 
Jovellanos kiwnęła głowš. 
- Wydaje nam się, że pani kolega, Achilles Desjardins, może być w to zamieszany. 
No dobra, teraz odpowiednia doza zaskoczenia... 
- Achilles? Dlaczego? 
- Mielimy nadzieję, że to pani nam to wyjani - włšczył się inny korp. 

- Ja nic nie... To znaczy, dlaczego nie zapytajš państwo jego? 
- Już to zrobili, ty idiotko. To włanie doprowadziło ich do ciebie, sprzedał cię, po tym 
wszystkim on tak po prostu cię... 
- ...zniknšł - zakończyła Slijper. 
Jovellanos wyprostowała się na krzele. 
- Słucham? 
- Jak powiedziałam, wyglšda na to, że doktor Desjardins wybrał się na wagary. Kiedy 
nie pojawił się na swojej zmianie, zaniepokoilimy się. Mylelimy, że spotkał go podobny 
problem, co Dona, ale dowody wskazujš na to, że zniknšł z własnej woli. 
- Dowody? 
- Poprosił, by karmiła pani jego kota - wyjaniła Slijper. 
- On... Co... 
Korpówa uniosła dłoń w uspokajajšcym gecie. 
- Wiem i mam nadzieję, że wybaczy nam pani tę interwencję. Zostawił pani 
wiadomoć w kolejce. Napisał, że nie wie, ile potrwa jego nieobecnoć, ale byłby wdzięczny, 
gdyby mogła pani zajšć się... Mandelbrotem, czy tak? Poza tym zakodował drzwi tak, by 
mogła pani wejć do rodka. W każdym razie - kobieta opuciła dłoń - takie zachowanie to 
co absolutnie niespotykanego u osoby znajdujšcej się pod wpływem Moralniaka. Wyglšda 
na to, że po prostu opucił stanowisko bez słowa przeprosin, bez wyjanienia i bez 
uprzedzenia. To, delikatnie mówišc, bardzo impulsywne działanie. 
O matko. Killjoy, przecież miałe przykrywkę. Dlaczego musiałe wszystko spieprzyć? 
- Nie miałam pojęcia, że to w ogóle możliwe - odpowiedziała Jovellanos. - Przyjšł 
zastrzyki już kilka lat temu. 
- A jednak sytuacja wyglšda tak, a nie inaczej - Slijper odchyliła się na krzele. - 
Ciekawi nas, czy zaobserwowała pani ostatnio co dziwnego w jego zachowaniu. Cokolwiek, 
co z perspektywy... czasu mogłoby wskazywać na... 
- Nie. Nic z tych rzeczy. Chociaż... - Jovellanos wzięła głęboki oddech. - W zasadzie 
wydał mi się ostatnio nieco... Sama nie wiem, jakby wycofany. - Cóż, w zasadzie jest to 
prawda, a oni pewnie i tak już o tym wiedzš. Wydawałoby się podejrzane, gdybym o tym nie 
wspomniała... 
- Ma pani może podejrzenia, jaki mógł mieć ku temu powód? - zapytał inny korp. 
- Niespecjalnie. - Jovellanos wzruszyła ramionami. - Miałam już okazję oglšdać co 
takiego. Prędzej czy póniej, fakt, że trzeba radzić sobie z kryzysami wielkiej wagi, wykańcza 
psychicznie. A uMoralnieni nie zawsze mogš pogadać o tym, co leży im na wštrobie, 

prawda? Dlatego zostawiłam go w spokoju. 
Błagam, błagam, błagam, oby nie mieli jakiego zaawansowanego czujnika 
telemetrycznego... 
- Rozumiem - powiedziała Slijper. - Mimo wszystko dziękujemy za pomoc, doktor 
Jovellanos. 
- To już wszystko? - Kobieta podniosła się z miejsca. 
- Niezupełnie - powiedział jeden z korpów. - Jest jeszcze jedna sprawa. Chodzi o... 
Proszę, tylko nie to... 
- ...pani udział w tym wszystkim. 
Jovellanos opadła z powrotem na krzesło, czekajšc na wyrok. 
- Zniknięcie doktora Desjardinsa pozostawiło, cóż, pewnš lukę, na obecnoć której nie 
możemy sobie obecnie pozwolić - powiedział korp. 
Jovellanos spojrzała na podwietlone zgromadzenie. W maleńkiej czšstce jej jestestwa 
obudziła się nadzieja. 
- Współpracowała pani z nim blisko przez większš częć tego zadania. Uważamy, że 
pani dotychczasowy wkład nie był marginalny. Właciwie już od jakiego czasu podejmuje 
się pani zleceń poniżej pani potencjału. Poza tym, znajduje się pani zdecydowanie dalej na 
krzywej uczenia się niż ktokolwiek inny, kogo moglibymy tu cišgnšć na chwilę obecnš. 
Wedle zwyczajowych norm, już dawno należał się pani awans. Najwyraniej jednak... To 
znaczy, zdaniem Opieki Psychologicznej ma pani pewne obiekcje co do przyjęcia 
Moralniaka... 
Nie. Mogę. W. To. Uwierzyć. 
- Proszę zrozumieć, że nie mamy tego pani za złe - cišgnšł korp. - Pani poglšdy na 
kwestie użycia inwazyjnej technologii sš w pełni zrozumiałe, bioršc pod uwagę, co stało się z 
pani bratem. Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, czy zachowywałbym się inaczej, będšc na 
pani miejscu. Ta cała sprawa z nanotechnologiš okazała się strasznš porażkš... 
Co znajomego wezbrało nagle w gardle kobiety. 
- Jak pani widzi, rozumiemy pani obawy. Dlatego być może pani zechce zrozumieć, 
że Moralniak przynależy do zupełnie innej grupy i z całš pewnociš nie ma niczego 
niebezpiecznego... 
- Wiem, jaka jest różnica między bio a nano - wtršciła łagodnie Jovellanos. 
- Tak, oczywicie. Nie chciałem... 
- Po prostu to, co stało się z Chito... Logika nie zawsze ma znaczenie, kiedy... 
Chito. Biedny, martwy, torturowany Chito. Te haploidy nie majš bladego pojęcia, o 

tym, co zrobiłam. 
To wszystko dla ciebie, młody. 
- No tak. Oczywicie doskonale to rozumiemy. I choć pani uprzedzenia, całkowicie 
usprawiedliwione, jak już wspomniałem, uniemożliwiły pani rozwój zawodowy, to mimo 
wszystko spisuje się pani powyżej przeciętnej. Pozostaje pytanie, czy po tych wszystkich 
latach, nadal chce pani pozostawać w tyle? 
- Naszym zdaniem byłaby to wielka strata - dodała Slijper. 
Jovellanos powiodła wzrokiem po wszystkich zgromadzonych, nie odzywajšc się 
przez pełne dziesięć sekund. 
- Mylę... Mylę, że już czas ustšpić - powiedziała wreszcie. 
- A więc jest pani skłonna przyjšć zastrzyki i awansować na pozycję starszego 
prawołamacza - odezwała się znów Slijper. 
Dla ciebie, Chito. Naprzód i do góry. 
Alice Jovellanos kiwnęła głowš z poważnym wyrazem twarzy, powstrzymujšc 
mięnie mimiczne od wykonania zupełnie innego tańca. 
- Mylę, że jestem na to gotowa. 











Zgłoś jeśli naruszono regulamin