TRZYDZIECI OSIEM Przez ostatnie dwa dni Jefri widywał niebo co najwyżej godzinę. On i Amdi byli wystarczajšco bezpieczni w ogromnej kamiennej wištyni, która chroniła statek uciekinierów, ale nie istniał żaden sposób, by zobaczyć, jak jest na zewnštrz. Gdyby nie Amdi, nie wytrzymałbym ani minuty. W pewien sposób było to gorsze niż jego pierwsze dni na Ukrytej Wyspie. Ci, którzy zabili Mamę, Tatę i Johannę znajdowali się w odległoci zaledwie kilku kilometrów. Udało im się zdobyć częć armat pana Stali i przez ostatnie dni wcišż było słychać huk eksplozji, które wstrzšsały podłożem, a czasem nawet niszczyły ciany gmachu. Jedzenie im przynoszono, a kiedy nie siedzieli w kabinie sterowniczej, wychodzili ze statku do pomieszczeń, gdzie umieszczono upione dzieci. Jefri wcišż pamiętał o przeprowadzaniu drobnych czynnoci konserwacyjnych, ale to, co obserwował przez przezroczyste szybki trumienek hibernacyjnych, napawało go niepokojem. Niektórzy z jego kolegów ledwie oddychali. Temperatura wewnętrzna wydawała się zbyt wysoka, a on i Amdi nie wiedzieli, jak mogliby temu zaradzić. Wokół nic się nie zmieniało, ale od kilku dni tryskał dobrym humorem. Zakończyła się długa cisza w korespondencji z Ravnš. Amdijefri i pan Stal rozmawiali z niš i było to połšczenie głosowe! Za trzy godziny jej statek będzie tutaj! Nawet bombardowanie ustało, jak gdyby Snycerka zdawała sobie sprawę, że jej czas dobiega końca. Jeszcze trzy godziny. Zostawiony samemu sobie Jefri spędziłby ten czas, chodzšc po cianach z niecierpliwoci. Przecież skończył dziewięć lat. Był dorosły i miał dorosłe problemy. Ale w grę wchodził jeszcze Amdi. Pod pewnymi względami sfora ta górowała bystrociš nad Jefrim, lecz była jeszcze dzieciakiem Amdijefri domylał się, że jest pięciolatkiem. Po rozmowie z Ravnš, Jefri miał ochotę usišć i zaczšć na serio się martwić, ale Amdi rozpoczšł gonitwę wokół wsporników statku. Wykrzykiwał co głosem Jefriego, a potem Ravny i niby przypadkowo co chwila wpadał na chłopca. Jefri zerwał się na nogi i spojrzał na biegajšce w tę i z powrotem szczeniaki. Jak mały dzieciak. I nagle do głowy przyszła mu myl jednoczenie zabawna i smutna. Czy tak włanie widziała mnie Johanna? Teraz on także miał obowišzki. Na przykład musiał być cierpliwy. Gdy jeden z członków Amdiego otarł mu się o kolana, Jefri rzucił się na dół, aby schwytać wijšce się ciałko. Podniósł go na wysokoć swoich ramion, podczas gdy reszta sfory zbiegła się wokół niego, podrygujšc radonie i wskakujšc na niego z wszystkich stron. Upadli na suchy mech i siłowali się przez kilka chwil. Pobawmy się w odkrywców! Pobawmy się w odkrywców! Musimy tu czekać, na wypadek gdyby zgłosiła się Ravna albo przyszedł pan Stal. Nie martw się. Będziemy wiedzieli, kiedy przyjć. Dobrze. Ale dokšd mogli pójć? Co odkrywać? Razem przeszli przez rozwietlony pochodniami mrok do korytarza, który otaczał wewnętrzne ciany gmachu. Z tego, co Jefri mógł się zorientować, byli absolutnie sami. Nie dostrzegł w tym nic niezwykłego. Pan Stal bardzo martwił się, że szpiedzy Snycerki mogš dostać się na statek. Nawet jego żołnierze rzadko tu bywali. Amdijefri już wczeniej badał wewnętrzne ciany. Kamień za obiciem był chłodny i wilgotny. Otwory prowadzšce na zewnštrz dla wentylacji znajdowały się prawie dzie sięć metrów na podłogš, gdzie ciana zakrzywiała się, tworzšc kopułę budowli. Kamień miał nieregularne powierzchnie, jeszcze nie polerowane. Robotnicy pana Stali wznosili budynek w szaleńczym popiechu, aby zdšżyć z jego ukończeniem przed przybyciem armii Snycerki. Nic nie polerowano, a obicie nie miało żadnych dekoracji. Idšcy przed i za chłopcem Amdi obwšchiwał wszystkie szczeliny i miejsca, gdzie zaprawa była jeszcze całkiem wieża. Ten, którego Jefri niósł na ramionach, zaczšł wierzgać. Ha! Tu, przed nami. Wiedziałem, że ta zaprawa się wykrusza oznajmiła sfora. Jefri pozwolił, aby wszyscy członkowie przyjaciela pognali naprzód do małej niszy w cianie. Jefriemu nie wydawało się, żeby wyglšdała ona inaczej niż poprzednio, ale Amdi drapał już pięcioma parami łap. Nawet jeli wszystko wykruszysz, co ci to da? Jefri widział, jak ustawiano kamienne bloki. Każdy z nich miał około pięćdziesięciu centymetrów długoci. Układano je naprzemiennie w rzędach, jak cegły. Wydłubanie jednego bloku z rzędu spowoduje odsłonięcie następnego, i tyle. He, he, nic nie wiesz. Chowałem ten sekret na wolnš chwilę, dla zabicia czasu... Pfuj. Ta zaprawa piecze mnie w wargi. Jeszcze trochę drapania i sfora usunęła bryłę zaprawy wielkš jak głowa chłopca. Rzeczywicie, między kamiennymi blokami pojawiła się wyrana dziura, wystarczajšco duża, by Amdi mógł się w niej zmiecić. Jeden z nich zniknšł w małej jaskini. I co, zadowolony? Jefri osunšł się na ziemię przy szparze, starajšc się zajrzeć do rodka. Wiesz co? Wrzask Amdiego dobiegł do niego od strony osobnika, który stał tuż przy jego uchu. Tu wcale nie ma następnej warstwy kamieni, tu jest tunel! Kolejny fragment ruszył do przodu, ocierajšc się o Jefriego, i zniknšł w ciemnoci. Sekretne tunele. To brzmiało jak bajka z czasów Nyjory. Jest wystarczajšco duży dla dorosłych członków, Jefri. Gdyby poruszał się na czworakach, pewnie udałoby ci się przecisnšć. Dwóch następnych członków Amdiego zniknęło w dziurze. Tunel, który odkrył Amdi, być może był wystarczajšco przestronny dla ludzkiego dziecka, jednakże przez otwór wejciowy ledwo przeciskały się szczeniaki. Jefri mógł jedynie wpatrywać się w ciemnoć. Częć Amdiego, która pozostała przy wejciu, opowiadała o tym, co widziała reszta. ...cišgnie się strasznie długo. Przeszedłem go w tę i z powrotem kilka razy. Mój poczštek znajduje się jakie pięć metrów ponad twojš głowš. Ale heca. Jestem cały wycišgnięty jak struna. To, co mówił, wydawało się jeszcze bardziej niedorzeczne niż jego normalne gaworzenie przy zabawie. Do dziury weszli jeszcze dwaj następni członkowie. Wszystko zaczynało być fascynujšcš przygodš, w której Jefri nie mógł uczestniczyć. Nie odchod za daleko, to może być niebezpieczne. Jeden z dwójki, która została, popatrzał na niego. Nie martw się, nie martw się. Tunel nie powstał przypadkowo. Wyglšda na to, że kamienie specjalnie wycinano, żeby go utworzyć. To tajna droga ucieczki, którš kazał zbudować pan Stal. Wszystko w porzšdku. Wszystko w porzšdku. Ha, ha, hoohooo. Jeszcze jeden zniknšł w dziurze. Po chwili ruszył za nim ostatni, ale zatrzymał się w wejciu, tak że Amdi wcišż mógł rozmawiać z Jefrim. Wyglšdało na to, że sfora niele się bawi, piewajšc pod nosem i skrzeczšc co do siebie. Jefri zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Była to jeszcze jedna zabawa, w której nie mógł uczestniczyć. W pozycji, jakš przyjšł Amdi, jego myli przepływały przez niego jak strumyk po kamieniach. Było to bardzo dziwne uczucie. Do licha. Teraz, kiedy bawił się w to wewnštrz kamiennego muru, efekt powinien być bardziej czysty niż zwykle, ponieważ przy tak dokładnej izolacji nie było możliwoci innego przepływu myli jak od jednego osobnika do drugiego, stojšcego bezporednio za nim. Jeszcze przez chwilę słyszał głupkowate przypiewki, a po chwili Amdi odezwał się nader rozsšdnie. Hej, ten tunel w niektórych miejscach się rozchodzi. Mój przód doszedł do rozwidlenia. Jedna odnoga idzie w dół... Szkoda, że nie mam tu wystarczajšco dużo członków, żeby pójć w obie strony! Nie rób tego! Hej-ho, w takim razie dzi wybieram się w górę. Nastšpiło kilka sekund ciszy. Tu sš malutkie drzwiczki! Szerokie na jednego osobnika. Jak drzwi do pokoju. Nie zamknięte. Przez chwilę Amdi przekazywał dwięki kamieni szurajšcych o kamienie. Ha! Widzę wiatło. Kilka metrów wyżej jest okienko. Słyszę wiatr. Odtworzył szum wiatru i przenikliwe nawoływania morskich ptaków przylatujšcych znad Ukrytej Wyspy. Były to piękne odgłosy. Chyba za mocno się rozcišgam, ale chcę wyjrzeć na zewnštrz... Jefri, widzę słońce! Jestem na dworze, siedzę wysoko na bocznej cianie budynku. Mam tu wietny widok na południe. Ojej, ile tam w dole dymu! A co się dzieje na stoku? spytał Jefri najbliższego członka, którego biało nakrapiana sierć ledwie była widoczna przez otwór wejciowy. Dobrze, że chociaż mogli się jako komunikować. Jest trochę bardziej bršzowo niż w ostatnim dziesięciodniu. Nie widzę żadnych żołnierzy. Po chwili Jefri usłyszał przekazany przez sforę wystrzał armatni. Ho-ho! Jednak strzelajš... Pocisk upadł po tej stronie szczytu. Kto musi ukrywać się za wierzchołkiem, ale go nie widzę. Snycerka wreszcie przybyła. Jefri zadrżał, po częci ze złoci, że nic nie widzi, po częci ze strachu przed tym, co mógłby zobaczyć. Często w koszmarnych snach widział prawdziwš Snycerkę, jak zabija jego Mamę, Tatę i Johannę. Te obrazy nigdy nie były jasne, aczkolwiek traktował je niemal jak wspomnienia. Pan Stal załatwi Snycerkę. Ojoj! Ten dziwak Presfora idzie przez dziedziniec w naszš stronę. Z otworu doszedł chłopca tupot wielu łap. Amdi zbiegał na dół w popłochu. Nie było sensu powiadamiać Presfory, że znaleli w cianie ukryty tunel. Na pewno kazałby im trzymać się od niego z dala. Pierwsza czwórka wyszła już na zewnštrz i dreptała dookoła na chwiejšcych się nogach. Jefri nie wiedział, czy to z powodu długotrwałego rozcišgnięcia, czy też dlatego, że zostali tymczasowo oddzieleni od drugiej połowy sfory. Zachowuj się jak gdyby nigdy nic. Potem przybyła druga czwórka i Amdi przyszedł do siebie. Szybko odcišgnšł chłopca od ciany. Wemy comm. Udawajmy, że chcielimy złapać Ravnę. Amdi wiedział, że statek nie pojawi się wczeniej niż za trzydzieci minut. W końcu ...
sunzi