new 48(1).txt

(22 KB) Pobierz
. Uthacalthing
Ich czwórka tworzyła dziwnie wyglšdajšcš grupę, gdy sunęli na północ pod zachmurzonym niebem. Być może jakie miejscowe zwierzštka podnosiły wzrok i spoglšdały na nich, mrugajšc w przelotnym zdumieniu, zanim z powrotem skryły się w swych norach, zarzekajšc się, że już nigdy nie będš jeć przejrzałych nasion.
Dla Uthacalthinga ten forsowny marsz stał się poniekšd poniżeniem. Wydawało się, że każdy z pozostałych ma nad nim przewagę.
Kault sapał i dyszał. Najwyraniej nie odpowiadał mu wyboisty teren. Gdy jednak masywny Thennanianin wprawił już swe ciało w ruch, nabierał pędu, który wydał mu się niepowstrzymany.
Jeli za chodziło o Jo-Jo, cóż, mały szym sprawiał już w tej chwili wrażenie, że urodził się w tym rodowisku. Uthacalthing wydał mu surowe rozkazy, zabraniajšce mu łażenia na czworakach
w zasięgu wzroku Kaulta. Nie było sensu ryzykować wzbudzenia podejrzeń Thennanianina. Gdy jednak teren stawał się zbyt wyboisty, Jo-Jo niekiedy po prostu wdrapywał się na przeszkodę, zamiast jš omijać. Za na długich, płaskich odcinkach jechał po prostu na plecach Roberta.
Ten uparł się, że będzie niósł szyma, bez względu na dzielšcš ich oficjalnie przepać w statusie. Ludzki młodzieniec był już i tak wystarczajšco niecierpliwy. Sprawiał wrażenie, że wolałby przebiec cały ten odcinek.
Zmiana, jaka zaszła w Robercie Oneagle'u, była zdumiewajšca. Sięgała znacznie głębiej niż tylko cech fizycznych. Ostatniej nocy, gdy Kault poprosił go, by po raz trzeci wyjanił pewnš częć swej opowieci, Robert wyranie i bez zakłopotania zamanifestował nad swš głowš prostš wersję teev'nus. Uthacalthing wykennował, jak zręcznie człowiek użył glifu dla powstrzymania odczuwanej frustracji tak, by nic z niej nie wydostało się na zewnštrz w formie otwartej nieuprzejmoci dla Thennanianina.
Tymbrimczyk wyczuwał, że jest wiele rzeczy, o których Robert nie mówi. To jednak, co powiedział, wystarczało.
Wiedziałem, że Megan nie docenia swego syna. Tego jednak się nie spodziewałem.
Najwyraniej on sam również zbyt nisko oceniał swš córkę.
Najwyraniej.
Uthacalthing starał się nie mieć pretensji do krwi ze swej krwi o jej moc. Moc, która zrabowała mu więcej niż - jak mu się zdawało - mógł kiedykolwiek stracić.
Usiłował dotrzymać kroku pozostałym, lecz jego węzły przekształcajšce pulsowały już ze zmęczenia. Nie chodziło tylko o to, że Tymbrimczycy byli bardziej utalentowani w dziedzinie zdolnoci przystosowania niż wytrzymałoci. Była to również wina braku woli. Pozostali mieli cel, a nawet niósł ich entuzjazm.
Jego do działania skłaniało jedynie poczucie obowišzku.
Kault zatrzymał się na szczycie wzniesienia, skšd widać było niedalekie już wyniosłe, imponujšce góry. Wkroczyli do lasu karłowatych drzew, które w miarę jak zapuszczali się na wyżej położone tereny stawały się coraz większe. Uthacalthing spojrzał w górę, na rozcišgajšce się przed nim strome stoki spowite w być może niosšcych już nieg chmurach. Miał nadzieję, że nie będš musieli wspinać się znacznie wyżej.
Masywna dłoń Kaulta zacisnęła się na jego ręce. Thennanianin pomógł mu pokonać kilka ostatnich metrów. Czekał cierpliwie, aż Uthacalthing odpocznie. Tymbrimczyk oddychał ciężko przez szeroko rozwarte nozdrza.
- Wcišż niemal me mogę uwierzyć w to, co mi powiedziano - stwierdził Kault. - Co w opowieci Ziemianina nie brzmi prawdziwie, mój kolego.
- T'fu.na.tu... - Uthacalthing przeszedł na anglic, który wydawał się wymagać mniej powietrza. - W co... w co trudno ci uwierzyć, Kault? Czy sšdzisz, że Robert kłamie?
Thennanianin zamachał dłońmi przed sobš. Jego grzebień grzbietowy nadšł się na znak obruszenia.
- Z pewnociš nie! Sšdzę tylko, ze ten młodzieniec jest naiwny.
- Naiwny? Pod jakim względem?
Uthacalthing mógł już patrzeć w górę. Jego kora mózgowa przestała rozdzielać to, co widział, na dwa oddzielne obrazy. Roberta i Jo-Jo nie było w zasięgu wzroku. Musieli ruszyć w dalszš drogę.
- Chodzi mi o to, że Gubru najwyraniej co kombinujš. Nie chodzi im tylko o tę propozycję - pokój z Ziemiš w zamian za dzierżawę niektórych garthiańskich wysp oraz drugorzędne prawa zakupu materiału genetycznego neoszympansów. To raczej nie wydaje się warte kosztu międzygwiezdnej ceremonii. Podejrzewam, że po cichu knujš co całkiem innego, mój przyjacielu.
- Jak sšdzisz, o co im chodzi?
Kault zakołysał swš niemal całkowicie pozbawionš szyi głowš w lewo i w prawo, jak gdyby chciał się upewnić, czy w zasięgu słuchu nie ma nikogo innego. Jego głos opadł zarówno pod względem głonoci, jak i barwy.
- Podejrzewam, że chcš dokonać adopcji z zaskoczenia.
- Adopcji? Och... chodzi ci...
- O Garthian - dokończył za niego Kault. - Dlatego włanie tak dobrze się złożyło, że twoi ziemscy sojusznicy przynieli nam te wieci. Możemy tylko mieć nadzieję, że będš w stanie dostarczyć nam rodka transportu, tak jak obiecali, gdyż w przeciwnym razie nie mamy szans zdšżyć na czas, by zapobiec straszliwej tragedii!
Uthacalthing poczuł żal za wszystkim, co utracił, gdyż Kault zaprezentował intrygujšce pytanie, z pewnociš warte dobrze ukształtowanego glifu o delikatnej zgryliwoci.
Odniósł, rzecz jasna, sukces przekraczajšcy jego najdziksze oczekiwania. Zgodnie z tym, co mówił Robert, Gubru połknęli mit o "Garthianach" "wraz z haczykiem, linkš i ciężarkiem", a przynajmniej zrobili to na czas wystarczajšco długi, by przyniosło im to straty i wstyd.
Kault również uwierzył w tę upiornš bajeczkę. Co jednak można było sšdzić o twierdzeniach Thennanianina, że jego własne instrumenty potwierdzały owš opowieć?
Niewiarygodne.
Teraz za Gubru zdawali się zachowywać tak, jak gdyby oni również mieli na jej potwierdzenie co więcej niż sfabrykowane wskazówki, które pozostawił im Uthacalthing. Oni również postępowali tak, jak gdyby uzyskali potwierdzenie!
Dawny Uthacalthing ukształtowałby syulff-kuonn, by uczcić tak zdumiewajšcy obrót rzeczy. W tej chwili jednak czuł się tylko zbity z tropu i bardzo zmęczony.
Usłyszeli krzyk, który sprawił, ze obaj się odwrócili. Uthacalthing przymrużył oczy. W tej chwili żałował, że nie może zamienić częci swego niechcianego zmysłu empatycznego na lepszy wzrok.
Na szczycie następnej grani dostrzegł postać Roberta Oneagle'a. Siedzšcy na ramionach młodego człowieka Jo-Jo machał do nich rękš. Było tam też co jeszcze, błękitny blask, który zdawał się wirować obok dwóch ziemskich istot, promieniujšc całš dobrš wolš doskonałego dowcipnisia.
Była to latarnia kierunkowa, wiatło, które przez cały czas od katastrofy przed kilkoma miesišcami było przewodnikiem Uthacal-thinga.
- Co oni mówiš? - zapytał Kault. - Nie mogę dokładnie rozróżnić słów.
Uthacalthing również nie mógł, wiedział jednak, co chcš powiedzieć Terranie.
- Mylę, że mówiš nam, iż nie będziemy musieli już ić daleko -oznajmił z niejakš ulgš. - Twierdzš, że znaleli nasz rodek transportu.
Thennanianin sapnšł z satysfakcjš przez szczeliny oddechowe.
- Dobrze. Teraz musimy tylko ufać, że Gubru zachowajš się zgodnie z obyczajem oraz regułami postępowania podczas rozejmu i gdy się zjawimy, zaoferujš nam dyplomatyczne traktowanie odpowiednie dla akredytowanych posłów.
Uthacalthing skinšł głowš. Gdy jednak ponownie pomaszerowali wspólnie pod górę, wiedział, że jest to tylko jedno z ich zmartwień.










. Athadena
Próbowała stłumić swe uczucia. Dla innych ta sytuacja była poważna, a nawet tragiczna.
Po prostu jednak nie było sposobu, by je ukryć. Jej zachwytu nie sposób było powstrzymać. Subtelne, ozdobne glify odrywały się od jej falujšcych witek i oddalały, ulegajšc dyfrakcji na drzewach i wypełniajšc polany jej wesołociš. Oczy Athadeny oddaliły się maksymalnie od siebie. Dziewczyna zakryła usta dłoniš, by
skwaszone szymy nie dostrzegły na dodatek jej umiechu w ludzkim stylu.
Przenony holoodbiornik ustawiono na szczycie grani wznoszšcej się na północny zachód od Sindu, celem poprawienia odbioru. Ukazywał on scenę transmitowanš w tej chwili z Port Helenia. Ze względu na rozejm cenzurę zlikwidowano, a nawet bez ludzi w stolicy było pod dostatkiem szymskich "łowców wiadomoci" z przenonymi kamerami, którzy ukazywali całe zniszczenie ze zdumiewajšcš dokładnociš.
- Nie mogę tego znieć - jęknšł Benjamin.
- To już koniec - mruknęła bezradnie Elayne Soo, obserwujšc tę scenę.
Szymka w istocie wyraziła się trafnie. Holoobiornik pokazywał to, co pozostało z eleganckiego ogrodzenia, jakim najedcy otoczyli Port Helenia... dosłownie rozpruto je i rozerwano na strzępy. Oszołomieni szymscy obywatele kręcili się po okolicy, która wyglšdała, jakby przeszedł tamtędy cyklon. Rozglšdali się wkoło, zdumieni, i grzebali w porozrzucanych szczštkach. Nieliczni - bardziej pobudliwi niż rozważni - podrzucali w górę, rozpierani radociš, fragmenty materiału ogrodzenia. Niektórzy nawet bili się w piersi na czeć niepowstrzymanej fali, która przeszła tędy zaledwie kilka minut temu, po czym ruszyła dalej, do samego miasta.
Na większoci stacji komentarz był generowany przez komputer, na drugim kanale jednak szymski spiker miał okazję, by dać wyraz swemu podnieceniu.
- Z... z poczštku mylelimy, że to koszmar, który stał się ciałem. No wiecie... jak archetyp ze starego, dwumiarowego dwudziestowiecznego filmu. Nic nie mogło ich powstrzymać! Przedarły się przez gubryjskš zaporę, jak gdyby była zrobiona z bi... bibułki. Nie wiem jak inni, ja jednak cišgle spodziewałem się, że największe z nich zacznš łapać nasze najładniejsze szymki i wlec je, nie zważajšc na ich krzyki, na sam szczyt Wieży Terrageńskiej...
Athaciena przycisnęła rękę mocniej do ust, by nie rozemiać się w głos. Usiłowała zapanować nad sobš. Nie była w tym odosobniona, gdyż jedna z szymów - przyjaciółka Fibena, Sylvie - wydała z siebie wysoki, szczebiotliwy miech. Większoć pozostałych spojrzało na niš gronie z dezaprobatš. Ostatecznie była to poważna sprawa! Athaciena jedna...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin