Nowy35(1).txt

(14 KB) Pobierz
7

Przez jaki czas przyglšdał się wiadru z piaskiem, kilka minut alŹbo dłużej. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że był nieprzytomny. PaŹmiętał, jak zdejmowano mu kajdanki oraz pasy z broniš i ostrożnie kładziono na pokrywie. Teraz leżał na boku, a głowę trzymał na kolanach Jji Opóniony szok nerwowy? Reakcja niegodna bohatera. Próbował się odwrócić, żeby spojrzeć na niewolnicę, ale z powodu bólu zadowolił się wykręceniem głowy. Uznał, że ma bardzo ciekaŹwy punkt obserwacyjny. Przez chwilę z rozkoszš studiował widok, a potem przeniósł wzrok na niebo, na którym rysowała się najpiękŹniejsza i najmilsza twarz wiata, bršzowozłoty cud na tle błękitu.
- Taki umiech doprowadza mężczyzn do szaleństwa -stwierdził.
Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko umiechnęła się szerzej.
- Co cię tak bawi? - zapytał Wallie. Chciał się podnieć, ale jęknšł z bólu.
- Nie powinna mieć takiej miny, kiedy umieram. Widzisz dziurę w moich plecach"? Te białe i połamane to żebra, a różowe i gšbczaste to fragmenty płuc.
- Nie masz żadnej dziury w plecach. - Palce delikatne jak płatŹki niegu przesunęły się od obojczyka do podstawy żeber. - Masz tylko parę siniaków. I guz na głowie. Żadnych złamanych koci. Tak mówi Brota.
- Brota widzi tylko to, co na zewnštrz. Czuję, że w rodku mam pobojowisko.
Wallie doszedł do wniosku, że umiech niewolnicy częciowo wyraża ulgę, częciowo pobłażliwoć, z jakš Jja czasami spoglšŹdała na Vixiniego, a częciowo podziw. Reszta musiała być miłoŹciš. Do licha, jak dobrze jest widzieć taki umiech. A jednak...
- Co cię tak bawi, dziewczyno?
- Masz znak macierzyński - oznajmiła Jja. - Wiem na pewno, że nie było go jeszcze dzi rano.
Kolejna wygrana bitwa. Po pierwszym zwycięstwie na jego prawej powiece nagle pojawił się znak ojcowski. Lewa do dzisiaj była czysta, rzecz na wiecie wyjštkowa.
- Mów - poprosił, zastanawiajšc się jednoczenie, co mały bóg sšdzi o reporterach kryminalnych. Umiech nie znikał z twarzy Jji.
- To pióro, ukochany!
Skryba, oczywicie. A może bóg znowu stroił sobie żarty? Czarnoksiężnicy byli kim więcej niż skrybami; byli chemikami. Na osobowoć nowego lorda Shonsu złożył się szermierz siódmej rangi i chemik Wallie Smith. Bardzo zabawne, Mały! Obiecałe, zdaje się, że nie będzie cudów? Co sobie pomylš szermierze, kiedy ujrzš znak?
Czarnoksięstwo jako dziedzina techniki? Trzeba będzie przeŹanalizować tę kwestię.
Walliemu przyszły na myl powieci szpiegowskie i kryminaŹły. Niestety okazał się marnym detektywem, lepym i głuchym.
Czarnoksiężnicy mieli proch. wiadczył o tym choćby zapach. Co jeszcze? Prawdopodobnie niewiele więcej. Honakura nie myŹlił się, nazywajšc ich szarlatanami. Bez względu na to, co wywołało w dawnych czasach spór między kapłanami a skrybami, szermierze poparli wištobliwych. Skrybów wypędzono w góry. W samoobronie przypisali sobie magiczne moce i zapewne opraŹcowali parę drobnych sztuczek. Stšd obszerne rękawy i ukrywaŹnie dłoni.
Dzięki kuglarskiej zręcznoci ukradli Tomiyano sztylet i wyŹczarowali ptaka. Żeglarz nie otworzył garnka, bo go trzymał. Czarnoksiężnik uniósł pokrywkę, a ptak wyfrunšł z rękawa. Nie wszystko jednak, co robili magowie, było tanimi sztuczkami. GoŹłębie przenosiły wiadomoci.
Płonšca szmata? wiatło w lesie? Fosfor! Całkiem możliwe. Połowa szesnastego wieku na Ziemi, ale nie wszędzie odkryć dokonuje się w takiej samej kolejnoci. ródłem fosforu oraz azotanów do produkcji prochu był mocz, ludzki i zwierzęcy. Farbiarzy i garbarzy, którzy też wykorzystywali urynę, czarnoŹksiężnicy wypędzili z miast, bo chcieli przejšć całoć dostaw. Dlaczego wczeniej nie skojarzył faktów? Blizna na twarzy ToŹmiyano powstała od oparzenia kwasem. Co jeszcze? Będzie musiał ponownie zinterpretować dane, które zgromadził. Z pewnociš wszystko miało racjonalne wytłumaczenie. Magia albo nauka. Lub jedno i drugie.
A mógł dojć do podobnych wniosków już w Aus. Kotły deŹstylacyjne, siarka, gołębie. Nawet jeszcze wczeniej. Co innego można wydobywać na terenie wulkanicznym jak nie siarkę? TęŹpy szermierz!
Kiedy inscenizował zabójstwo Kandoru, też był bliski odkryŹcia prawdy. Gdyby kierował się logikš, nie starałby się za wszelŹkš cenę uwierzyć w magię. Zobaczyłby rzeczy w innym wietle.
Odwróciwszy głowę, ujrzał Nnanjiego i Thanę stojšcych przy relingu. Oboje na niego patrzyli, więc zebrał siły i usiadł z pomocš Jji. Rzeczywicie musiał być nieprzytomny przez jaki czas. Szafir płynšł między wyspami leżšcymi na północ od miasta. Towarzyszyła mu grupa statków, uciekajšcych z Ov przed gniewem czarnoksiężników. Promienie słońca igraŹły na niebieskiej wodzie, kontrastujšcej z ciepłymi jesiennymi barwami dereni i wierzb, które porastały wysepki. Na plażach brodziły czaple. Białe chmury nad RegiVul były prawie niewidoczne z powoda odległoci, a same góry równie błękitne jak kopuła nieba. Brota czuwała przy sterze. Niewštpliwie rozkoszowała się samotnociš po ostatnich przeżyciach. Gdy zobaczyła, że Siódmy się dwignšł, pomachała mu pulchnš dłoniš.
Nnanji i Thana pospieszyli ku szermierzowi, trzymajšc się za ręce.
- Gdzie jest Katanji? - zapytał Siódmy.
- Pod pokładem. Odpoczywa. - Czwarty ze smutkiem potrzšsŹnšł głowš. - Trzeba będzie cudu, żeby teraz zrobić z niego szerŹmierza, bracie! Ma zgruchotane ramię. Brota mówi, że nie mogš go unieruchomić, póki nie zejdzie opuchlizna.
- Bogini nagradza tych, którzy jej pomagajš - rzekł Wallie z zakłopotaniem. - Krówka mieszka w pałacu, więc o Katanjiego Najwyższa też zadba.
Nnanji pokiwał głowš, a Wallie spytał, jak złapano PierwszeŹgo. Odpowied brzmiała: przez komary. Nowicjusz opędzał się od owadów i rozmazał niewolniczy pasek, który własnoręcznie namalował sobie na twarzy. Zauważył to fałszywy żeglarz, kiedy chłopiec podszedł do koszy, żeby zobaczyć, co jest w rodku. Oligarro natomiast ma się dobrze, zapewnił adept. Czysta rana, żadŹnych złamań ani skaleczonych tętnic.
Umiech nigdy na długo nie opuszczał Czwartego.
- Nikomu nic się nie stało, oprócz ciebie, bracie! Powinnimy mieć ze sobš minstreli! - Mocno ucisnšł Thanę. - Pierwsze zwyŹcięstwo twojej wojny, lordzie Shonsu!
- To nie jest moja wojna! Auu! - Wykonał zbyt gwałtowny ruch. - Co to takiego?
Nnanji trzymał w ręce wšskš srebrnš rurkę.
- Znalazłem tę rzecz na nabrzeżu. Jest bezpieczna, panie braŹcie? Mogę jš wyrzucić za burtę...
- Bezpieczna, jeli w rodku nic nie ma! Obok nic więcej nie leżało?
- Nie, bracie.
Szkoda! Wallie wzišł od protegowanego fujarkę i dokładnie jš obejrzał. Miała tylko trzy otwory, bo trudno byłoby nawiercić ich więcej, nie niszczšc jej. Szermierz wydobył z piszczałki kilka dwięków, lecz obecni zakryli uszy dłońmi, a on sam się skrzywił.
- Kandoru nie dobył miecza, Nnanji, choć z łatwociš mógł to zrobić. Uniósł rękę i odwrócił się, ale nie wycišgnšł broni. Nawet nie próbował!
Adept popatrzył na niego pustym wzrokiem. Mentor westŹchnšł.
- Wydawało mu się, że ugryzł go komar, ale namacał strzałkę, więc się odwrócił, żeby zobaczyć, skšd nadleciała.
Dmuchawka była wygodnš broniš na krótki dystans, szczególŹnie w zamkniętych pomieszczeniach albo w bezwietrzne dni, jak wtedy w Aus, kiedy czarnoksiężnicy dopadli Siódmego. Z bliska działała równie skutecznie jak pistolet, a na wiadkach robiła większe wrażenie. Czarnoksiężnicy lubili się popisywać. PodŹstępni mordercy!
Tymczasem wokół luku powoli zebrała się cała załoga, więc Shonsu objanił zasadę działania srebrnej fujarki i zatrutych strzałek.
- Dajcie mi miecz.
Porodku ozdobnej skórzanej pochwy znajdowała się okršgła dziurka o osmalonych brzegach. Wallie wyjšł miecz. Na klindze, tuż przy dziewicy głaszczšcej gryfa, widniała ciemna plamka.
- Tutaj trafił piorun? - zapytał Nnanji z przejęciem. - Czar nie dał rady mieczowi Bogini?
- Ani sztabom Broty. Oglšdałe je po bitwie?
Nnanji potrzšsnšł głowš i poszedł naprawić błšd.
Wallie przyjrzał się uważnie ostrzu, ale nie dostrzegł żadnej skazy, co potwierdzało kunszt Chioxina. Gorsza broń z pewnoŹciš ucierpiałaby od pocisku wystrzelonego z muszkietu. Trzeba będzie sprawdzić miecz. Centymetr w prawo albo w lewo i kula minęłaby klingę. Gdyby nie dwigał Katanjiego, pochwa nie przesunęłaby się w lewo... Wallie szybko porzucił te rozważania.
Spojrzał na burtę. Ziały w niej dwie dziury na wylot. W paru miejŹscach deski były obłupane. Tomiyano podšżył na wzrokiem Shonsu.
- Będziemy musieli obcišżyć cię kosztami naprawy - owiadŹczył z powagš. - Pasażerowie nie powinni niszczyć statku.
Zaraz jednak się rozemiał. Rzecz niesłychana.
- Nie! - zaprotestował Wallie szybko. - To zaszczytne blizny. Nannjiemu udało się odcišgnšć na bok jednš ze sztab. Wrócił z dwoma bezkształtnymi kawałkami metalu.
- Znalazłem je. Wyglšdajš jak srebro.
- To ołów - powiedział Wallie.
- Dlaczego nie pozwoliłe nam ić do wieży, panie bracie? -spytał Czwarty z pretensjš w głosie. - Pokonanie czarnoksiężniŹków okazało się nie takie trudne! Piętnastu zabitych! - Zamilkł i łypnšł na mentora z porozumiewawczym umiechem. - A może tylko czternastu?
- Mielimy szczęcie, Nnanji, dużo szczęcia! Zakapturzeni nie sš zbyt dobrzy w walce, prawda? Policzyłe ich błędy?
- Dziesištki! - prychnšł Nnanji. - Ustawienie się w poprzek trasy szarżujšcego wozu? Powinni byli nas przepucić, a póniej zajšć statek. Powinni wrzucić cię do Rzeki, nim się zjawilimy, bracie! Amatorzy!
Dobrze jednak się stało, że lepiej poznali wroga. Szermierze byli wyszkolonymi wojownikami, a czarnoksiężnicy tylko uzbroŹjonymi cywilami. Potracili głowy. Jednak adept nie znał wielu ich sekretów. Atak na siedzibę magów to nie potyczka na nabrzeżu. W wieżach z pewnociš roiło się od pułapek. Obrońcy mogli obrzucić szturmujšcych granatami. Katanji wspomniał o bršzoŹwych kratach przed drzwiami i o wielkiej złotej kuli umieszczoŹnej na kolumnie. Generator. Intruzów poraziłby pršd. Jeszcze jeŹden element układanki trafi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin