Chesterton Gilbert Keith - Napoleon z Notting Hill.rtf

(725 KB) Pobierz
GILBERT KEITH CHESTERTON

 

 

 

 

GILBERT KEITH CHESTERTON

 

 

 

 

NAPOLEON

Z NOTTING HILL

 

TYTUŁ ORYGINAŁU: THE NAPOLEON OF THE NOTTING HILL

PRZEKŁAD: JANINA ŁASZCZOWA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

INSTYTUT WYDAWNICZY „PAX” WARSZAWA 1957

 

 

ZAMIAST PRZEDMOWY

 

 

 

GILBERT KEITH CHESTERTON (1874—1936)

 

 

I

 

W pełni sił twórczych, nie ustając do końca w płodnej i nieprawdopodobnie szybkiej pracy pisarskiej, rozstał się ze światem dobrotliwie uśmiechnięty, otyły pan, którego charakterystyczna, ogromna postać w niemniej charakterystycznym stroju na sposób starodawnej cyganerii artystycznej — czarna peleryna, rozwiany krawat, szeroki kapelusz — należała przez trzy z górą dziesiątki lat do najpopularniejszych w życiu literackim Londynu, a którego nazwisko także już od długiego szeregu lat w całym świecie czytającym zawsze wspominane było z akcentem jakiejś szczególnej serdeczno-ści.

Przedwczesny zgon Chestertona (1936), w sześćdziesiątym drugim roku życia, przerwał twór-czość, co przez lat trzydzieści kilka — od zarania naszego stulecia — płynęła strugą nieprzerwaną, zawsze jednakowo obfitą i szumną. Starając się sprowadzić całą olśniewającą rozmaitość treści i form tej twórczości do jednego wspólnego mianownika, krytycy zatrzymują się zwykle na twierdzeniu, że Chesterton z powołania, zawodu i usposobienia był dziennikarzem i że cechy dziennikarskie nosi cała jego spuścizna literacka.

Istotnie, biorąc zjawisko od jego strony zewnętrznej, mamy do czynienia przede wszystkim z dziennikarzem, co prawda o imponująco szerokim zasięgu i rozmachu. Kształcony na artystę-rysowni-ka w szkole sztuk pięknych — Slade School przy Uniwersytecie Londyńskim, wywodzącej się z początków ruskinowskich, Chesterton sam rychło snadź doszedł do przekonania, że do niczego wyższego nad rysowanie dobrych karykatur nie posiada zdolności i wtedy zamienił ołówek na pióro zawodowego publicysty. Dziennikarzem rzeczywiście pozostaje całe życie: pracuje najpierw przez szereg lat w przodującej liberalnej gazecie Daily News, potem — przed samą I wojną — w nowym socjalistycznym dzienniku Daily Herald (przy czym w Daily News śmiało krytykuje liberałów, a w Daily Herald jeszcze energiczniej socjalistów) — pisuje poza tym do całego mnóstwa innych czaso-pism; z regularnością godną najwyższego podziwu przez długie dziesiątki lat dostarcza co tydzień felietonu do Illustrated London News, pisma tak poczytnego poza Anglią (ostatni w nim artykuł jego pióra czytała kontynentalna Europa w sam dzień jego śmierci!); jest przez długi czas duszą tygodnika The New Witness, a potem przez jeszcze dłuższy okres wydawcą, redaktorem i głównym współpra-cownikiem własnego pisma tygodniowego G. K.'s Weekly. Wreszcie z artykułów pozbieranych z czasopism, składa się długi szereg jego tomów eseistycznych, ciągnący się przez wszystkie lata jego kariery pisarskiej od początku stulecia.

Ale jeżeli zawsze pozostał dziennikarzem, to wysoko ponad przeciętny poziom rzemiosła dziennikarskiego wzniósł się nie tylko w samej tej swej publicystyce jako takiej, lecz wcześniej także i w licznych innych dziełach, których do publicystyki, nawet szeroko pojętej, już żadną miarą zaliczyć nie można.

A więc przede wszystkim w obszerniejszych studiach krytycznych i historyczno-literackich. Najświetniejszą jego książką tej kategorii jest bezsprzecznie kapitalna monografia o Dickensie (Charles Dickens, 1906), zarys syntetyczny, rozwinięty szczegółowo w szeregu doskonałych wstępów do dzieł Dickensa w wydawnictwie Everyman's Library (Appreciations and Criticisms of the Works of Charles Dickens, 1911). Z Dickensem łączą Chestertona pewne najrdzenniejsze cechy jego natury — nie tylko ten sam słoneczny humor i ta sama optymistyczna wiara w dobroć normalnej natury ludzkiej, ale i ta sama zdolność do łączenia realizmu z fantasmagorią, ta sama uczuciowa impulsywność i arcy-nielogiczna, ale niezawodnie trafna, instynktowna intuicja, ta sama skłonność do groteski i karykatury w treści, a do barokowego komizmu w słowie. Cóż dziwnego, że o Dickensie pisze z mistrzowską swobodą, gdy pisze jakby o sobie? Dziwniejsze, że jako prawdziwe tours de force sztuki portretu literackiego udają mu się charakterystyki pisarzy, od których dzielą go znaczne różnice; Browninga (1903), podobnego doń przez optymistyczną afirmację życia, ale dalekiego odeń przez upodobanie do zawiłej dialektyki; W. Thackeraya, z którym ma wspólne satyryczne zacięcie, ale który głęboko się różni od niego melancholijnym sceptycyzmem moralnym; W. Blake'a (1910), malarza i poety równie egzaltowanego w swym wizjonerstwie jak Chesterton jest krwisty i ziemski nawet w swych fanta-zjach; R. L. Stevensona (1927), równie prostego w swej sztuce opowiadania jak Chesterton jest ekstra-wagancki; wreszcie G. B. Shawa, o którym Chesterton jeden z pierwszych napisał całą książkę (1909), a który jako socjalista o podkładzie biologiczno-przyrodniczym stoi wprost na przeciwnym biegunie w porównaniu z historycyzmem, mistycyzmem i indywidualistycznym humanizmem Chestertona. Ze studiów nad wielu innymi jeszcze, wielce rozmaitymi i bardzo od niego psychiką różnymi pisarzami ubiegłego wieku, urosła wyiskrzona bystrymi spostrzeżeniami i dowcipnymi określeniami książeczka „Wiek wiktoriański w literaturze”, (The Victorian Age in Literature, 1913), wydana w popularno-naukowej serii.

 

 

 

II

 

Jeszcze dalej poza ramami zawodu dziennikarskiego znajdujemy się w rozległej dziedzinie tych licznych poezyj Chestertona, które wypełniają okazały tom w swym wydaniu zbiorowym (Collected Poems, 1927). Czegóż tam nie ma, od sławnych kilku zwrotek dumań osiołka, którym ludzie gardzą, ale któremu snują się po głowie wspomnienia o owym wielkim dniu w Jerozolimie, gdy wkoło niego lud wołał „Hosanna” i palmy mu rzucano pod nogi, do grzmiącej fanfarami ballady o sławnym zwy-cięstwie morskim Don Juana d'Asturia nad Turkami pod Lepanto w 1571 roku, od piosenek o winie i sielskiej przyrodzie, o wygodnych starych oberżach i krętych starych gościńcach angielskich (Wine, Water and Song, 1915) do smutnych refleksji powojennych nad tragizmem angielskich ofiar wojny i gorzkich inwektyw przeciw potwornościom spekulacji kapitalistycznej (The Ballad of Saint Barbara and Other Verses, 1922). Nad całą tą obfitością rymów, prawie zawsze przedziwnie śpiewnych i poto-czystych, góruje — nie tylko rozmiarami — dłuższy opowiadający poemat z wczesnych lat męskich autora „Ballada o białym koniu” (The Ballad of the White Horse, 1911). Płynnym długim wierszem starych ballad ludowych angielskich i szkockich, z galopującą werwą epicką, a z intuicją filozofa historii, prawi nam w nim poeta o wielkim czynie wyzwolenia Anglii IX wieku od najazdu pogańskich Wikingów ze Skandynawii przez bohaterstwo króla Alfreda Wielkiego, tego Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego dawnych dziejów angielskich w jednej osobie. W ujęciu soczyście realnym, z domieszką legendarnych anegdot o przygodach króla na tułaczce po własnym kraju, Alfred staje się symbolem potęgi chrześcijaństwa jako ostoi cywilizacji przeciwko falom barbarzyństwa, wciąż na nowo zalewającym stare terytoria rzymskiej Europy od czasów wędrówki ludów; i symbolami też są trzej główni wodzowie, walczący pod jego rozkazami: Rzymianin, Celt i Anglosas, razem uosabiający składniki plemienne nowego wielkiego narodu angielskiego.

Poezja Chestertona, bardzo daleka formą i treścią od panujących dziś rytmów i idei, w samej krytyce angielskiej nigdy wysokiej rangi nie otrzymała, a poza Anglią tylko najbardziej zdecydowa-nym wielbicielom Chestertona jest znana. Cały świat natomiast — choć niestety często w błędnych aż do zupełnej niezrozumiałości przekładach — rozczytywał się w tych osobliwych utworach opowiada-jących prozą, które w braku odpowiedniejszego określenia nazywa się zazwyczaj powieściami Chestertona. I tutaj przypomina się nam Dickens, ale pewne jego osobliwości są podniesione jakby do dziesiątej potęgi. Jeżeli już w „Pickwicku” podziwiano zdolność wielkiego realisty Dickensa do twórczości „mitologicznej”, to znaczy przedziwne połączenie codziennej rzeczywistości angielskiej z najśmielszą komiczną fantazją w rysunku osób i wymyślaniu epizodów, to u Chestertona ten dualizm jest jeszcze bardziej biegunowy: poruszając się niby to w powszednim środowisku angielskim, co chwila ulatujemy wraz z dziwacznymi figurami powieści w nieziemskie przestworza jakichś zdumie-wających pomysłów i przygód.

Utopią już w samym położeniu była pierwsza fantazja powieściowa Chestertona „Napoleon z Notting Hill” (1904), choć w tytule wymienia dobrze znaną, stateczną, mieszczańską dzielnicę Londy-nu. Chodzi o Londyn przyszłości: w końcu XX wieku nuda zmechanizowanego i skomercjalizowane-go świata urozmaicona jest przez parkosyzmy dzielnicowej ambicji w łonie wielkiego miasta; ten osobliwy regionalizm gminny, choć prowadzi nawet do niszczącej wojny, staje się w ostatecznym bilansie pierwiastkiem duchowo ożywczym. Gloryfikacją ożywczej rozmaitości na innym podłożu jest „The Club of Queer Trades” (1905), gdzie „klub ludzi o dziwnych zawodach” jest rodzajem agencji dla stwarzania sposobności do fantastycznych przygód ludziom o romantycznym usposobieniu. Podo-bny motyw na jeszcze innym tle spotykamy ponownie w „Manalive” (1912), gdzie bohater — „żywy człowiek” — dla romantycznego urozmaicenia życia inscenizuje uprowadzenie własnej żony z pensjo-natu, w którym się w tym celu oboje incognito instalują.

Niemniej zadziwiającą dla czytelnika niespodzianką jest ostateczne wyjaśnienie sytuacji w jednej z najbardziej znanych powieści Chestertona „Człowiek, który był Czwartkiem” (The Man Who Was Thursday, 1908). Członkowie międzynarodowego komitetu anarchistów po kolei okazują się wszyscy członkami organizacji obrońców istniejącego porządku społecznego, wreszcie i sam prezes komitetu okazuje się kierownikiem tamtej organizacji. Postać owego prezesa, tajemniczego „Niedzieli”, otoczona w końcu jakby panteistyczną aureolą, ujawnia nam podstawową myśl autora: najwyższe dobro zyskuje się tylko w walce między przeciwnymi pierwiastkami; drogą tej walki doko-nywa się wyrównanie rachunków między złem a dobrem w świecie, z pewną nadwyżką na rzecz do-bra. Tajemnica „Niedzieli” to tajemnice świata: w jego osobowości właśnie równoważą się pierwiastki złego i dobrego.

Drugą taką filozoficzną alegorią wiekuistej w świecie walki między pierwiastkiem pozytywnym a negatywnym jest alegoryczna już w samym swym tytule opowieść, nazwana według szczytu kopuły kościoła świętego Pawła w Londynie „Kula i krzyż” (The Ball and the Cross, 1910). Wydawca antyre-ligijnego pisma jest ucieszony, że ktoś demonstruje przeciwko niemu i wybija mu szyby; bo widzi w tym dowód, że nareszcie kogoś w tym zobojętniałym świecie naprawdę przejmują te zagadnienia, o które on całe życie walczy. W miarę jak do sporu tych dwóch ludzi — ateisty i katolika — mieszają się przedstawiciele różnych innych idei, przekonują się obydwaj, że właściwie tworzą front wspólny przeciw religijnemu indyferentyzmowi ogółu. Toteż wydostają się wspólnymi siłami z zakładu obłąkanych, do którego ich razem zamknięto jako maniaków religijnych, i ruszają razem w świat z propagandą zainteresowania dla religii. Znowu więc, jak w „Napoleonie z Notting Hill” i „Człowieku, który był Czwartkiem”, wielkie „Tak” i wielkie „Nie” świata uzupełniają się wzajemnie z widokiem na bilans korzystny dla pierwiastka pozytywnego.

W stronę innych zagadnień, społeczno-ustawodawczych, zwracamy się w rozkosznej idylli saty-rycznej „Latająca gospoda” (The Flying Inn, 1914). W ostatnich latach przed wojną — na szereg lat przed wielkim eksperymentem prohibicyjnym w Ameryce — były próby wprowadzenia prohibicji w Anglii drogą miejscowego ustawodawstwa samorządowego. Perspektywa takiego zamachu na swobo-dę jednostki zaniepokoiła Chestertona — który sam szklanką tęgiego piwa angielskiego nigdy nie gar-dził! — i natchnęła go do dowcipnej fantazji, której widownią jest przyszła Anglia po wprowadzeniu państwowej ustawy prohibicyjnej. Ostatni w Anglii oberżysta i jego przyjaciel z ocalonym godłem oberży „Pod starym okrętem” oraz z kręgiem sera i beczułką trunku wędrują po kraju jako ostatni obrońcy wolności i wesołości starej Anglii. Przyłącza się do nich poeta: opowieść o ich przygodach przeplatana jest czarownymi obrazkami przyrody angielskiej i uroczymi piosenkami. Ostatecznie rewolucja antyprohibicyjna zwycięża przeciw koalicji fanatyków abstynencji.

Jeżeli już tutaj wędrówki błędnych rycerzy antyprohibicjonistycznych po kraju przypominają nam przygody Don Kiszota, to sam Don Kiszot zmartwychwstaje na widowni powieści chestertono-wskiej w powojennym utworze „Powrót Don Kiszota” (The Return of Don Quixote, 1927). Na zamku bogatego lorda odbywa się przedstawienie amatorskie dramatu z życia średniowiecznego. Najgorli-wszy z uczestników pozostaje w stroju rycerza i rusza w świat jako propagator powrotu do średnio-wiecza; tworzy rodzaj zakonu rycerskiego i reorganizuje produkcję przemysłową w duchu syndykali-stycznym na obraz i podobieństwo cechów średniowiecznych. Rzecz, pisana wkrótce po załamaniu się strajku generalnego 1926 roku, ma wyraźną i oczywistą tendencję aktualną, jak zresztą każdy prawie z wymienionych utworów opowiadających.

Bardzo miłym dla czytelników i niezmiernie popularnym w całym świecie dodatkiem do wię-kszych dzieł powieściowych Chestertona stało się kilka cyklów krótkich nowelek, w których skorzy-stał z rozpowszechnionego dziś tak bardzo — szczególnie w krajach anglosaskich — upodobania do opowieści kryminalnych o wyczynach detektywów-amatorów w rodzaju Sherlocka Holmesa, i umiał także w tej dziedzinie dać coś uderzająco nowego i niespodzianego. Wspólnym bohaterem tomików  „Niewinność ojca Browna” (The Innocence of Father Brown, 1911), „Mądrość ojca Browna” (The Wisdom of Father Brown, 1914), „Niedowiarstwo ojca Browna” (The Incredulity of Father Brown, 1926) i „Tajemnica ojca Browna” (The Secret of Father Brown, 1927) jest niepozorny ksiądz kato-licki, jezuita, ojciec Brown, u którego (po raz pierwszy z okazji światowego kongresu eucharysty-cznego w Londynie w 1912 roku) objawiają się prawdziwie genialne zdolności detektywistyczne, wykorzystane potem w długim szeregu trudnych wypadków. Sam ojciec Brown skromnie tłumaczy te swoje zdolności wyszkoleniem psychologicznym, nabytym w konfesjonale, autor zaś pogłębia to tłumaczenie, dowodząc, że „sam ojciec Brown zabił tych wszystkich ludzi”, to jest, że wstawiał się z prawdziwie chrześcijańską pokorą w położenie mordercy i przez to dochodził jego tożsamości. Swój udział w produkcji rodzaju literackiego tak zdawkowego jak nowele kryminalne umiał Chesterton także głębiej uzasadnić i przez to zarazem same utwory włączyć w ramy swej ogólnej ideologii, dowo-dząc, że wśród zautomatyzowanej cywilizacji naszych czasów rodzaj ten przypomina, iż „cywilizacja jest najbardziej sensacyjną z wypraw i najbardziej romantyczną z rebelii”, że „żyjemy w zbrojnym obozie tocząc wojnę z chaotycznym światem”.

Dziwy wśród codzienności — to godło, które mogłoby widnieć nad wszystkimi utworami powieściowymi Chestertona, nadaje się także dla znanego szeroko w świecie utworu dramatycznego, „Magia” (Magic, 1913). Dzięki śmiałemu wprowadzeniu na scenę rzeczywistych sztuk czarnoksię-skich nabiera siły dramatycznej utwór na pozór czysto konwersacyjno-dyskusyjny. W rozmowach salonowych agnostycyzm nowoczesnej nauki i pragmatyzm kościoła państwowego stają widomie naprzeciwko siebie pod postaciami lekarza domowego i proboszcza wiejskiego, zaś ogólniejsze zasady mistycyzmu z jednej a racjonalizmu z drugiej strony reprezentują: pani domu, wychowana w Irlandii i wierząca w elfy, i jej brat, wychowany w Ameryce i wierzący tylko w technikę; wreszcie uosobieniem najpoważniejszej myśli utworu w błazeńskiej szacie staje się kuglarz wędrowny, który okazuje się prawdziwym magikiem. Zupełnie w myśl doktryn średniowiecznych skontrastowane są ze sobą „czarna” i „biała” magia: wyrazicielem czarnej staje się kuglarz, który przyznaje się do chwilowych stosunków ze złym duchem i który w pojęciu autora uosabia „straszliwe tajniki” ukryte w zjawiskach powszednich, przedstawicielką „magii białej” jest owa wierząca w elfy bohaterka Patrycja, która swym uszlachetniającym wpływem podnosi kuglarza ku własnym wyżynom moralnym, i wraz z nim postanowiwszy iść przez życie, torować będzie drogę wskrzeszonej zdolności do wiary na miejsce sceptycznej pustki duchowej i beznadziejnej obojętności metafizycznej intelektualistów XIX wieku.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin