Odcinek 3.doc

(29 KB) Pobierz

 

Odcinek 3

 

- Ależ, Felipe! - Viviana niechętnie przerwała pieszczoty. - Ktoś może nas usłyszeć, na przykład ta nowa dziewczyna się pewnie kręci koło Carlosa i...

 

- Przecież drzwi są zamknięte, nikt się nie zorientuje, że to my - tłumaczył mężczyzna, ale posłusznie położył się obok, zniechęcony.

 

- Lepiej uważajmy, skarbie. Pieniądze twojego brata są warte ostrożności. Jeszcze brakuje nam, by nas wyrzucił z domu.

 

- Ech, Viviano, Viviano...Powiedz mi, dlaczego - kiedy to mówił, gładził ją po nagim ramieniu - nasz ojciec przed śmiercią był taki głupi i to jemu zapisał dom i większą część majątku.

 

- Wiesz, jaki miał do ciebie stosunek. Gdyby Carlos się tobą nie zaopiekował, gdyby nie pozwolił ci tu mieszkać...

 

- Cii, moja królowo - położył jej palec na wargach. - Cii, nie mówmy o tym. Spotkamy się, jak wszyscy zasną?

 

- Oczywiście, Felipe. A teraz już idź - odprawiła go gestem godnym księżniczki, ale w oczach migotał żart. - Tylko pilnuj, żeby nikt cię nie widział, jak będziesz stąd wychodził.

 

- Jak każesz, pani - odwdzięczył się jej tym samym tonem. Nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz.

 

W międzyczasie Andrea stoczyła krótką walką z samą sobą. Nie, na pewno wszystko jest w porządku, zresztą nie będzie pierwszego dnia wtrącać się w nieswoje sprawy. Przyjechała tu do opieki nad panem Carlosem i tylko tym się zajmie. Zanim Felipe skończył rozmowę z Vivianą, Andrea już była w pokoju swojego podopiecznego i stawiała sok na stoliku.

 

- Tutaj będzie dobrze. Czy jeszcze coś panu przynieść?

 

- Dziękuję, to wszystko. Ale mam prośbę, Andrea. Czy mogłabyś na chwilkę zostać ze mną? Chciałbym trochę z tobą porozmawiać, w końcu masz ze mną wytrzymywać przez większą część dnia - zażartował. - Usiądź na tym krześle - wskazał jej.

 

- Porozmawiać? Ale ja...- jednak usiadła, spłoszona. Pamiętała, że ma wypełniać każde jego polecenie. - Ja nie jestem interesująca...

 

- Pozwól mnie się o tym przekonać - przekonywał ją. - Opowiedz mi, dlaczego przyjęłaś tą pracę, skąd pochodzisz.

 

- Z małej wioski pod Acapulco. Wychowałam się razem z mamą i z bratem, Juanem. Po jej śmierci Juan i ja zdecydowaliśmy, że poszukamy pracy. Przyjechałam do Acapulco i znalazłam ją w szpitalu, z którego musiałam odejść po pewnym czasie. Bardzo się ucieszyłam, gdy zobaczyłam pańskie ogłoszenie...- umilkła. Przecież to nie on je umieścił, on o niczym nie wiedział!

 

Zauważył to. Zrozumiał, o czym myśli i spostrzegł też, że na wspomnienie pracy w szpitalu posmutniała.

 

- Moja rodzina zrobiła mi niespodziankę, to prawda, ale całkiem miłą, muszę przyznać. Wspominałaś o szpitalu - dlaczego musiałaś stamtąd odejść? Czy...coś się stało?

 

- Ja...wolałabym o tym nie mówić. Proszę mi wybaczyć - serce jej waliło. A miała mu się nie sprzeciwiać!

 

- Rozumiem - zamyślił się. - W porządku, zachowaj to dla siebie. A twój brat? Jak mu się powiodło?

 

- Juan? On został szoferem u jakiejś rodziny o trudnym nazwisku.

 

- Ach, czyli też mu się udało, to dobrze. Andrea...mam dziwne wrażenie, że ty się mnie boisz. Ja naprawdę nie gryzę, nie musisz się niczego obawiać. Tylko czasem chciałbym z kimś porozmawiać, kiedy czuję się najbardziej samotny.

 

- Samotny? Pan? - prawie wykrzyknęła. - Przecież ma pan kochającą żonę, córkę i brata!

 

Człowiek, który większość czasu spędza na wózku inwalidzkim, bardzo szybko nauczy się zauważać pewne rzeczy. Jest dużo bardziej wrażliwy i spostrzegawczy. W przypadku Carlosa nie sprawdzało się to w temacie jego rodziny, ale od razu dostrzegł zauroczenie dziewczyny.

 

- Chyba ich wszystkich bardzo polubiłaś, prawda? A szczególnie Felipe?

 

Nie odpowiedziała. Bała się nawet na niego spojrzeć, tak bardzo się zawstydziła. Owszem, Felipe jej się podobał, ale tylko jako ktoś w rodzaju aktora z telewizji, nawet przez myśl jej nie przeszło cokolwiek więcej.

 

- Mój braciszek niejednej potrafi zawrócić w głowie. Na szczęście moja żona mu się oparła i wybrała mnie. To taka cudowna kobieta - rozmarzył się, na chwilę zapomniał o istnieniu Andrei. Za moment jednak wrócił do rzeczywistości.

 

- Przepraszam, ale kiedy mówię o Vivianie...Możesz odejść, jeśli chcesz, zamierzam teraz zająć się pisaniem - sięgnął po notes leżący na pobliskiej półce. Przedmiot był blisko, ale tak nieszczęśliwie ułożony, że Carlos nie dosięgnął go dłonią do końca i zamiast podnieść, zrzucił na podłogę.

 

- Co za niezdara ze mnie...- zaczął, by po chwili mie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin