Leto Julie Elizabeth - Podwójna rozkosz.pdf

(596 KB) Pobierz
untitled
Julie Elisabeth Leto
Podwójna rozkosz
Prolog
Reina Price oblizała usta w nadziei, że w ten sposób
uda się jej złagodzić napięcie i wzrastającą duszność.
– Coś wspaniałego – westchnęła.
Claudio di Amante pochylił się, by sprawdzić, który
to rysunek Reina podziwia z takim zachwytem.
– Ach, to chluba kolekcji. Sam Il Gioielliere pozował
do odlewu. Został wykonany z delikatnego dmuchanego
szkła i wzmocniony kunsztowną złotą koronką. Legen-
da głosi, że szkło dmuchała jego kochanka. Miał to być
prezent na jej własny użytek w chwilach, gdy on sam
był... nieosiągalny.
Il Gioielliere, szesnastowieczny włoski jubiler i po-
przednik Casanovy, musiał być wspaniałym kochan-
kiem. Sądząc z kształtu i grubości penisa wymodelowa-
nego w szkle i złocie, mężczyzna był wyjątkowo dobrze
wyposażony. Jako dodatek do swych naturalnych at-
rybutów stworzył imponującą kolekcję akcesoriów i za-
bawek seksualnych. Niektóre wyglądały jak biżuteria,
lecz wszystkie miały też tajemne, zmysłowe zastosowa-
nie. Niestety, oryginały uległy zniszczeniu, a Claudio di
Amante, nieznajomy, który nieumówiony wszedł do
galerii Reiny w dzielnicy artystycznej Nowego Orleanu,
chciał, żeby odtworzyła wszystkie przedmioty w ciągu
dwóch tygodni.
Choć Reinę nauczono, by była dumna ze swych
reakcji i impulsów seksualnych, jednak to, co przyniósł
w sfatygowanej teczce ten człowiek, silniej działało na
wyobraźnię niż jakiekolwiek dzieło sztuki erotycznej.
Już same rysunki sprawiły, że zrobiło jej się gorąco
i oddychała z trudem. Przyjęcie zlecenia Claudia byłoby
więc w równym stopniu wyzwaniem zawodowym, jak
i osobistym.
Claudio di Amante, ostatni żyjący potomek Il Gia,
usiadł w wysokim, obszernym skórzanym fotelu. Reina
usiłowała nie przyglądać mu się zbyt natarczywie.
Pomimo wieku był bez wątpienia przystojny, a w jego
ciemnych oczach tańczyły tajemnicze iskierki. Przypu-
szczalnie mógłby być jej ojcem, lecz tego nie była
w stanie stwierdzić z całą pewnością, ponieważ nie
wiedziała, ile lat naprawdę miał jej ojciec. Tak czy owak,
wzbudził jej ciekawość z kilku różnych względów
– poczynając od tego, dlaczego spośród tylu znanych
artystów wybrał właśnie Reinę i jej chciał powierzyć
zadanie odtworzenia kolekcji biżuterii erotycznej.
Jako jedynaczka podróżująca po świecie u boku
sławnej matki, Reina z nudów zajęła się wytwarzaniem
biżuterii. Kiedy miała piętnaście lat, jej projekty zaczęły
odzwierciedlać zmysłowy, pełen seksu styl życia matki,
przyjaciółek i, co tu dużo kryć, jej samej. Wtedy właśnie
 
broszki, kolczyki, naszyjniki i wisiorki Reiny zaczęły
przyciągać uwagę ludzi, którzy znali się na modzie i nie
wahali się dobrze za nią płacić. Pięć lat temu, gdy
postanowiła dołączyć do matki i zamieszkać w Nowym
Orleanie, otworzyła własną galerię. Dopiero niedawno
została ona zauważona w prasie branżowej. Kiedy
jednak słynny projektant haute couture ozdobił jej dzieła-
mi swą zeszłoroczną wiosenną kolekcję, praca Reiny
wreszcie zyskała prawdziwy rozgłos.
Mimo to nie miała jeszcze wyrobionej marki. Z tru-
dem utrzymywała galerię na powierzchni, szczególnie
po dwóch włamaniach, które sprawiły, że groziła jej
niewypłacalność, i postawiły pod znakiem zapytania
przyszłość jej projektów. Dlaczego więc Claudio wybrał
właśnie ją? I to w takim momencie?
Mężczyzna twierdził, że jest przedsiębiorcą na dorob-
ku, ale nie potrafił ukryć swej wrodzonej, naturalnej
elegancji. Miał na sobie ciemny garnitur z wąskimi
klapami i jeszcze ciemniejszą koszulę, a jego oliwkowa
cera stanowiła niezwykłe tło dla oczu o barwie onyksu
i macicy perłowej. Pasemka siwizny na skroniach łago-
dziły nieco połyskliwą, kruczą czerń włosów, które
w czasach jego młodości kolorem zapewne przypomina-
ły jej własne.
Reina przełknęła ślinę, zastanawiając się, kiedy wre-
szcie przestanie doszukiwać się ojca w każdym napot-
kanym mężczyźnie powyżej pięćdziesiątki. Jak do tej
pory, Claudio di Amante był chyba jednym z najmniej
prawdopodobnych kandydatów. Był wprawdzie przy-
stojny, lecz niedostatecznie bogaty, a te pieniądze, które
miał, starał się wydawać w przemyślany sposób – tyle
 
przynajmniej Reina wywnioskowała z ich krótkiej rozmo-
wy.Ztego,comówił,wynikało,żemieszkanaprzedmieś-
ciu Wenecji, całkiem niedaleko letniego domu jej matki.
Kiedy jednak wspomniał o okazałym, lecz podupadającym
palazzo, Reina upewniła się ostatecznie, że nigdy nie
wzbudziłby zainteresowania zachłannej Pilar. Przez
dwadzieścia ciężkich lat Claudio z trudem wiązał koniec
z końcem, patrząc, jak niszczeje jego ukochana rodzinna
siedziba. Po tym, jak skradziono dzienniki jego przodka
i opublikowano je bez zgody spadkobiercy, uznał, że
nadszedł czas, by wydobyć na światło dzienne szkice Il
Gioiellierego i odzyskać utraconą rodzinną fortunę.
A teraz te niezwykle wartościowe rysunki i bezcenne
klejnoty pragnął powierzyć Reinie. I to w najgorszym
z możliwych momencie. Wysłuchała jego propozycji ze
szczerym zaciekawieniem, chociaż nie przeszło jej na-
wet przez myśl, że mogłaby przyjąć to zlecenie.
Reina zebrała wszystkie fotokopie ręcznie wykona-
nych wykresów, żeby popatrzeć na nie po raz ostatni.
W ustach miała suchość, palce świerzbiły ją, a oczy aż
rwały się do tego, by dokładniej przestudiować rysunki.
Nie mogła jednak przyjąć tego projektu. Biżuteria, którą
obiecał dostarczyć jutro, nie byłaby u niej bezpieczna.
– Przykro mi, signore di Amante – zaczęła.
– Proszę mówić mi Claudio. Wiem przecież, że
Amerykanie nie przykładają wagi do ceremoniałów.
– To prawda, nie przykładają. To znaczy, nie przy-
kładamy – poprawiła się, wciąż nieprzyzwyczajona do
tego, że sama jest Amerykanką, ponieważ większość
życia spędziła poza Stanami Zjednoczonymi. – Przez
lata zdążyłam się już o tym przekonać.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin