wierzyński.doc

(86 KB) Pobierz

Wiosna i wino

Wiosna i wino: dwa płuca oddechem
Młodym wezbrane i w ślepym zachwycie
Wyśpiewujące pogańskim swym śmiechem
Ziemię, panteizm, człowieka i życie.

Wiosna i wino: dwie wargi, co swymi
Pocałunkami mieszają sny w głowie,
Ze się zawraca do góry i dymi!...
O, przyjaciele! Piję wasze zdrowie!

 

Hej! Świat się kręci!
Hej! Świat się kręci! Kroki coś podrywa!
Chwieją się w oczach domy kwadratowe!
Ulicą idziesz żywa i prawdziwa,
Na białej szyi niesiesz lekką głowę.

Suknia owija twe okrągłe nogi.
Chód twój jest z woni, muzyki i pluszu,
Świat się zatracił, wszystko znikło z drogi,
Jest tylko rajer na twym kapeluszu.

Zbliżasz się, zbliżasz. W uszach grają szumy.
Twarz twoja, woal, włosy, uśmiech, zęby...
I wy najszybciej lecące perfumy,
Niezrozumiałe, nieme dziewosłęby!

 

Zielono nam w głowie...
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną,
Na klombach mych myśli sadzone za młodu,
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.

Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.

 

Jestem, jak szampan

Jestem, jak szampan lekki, doskonały,
Jak koniak mocny, jak likier soczysty,
Jak miód w szaleństwie słonecznym dostały
I wyskokowy, jak spirytus czysty.
Królestwo moje na całym jest świecie
I mój alkohol wszystkie pędzą czasy.
Znacząc na sercach jak na etykiecie,
Gwiazdkami markę trunku pierwszej klasy.

 

Gdzie nie posieją mnie

Gdzie nie posieją mnie - wyrosnę,
Nigdzie mnie niema, jestem wszędzie,
Na białym śniegu sadzę wiosnę
I wciąż śpiewają me łabędzie.

Jedyna prawda ma w kaprysie –
Choć ten sam – zawsze jestem inny,
Kocham me każde widzimisię
I żyję sobie wciąż dziecinny.

Tak długo w wino zmieniam wodę,
Aż mi się urwie ucho dzbanka,
Wtedy pić będę mą pogodę
Ja, uśmiech, traf i niespodzianka.

 

Dzieci w makach

W czerwonych makach chodzą dzieci białe;
Kręcone włosy*po kwiatach się wloką,
Jak pajęczyna, na nich lśnią rozchwiałe,
Oblane słońcem stojącym wysoko.

Kręcone włosy po kwiatach się wloką,
Ni to motyle, drgają kapelusze;
Oblane słońcem stojącym wysoko
Wśród maków chodzą dwie maleńkie dusze.

Ni to motyle, drgają kapelusze,
Drga blask i wszystko jest bajką błękitną...
Wśród maków chodzą dwie maleńkie dusze
I, zda się, z nimi po cichutku kwitną.

 

Tańce po światach

Tańce po światach z wiatrem popod ręce!
Dusza na bakier! O, myśli w gwizdaniu!
Czereśnie kwitną i usta dziewczęce
Same aż proszą się przy powitaniu!

Pod głowę kułak i wspomnienie Staffa,
Jutro nieznana dal w kolorach świtu -
To serce nasze: pryzmat fotografa,
Gdzie światło pada pod kątem zachwytu!

 

Tyle jest we mnie bajecznej pogody

Tyle jest we mnie bajecznej pogody
I tak szaleństwem mam głowę nabrzmiałą,
I taki jestem rozlewny i młody,
Że mi już miejsca jest wszędzie za mało.

Wichr jeździ ze mną naokoło świata,
A serca mego złoto jest ze słońca,
Każda ma lekka myśl gdzie indziej lata
I cały jestem bez dna i bez końca.

Niepowstrzymany i rozpromieniony
Jak elektryczność, jak piorun wichury,
Szukam gdzieś jakiejś piątej świata strony
Dla mej wysokiej, szerokiej natury.

Nadmiar przelewa się jak szczęście we mnie,
Po krwi ugania strugą oszalałą
I ujścia pragnie w mym sercu daremnie!
Samemu mnie jest już siebie za mało!

Moja poezja jak wino musuje,
(Niech i warn głowy zaćmi i zaprószy!)
A wiersz mi każdy ze snów wyskakuje
Jak srebrny korek mej szampańskiej duszy.

Pijany jestem, zataczam się w drodze,
Rozpycham niebo, trącam świat łokciami
I bohaterskim tenorem zawodzę
Prym w głównej arii śpiewanej chórami.

Bo która gra jest od życia piękniejsza
I szczęśliwszego cóż jest ponad życie,
Co w swojej pełni do serca się zmniejsza
I olbrzymieje do słońca w zenicie?!

Różne, wszechmocne, cudowne, szalone,
Życie bez nazwy, bez dna i bez końca.
Niepowstrzymane i rozpromienione,
Jedyna prawda wszechobejmująca!

Wystrzelaj serce! Niech się rozpanoszy,
Rozhula śmiech twój i niech krew skrzydlata
Tryśnie spod ciebie na orgię rozkoszy,
Szampański korek piątej strony świata.

 

Szumi w mej głowie

Szumi w mej głowie jak w zielonym boru,
Przez włosy radość wielka mi się dymi,
Jam niebieskiego cały jest koloru,
Wypiwszy niebo jak puchar olbrzymi.

Słońce jak monokl złoty noszę w oku,
Księżyc w pierścionku, gwiazdy w butonierce,
Siedem mil robię w każdym moim kroku
I ze czternaście lat ma moje serce.

Na śmiechu jeżdżę przez świat jak na koniu,
Wszędzie ponosząc i zawsze z kopyta,
Turnieje z wichrem wyprawiam na błoniu
I każda brama w tryumfie mię wita.

W duszy codziennie wesołe mam święta,
Na pocałunki liczę rok upojny,
Wszystkie kochają się we mnie dziewczęta,
Bo jestem - mówcie, co chcecie - przystojny.

Młody i zdrowy, i najradośniejszy,
Z gwiazd pieczęciami, jak koniak i morze,
Renesansowe - helleńsko - dzisiejszy,
Bezczelny w latach i jasny w kolorze.

I jeszcze, jeszcze! Ach, zarozumiały
Na każdym punkcie - choćby marnym - życia
Nigdy niesyty jego świetnej chwały,
Megalomański ekstatyk użycia!

Bo cóż mi więcej do szczęścia potrzeba,
Gdy mi wyznała prawda niezawodna,
Że wychylając wielki puchar nieba,
Niebieskiej ziemi nie wypijam do dna?

 

Podściel twe pyszne, świetne ciało
Podściel twe pyszne, świetne ciało,
Nienapatrzone, niepojęte,
Pod naszą rozkosz oszalałą,
Misterie, cuda, orgie święte.

Upij się sobą, mną i zamień
Nas w sploty, kurcze, krzyk, płomienie,
Aż w spazmach stoczym się, jak kamień,
Cudowną furią w zatracenie.

Huk krwi i zamęt, w oczach plamy,
Palą się ręce, głowa, nogi!
Gdzieś ponad światem przelatamy
W dymiących splotach ludzkie bogi.

W każdym zakątku ciała, nerwie
Oślepiająca biel twej skóry!
Nas żaden piorun nie rozerwie,
Orkan, błyskanie, szał wichury!

Tężejem, giniem! Rozkosz męka!
Wir! Mnie się dłońmi chwyć obiema!
Przebóg! Wir niesie! Ziemia pęka!
Cud! Tchu brak w piersiach! Śmierć... Nas nie ma.
 

Śpiew dionizyjski

Podnieśmy wraz kielichy! Trąćmy się radośnie
I niechaj huczny śmiech nasz cały świat obleci,
Nam serce w nieobjęty ogrom globu rośnie,
Zdrowie bogów pijemy, niebiescy poeci.

Życie nam ucztę sprawia; stół w pośrodku sadu
Posypany jest ziemią, na której lśni rosa;
Uwieńczyliśmy głowy liśćmi winogradu
I dusze nasze pełne są Dionizosa.

W Grecji pod cytar dźwięki, na szalone święta
Tańczyliśmy pijani w pogańskim zachwycie,
Dzisiaj gra w nas ta sama pełnia nieobjęta
I tańcząc, tańcząc idziem poprzez całe życie.

Entuzjaści człowieka, który zmazę, zetrze
Plamy swych szat godowych i glorią zaświeci,
Z bogami popod rękę wiedziem przez powietrze
Pląs ócz wzniesionych z ziemi, niebiescy poeci.

A gdzieś w oddali wieki zadziwione wznoszą
Kości swe spod piramid, kolumn i grobowców,
I naszą krwią wskrzeszone, i zdjęte rozkoszą
Oklaskują w piorunach swych wiecznych synowców.

O, bracia! Pijmy zdrowie tego, co tańcami
Przepływa w śnie i pieśni, marmurach i gipsie.
Wiwat! Niech żyje życie! Cały świat wraz z nami:
Wszak tańczy już w krąg słońca na swojej elipsie.

 

Manifest szalony

Precz z poezjami! Z duszą tromtadrata!
Niech żyją bzdurstwa, bujdy, banialuki!
Dosyć rozsądku! Wiwat trans wariata!
Życie jest wszystkim! Nie ma żadnej sztuki!

Dosyć bezpłciowych, literackich stylów,
Form, psychologii, manier, problematów!
Dzisiaj pegazem: czwórka krokodylów,
Gryząca w pyskach swych orzechy światów!

Dziś gra się słońcem football-match ogromny!
Bóg strzela gole - po ludzku, wspaniale!
Dziś skok na ziemię z nieba karkołomny,
Cesarskie cięcie i salto mortale!

Dalej, Kolumbie! Odkrywaj Europę!
Jest trzeci między dwoma biegunami!
Świat się zamienił w kolosalną szopę
I wszystko chodzi do góry nogami!

Literatura kona w dzikich krzykach,
A tłum się śmieje, śmieje do rozpuku!
Kpy jakieś tango tańczą na pomnikach
I wieszczom wrzeszczą: tere-fere kuku!

Pereł już nie chcą jeść wybredne świnie,
"Hop!" krzyczy smarkacz, nim zrobi dwa kroki,
Miód z ptasim mlekiem w wodociągach płynie
I jeden ogon mają wszystkie sroki!

Szlag trafił wreszcie raz strachy na Lachy,
Jak trawa rośnie - słychać w całym mieście,
Ziarnkami grają ślepe kury w szachy
I Meksyk leży sobie w Budapeszcie!

Na dłoni rosną włosy, brwi i rzęsy,
Święci tureccy chodzą stale w fraku,
Przedziwnie mądre są wszystkie nonsensy
I ludzie rodzą się dziś w szapoklaku!

Łącz się, hołoto! Hurmą do szeregu!
Pod słońcem błyska twoja ciemna gwiazda!
Bij, zabij! Razem pierwsi lepsi z brzegu!
Wal krokodyla! Pegaz rusza! Jazda!

 

Filozofia

Dziś drugi raz się urodziłem.
Sylabizuję: a, b, c.
Na śliwki chodzę, puszczam bańki
I marcepanów mi się chce.

Jakby na drożdżach rosnę, rosnę
Na łeb, na szyję, dzień po dniu,
Mam gimnazjalną czapkę z daszkiem,
Mam pierwsze w życiu rendez-vous.

Umiem już pływać, grywam w football,
Ćmię papierosy w biały dzień,
Noszę binokle, kocham Staffa
I jestem pono straszny leń.

A potem - potem piszę wiersze,
I mówią do mnie już przez pan:
"Panie Wierzyński, co to będzie,
Jaki na przyszłość ma pan plan?"

Ach, ja na przyszłość po ulicach
Mam zamiar śmiać się, śmiać na głos:
Jakąś niemądrą filozofią
Przesiąkł mi w głowie każdy włos.

Wszystko porywa mnie, rozrywa,
Rozum pomieszał się jak czas,
Wyprowadziłem się ze siebie,
Mieszkam za darmo w każdym z was.

I tak weselę się, weselę,
Aż się od śmiechu trzęsie glob,
Zygzakiem latam przez powietrze
I krzyczę wszystkim wam: hop, hop!

 

Lewa kieszeń

"Chodzę i gapię się ludziom na pięty,
jak ich coś naprzód po ulicach niesie,
I, zda się jestem też bardzo zajęty
I też gdzieś idę w jakimś interesie.

Tyle spraw ważnych, niecierpiących zwłoki
Muszę załatwić i tak nie mam czasu,
Że w wszystkie strony robię wielkie kroki
I pełny jestem ciżby i hałasu.

Jadę dorożką, w tramwaju się śpieszę,
I tak cudownie wszystko mi się klei!
Jeszcze na poczcie muszę dać depeszę
I być o piątej na rogu alei.

Ach kioski, szyldy, kupcy, listonosze,
Skwery, cykliści, kino-przedstawienia!
O ludzie, ludzie! Ja świat cały noszę
W lewej kieszeni mego uniesienia!"

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin