Kenyon Sherrilyn - Dragonswan.pdf

(947 KB) Pobierz
Microsoft Word - Sherrilyn Kenyon - Dragonswan
327345515.001.png
Rozdział 1
Richmond, Virginia
- „Bądź miłym dla smoków, bo spopielą cię i smakują dobrze z
ketchupem”
Doktor Channon MacRea przerwała robienie notatek i uniosła lekko brew,
słysząc ten bezsensowny komentarz. Od wielu godzin wpatrywała się w sławny
Smoczy Gobelin, próbując odszyfrować staro angielskie znaczki. Nikt jej nie
przeszkadzał, aż do teraz.
Przybierając najbardziej zirytowany wyraz twarzy, odwróciła się od
notatek i odwróciła się w stronę intruza.
I zamarła.
Nie był to żaden mały, irytujący człowieczek. Był wysokim, zapierającym
dech w piersiach, seksownym facetem, o ciele boga.
Biła od niego silna, dominująca aura i pani doktor zaczęła się zastanawiać
jak wszedł do muzeum, bez wstrząśnięcia jego fundamentami.
Nigdy w swoim życiu nie widziała nikogo podobnego do niego… Ani tak
porażającego uśmiechu, jak ten jakim ją obdarzył.
Dobry Boże, nie mogła od niego oderwać oczu.
Wyprostowany na pełną wysokość swych niemal dwóch metrów,
znacznie górował nad jej sylwetką, ledwo średniego wzrostu.
Ubrany był w drogi, dopasowany czarny garnitur i płaszcz.
Ubranie idealnie harmonizowało się z ciemnymi włosami, dość długimi,
związanymi w gładki kucyk.
Jednak najbardziej uderzający w wyglądzie nieznajomego był tatuaż,
zdobiący lewą stronę jego twarzy. Ciemno zielone spirale, układające się w jakiś
skomplikowany, starożytny symbol, ciągnący się od linii włosów na czole i
znikający poniżej linii żuchwy.
Na kimś innym taka ozdoba wyglądałaby dziwnie i zabawnie, ale ten
człowiek nosił ją z dumą i godnością.
No i były jeszcze jego oczy. O bogatym, głębokim spojrzeniu, lśniące
złotem i zielenią. Pełne inteligencji i witalności. Ich spojrzenie odbierało
Channon dech.
Jakby nigdy nic uśmiechał się szelmowsko, pokazując dołeczki na
smukłych policzkach.
- Tłumaczenie odebrało ci głos?
Była zachwycona jego głosem, a zwłaszcza naleciałością obcego akcentu,
którego nie potrafiła rozgryźć. Brzmiał trochę jak dziwna mieszanka staro-
brytyjskiego i greckiego. Nie wspominając o tym, że był głęboki i prowokujący.
- Nie powiedziałabym, że oniemiałam z tego powodu - Powiedziała,
walcząc z pragnieniem by odpowiedzieć mu uśmiechem.- Zastanawia mnie
czemu to powiedziałeś.
Wzruszył nonszalancko szerokimi ramionami i spuścił złote spojrzenie na
jej wargi, sprawiając że miała ochotę je oblizać.
Gorzej, to przedłużające się spojrzenie budziło w niej niezrozumiałą
żądzę.
Nagle w pomieszczeniu zrobiło się tak gorąco, że doktor była zdziwiona,
że małe szklane okienka nie zaszły parą.
Nieznajomy założył dłonie za plecami i mimo dość swobodnej pozy,
widać było że w razie czego momentalnie może ruszyć do działania i odeprzeć
każdy atak.
Jaka dziwna myśl…
Kiedy znów przemówił, miał głos bardziej uwodzicielski i kuszący niż
chwilę wcześniej, było tak jakby zaplatał wokół niej jakieś magiczne zaklęcie.
- Miałaś tak poważną minę, gdy wpatrywałaś się w ten gobelin, że nie
mogłem odpędzić pytania jakbyś wyglądała z uśmiechem na twarzy.
Ten facet był urzekający. I trochę zbyt pewny siebie, sądząc po tym w jak
aroganckiej stał postawie. Bez wątpienia mógł zdobyć każdą kobietę, jakiej
sobie zażyczył.
Channon przełknęła ślinę na tą ostatnią myśl i oderwała od niego wzrok.
Spojrzała na siebie - na swoją luźną koszulową bluzkę i sztruksowe spodnie.
Zwykłe, wygodne ciuchy; nic modnego. A i ona sama nie była typem kobiety,
która przykuwała uwagę mężczyzn jego pokroju. Miała szczęście jeśli taki
przystojniak chciał obrzucić ją drugim spojrzeniem…
Pan Jestem-Wspaniały-Nikt-Mi-Się-Nie-Oprze musiał się po prostu
zgubić albo coś. Bo jaki innym powód miałby do rozmowy z nią?
Mimo to, w powietrzu czuła niebezpieczeństwo i jego potęgę. Za to
żadnego oszustwa. Wydawał się być całkowicie uczciwy i o dziwo,
zainteresowany nią.
Jak to możliwe?
- Tak, cóż… - Odezwała się, robiąc krok w tył i potrącając notatnik.
Długopis na spirali sturlał się w dół. - Nie mam w zwyczaju rozmawiać z
nieznajomymi, więc jeśli mi wybaczysz…
- Sebastian.
Trochę przestraszona, znów zwróciła się w jego stronę. Czuła się co
najmniej niepewnie.
- Co?
- Nazywam się Sebastian - Wyciągnął rękę by się przywitać.- Sebastian
Kattalakis. A ty jesteś?
Oszołomiona i zdziwiona, że ze mną rozmawiasz.
Zamrugała, odpędzając tę myśl.
- Channon - Odpowiedziała, zanim zdążyła pomyśleć. - Shannon z C na
początku.
Jego spojrzenie nadal ją rozgrzewało, gdy leciutko uniósł kącik ust,
uśmiechając się i jeszcze raz ukazując dołeczki. Było coś w jego aurze, co
mówiło iż jest bardzo daleko od domu, pewnie nawet dalej niż część
starożytnych eksponatów z muzeum.
Wziął jej zimną dłoń w swoją ciepłą rękę.
- Bardzo miło mi cię poznać, Shannon z C na początku.
Ucałował wierzch dłoni jak jakiś galant sprzed wieków. Serce Channon
zabiło mocno, gdy poczuła ciepły oddech owiewający delikatną skórę, a po nim
muśnięcie kształtnych warg. Na szczęście udało jej się powstrzymać jęk
przyjemności.
Żaden mężczyzna nigdy jej tak nie potraktował - jakby była drogocenną
lady.
Przy nim czuła się dziwnie piękna i pożądana.
- Powiedz mi, Channon - Odezwał się, puszczając jej dłoń i przenosząc
wzrok na gobelin.- Co cię tak interesuje w tym arrasie?
Dziewczyna poszła za jego spojrzeniem, wbiła wzrok w skomplikowany
haft. Szczerze mówiąc nie widziała. Od chwili, gdy zobaczyła go jako mała
dziewczynka, zakochała się w tym starożytnym arcydziele. Spędziła lata
studiując smoczą historię, wyhaftowaną na rozległym płótnie, która zaczynała
się od sceny narodzin dziecka płci męskiej i smoka, a potem toczyła się przez
pozostałe 3 metry tkaniny.
Uczeni pisali rozliczne rozprawy dotyczące prawdopodobnego
pochodzenia dzieła. Ona sama uczyniła z niego temat swojej pracy dyplomowej,
próbując połączyć wyszytą opowieść z legendami o królu Arturze i celtyckimi
tradycjami. Nikt nie wiedział skąd pochodził gobelin, ani nie znał żadnej
powiązanej z nim historii. Podobnie jak nikt nie miał pojęcia jak skończyła się
walka między smokiem a wojownikiem, na którego potem wyrósł mały
chłopiec.
Rozwiązanie tej bitwy z jakiegoś powodu interesowało dziewczynę
najbardziej.
- Chciałabym wiedzieć, jak to się skończyło.
W odpowiedzi zacisnął mocno szczękę.
- Ta historia nie ma końca. Walka między smokiem i człowiekiem trwa po
dziś dzień.
Channon niepewnie zmarszczyła czoło. Patrzyła bardzo poważnie.
- Tak myślisz?
- A co? - Spytał dobrodusznie. - Nie wierzysz mi?
- Powiedzmy, że mam sporą dawkę wątpliwości w tym względzie.
Zrobił krok do przodu i jego męska, silna aura znów podziałała na nią z
pełną mocą, budząc kolejną falę pożądania.
- Hm.. Spora dawka wątpliwości… - Powtórzył niskim, gardłowym
głosem. - Zastanawiam się, co musiałbym zrobić, byś mi uwierzyła?
Powinna się odsunąć, wiedziała o tym. Ale nie mogła zmusić stóp do
współpracy. Jego czysty, ostry zapach zaatakował ją i osłabił kolana.
Co w nim takiego było, że miała ochotę stać z nim i rozmawiać?
Och, do diabła z tym. To na co naprawdę miała ochotę to skoczyć na
niego. Otoczyć męską twarz dłońmi i całować go, dopóki nie poczuje się pijana
od pocałunków.
Działo się coś mocno niepokojącego.
Mayday. Mayday.
- Czemu tutaj jesteś? - Spytała, próbując wziąć w karby lubieżne myśli.-
Nie wyglądasz jak pasjonat studiów nad średniowiecznymi zabytkami.
Figlarny błysk pojawił się w męskim spojrzeniu.
- Jestem tu, by ukraść gobelin.
Zaśmiała się z tego pomysłu, mimo, że gdzieś podświadomie mogła go
sobie wyobrazić w roli złodzieja dzieł sztuki.
- Czyżby?
- Oczywiście. W innym przypadku, czemu miałbym tu być?
- Właśnie, po co innego miałbyś tu być?
* * *
Sebastian nie wiedział co było w tej kobiecie, że tak go pociągała. Był
zaangażowany w poważne sprawy, które wymagały jego pełnej uwagi, ale na
swoje własne życie, nie mógł oderwać od niej spojrzenia!
Długie, miodowo-brązowe włosy nosiła zaczesane do tyłu, upięte spinką
stylizowaną na staro-walijską. Kilka pasemek jednak wyrwało się na wolność i
otaczało delikatną twarz. Czuł nieprzeparte pragnienie, by uwolnić resztę
włosów i przesunąć ich sploty między palcami, poczuć ich miękkość na nagiej
skórze klatki piersiowej…
Przesunął wzrokiem po jej bujnej, kobiecej sylwetce i stłumił śmiech.
Guziki niebieskiej koszuli miała krzywo zapięte i założyła skarpetki nie do pary.
A on nadal czuł, że rozpala w nim pożądanie.
Nie była typem kobiety, który normalnie zwróciłby jego uwagę, a
jednak… Czuł się uwiedziony przez nią i jej krystalicznie niebieskie spojrzenie,
płonące ciekawością. Pragnął spróbować smaku pełnych warg, albo wtulić twarz
w miękki łuk szyi i wdychać świeży, kobiecy zapach.
Bogowie, jak tego pragnął! Było to tak silne i gwałtowne, że zastanawiał
się, co go jeszcze powstrzymuje od pochwycenia jej i zaspokojenia ciekawości.
Jednak nigdy nie był tego typu człowiekiem, który zaprzedałby siebie w
zamian za cielesne przyjemności. A już na pewno nie wtedy, gdy była w nim
przebudzona bestia. Ale ta kobieta…
Budziła i jego i bestię, przenosząc ich w niebezpieczne rejony.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin