25 - Clive Cussler - Zaginione miasto.pdf
(
1310 KB
)
Pobierz
Clive Cussler - Zaginione miasto.rtf
CLIVE CUSSLER
PAUL KEMPRECOS
ZAGINIONE MIASTO
PROLOG
Alpy Francuskie, sierpie
ń
1914
Wysoko nad majestatycznymi o
ś
nie
Ŝ
onymi górami Jules Fauchard walczył o
Ŝ
ycie. Kilka minut wcze
ś
niej jego samolot uderzył w
niewidzialn
ą
ś
cian
ą
powietrza z tak
ą
sił
ą
,
Ŝ
e pilotowi zadzwoniły z
ę
by. Teraz wznosz
ą
ce si
ę
i opadaj
ą
ce pr
ą
dy miotały lekk
ą
maszyn
ą
jak
latawcem na sznurku. Fauchard zmagał si
ę
- i to skutecznie - z przyprawiaj
ą
cymi o mdło
ś
ci turbulencjami. Nauczyli go tego francuscy
instruktorzy latania. W ko
ń
cu wydostał si
ę
z niebezpiecznego rejonu i zacz
ą
ł rozkoszowa
ć
spokojnym powietrzem. Nie zdawał sobie sprawy,
Ŝ
e
mogło go to zgubi
ć
.
Kiedy ju
Ŝ
ustabilizował lot samolotu, uległ najbardziej naturalnemu odruchowi - zamkn
ą
ł zm
ę
czone oczy. Powieki zatrzepotały i opadły,
jakby były z ołowiu. Umysł podryfował w mroczn
ą
sfer
ę
zupełnej oboj
ę
tno
ś
ci. Broda osun
ę
ła mu si
ę
na pier
ś
. Palce rozlu
ź
niły chwyt na dr
ąŜ
ku
sterowym. Mała czerwona maszyna zachwiała si
ę
pijacko w perte de vitesse - utracie kierunku, jak to nazywali francuscy piloci - i przechyliła
si
ę
na skrzydło w preludium korkoci
ą
gu.
Na szcz
ęś
cie ucho wewn
ę
trzne Faucharda wyczuło zmian
ę
równowagi i w jego drzemi
ą
cym mózgu odezwał si
ę
alarm. Poderwał głow
ę
,
ockn
ą
ł si
ę
i jeszcze ot
ę
piały usiłował oprzytomnie
ć
. Spał zaledwie kilka sekund, ale przez ten czas samolot znacznie stracił wysoko
ść
i omal nie
wpadł w strome nurkowanie. Krew pulsowała Fauchardowi w skroniach, serce waliło, jakby miało wyskoczy
ć
z piersi.
We francuskich szkołach latania uczono przyszłych pilotów,
Ŝ
eby dotykali sterów tak lekko jak pianista klawiatury fortepianu. Godziny
ć
wicze
ń
przydały si
ę
teraz Fauchardowi. Przestawił stery delikatnie,
Ŝ
eby nie przesadzi
ć
z kontr
ą
, i ostro
Ŝ
nie wypoziomował. Zadowolony z
udanego manewru wypu
ś
cił ustami wstrzymywane powietrze i wzi
ą
ł gł
ę
boki oddech. Arktyczne zimno zakłuło go w płuca jak odłamki szkła.
Ostry ból wyrwał go z letargu. Rozbudził si
ę
zupełnie i przywołał w my
ś
lach magiczn
ą
formuł
ę
, która wzmacniała jego determinacj
ę
podczas
tej desperackiej misji. Zmarzni
ę
te wargi odmówiły posłusze
ń
stwa, gdzie
ś
w gł
ę
bi siebie usłyszał wyra
ź
nie słowa. Je
ś
li zawiedziesz, zgin
ą
miliony.
Zacisn
ą
ł z
ę
by utwierdzony w swym postanowieniu. Starł szron z gogli i wyjrzał z kokpitu. Alpejskie powietrze było przejrzyste jak czysty
kryształ i nawet najbardziej odległe szczegóły krajobrazu rysowały si
ę
bardzo wyra
ź
nie. Rz
ę
dy ostrych szczytów górskich ci
ą
gn
ę
ły si
ę
a
Ŝ
po
horyzont. Na zielonych zboczach dolin przycupn
ę
ły male
ń
kie wioski. Białe pierzaste obłoki przypominały stosy
ś
wie
Ŝ
o zebranej bawełny. Niebo
miało intensywn
ą
bł
ę
kitn
ą
barw
ę
. Zachodz
ą
ce letnie sło
ń
ce ró
Ŝ
owiło
ś
nieg na wierzchołkach gór.
Fauchard chłon
ą
ł zaczerwienionymi oczami pi
ę
kno krajobrazu i nasłuchiwał warkotu osiemdziesi
ę
ciokonnego czterosuwowego silnika
Gnom
ę
, który nap
ę
dzał samolot Morane-Saulnier N. Wszystko grało. Silnik pracował jak przed jego drzemk
ą
, która o mały włos nie poci
ą
gn
ę
ła
za sob
ą
fatalnych skutków. Fauchard uspokoił si
ę
, ale zdarzenie zachwiało jego pewno
ś
ci
ą
siebie. Ku własnemu zdumieniu zdał sobie spraw
ę
,
Ŝ
e
doznał nieznanego mu dot
ą
d uczucia. Tak, to był strach. Nie przed
ś
mierci
ą
, lecz przed pora
Ŝ
k
ą
. Wbrew jego
Ŝ
elaznej woli, bol
ą
ce mi
ęś
nie
przypominały mu,
Ŝ
e jest człowiekiem z krwi i ko
ś
ci jak wszyscy inni.
Odkryty kokpit ograniczał ruchy, a w dodatku Fauchard miał na sobie skórzany płaszcz na futrze, pod nim gruby golf z szetlandzkiej wełny i
długie kalesony. Szyj
ę
osłaniał mu wełniany szalik, głow
ę
i uszy skórzana pilotka. Dłonie były chronione przez ocieplane skórzane r
ę
kawice, a
nogi przez futrzane buty wysokogórskie z dobrej skóry. Mimo stroju polarnika Faucharda przenikało lodowate zimno, które osłabiało jego
czujno
ść
. Sytuacja była niebezpieczna. Lot trudnym w pilotowaniu morane-saulnierem wymagał pełnej koncentracji.
Czuj
ą
c narastaj
ą
ce zm
ę
czenie, Fauchard za wszelk
ą
cen
ę
starał si
ę
zachowa
ć
przytomno
ść
umysłu z charakterystycznym dla niego,
nieugi
ę
tym uporem, dzi
ę
ki któremu stał si
ę
jednym z najbogatszych przemysłowców
ś
wiata. O tym,
Ŝ
e jego determinacja nie osłabła,
ś
wiadczyło
spojrzenie twardych szarych oczu i wysuni
ę
ty do przodu podbródek. Fauchard miał orli nos i z profilu przypominał te drapie
Ŝ
ne ptaki, których
głowy widniały w jego herbie rodowym wymalowanym na ogonie samolotu. Zmusił zdr
ę
twiałe wargi do ruchu. Je
ś
li zawiedziesz, zgin
ą
miliony.
Zamiast dono
ś
nego głosu, który wzbudzał l
ę
k w europejskich o
ś
rodkach władzy, z jego ust wydobył si
ę
skrzek. Ryk silnika i szum powietrza
przepływaj
ą
cego wzdłu
Ŝ
kadłuba zagłuszył ten
Ŝ
ałosny d
ź
wi
ę
k. Ale Fauchard uznał,
Ŝ
e nale
Ŝ
y mu si
ę
nagroda. Si
ę
gn
ą
ł do cholewy buta i
wyci
ą
gn
ą
ł srebrn
ą
piersiówk
ę
. Otworzył j
ą
z trudem, bo przeszkadzały mu grube r
ę
kawice, i wypił łyk. Wysokoprocentowy sznaps z winogron
uprawianych w jego posiadło
ś
ci był prawie czystym alkoholem. Miłe ciepło rozeszło mu si
ę
po gardle.
Pokrzepiony poprawił si
ę
na siedzeniu, poruszył palcami r
ą
k i nóg i pochylił do przodu. Gdy krew znów dopłyn
ę
ła do ko
ń
czyn, pomy
ś
lał o
gor
ą
cej szwajcarskiej czekoladzie i topionym serze czekaj
ą
cych na niego po drugiej stronie gór. Grube wargi pod g
ę
stymi w
ą
sami wykrzywiły
si
ę
w ironicznym u
ś
miechu. Był jednym z najbogatszych ludzi na
ś
wiecie, a cieszył si
ę
na my
ś
l o posiłku wie
ś
niaka. A co tam.
Pogratulował sobie w duchu. Był skrupulatnym człowiekiem, starannie zaplanował ucieczk
ę
i wszystko działało jak w zegarku. Od dnia, w
którym przedstawił swoje pogl
ą
dy przed rad
ą
familijn
ą
, rodzina miała go na oku. Kiedy zastanawiali si
ę
, co z nim zrobi
ć
, znikn
ą
ł. Odwrócił ich
uwag
ę
i dopisało mu szcz
ęś
cie.
Udawał,
Ŝ
e za du
Ŝ
o wypił, i powiedział swojemu lokajowi, opłacanemu przez rodzin
ę
,
Ŝ
e idzie spa
ć
. Gdy wsz
ę
dzie wokoło zapadła cisza,
wymkn
ą
ł si
ę
z sypialni, a potem z zamku i dotarł do miejsca w lesie, gdzie zawczasu ukrył rower. Z drogocennym ładunkiem w plecaku dojechał
przez las na lotnisko. Tam czekał ju
Ŝ
jego samolot zatankowany i gotowy do lotu. Fauchard wystartował o
ś
wicie i dwa razy l
ą
dował w
odludnych miejscach,
Ŝ
eby wzi
ąć
paliwo dostarczone przez jego najbardziej lojalnych słu
Ŝą
cych.
Opró
Ŝ
nił piersiówk
ę
, po czym zerkn
ą
ł na kompas i zegar w kokpicie. Leciał wła
ś
ciwym kursem i miał tylko kilka minut spó
ź
nienia. Ni
Ŝ
sze
szczyty wyłaniaj
ą
ce si
ę
przed nim wskazywały,
Ŝ
e zbli
Ŝ
a si
ę
do celu długiej podró
Ŝ
y. Wkrótce powinien by
ć
w Zurychu.
Zastanawiał si
ę
, co powie papieskiemu emisariuszowi. Nagle wydało mu si
ę
,
Ŝ
e z prawej strony poderwało si
ę
do lotu stado spłoszonych
ptaków. Spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył ze zgroz
ą
,
Ŝ
e to strz
ę
py poszycia samolotu. W skrzydle widniała kilkunastocentymetrowa
dziura. Mogło by
ć
tylko jedno wyja
ś
nienie - kto
ś
do niego strzelał, a ryk silnika zagłuszył huk broni.
Instynktownie przechylił maszyn
ę
w lewo, potem w prawo. Skr
ę
cał jak jaskółka. Rozejrzał si
ę
po niebie i zauwa
Ŝ
ył sze
ść
dwupłatowców.
Leciały pod nim w szyku delta. Z niezwykłym spokojem Fauchard zgasił silnik, jakby zamierzał podej
ść
do l
ą
dowania bez nap
ę
du jak
szybowiec.
Morane-saulnier run
ą
ł w dół niby kamie
ń
.
W normalnych okoliczno
ś
ciach byłby to manewr samobójczy, wystawiłby go na ogie
ń
przeciwników. Ale Fauchard rozpoznał atakuj
ą
ce go
dwupłatowce, aviatiki. Francuskiej konstrukcji budowane w Niemczech, nap
ę
dzane rz
ę
dowymi silnikami mercedesa. Wykorzystywano je
głównie jako samoloty rozpoznawcze. Co wa
Ŝ
niejsze, karabin maszynowy zamontowany przed strzelcem pokładowym pozwalał na prowadzenie
ognia tylko do góry. Po kilkuset metrach opadania Fauchard znalazł si
ę
za szykiem aviatików. Wzi
ą
ł na cel najbli
Ŝ
sz
ą
maszyn
ę
i nacisn
ą
ł spust.
Zaterkotał karabin maszynowy Hotchkiss i pociski smugowe trafiły w ogon przeciwnika. Z ostrzelanego samolotu buchn
ą
ł dym i kadłub stan
ą
ł w
płomieniach.
Aviatik zacz
ą
ł opada
ć
dług
ą
spiral
ą
ku ziemi. Kilkoma nast
ę
pnymi seriami Fauchard str
ą
cił drug
ą
maszyn
ę
z tak
ą
łatwo
ś
ci
ą
, jakby był
my
ś
liwym poluj
ą
cym na bezbronne ba
Ŝ
anty.
Zestrzelił dwa samoloty tak szybko,
Ŝ
e pozostali piloci zorientowali si
ę
w sytuacji dopiero wtedy, gdy zobaczyli smugi czarnego dymu za
spadaj
ą
cymi maszynami. Wzorowy, równy szyk si
ę
rozsypał.
1
Fauchard przerwał atak. Przeciwnicy si
ę
rozproszyli i element zaskoczenia, działaj
ą
cy na jego korzy
ść
, znikn
ą
ł. Poderwał maszyn
ę
stromo do
góry. Przeleciała trzysta metrów, po czym znikn
ę
ła w rozległej chmurze.
Kiedy szara mgła ukryła jego samolot przed wrogami, Fauchard wyrównał lot i sprawdził uszkodzenie. Tak wiele tkaniny poszycia zostało
zerwane,
Ŝ
e odsłonił si
ę
drewniany szkielet skrzydła. Fauchard zakl
ą
ł pod nosem. Miał nadziej
ę
,
Ŝ
e gdy wyskoczy z chmury, ucieknie aviatikom,
wykorzystuj
ą
c wi
ę
ksz
ą
szybko
ść
swojej maszyny. Ale uszkodzenie skrzydła odebrało mu ten atut.
Skoro nie mógł uciec, musiał walczy
ć
.
Przeciwnicy mieli przewag
ę
liczebn
ą
i ogniow
ą
, ale Fauchard leciał jednym z najbardziej niezwykłych samolotów swoich czasów. Morane-
saulnier, pierwotnie maszyna wy
ś
cigowa, był trudny w pilotowaniu, ale nieprawdopodobnie zwrotny. Reagował na najl
Ŝ
ejsze dotkni
ę
cie sterów.
W epoce, gdy wi
ę
kszo
ść
samolotów miała co najmniej podwójne skrzydła, morane-saulnier był jednopłatowcem. Jego długo
ść
od sto
Ŝ
kowego
kołpaka
ś
migła do trójk
ą
tnego statecznika pionowego wynosiła tylko sze
ść
metrów i siedemdziesi
ą
t centymetrów, ale dzi
ę
ki urz
ą
dzeniu, które
miało dokona
ć
przełomu w walce powietrznej, był niezwykle gro
ź
ny.
Saulnier opracował mechanizm synchronizuj
ą
cy, który umo
Ŝ
liwiał prowadzenie ognia z karabinu maszynowego przez
ś
migło. System
wyprzedzał now
ą
bro
ń
, strzelaj
ą
c
ą
czasami nieregularnie, a poniewa
Ŝ
amunicja mogła spowodowa
ć
przerwanie ognia, łopaty
ś
migła były
chronione przed zabł
ą
kanymi pociskami przez metalowe deflektory.
Fauchard przygotował si
ę
do walki. Si
ę
gn
ą
ł pod siedzenie i dotkn
ą
ł palcami zimnego metalu kasetki pancernej. Obok niej le
Ŝ
ał worek z
purpurowego aksamitu. Fauchard wyci
ą
gn
ą
ł go i poło
Ŝ
ył na udach. Steruj
ą
c kolanami, wyj
ą
ł z worka stalowy hełm rycerski i przesun
ą
ł palcami
po rze
ź
bionej powierzchni. Metal był lodowato zimny, ale zdawał si
ę
promieniowa
ć
ciepłem, które rozchodziło si
ę
po całym ciele Faucharda.
Wło
Ŝ
ył hełm na głow
ę
. Pasował doskonale na skórzan
ą
pilotk
ę
i był idealnie wywa
Ŝ
ony. Wygl
ą
dał niezwykle. Zasłona hełmu miała kształt
ludzkiej twarzy, w
ą
sy i orli nos przypominały w
ą
sy i nos Faucharda. Ale ograniczała widoczno
ść
, podniósł j
ą
wi
ę
c na czoło.
Snopy promieni słonecznych zacz
ę
ły przenika
ć
przez osłaniaj
ą
c
ą
go chmur
ę
. Przeleciał przez jasne pasma roz
ś
wietlaj
ą
ce jej brzegi i znalazł
si
ę
w pełnym blasku dnia.
Aviatiki kr
ąŜ
yły poni
Ŝ
ej jak stado głodnych rekinów wokół ton
ą
cego statku. Ich piloci zauwa
Ŝ
yli morane'a i dwupłatowce zacz
ę
ły si
ę
wznosi
ć
.
Prowadz
ą
cy aviatik przemkn
ą
ł pod samolot Faucharda i zbli
Ŝ
ył si
ę
tak,
Ŝ
e miał go ju
Ŝ
w zasi
ę
gu ognia. Fauchard szarpn
ą
ł mocno pas
bezpiecze
ń
stwa,
Ŝ
eby si
ę
upewni
ć
, czy jest ciasno zapi
ę
ty. Potem poderwał maszyn
ę
i wykonał szerok
ą
p
ę
tl
ę
.
Zwisał z kokpitu głow
ą
w dół i dzi
ę
kował w duchu francuskiemu instruktorowi za to,
Ŝ
e nauczył go tego uniku. Doko
ń
czył manewr,
wyrównał lot i znalazł si
ę
za aviatikami. Otworzył ogie
ń
do najbli
Ŝ
szego samolotu, ale przeciwnik znurkował pod stromym k
ą
tem.
Fauchard siedział mu na ogonie i czuł przyjemny dreszcz podniecenia,
Ŝ
e jest my
ś
liwym, a nie zwierzyn
ą
. Aviatik wyrównał lot i skr
ę
cił
ostro, by podej
ść
do Faucharda od tyłu. Mniejszy samolot z łatwo
ś
ci
ą
dotrzymał mu kroku.
Aviatik znalazł si
ę
u wylotu szerokiej doliny. Fauchard zostawił mu mało miejsca na manewr i przeciwnik wleciał prosto w kotlin
ę
.
Fauchard nacisn
ą
ł spust hotchkissa. Oszcz
ę
dzał amunicj
ę
i strzelał krótkimi seriami. Aviatik robił uniki w lewo i w prawo i pociski smugowe
przelatywały po obu stronach samolotu. Zmniejszył pułap,
Ŝ
eby si
ę
znale
źć
poni
Ŝ
ej Faucharda i jego zabójczej broni maszynowej. Fauchard
znów spróbował usi
ąść
mu na ogonie i aviatik zszedł jeszcze ni
Ŝ
ej.
Maszyny mkn
ę
ły nad polami z szybko
ś
ci
ą
stu sze
ść
dziesi
ę
ciu kilometrów na godzin
ę
. Leciały zaledwie pi
ę
tna
ś
cie metrów nad ziemi
ą
. Stada
przera
Ŝ
onych krów rozpraszały si
ę
jak li
ś
cie w podmuchach wiatru. W
ęŜ
ykuj
ą
cy aviatik wci
ąŜ
wymykał si
ę
Fauchardowi. Pagórkowaty teren
utrudniał celowanie.
W dole przesuwały si
ę
pofałdowane ł
ą
ki i porz
ą
dnie utrzymane wiejskie domy. Pojawiało si
ę
coraz wi
ę
cej gospodarstw. Fauchard zobaczył
dachy miasta na wprost przed sob
ą
w zw
ęŜ
eniu doliny.
Aviatik leciał wzdłu
Ŝ
rzeki płyn
ą
cej zakolami przez
ś
rodek doliny w kierunku miasta. Pilot trzymał si
ę
tak nisko,
Ŝ
e koła niemal dotykały
wody. Na granicy miasta pojawił si
ę
osobliwy most z kamieni polnych spinaj
ą
cy brzegi rzeki.
Fauchard ju
Ŝ
zaciskał palec na spu
ś
cie, gdy dostrzegł cie
ń
, który pojawił si
ę
wy
Ŝ
ej. Zerkn
ą
ł w gór
ę
i zobaczył podwozie i kadłub drugiego
aviatika. Przeciwnik był niecałe pi
ę
tna
ś
cie metrów nad nim. Opadł ni
Ŝ
ej,
Ŝ
eby zepchn
ąć
go w dół. Fauchard zerkn
ą
ł na aviatika przed sob
ą
.
Dwupłatowiec zaczynał si
ę
wznosi
ć
,
Ŝ
eby nie uderzy
ć
w most.
Przechodnie przechodz
ą
cy na drug
ą
stron
ę
rzeki zobaczyli trzy nadlatuj
ą
ce samoloty i rzucili si
ę
do ucieczki. Stary zaspany ko
ń
poci
ą
gowy
zaprz
ęŜ
ony do wozu stan
ą
ł d
ę
ba po raz pierwszy od wielu lat, gdy aviatik przemkn
ą
ł kilka metrów nad głow
ą
wo
ź
nicy.
Dwupłatowiec lec
ą
cy najwy
Ŝ
ej zni
Ŝ
ył si
ę
,
Ŝ
eby zepchn
ąć
mniejszy samolot na most. Ale Fauchard w ostatniej chwili
ś
ci
ą
gn
ą
ł dr
ąŜ
ek sterowy i
całkowicie otworzył przepustnic
ę
. Morane-saulnier poderwał si
ę
i zmie
ś
cił mi
ę
dzy mostem a aviatikiem. Stos siana na wozie rozprysn
ą
ł si
ę
od
uderzenia kół samolotu, ale Fauchard nie stracił kontroli nad maszyn
ą
i wzbił si
ę
ponad dachy domów.
Dwupłatowiec na jego ogonie wzniósł si
ę
sekund
ę
po nim.
Za pó
ź
no.
Mniej zwrotny od jednopłatowca aviatik uderzył w most i eksplodował w kuli ognia. Lec
ą
cy na przodzie samolot te
Ŝ
wzbijał si
ę
zbyt wolno i
zawadził o wie
Ŝę
ko
ś
cieln
ą
. Ostra iglica rozpruła dół kadłuba i aviatik rozpadł si
ę
w powietrzu na kawałki.
- Z Bogiem! - krzykn
ą
ł ochryple Fauchard i zawrócił w kierunku doliny.
W oddali pojawiły si
ę
dwa punkty. Zbli
Ŝ
ały si
ę
szybko. Rozpoznał ostatnie aviatiki.
Skierował swój samolot pomi
ę
dzy nadlatuj
ą
ce maszyny i u
ś
miechn
ą
ł si
ę
szeroko. Chciał,
Ŝ
eby jego krewni wiedzieli, co my
ś
li o ich próbie
zatrzymania go.
Był ju
Ŝ
tak blisko,
Ŝ
e widział obserwatorów w przednich kokpitach. Ten z lewej uniósł co
ś
, co wygl
ą
dało jak laska i Fauchard zobaczył błysk.
Usłyszał cichy trzask i doznał wra
Ŝ
enia,
Ŝ
e kto
ś
wbił mu mi
ę
dzy
Ŝ
ebra gor
ą
cy pogrzebacz. Zmroziło go, gdy zdał sobie spraw
ę
,
Ŝ
e obserwator
w aviatiku posłu
Ŝ
ył si
ę
prostsz
ą
, ale bardziej pewn
ą
technik
ą
- strzelił do niego z karabinu.
Mimo woli szarpn
ą
ł dr
ąŜ
ek sterowy i zesztywniały mu nogi. Samoloty min
ę
ły go z obu stron. Stracił władz
ę
w dłoni trzymaj
ą
cej dr
ąŜ
ek i
jednopłatowiec zacz
ą
ł si
ę
chwia
ć
. Siedzenie zalała ciepła krew płyn
ą
ca z rany. W ustach czuł smak miedzi i miał trudno
ś
ci z koncentracj
ą
.
Zdj
ą
ł r
ę
kawice, odpi
ą
ł pas bezpiecze
ń
stwa i si
ę
gn
ą
ł pod siedzenie. Słabn
ą
cymi palcami wymacał uchwyt kasetki, wyci
ą
gn
ą
ł j
ą
i poło
Ŝ
ył na
kolanach, potem umocował do nadgarstka ta
ś
m
ę
przewleczon
ą
przez uchwyt.
Zebrał resztk
ę
sił, podniósł si
ę
i wychylił z kokpitu. Przetoczył si
ę
przez kraw
ę
d
ź
i porwał go p
ę
d powietrza.
Automatycznie poci
ą
gn
ą
ł link
ę
wyzwalaj
ą
c
ą
. Poduszka, na której siedział, otworzyła si
ę
i w górze wykwitła czasza spadochronu.
Ciemniało mu w oczach. Dostrzegł jeszcze bł
ę
kitne jezioro i lodowiec.
Zawiodłem.
Był w szoku i prawie nie czuł bólu, tylko zło
ść
i gł
ę
boki smutek.
Zgin
ą
miliony.
Wykaszlał krwaw
ą
pian
ę
i stracił przytomno
ść
. Wisiał w uprz
ęŜ
y spadochronu i był łatwym celem dla jednego z aviatików, który zawrócił.
Nie poczuł nast
ę
pnego trafienia. Pocisk karabinowy przebił hełm i utkwił w jego czaszce.
2
Sło
ń
ce odbijało si
ę
w hełmie, gdy opadał w dół, dopóki góry nie wzi
ę
ły go w swoje obj
ę
cia.
3
Orkady, czasy współczesne
1
Jodie Michaelson była w
ś
ciekła.
Wcze
ś
niej tego wieczoru ona i troje pozostałych uczestników programu telewizyjnego Wygna
ń
cy musieli przej
ść
w ci
ęŜ
kich butach po grubej
linie rozci
ą
gni
ę
tej wzdłu
Ŝ
wysokiego na metr wału usypanego z kamieni. Zadanie nazywało si
ę
„Prób
ą
ogniow
ą
wikingów”. Po obu stronach
liny płon
ę
ły rz
ę
dy pochodni, co dodawało dramatyzmu ryzykownemu pokazowi, cho
ć
odległo
ść
od linii ognia wynosiła dwa metry. Uj
ę
cia z
kamer robione z dołu stwarzały wra
Ŝ
enie,
Ŝ
e spacer po linie jest du
Ŝ
o bardziej niebezpieczny ni
Ŝ
był w rzeczywisto
ś
ci.
Ale całkowicie autentyczne były starania producentów o to,
Ŝ
eby doprowadzi
ć
uczestników programu niemal do stosowania przemocy wobec
rywali.
Po sukcesie Rozbitków i Nieustraszonych programy typu reality-show mno
Ŝ
yły si
ę
jak grzyby po deszczu. Wygna
ń
cy byli najnowszym
widowiskiem tej kategorii. Poł
ą
czono w nich elementy obu słynnych programów i dodano niektóre z Jeny'ego Springera.
Zasada była prosta. Uczestnicy przez trzy tygodnie przechodzili ró
Ŝ
ne próby. Ci, którym si
ę
nie powiodło lub zostali wykluczeni w
głosowaniu przez pozostałych, musieli opu
ś
ci
ć
wysp
ę
jako „wygna
ń
cy”.
Zwyci
ę
zca miał dosta
ć
milion dolarów i ró
Ŝ
ne premie. Ich warto
ść
najwyra
ź
niej zale
Ŝ
ała od tego, jak bardzo uprzykrzał
Ŝ
ycie innym.
Program uwa
Ŝ
ano za bardziej brutalny od poprzednich. Producenci stosowali ró
Ŝ
ne sztuczki,
Ŝ
eby wzmóc napi
ę
cie. W innych reality-show
trwała zaci
ę
ta rywalizacja, w Wygna
ń
cach toczyła si
ę
jawna walka.
Formuła programu opierała si
ę
cz
ęś
ciowo na zasadach szkoły przetrwania. Uczestnicy musieli poradzi
ć
sobie z trudno
ś
ciami
Ŝ
ycia „w
plenerze”.
Podczas gdy akcje innych reality-show tego rodzaju rozgrywały si
ę
zwykle na tropikalnych wyspach z turkusow
ą
wod
ą
i kołysanymi wiatrem
palmami, Wygna
ń
ców realizowano na Orkadach u wybrze
Ŝ
y Szkocji. Zawodnicy przybili do brzegu w replice okr
ę
tu wikingów. Powitały ich
morskie ptaki.
Wyspa miała trzy kilometry długo
ś
ci, półtora szeroko
ś
ci i skalist
ą
w wi
ę
kszo
ś
ci powierzchni
ę
ze wzniesieniami i rozpadlinami powstałymi
przed wiekami na skutek jakiego
ś
kataklizmu. Tu i ówdzie rosły s
ę
kate drzewa. Wi
ę
kszo
ść
scen kr
ę
cono na pla
Ŝ
y z szorstkim piaskiem. Dni
były tutaj do
ść
ciepłe, noce zimne, ale pokryte skórami szałasy zapewniały dostateczne schronienie.
Skalista wysepka była tak pozbawiona znaczenia,
Ŝ
e okoliczni mieszka
ń
cy nazywali j
ą
Drobin
ą
. Doprowadziło to do zabawnej wymiany zda
ń
mi
ę
dzy producentem, Syem Parisem, a jego asystentem, Randym Andlemanem.
Paris zareagował w typowy dla siebie sposób.
- Na lito
ść
bosk
ą
! Nie mo
Ŝ
emy robi
ć
programu przygodowego w miejscu nazywanym Drobina - wybuchn
ą
ł. - Musimy wymy
ś
li
ć
inn
ą
nazw
ę
.
Ju
Ŝ
wiem. - Rozpromienił si
ę
po chwili. - Czaszka!
- Ale ta wysepka nie wygl
ą
da jak czaszka - odparł Andleman. - Raczej jak przypalone jajko sadzone.
- Jest wystarczaj
ą
ce podobie
ń
stwo - powiedział Paris i odszedł. Jodie była
ś
wiadkiem rozmowy.
- Bardziej przypomina czaszk
ę
głupiego producenta seriali telewizyjnych - zauwa
Ŝ
yła.
Andleman u
ś
miechn
ą
ł si
ę
.
Jedn
ą
z prób było rozrywanie na kawałki i zjadanie
Ŝ
ywych krabów, inn
ą
nurkowanie w zbiorniku pełnym w
ę
gorzy. Takie wyczyny
gwarantowały,
Ŝ
e widzowie wstrzymaj
ą
oddech i b
ę
d
ą
ogl
ą
dali nast
ę
pne odcinki,
Ŝ
eby zobaczy
ć
, co si
ę
jeszcze wydarzy. Niektórych
uczestników wybrano najwyra
ź
niej ze wzgl
ę
du na ich agresywno
ść
i generalnie paskudny charakter.
Ostateczne rozstrzygni
ę
cie miało nast
ą
pi
ć
w nocy, gdy dwoje ostatnich zawodników b
ę
dzie polowało na siebie z noktowizorami i markerami
paintballowymi. Pomysł zaczerpni
ę
to z noweli Niebezpieczna zabawa. Zwyci
ę
zca wygrywał nast
ę
pny milion dolarów.
Jodie pracowała jako instruktorka w klubie fitness w kalifornijskim hrabstwie Orange. Lu
ź
ne ubranie maskowało jej kształty, ale w bikini
wygl
ą
dała zabójczo. Miała długie, jasne włosy i była inteligentna, z czym musiała si
ę
kry
ć
,
Ŝ
eby trafi
ć
do programu. Ale nie zgodziła si
ę
gra
ć
roli słodkiej idiotki, któr
ą
wyznaczyli jej producenci.
W ostatnim te
ś
cie zawodnikom zadano pytanie, co to jest koncha: ryba, skorupa mi
ę
czaka czy samochód? Jako stereotypowa głupia
blondynka, Jodie powinna odpowiedzie
ć
,
Ŝ
e samochód.
Jezu, pomy
ś
lała. Nie mogłabym z tym
Ŝ
y
ć
po powrocie do cywilizacji.
Nie zaliczyła testu i producenci wyra
ź
nie dali jej do zrozumienia,
Ŝ
e powinna zrezygnowa
ć
. Nadarzyła si
ę
okazja pozbycia si
ę
Jodie, gdy
wpadł jej do oka popiół i nie przeszła próby wikingów. Pozostali członkowie plemienia zebrali si
ę
przy ognisku z powa
Ŝ
nymi minami i Sy Paris
obwie
ś
cił dramatycznym tonem jej odej
ś
cie z klanu do Walhalli. Jezu!
Oddalała si
ę
teraz od grupy i w
ś
ciekała na siebie za to,
Ŝ
e odpadła. Ale szła spr
ęŜ
ystym krokiem i była zadowolona,
Ŝ
e po kilku tygodniach
sp
ę
dzonych z tymi psycholami opu
ś
ci wysp
ę
. Podobało jej si
ę
surowe pi
ę
kno krajobrazu, ale miała ju
Ŝ
dosy
ć
oszczerstw, manipulacji i
podst
ę
pów, które musiał cierpliwie znosi
ć
ka
Ŝ
dy uczestnik programu dla w
ą
tpliwej przyjemno
ś
ci bycia tropion
ą
zwierzyn
ą
.
Za „Wrotami do Walhalli”, łukowym przej
ś
ciem z plastikowych fiszbinów, stała wielka przyczepa mieszkalna, w której kwaterowała ekipa
telewizyjna. Podczas gdy uczestnicy programu sypiali w skórzanych szałasach i
Ŝ
ywili si
ę
robakami, realizatorzy korzystali z wszelkich wygód i
jadali smakowite posiłki. Kiedy kto
ś
z zawodników odpadał z rywalizacji, sp
ę
dzał noc w przyczepie i nast
ę
pnego ranka zabierał go helikopter.
Jodie spotkała w drzwiach Andlemana.
- Niefart - powiedział. Był równym facetem, zupełnym przeciwie
ń
stwem swojego bezwzgl
ę
dnego szefa.
- Wła
ś
nie, prawdziwy niefart. Gor
ą
ce prysznice. Ciepłe
Ŝ
arcie. Komórki.
- Cholera, mamy tutaj to wszystko.
Rozejrzała si
ę
po komfortowej kwaterze.
- Zauwa
Ŝ
yłam - mrukn
ę
ła.
- Twoje łó
Ŝ
ko jest tam. - Wskazał. - Zrób sobie drinka przy barku i pocz
ę
stuj si
ę
pasztetem z lodówki. Jest super. Wyluzujesz si
ę
. Wychodz
ę
.
Musz
ę
pomóc Syowi. Rozgo
ść
si
ę
.
- Skorzystam z zaproszenia, dzi
ę
ki.
Jodie podeszła do barku i zrobiła sobie du
Ŝ
e martini Beefeater. Pasztet okazał si
ę
rzeczywi
ś
cie pyszny. Nie mogła si
ę
doczeka
ć
powrotu do
domu. Byli uczestnicy programu zawsze wyst
ę
powali w telewizyjnych talk-show i obgadywali tych, którzy zostali na wyspie. Łatwa forsa.
Wyci
ą
gn
ę
ła si
ę
w wygodnym fotelu. Po kilku minutach wypity alkohol u
ś
pił j
ą
.
Obudziła si
ę
przera
Ŝ
ona. We
ś
nie słyszała piskliwe wrzaski podobne do ptasich lub dzieci
ę
cych, a w tle wołania i krzyki.
Dziwne.
Wstała, podeszła do drzwi i zacz
ę
ła nasłuchiwa
ć
. Zastanawiała si
ę
, czy Sy nie wymy
ś
lił nowego sposobu na upokarzanie uczestników
programu. Mo
Ŝ
e kazał im wykonywa
ć
taniec dzikich wokół ogniska?
4
Plik z chomika:
kizia100
Inne pliki z tego folderu:
25 - Clive Cussler - Zaginione miasto.pdf
(1310 KB)
C. Cussler - Żeglarz (7).pdf
(1783 KB)
C. Cussler Zaginione miasto (5).pdf
(1057 KB)
C. Cussler - Bieguny zagłady (6).pdf
(1020 KB)
C. Cussler Blękitne złoto (2).pdf
(1005 KB)
Inne foldery tego chomika:
Alex Cross
Alex Kava
Anastacio
Anastacio(1)
Asterix i Obelix(PL)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin