Rozdziały 36-39.doc

(233 KB) Pobierz
Rozdział 35: Lecz nie zapominaj o starych

36. Pierwsze są srebrem


Ogień w kominku w kuchni Hogwartu zapłonął na zielono. Dyrektor i skrzat domowy czekali — odpowiednio cierpliwie i bardzo niecierpliwie.
— Panicz Draco! — pisnął Zgredek, kiedy dziecko pojawiło się w kominku. Draco szybko odsunął się na bok i dzielnie zniósł entuzjastyczny uścisk skrzata. Zgredek puścił go dopiero wtedy, kiedy pojawili się pozostali członkowie Sfory.
— Zgredku, tyle razy ci powtarzałem, nie jestem twoim panem — powiedział Draco, lekko zawstydzony. Harry i Neenie usilnie starali się nie roześmiać na widok Zgredka ściskającego Dracona.
— Zgredek wie, Zgredek lubi mówić panicz do panicza Dracona. Zgredek nie czuje się… — Zgredek zerknął za siebie, na inne skrzaty. — Obcy.
— Draco, skoro Zgredkowi to się podoba, pozwól mu tak do siebie mówić — doradził Syriusz, chichocząc cicho. — Skrzaty bywają upi… yyy… uprzejme — poprawił się szybko pod ostrzegawczym spojrzeniem Alety.
Jedna ze skrzatek zamarła w miejscu i wlepiła wzrok w Syriusza.
— Sy… Syriusz Black? — pisnęła.
W kuchni zrobiło się cicho jak makiem zasiał.
— To nie może wyjść poza te mury — przerwał ciszę Dumbledore. Odpowiedział mu chórek głosów obiecujących, że oczywiście, nikomu nie powtórzą, skoro profesor Dumbledore zabronił.
Syriusz wciąż wpatrywał się w skrzatkę. Nagle pstryknął palcami.
— Przypomniałem sobie. Kruczka!
— Pan pamięta Kruczkę? — pisnęła radośnie skrzatka, uśmiechając się do Syriusza.
— Jakbym mógł zapomnieć? Zawsze przynosiłaś mi wiadro wody, kiedy było najbardziej potrzebne.
Kruczka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a Remus ze wszystkich sił starał się utrzymać kamienną twarz, ale mu się to nie udało. Kilka sekund później wszyscy wyli ze śmiechu.
— Co w tym takiego śmiesznego? — spytała Danger.
Kiedy mówi, że było potrzebne, naprawdę oznacza to, że było potrzebne — wyjaśnił w myślach Remus, bo nie ufał swojemu głosowi. I on, i James, obaj. Nie opowiadałem ci o naszej siódmej klasie?
A, te słynne popijawy przed—owutemowe?
Dokładnie. A Kruczka czasem sama musiała wciskać ich głowy do wiadra z wodą, jeśli sami nie byli w stanie tego zrobić.
Teraz Danger śmiała się razem z pozostałymi. Cudownie. I ty nie miałeś z tym nic wspólnego?
Ja ich kładłem spać w te noce, kiedy nie musieli zbyt szybko trzeźwieć. Woda była niezbędna, kiedy musieli rano wstać. Ale czasem schodziłem do kuchni i patrzyłem jak zataczają się po niej i uprawiają kocią muzykę.
— Może tak byście już skończyli… — odezwał się Syriusz obrażonym tonem, wywołując kolejną salwę śmiechu.

~~oOo~~

Nieco później Sfora zebrała się przy kominku popijając herbatę (dorośli) i piwo kremowe (dzieci i Syriusz) i rozmawiając.
— Widujemy się teraz rzadziej niż wtedy, gdy Aleta była przedstawicielem ministerstwa — stwierdziła Danger. — Kogo obsadzili teraz na tym stanowisku?
— Nie Umbridge, prawda? — spytała Aleta.
— Nie, po prostu je zlikwidowano — odpowiedział Dumbledore z uśmiechem. — Mam wrażenie, że Lars Vilias i tak uważał, że to była strata pieniędzy, ale nie miał serca, by cię zwolnić albo zdegradować, więc twoje zniknięcie oszczędziło mu kłopotu.
— Zawsze do usług — uśmiechnęła się Aleta. — Jakie plotki o nas krążą?
— To co zwykle. Ktoś przypomniał sobie o twoim związku z Aletą, Syriuszu, ale uznano za niemożliwe, żebyś czekał pięć lat od ucieczki i dopiero teraz ją porwał.
— Nikt się nie zorientował, że Harry zniknął zanim Syriusz wydostał się z więzienia? — spytał Remus.
— Tylko parę osób. Nawet Severus Snape o tym nie wiedział, dopóki mu nie powiedziałem.
Syriusz westchnął.
— Nadal nie jestem zadowolony z tego, że on wie — powiedział. — Wiem, że nie powinno się wymazywać dwa razy tych samych wspomnień, więc Obliviate jest wykluczone, ale wciąż wydaje mi się, że to błąd.
— Severusowi Snape’owi można ufać, Syriuszu. Wiem, że masz co do tego wątpliwości.
— Można mu ufać, owszem — dodał Remus. — Ale raczej pomocny to on nie będzie.
Drzwi do kuchni stanęły otworem.
— O wilku mowa — mruknęła Danger.
Snape, ubrany cały na czarno, wmaszerował do kuchni powiewając połami szaty. Skrzaty uciekały mu z drogi na boki, a mężczyzna szedł prosto do Dumbledore’a.
— Tak, Severusie? — spytał grzecznie dyrektor.
— Weasley i Tonks — warknął Snape, rzucając Sforze jedynie przelotne spojrzenie. — Chyba zachciało im się świętować Walentynki o tydzień za wcześnie. Udekorowali mój gabinet czerwonymi i białymi cekinami. I wpuścili do środka niuchacza.
— Jesteś pewny, że to oni? — upewnił się Dumbledore, a Syriusz zakrztusił się piwem kremowym. Aleta podała mężowi serwetkę, a kąciki jej ust powędrowały w górę. Remus i Danger odwrócili wzrok, a ich tęczówki co rusz zmieniały kolor. Hermiona zacisnęła wargi tak mocno, że w ogóle ich nie było widać, chłopcy wbili wzrok w ścianę. Meghan wsadziła do buzi rękaw, aby się nie roześmiać.
— Tak — syknął Snape. — Podpisali się. — Podał Dumbledore’owi kawałek pergaminu.
— „Od rudowłosego wielbiciela smoków i jego kameleońskiego giermka” — przeczytał dyrektor. — To mnie nie przekonuje, Severusie. Ale dlaczego przyszedłeś z tym do mnie? Mógłbyś sobie sam z nimi poradzić.
Snape wykrzywił się.
— Minerwa przysięga, że tego nie zrobili — warknął. — Powiedziała też, że ma zamiar anulować każdą karę, jaką im wymyślę.
— Rozumiem — powiedział Dumbledore. — W takim razie, Severusie, zobaczę, co się da zrobić. Jeśli są winni, będziesz mógł ukarać ich wedle uznania. Jeśli jednak tego nie zrobili, bądź pewien, ze odkryję prawdziwego sprawcę i przyprowadzę go do ciebie.
— Dziękuję, dyrektorze. — Snape odwrócił się i odszedł. Kiedy był już przy samych drzwiach zatrzymał się i bardzo, bardzo powoli odwrócił. Spojrzał na grupę zebraną dookoła kominka. Sfora pomachała mu radośnie, nonszalancko bądź impertynencko, w zależności od tego, kto machał. Snape wykrzywił się i bez słowa zniknął za drzwiami.
Sforze udało się wytrzymać do chwili, gdy zatrzasnęły się za nim drzwi, po czym wybuchli głośnym śmiechem.

~~oOo~~

1 kwietnia 1989 roku zaczął się w Jaskini cicho. Bardzo cicho.
W końcu wejście do sypialni Lunatyka i Danger bez urządzania im pobudki, i to dwukrotnie, nie było łatwe. Musiał być cicho jak mysz pod miotłą.
Draco i Meghan spotkali go i Neenie w korytarzu, niosąc torby pełne rzeczy. Wymienili się po czym wrócili i położyli je na miejsce tych, które zabrali.
A potem wrócili do własnego pokoju.
Co było błędem.
Hermiona, która szła pierwsza, wrzasnęła głośnio, kiedy została oblana lodowatą wodą. Harry odsunął się szybko od drzwi, ale zaklęcie już się uaktywniło — nad jego głową pojawiło się wiadro wody, oblało go swoją zawartością i znikło kilka sekund później.
Harry przygryzł wargi, aby nie krzyknąć. To było LODOWATE!
Draco i Meghan zachichotali cicho. Harry spojrzał na nich spode łba, złapał Dracona za ramię i wepchnął go za drzwi, aktywując zaklęcie i na nim.
— No i jak ci się podoba? — mruknął, trzęsąc się z zimna. Woda nie rozlała się na podłodze ani nie zmoczyła niczego poza nimi. Bycie dorosłym musi być fajne.
Meghan uśmiechnęła się z dumą.
— Jestem sucha, a wy nie! Jestem sucha, a wy nie! — zanuciła, uciekając z zasięgu rąk Harry’ego. — Jestem sucha, a wy nie…
Draco wyszedł z pokoju, ociekając wodą i spojrzał na Harry’ego. Kiwnęli głowami i podeszli do Meghan z obu stron. Pisnęła, kiedy ją dopadli i podnieśli do góry. Neenie pobiegła przed nimi do łazienki i odkręciła wodę pod prysznicem. Zimną wodę.
Meghan piszczała i kopała, próbując się wydostać z ich uchwytu, ale chłopcom udało się wrzucić ją pod prysznic i przytrzymać pod strumieniem wody przez kilka chwil.
— No i teraz wszyscy jesteśmy mokrzy — stwierdziła Neenie, odgarniając włosy z twarzy.
— I głośni — odezwał się Lunatyk, stając w progu, kiedy plująca wodą Meghan zakręciła kran. — Wesołego Prima Aprilis, wilczki.
— Prima Aprilis, Prima Aprilis, nie pójdziesz do szkoły to będziesz się mylił! — zaśpiewali razem z nim.
— Przebierzcie się i zejdźcie na dół na śniadanie — odezwała się zza pleców Remusa Danger. — Będzie gotowe gdzieś za pół godziny.
Wilczki pokiwały głowami, zupełnie jakby nie wiedziały, że i tak śniadanie się opóźni.

~~oOo~~

Danger szczotkowała zęby, kiedy wyczuła lekkie poruszenie w sypialni. O co chodzi?
To nie są moje spodnie.
Nie?
Nie. Sama zobacz.
Danger odwróciła się. Hm, to zdecydowanie nie są twoje spodnie — stwierdziła, patrząc na rozmiar ubrania, które Remus trzymał w rękach. Ale wyglądają znajomo. Czyżby…
— Przepraszam, to nie są przypadkiem twoje rzeczy? — odezwał się Syriusz od progu. Kłąb ubrań wylądował w ramionach Remusa. — Z pewnością na mnie nie pasują. Wezmę te, które trzymasz, jeśli nie masz nic przeciwko.
Danger westchnęła. I wszystko jasne.
Ach tak, jasne.
— Sprawdź lepiej też pozostałe rzeczy, skoro już tu jesteś — stwierdził sucho Remus. — Pewnie wszystko podmienili.
— Wszystko?
— Czyli to dlatego tak wcześnie zerwali się z łóżek — odezwała się Aleta. — Danger, mogę zerknąć?
— Jasne, nie ma tam niczego, czego byś wcześniej nie widziała. — Aleta zazwyczaj zajmowała się praniem, chociaż od czasu do czasu wszyscy pomagali, ponieważ osiem osób brudzi ubrania zadziwiająco szybko.
— Tak, są moje — powiedziała Aleta, zaglądając do szuflad. — Nieźle sobie z tym poradzili, wszystkie ubrania są ładnie poskładane… Może po prostu zamienimy się na razie pokojami? Poprzenosimy wszystko po śniadaniu.

~~oOo~~

Tego samego dnia bliźniacy zdecydowali, że ponieważ jest to ich ostatnia wiosna w domu, muszą jakoś to uczcić. Ogłosili więc konkurs na psikusy.
Na ich nieszczęście nie mieli pojęcia, z kim mają do czynienia. Po dwóch czy trzech rundkach psikusów, wilczki poprosiły Lunatyka i Łapę aby pomogli im przygotować psikusa lepszego niż wszystkie pozostałe — a wtedy bliźniacy przyznali się do porażki.
— W różowym nam zdecydowanie nie od twarzy — stwierdził po wszystkim George.
Reszta wiosny oraz lato upłynęły w spokoju.

~~oOo~~

Między drzewami stała ubrana na czarno kobieta. Z polany dobiegała muzyka. Cicho i ostrożnie podchodziła bliżej, aż mogła zobaczyć ludzi na polanie, sama nie pozostając niezauważoną.
Grajkowie siedzieli po jednej stronie polany. Blondyn z fletem w ręce i rudzielec z małymi cymbałkami. Rytm melodii, którą grali, dodawał nierealności całej tej scenie, zupełnie jakby przeniosła się w przeszłość. Troje czy może czworo pozostałych dzieci wpatrywało się w jedną stronę. Odwróciła się, by również tam spojrzeć, a uczucie nierealności jeszcze się pogłębiło.
Dziewczynka miała na sobie białą sukienkę bez ramion, która kończyła się przed kolanami. Była szczupła i niska, o ciemnych włosach i skórze, bosa i bez nakrycia głowy. Tańczyła. Wyglądała niczym duch lata, który zstąpił na ziemię, stąpająca lekko i swobodnie, nie ograniczana ani grawitacją, ani czasem. Jej poskoki i obroty zdawały się nie mieć końca.
Była piękna.
Skończyli grać. Dziewczynka opadła na kolana, oddychając ciężko, a widzowie głośno klaskali.
Kobieta odwróciła się i schowała między drzewa, po czym deportowała się z cichym pyknięciem. Nikt nie wiedział, że tam była. Zobaczyła to, co chciała.
Był szczęśliwy. Tylko to było ważne.

~~oOo~~

W dniu urodzin Harry’ego, na jego prośbę, cała Sfora udała się do Londynu i spędziła dzień w ZOO.
Zabiorę cię do domu małp Łapo, będziesz mógł wrócić na łono rodziny — drażnił się Lunatyk.
A potem możemy pójść do wybiegu wilków — odciął się Łapa.
Harry chciał oczywiście spędzić sam trochę czasu w domu gadów i po udzieleniu mu szczegółowych instrukcji, gdzie i kiedy mają się spotkać, Sfora zgodziła się.
Chłopiec przechylił się przez barierkę i przyglądał się największemu wężowi. Był to brazylijski boa dusiciel, który sprawiał wrażenie pogrążonego w głębokim śnie. Harry nie był zaskoczony, w końcu, co innego można było tu robić?
— Co robisz, jak ci się nudzi? — zapytał cicho, nie spodziewając się żadnej reakcji.
Przyglądam się ludziom i zastanawiam, którzy z nich nadawali by się do zjedzenia.
Wąż uniósł łeb. Interesujące. Człowiek mówiący moim językiem?
Harry wzruszył ramionami. Przeszkadza ci to?
Oczywiście, że nie. Minął długi czas odkąd z kimś rozmawiałem. Nazywam się Hassisasseth. A ty?
Harry. Mogę cię nazywać Seth?
Czemu nie. Więc, Harry, co ty robisz, jak ci się nudzi?
Bawię się z moimi przyjaciółmi i rodzeństwem.
Masz braci krwi? — tak brzmiało tłumaczenie słowa „rodzeństwo” w wężomowie. — Ale masz szczęście. Wszyscy moi bracia i siostry odeszli. Kilkoro z nich zjadłem, a reszta prawdopodobnie już dawno nie żyje.
Hary nie przejął się zwyczajami wężów, które zjadały własnych braci i siostry. Początkowo, kiedy zaczął z nimi rozmawiać, bardzo się tym martwił, ale rodzice mu wszystko wytłumaczyli. Węże nie były ludźmi, więc zachowywały się inaczej. Tak samo jak ludzie robili rzeczy, których one nie robiły. Żaden wąż nie uderzyłby dziecka, ani nigdzie by go nie zamknął.
Przykro mi.
Takie życie. Ahhhhhh
Wąż zasyczał z przyjemnością.
Co?
Tak bardzo chciałbym owinąć się wokół… — odparł Seth z tęsknotą w głosie.
Wokół czego? — zapytał Harrry.
Za tobą, głupiutki, ludzki weżyku.
Harry odwrócił się. Dość duży chłopiec w wieku Harry’ego właśnie wszedł do terrarium, razem z kobietą, która miała pod opieką jeszcze dwóch czy trzech chłopców. Miał jasne włosy i okrągłą twarz. Harry poczuł się dziwnie, kiedy go zobaczył. Tak jakby go znał, ale przecież to nie było możliwe.
Nie karmią mnie tu wystarczająco często — poinformował go Seth. Czyż nie byłby on wspaniałym posiłkiem? Całe dwa miesiące trawienia…
Wyobraźnia Harry’ego podsunęła mu żywy obraz chłopca wewnątrz Setha, i zanim zdążył się powstrzymać, Harry wybuchnął śmiechem, który rozległ się głośno w całym pomieszczeniu. Wszystkie oczy zwróciły się w jego kierunku.
Chłopiec patrzył na Harry’ego z rezerwą.
— Ze mnie się śmiejesz? — zapytał ostro.
Harry pokręcił przecząco głową.
— A właśnie, że tak — stwierdził gniewnie chłopak i podszedł do Harry'ego.
— Nie lubię jak się ze mnie śmieją. Co jest we mnie takiego zabawnego? Może mi powiesz? No?
Harry zrobił krok w tył i poczuł za plecami barierkę.
— Ja ci pokaże, co znaczy się ze mnie nabijać — warknął chłopiec i zamachnął się.
Harry zrobił unik.
Pięść blondyna minęła się z jego głową i uderzyła w szybę, która oddzielała ich od Setha.
Albo raczej uderzyłaby, gdyby szyba wciąż była na swoim miejscu.
Siłą rozpędu chłopiec przewrócił barierkę i wpadł z pluskiem do małego basenu Setha.
— Ty to zrobiłeś? — dopytywał się Seth, pojawiając się obok Harry’ego, po czym owinął się wokół poręczy.
Dzięki.
— Ee, cóż, wcale nie miałem zamiaru tego zrobić — przyznał się Harry ze smutkiem w głosie. — I naprawdę nie powinienem. Może się jeszcze zobaczymy, Seth. Powodzenia.
Wyprostował się szybko i wybiegł z terrarium, zanim ktokolwiek mógłby połączyć go z wyjącym, parskającym i przemoczonym chłopcem w uścisku boa dusiciela.
— Mam kłopoty — wysapał do Łapy — pierwszego dorosłego jakiego udało mu się znaleźć, który właśnie trzymał Megan w górze, by mogła obejrzeć papugi. — Tam był chłopiec, i szyba… Ja nie chciałem…
— Poczekaj — przerwał mu Syriusz, odstawiając dziewczynkę na ziemię. — Złap najpierw oddech. Czy komuś coś się stało?
— Nie.
— Zrobiłeś coś widocznego?
— Sprawiłem, że szyba jednego z terrariów zniknęła.
— Dlaczego?
Harry opowiedział mu o chłopcu i Secie i o tym, co się dokładnie stało.
— Przypadkowe użycie czarów — stwierdził Łapa pewnym tonem.
— Czy temu chłopcu stała się jakaś krzywda?
— Nie sądzę.
— W takim razie najlepsze, co możemy zrobić, to zmienić twój wygląd tak, aby nie byli w stanie cię rozpoznać jeśli w ogóle wiedzą, że to byłeś ty. Zaczekaj. — Łapa obejrzał go dokładnie, po czym wyciągnął różdżkę i zmienił czerwoną koszulkę Harry’ego w niebieską, a jego czarne spodnie w brązowe. Wycelował też w głowę chłopca i Harry poczuł delikatny podmuch, kiedy dotknęło go zaklęcie.
— Co to było?
— Jasne pasemka na twoich włosach — odparł Łapa, wyczarowując lustro, żeby Harry mógł się obejrzeć. — Podoba ci się?
— Mogę już tak zostać? — zapytał Harry, podziwiając swój nowy wygląd.
— Jeśli chcesz. Właściwie to prezent urodzinowy. Chodźmy poszukać reszty. Jubilaci zasługują na lody.

~~oOo~~

Wkrótce po tym jak Bill, Charlie, Percy i bliźniacy wrócili do Hogwartu, do planu zajęć wilczków doszedł jeszcze jeden przedmiot.
Taniec.
Taniec z partnerami.
Wszyscy zareagowali tak samo.
— Mamy tańczyć z chłopakami? — pisnęły dziewczynki.
— Mamy tańczyć z dziewczynami? — wrzasnęli chłopcy.
— Oczywiście, to nieważne, że i tak codziennie się razem bawią — westchnęła pewnego wieczoru Aleta.
— Cóż, często bawią się razem — zgodziła się Danger. — Ale czasami Harry i Ron odłączają się od reszty. No dobrze, bardzo często Harry i Ron bawią się sami, bo Draco chce zostać w domu i grać na pianinie. Zresztą gra razem z Luną, od kiedy odkryliśmy, że muzyka interesuje ją o wiele bardziej niż resztę. A Ginny czasami bawi się z Nennie i Megan, ale one zwykle nie bawią się w to, co ona chce, więc woli być razem z Ronem i Harrym, którzy czasem się na to zgadzają, a innym razem jest ona dla nich okropną dziewczyną i nie chcą się z nią bawić…
— Innymi słowy, to jest beznadziejnie pomieszane i zmienia się każdego dnia — podsumował Syriusz.
— Rzeczywiście. Wszyscy są przyjaciółmi, ale kto jest z kim bliżej i kto z kim się bawi potrafi ulec zmianie w ciągu godziny, a czasem nawet minuty.
— W takim razie w porządku — stwierdził Remus. — Zaproponujmy bratersko—siostrzany taniec. Harry zatańczy z Nennie, a Ron z Ginny.
— A co z Luną? Ona nie ma brata.
— Nie ma także żadnych oporów przed trzymaniem za rękę Draco. I myślę, że im obojgu wyjdzie to na dobre.
Więc tak się stało. Syriusz z Danger jako partnerką nauczył wilczki kroków wszystkich tańców, które znali wszyscy bogaci czarodzieje czystej krwi, a Aleta postarała się o odpowiednią muzykę. Nie było z tym zbyt dużo problemów, ponieważ całe dotykanie sprowadzało się do trzymania się za ręce i przykładania dłoni.
Remus miał naprawdę dużo roboty z nauczeniem wilczków podstawowych kroków. Efekty były zaskakująco dobre — najgorszą częścią było jednak zmuszenie ich do utrzymania prawidłowej pozycji w parach.
Ale prawdziwy test nadszedł pewnego październikowego dnia, kiedy Remus postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję.
— Luna jest chora i nie może dzisiaj przyjść, więc Draco musi zatańczyć z Megan — ogłosił Lunatyk. — Ale teraz to nie będzie sprawiedliwe, bo chociaż ona jest dobrą tancerką, to nigdy wcześniej razem nie tańczyli. Więc, żeby wszyscy mieli równe szanse, zamienicie się partnerami.
— Co? — zdziwił się Ron. — Chcesz, żebym tańczył z nią? — Wskazał ręką na Hermionę.
— Zapewniam cię, że ona nie gryzie — odparł Lunatyk sucho. — No dalej, możesz ją dotknąć.
— Ja nie chcę go dotykać — zaprotestowała Hermina. — On jest niewychowany.
— Nie jestem niewychowany!
— A kto chodził przez cały dzień ubłocony?
— Przewróciłem się!
— Jasne. Przewróciłeś się. A potem turlałeś się całkiem przypadkiem w błocie.
Ginny popatrzyła na Harry’ego i wzruszyła ramionami, podczas gdy Ron i Hermiona dalej się przekomarzali.
Harry podjął decyzję.
— Moja pani — powiedział głośno, kłaniając się Ginny i ucinając tym samym zaczynającą się kłótnię. — Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
Draco pojął aluzję i ukłonił się przed Megan, która dygnęła w tym samym momencie co Ginny. Aleta podała melodię powolnego walca, a dwie pary zaczęły tańczyć w rytm muzyki.
Harry bardzo uważał, żeby nie nadepnąć Ginny na stopę, a ona także sprawiała wrażenie bardzo skupionej na tańcu. Wpatrywała się w podłogę z podobną częstotliwością co Harry.
Ron i Hermiona patrzyli na siebie przez dłuższy moment, po czym nabzdyczeni przyjęli postawę do walca i zaczęli tańczyć. Po chwili Hermiona syknęła, a Ron zaczerwienił się i zaczął mamrotać nieskładne przeprosiny.
— Nie, to moja wina — powiedziała Hermiona, rumieniąc się lekko. — Moja stopa była w złym miejscu. Spróbujemy jeszcze raz?
Ron uśmiechnął się lekko.
— W porządku.
Remus i Danger wymienili między sobą spojrzenia.
Moja pani, uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
Kradniesz pomysł od własnego syna ze Sfory? Nie wstyd ci?
Nie, ani trochę. Powinnaś być tego świadoma.
Och, jestem, jestem…
I w ten oto sposób cztery pary wirowały w tańcu w salonie Blacków.
Weasleyowie gościli w tym roku na święta trzy rodziny. Syriusz wracał właśnie z wyprawy po wazę z ponczem, kiedy jego przykuło uwagę coś dziwnego. I znajomego.
Stary, wystrzępiony kawałek pergaminu, który ostatni raz widział w rękach Argusa Flicha…
— Lunatyk — szepnął cicho. — Popatrz, co trzymają bliźniacy.
— Czy to jest…
— Na to wygląda.
Remus uśmiechnął się szeroko.
— Czemu nie mielibyśmy im z tym pomóc?
— Czemu nie.
Podeszli do bliźniaków, którzy zajęci byli celowaniem różdżkami w pergamin i mamrotaniem.
— Co tam macie? — spytał Remus.
George podskoczył.
— Nic — odparł szybko, próbując ukryć pergamin pod poduszką na kanapie.
— To nie wygląda na nic — powiedział Syriusz, wyciągając swoją różdżkę. — Accio pergamin!
Bliźniacy skrzywili się, kiedy pergamin wylądował na dłoni Syriusza.
— To tylko kawałek starego pergaminu — stwierdził Fred ze zbyt dużym przekonaniem. Nic ciekawego.
— Oh, naprawdę? — powiedział Remus, wyjmując swoją różdżkę. — Wyjaw swój sekret — rozkazał, stukając w pergamin.
Zmuś mnie, odpisała mapa. Syriusz i Remus uśmiechnęli się do siebie.
— To wszystko, co ona może dla nas zrobić — powiedział George, w jego głosie przebrzmiewała frustracja. — Wiemy, że to musi być coś wyjątkowego, zwinęliśmy to Flichowi, ale nie możemy tego rozszyfrować.
— Czemu nie spróbujecie zapytać? — zasugerował Syriusz.
— Pytać?
— Tak. Spytaj pergamin czym jest.
Bliźniacy popatrzyli po sobie.
— Co nam szkodzi — stwierdził Fred i dotknął swoją różdżką środek pergaminu, który oddał mu Syriusz. — Czym jesteś?
Jestem Mapą Huncwotów, pomocą dla młodych psotników.
— Ekstra — stwierdzili jednocześnie bliźniacy, uśmiechając się szeroko.
— Mapą czego? — zapytał George.
Hogwartu i błoni, razem ze wszystkimi ludźmi, którzy się tam znajdują.
— Wszystkimi ludźmi?
Wszystkimi. Gdzie oni są, kim są, cały czas.
Fred wziął głęboki oddech, zbierając odwagę na zadanie najważniejszego pytania.
— Jak możemy to zobaczyć?
Musisz uroczyście przysiąc, że knujesz coś niedobrego.
— Em, w porządku — zgodził się lekko otumaniony George, a jego różdżka wciąż dotykała mapy. — Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Kiedy bliźniacy byli pochłonięci Mapą, Remus i Syriusz zdecydowali, że to będzie dobry moment na wycofanie się.
— Godni następcy naszej tradycji, panie Lunatyku — stwierdził Syriusz z satysfakcją.
— W rzeczy samej, panie Łapo. Ale od teraz musimy przestać używać naszych pseudonimów. Mogą nas usłyszeć.
Syriusz skrzywił się.
— Nie pomyślałem o tym. Cholerny Glizdogon, swoją drogą.
Gdyby tylko Syriusz mógł wiedzieć, że kilka pięter wyżej, obiekt jego przekleństwa śpi smacznie w swojej klatce.

 

37. A te drugie złotem

Draco leżał w słońcu i mruczał do siebie:

Nic nie robić, nie mieć zmartwień
Znów kremowe w cieniu pić
Leżeć w trawie, liczyć chmury
Gołym i wesołym być…

     — Czciciel słońca — odezwała się za nim rozdrażniona Leta.
     Draco przewrócił się leniwie, ponieważ jego plecy były już wystarczająco ciepłe, a brzuch zimny i uśmiechnął się do sforzej matki, widząc wszystko do góry nogami.
     — Nie ma go dużo w styczniu. Muszę z niego korzystać, kiedy mogę.
     — Bądź ostrożny. Nawet jeśli nie ma teraz za dużo słońca, twoja skóra spala się szybciej, niż u kogokolwiek innego z moich znajomych.
     Draco skrzywił się.
     — To dlatego, że jestem taki blady. Dlaczego nie mógłbym być ciemniejszy jak Harry albo Neenie, albo naprawdę ciemny jak Megan?
     — Nie, to musi być coś jeszcze, prócz twojej bladości — odpowiedziała Leta z zamyśleniem. — Lunatyk jest prawie tak blady jak ty, a jego nigdy nie widziałam spalonego.
     — Czy ktoś wzywa moje imię nadaremno? — Lunatyk odezwał się gdzieś z bliska.
     — Tylko zastanawiam się, dlaczego nigdy nie widziałam cię opalonego.
     Lunatyk wszedł w pole widzenia Dracona.
     — Ponieważ, w przeciwieństwie do niektórych, pamiętam żeby smarować się kremem z filtrem. Naprawdę nie musisz go rozpieszczać tego lata, Leta, nawet jeśli mówi, że twoje masaże sprawiają, że jego plecy czują się lepiej.
     — Och, nie mogę zostawić mojego kochanego męża na pastwę bólu — powiedziała Leta szczerze oddanym tonem. — I jeżeli moje skromne umiejętności mogą złagodzić jego udrękę, kimże jestem, żeby tego nie robić?
 ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin