AA Przypadkowo twój 1-8.doc

(193 KB) Pobierz

Przypadkowo twój

 

Rozdział 1. Oświadczyny

 

 

 

- Wy chyba nie jesteście poważni! – krzyknął Harry gwałtownie, upuszczając dokument, z którym właśnie się zapoznał.

- Obawiam się, że jesteśmy – odpowiedział Dumbledore nadzwyczaj poważnym tonem, choć wciąż w jego oczach dostrzegalne były iskierki. – To nasza jedyna szansa. Sądzę, że ta propozycja jest całkiem rozsądna.

- To nie jest rozsądne. Jak może się pan w ogóle nad tym zastanawiać? To nie pan będzie podejmował tę decyzję – odrzekł Harry, wypowiadając ostatnie zdanie nadzwyczaj poważnym głosem.

- Drogi chłopcze, właśnie dlatego poprosiliśmy cię, byś przedyskutował to z nami, my… - ponownie zaczął Dumbledore, lecz Harry wszedł mu w słowo:

- Nie jestem żadnym „drogim chłopcem”. Prawda jest taka, że nie chcę z wami o tym rozmawiać. Wystarczająco już wtrąciliście się w moje życie. Odpieprzcie się.

- To było odrobinę niemiłe, nie sądzisz, Harry? – wtrącił Korneliusz Knot, od sześciu lat obejmujący stanowisko Ministra Magii. – My wszyscy przede wszystkim mamy na uwadze twoje dobro.

- Jasne, jak mógłbym zapomnieć? Kiedy poinformowałem was o powrocie Voldemorta, to pan pierwszy był u mego boku, wierzył we mnie i wspierał. Gdzie byśmy teraz byli, gdyby nie pańska szybkość i determinacja? Oczywiście, doskonale wiem, że ma pan na uwadze jedynie moje dobro – prychnął Harry z ironią, z premedytacją ignorując zwyczajowe grymasy na imię Voldemorta.

Pozostali czarodzieje w pomieszczeniu wymienili spojrzenia, najwyraźniej niemo pytając, kto powinien teraz zabrać głos i przekonać Chłopca-Który-Przeżył, że przyjęcie propozycji będzie dla nich wszystkich najlepszym rozwiązaniem. Znajdowali się właśnie w gabinecie dyrektora, w którym poniewierały się resztki połamanych lub rozbitych rzeczy. Harry zniszczył je, tracąc nad sobą kontrolę, co miało już miejsce kilka razy podczas rozmowy.

Wśród osób znajdujących się w pokoju był Albus Dumbledore, dyrektor we własnej osobie, wyglądający wyjątkowo staro, który odruchowo gładził siedzącego mu na kolanach Fawkesa. Wspomniany już Minister Knot, nerwowo obracający w spoconych dłoniach swój zielony melonik, profesor Minerva McGonagall, nauczycielka transmutacji oraz opiekun Gryffindoru, ze zwyczajową, srogą miną i groźnym spojrzeniem, profesor Severus Snape, Mistrz Eliksirów, opiekun Slytherinu i śmierciożerca (cóż, nie do końca, ale sami znacie tę historię), sprawiający wrażenie skorego do kłótni z każdą osobą, która ośmieli się skrzyżować z nim wzrok. Jego własny w tym momencie skierowany był na Syriusza Blacka, ojca chrzestnego Harry’ego, animaga, skazanego za morderstwo trzynastu osób oraz zdradę Lily i Jamesa Potterów, który po dwunastu latach uciekł z Azkabanu, w tym momencie zajęty był zaś nie mniej gorącym wpatrywaniem się w Snape’a, bynajmniej nie zrażony zachowaniem Harry’ego, gdyż w jego opinii jego chrześniak miał pełne prawo do bycia zdenerwowanym. W pomieszczeniu znajdował się również Lucjusz Malfoy, śmierciożerca, zwolniony z Azkabanu w oparciu o zbyt małą ilość dowodów, zaledwie po jednej nocy aresztu, obecnie pracujący dla Ministerstwa, jeśli można to tak nazwać. Wyglądał tak opanowanie jak nigdy dotąd, w milczącym rozbawieniu obserwując rozgrywającą się przed nim scenę. Rudolf Lestrange, śmierciożerca i uciekinier z Azkabanu, całkiem nieźle radzący sobie z wracaniem do formy, wydający się być pod lekkim wrażeniem występu Harry’ego oraz dwóch aurorów, znajdujących się tam dla bezpieczeństwa Ministra, którzy w tym momencie zajmowali się uprzątnięciem bałaganu narobionego przez młodego czarodzieja. Oczywiście nie można zapomnieć o samym Harrym Potterze (chyba nie sądziliście, że był na zewnątrz?), Chłopcu-Który-Przeżył, drugim, po Hermionie Granger, najlepszym uczniu Hogwartu, od którego oczekiwano ciągłego ratowania świata.

W końcu Dumbledore doszedł do wniosku, że to na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za przywołanie chłopca do porządku, przynajmniej w takim stopniu, by możliwa była przyzwoita dyskusja. Upewniwszy się, że Harry nadal wytrwale odmawia skosztowania cytrynowych dropsów, zapytał:

- A więc z kim chcesz omówić ten kontrakt?

W pierwszej chwili Harry zapragnął wykrzyczeć sobie płuca, by do dyrektora dotarło, że z nikim nie chce o tym rozmawiać, ponieważ oczywiste jest, że nigdy tego nie zaakceptuje. Wszyscy zaś powinni zostawić go w spokoju, a w zamian porozmawiać ze ścianą. Niemniej po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że mogłoby to wydać się nieco dziecinne, wskazał więc ręką na Syriusza, starając się za wszelką cenę nie wysadzić w powietrze biblioteczki Dumbledore’a.

- Harry, niegrzecznie jest tak żartować. Nie możesz na poważnie rozmawiać z psem! – oznajmił Knot, rzucając chłopcu potępiające spojrzenie.

- Wielkie dzięki za tę demonstrację pokładanej we mnie pewności, Ministrze. Na pewno to zapamiętam. Teraz, jeśli mi pan wybaczy, udam się na rozmowę z moim psem, który przy okazji z pewnością jest o wiele bardziej inteligentny niż pan – oświadczył Harry, rzucając Knotowi ostre spojrzenie. Następnie bez oglądania się za siebie szybko wyszedł pokoju.

Wspomniany pies, znany również jako Syriusz Black, wydawał się być nieco zaskoczony tymi słowami, parę sekund zajęło mu więc uzmysłowienie sobie, że Harry już wyszedł. Z zaniepokojonym wzrokiem wyrwał kontrakt z rąk jednego z aurorów, który dopiero co go rozprostował i wyszedł, podczas gdy biblioteczka Dumbledore’a eksplodowała, pokrywając podłogę resztkami starożytnych tomów.

- Harry, wszystko w porządku? – zapytał Syriusz niepewnie, gdy w końcu znalazł chrześniaka w jednej z nieużywanych klas w pobliżu biblioteki, przemierzając pomieszczenie i siadając obok niego.

- Czy wyglądam na kogoś, kto czuje się w porządku? – Harry wydał z siebie dźwięk oscylujący pomiędzy szlochem a parsknięciem. – Dlaczego wszystko zawsze przydarza się właśnie mnie?

Nie znajdując żadnych słów pocieszenia, Syriusz otoczył otwarcie teraz płaczącego chrześniaka ramionami, zataczając uspokajające koła na jego plecach. – Cii, już w porządku, coś wymyślimy. Nie pozwól im tak się dręczyć. Coś wymyślimy!

- Dlaczego muszą mi to robić? Dlaczego nie zostawią mnie w spokoju? – wyszlochał Harry w jego ramię, trzęsąc się gwałtownie i kurczowo czepiając się koszuli Syriusza, jak gdyby od tego zależało jego życie.

Animag tylko wzmocnił swój uścisk, nie mogąc wymyślić żadnej odpowiedzi, która w głównej mierze nie składałaby się z przekleństw.

Gdy Harry w końcu się uspokoił, a noga Syriusza zaczynała już piekielnie boleć, odrzekł:

- No dalej, Harry. Przeczytałeś chociaż całość? – gdy Harry potrząsnął głową, kontynuował – cóż więc, musimy to przeczytać teraz. Nie możemy pozwolić, byś wpadł w furię i zdemolował tylko połowę gabinetu Dumbledore’a, gdy wciąż możesz wkurzyć się na tyle, by zniszczyć całe biuro!

Gdy chłopiec na jego kolanach wydał dźwięk zbliżony do śmiechu, rozwinął dokument i trzymając go tak, by obaj mogli swobodnie mu się przyjrzeć, zaczął czytać:

 

KONTRAKT MAŁŻEŃSKI

 

 

Ja, Tom Marvolo Riddle, lepiej znany jako Lord Voldemort, niniejszym oświadczam swą chęć do poślubienia pana Harry’ego Jamesa Pottera. Po zaakceptowaniu tego kontraktu zobowiązuję się do:

1. Zakończenia wojny i wszelkich nieprzyjaznych akcji skierowanych przeciw Czarodziejskiemu Światu i Zakonowi Feniksa oraz do utrzymania pokoju.

2. Treningu i nauki pana Pottera najlepszych z moich umiejętności, a w przypadku gdy pan Potter wyrazi chęć nauki przedmiotu, z którego zakresu nie będę mógł mu pomóc, do znalezienia odpowiedniego nauczyciela.

3. Zapewnienia panu Potterowi zakwaterowania, pożywienia, ubioru oraz innych niezbędnych rzeczy.

4. Zapewnienia panu Potterowi możliwości wizyt u przyjaciół i rodziny pierwszego tygodnia każdego miesiąca, pod warunkiem, że weekendy nie będą zbiegały się z wakacjami.

5. Powstrzymania się od świadomego i rozmyślnego ranienia pana Pottera.

 

W zamian oczekuję:

1. Zakończenia wojny i wszelkich nieprzyjaznych akcji ze strony Czarodziejskiego Świata i Zakonu Feniksa wymierzonych w moją osobę lub organizację znaną pod nazwą śmierciożerców; powstrzymania się od dochodzeń sądowych oraz utrzymania pokoju.

2. Stosunków płciowych z panem Potterem, przynajmniej raz w tygodniu oraz powstrzymania się z jego strony od pożycia z innymi osobami.

3. Towarzystwa pana Pottera, gdy będę go wymagał oraz nie przedłużania jego nieobecności ze mną o dłużej niż dwa tygodnie.

4. Powstrzymania się ze strony pana Pottera od rzucania klątw, przekleństw lub ranienia mojej osoby oraz śmierciożerców.

 

Jeśli którakolwiek ze stron złamie powyższy kontrakt automatycznie zostanie on uznany za nieważny.

 

 

 

- To wszystko: moje szczęście przeciw pokojowi w całym Czarodziejskim Świecie – westchnął Harry, gdy skończyli już czytać.

- Na to wygląda – przyznał Syriusz, ściślej owijając postać na swoich kolanach ramieniem. – Ale może nie musisz wyrzekać się swojego szczęścia – mężczyzna starał się przekonać zarówno Harry’ego, jak i samego siebie.

Sądząc po niedowierzaniu odmalowującym się na twarzy chłopca, nie poszło mu zbyt dobrze.

- Sam w to nie wierzysz, prawda? Jak w ogóle mógłbym być szczęśliwy, żyjąc z potworem, który zabił moich rodziców? I nie tylko ich, całe mnóstwo ludzi, tylko dla zabawy, rozrywki…

- Ten kontrakt powstrzyma go od kolejnych bezsensownych zbrodni – zauważył delikatnie animag.

Harry utrudzenie kiwnął głową, zanim ponownie westchnął:

- To dobra strona tej sprawy.

- A jaka jest zła? – zapytał cicho Syriusz, obawiając się, że Harry ponownie straci nad sobą panowanie, gdy tylko zbytnio podniesie ton głosu.

- Praktycznie nie będę mógł widywać się z przyjaciółmi, nie będę mógł przekląć śmierciożerców, no i… będę musiał sypiać z tym draniem – wyznał Harry, rumieniąc się lekko.

Całując kręcone, ciemne włosy, Syriusz odparł:

- Cóż, myślę, że możemy podjąć negocjacje co do dwóch pierwszych punktów, ale obawiam się, że nie ma sposobu na obejście ostatniego. Przykro mi.

- Nie twoja wina – wymamrotał Harry, a następnie wyprostował się. – Ale z drugiej strony nie będzie więcej morderstw, a ja nie będę musiał go zabijać, prawda? A co do tej… rzeczy, jakoś dam sobie radę, jak zawsze. Myślę, że warto się na tyle poświęcić dla pokoju, tak?

- Wolałbym żyć podczas wojny, niż oddać cię temu potworowi, ale to tylko moje zdanie, a ja nigdy nie byłem zbytnio wrażliwy, jeśli się nad tym zastanowić – burknął Syriusz, a Harry momentalnie wybuchnął niepohamowanym śmiechem, gdyż w tym momencie jego ojciec chrzestny brzmiał zupełnie jak jego zwierzęcy odpowiednik.

Całując policzek mężczyzny i mamrocząc miękkie „Dzięki!”, wstał i rzekł:

- Pójdę sprowadzić kogoś, kto pomoże nam w negocjacjach. Kogo sugerujesz?

- Lucjusza Malfoya, jeśli potrzebujemy kogoś do przedyskutowania naszych żądań, a skoro on pochodzi ze starej czarodziejskiej rodziny najprawdopodobniej będzie znał prawa i przepisy. I Severusa Snape’a, bo chociaż nie mogę znieść tego tłustowłosego drania, jest piekielnie dobry w tych formalnościach, no i potrzebujemy kogoś, kto reprezentowałby Czarodziejski Świat – odpowiedział Syriusz z lekkim wahaniem. Skinąwszy głową, Harry zniknął w jednym ze znanych mu tajnych przejść.

Chłopak przemierzał wolno korytarz zamku, który od niemal pięciu lat nazywał swoim domem, powoli uporządkowując sobie to, czego przed chwilą się dowiedział. Wojna trwała już od prawie dwóch miesięcy i jak na razie żadna ze stron nie odniosła niczego poza małymi zwycięstwami co jakiś czas. Szpital Św. Munga był zapełniony rannymi ludźmi, a ich przyjaciele i rodzina chcieli wiedzieć, czy mogą czuć się bezpiecznie. W głębi serca Harry wiedział, że traktat, który miał zaakceptować był w gruncie rzeczy dobrym pomysłem, gdyż mógł znieść wojnę i wszelkie związane z nią cierpienia, ale dlaczego to zawsze musiał być on? Dlaczego wszyscy oczekiwali od osoby, która nie skończyła nawet jeszcze szesnastu lat, że rozwiąże wszystkie ich problemy i uratuje świat? I co, do cholery, myślał sobie Voldemort? Gdy szedł tak, pogrążony w rozważaniach i rzucał pod nosem przekleństwa, dotarł w końcu do gargulca strzegącego pomieszczeń Dumbledore’a i z hasłem „Droga mleczna” na ustach był już w drodze do biura dyrektora. Gdy tylko znalazł się na klatce schodowej, która zaczęła prowadzić go na górę, usłyszał gniewne okrzyki i coś, co podejrzanie przypominało dźwięk, jaki wydaje pięść uderzająca o blat stołu.

- Nie możesz na poważnie rozważać pozostawienia tej decyzji chłopcu. On nie jest nawet zdrów na umyśle, na brodę Merlina, ten chłopak rozmawia z psem. I ty chcesz, by to dziecko decydowała za całe społeczeństwo Czarodziejskiego Świata? Moim zdaniem należy jak najszybciej zaakceptować ofertę pokoju, co dobrego może przyjść z obciążania dzieciaka taką decyzją? – z zapałem argumentował Knot.

- Zdajesz się zapominać, ministrze, że to od tego dziecka zależy dotrzymanie warunków kontraktu. I jeśli ten chłopiec postanowi po prostu je złamać, cały układ będzie uznany za nieważny. Oraz że to właśnie dziecko stoi teraz w przejściu, słyszy każde wypowiedziane przez pana słowo i z łatwością może przetransmutować pana w psa, by zrozumiał pan w końcu, że niektóre zwierzęta rozumieją, co się do nich mówi - zauważył Harry ozięble. – Panie Malfoy, profesorze Snape, bylibyście tak mili i towarzyszyli mi w drodze do Wąchacza, byśmy mogli poprowadzić negocjacje dotyczące naszych żądań?

- Nie możemy pozwolić, by po naszej szkole wałęsali się śmierciożercy, to by było… - wybulgotał Knot.

- Czy mogę panu przypomnieć, że jeszcze rok temu zapewniał mnie pan, iż pan Malfoy nie jest zagrożeniem dla społeczeństwa, lecz szanowanym człowiekiem? – przerwał mu Harry, patrząc wprost w oczy Ministra. – W każdym razie mogę zapewnić pana, że pan Malfoy nie będzie stanowił zagrożenia, tak długo, jak jest w tej szkole, czy mam rację?

- Tak, panie Potter, sądzę, że ma pan rację – odpowiedział płynnie Lucjusz Malfoy, podchodząc do drzwi i przytrzymując je dla Snape’a i Harry’ego.

Snape, rzucając Knotowi ostatnie spojrzenie, który to musiał znosić natarczywy wzrok Mistrza Eliksirów odkąd z pomieszczenia zniknął Syriusz, wyszedł z gabinetu, a tuż za nim podążył Harry.

- Mogę spytać, które warunki chciałbyś zmienić? – zapytał Lucjusz Malfoy, pojawiając się u boku chłopca gdy tylko minęli kamiennego gargulca.

- Większość, ale nie sądzę, by szczególnie mi to pomogło, prawda? – odparł Harry. – Zobaczy pan, które zostaną zmienione kiedy tylko tam dotrzemy.

- A gdzie jest „tam”? – parsknął Snape z irytacją.

- Koło biblioteki, w jednej z pustych klas – odpowiedział Harry płasko, pozdrawiając po drodze jeden z mijanych portretów.

- Dlaczego nie osiedliłeś się w którejś z bliższych sal? – zapytał ponownie Mistrz Eliksirów, rzucając karcące spojrzenie Grubej Damie, która ośmieliła się odprowadzić go wzrokiem.

- To wcale nie tak daleko, jeśli idzie się skrótem – odrzekł młodzieniec, prowadząc ich w dół jednymi z ruchomych schodów.

Snape nachmurzył się jeszcze bardziej:

- Dlaczego więc go nie użyjemy?

- Bo jest pan nauczycielem. Nie możemy dopuścić, by znał pan wszystkie tajne przejścia, prawda? Gdzie ukryliby się pana biedni uczniowie? Swoją drogą jesteśmy już na miejscu, może więc pan przestać rzucać mi to spojrzenie, bo i tak nie podziała – odparł Harry, posyłając mu złośliwy uśmieszek.

Gdy weszli do sali Syriusz siedział właśnie ze skrzyżowanymi nogami na podłodze, bazgroląc coś na kontrakcie. Na widok chrześniaka uśmiechnął się uspokajająco i powiedział:

- Hej, podejdź tu, spisałem ci parę rzeczy i przygotowałem kopie kontraktu – wyjaśnił miękko, gdy Harry rozgaszczał się na podłodze.

- Mogę jedną spalić? – zapytał chłopak z nadzieją, ruchem ręki wskazując pozostałym mężczyznom, by także usiedli. Obaj skorzystali z zaproszenia z identycznymi, nachmurzonymi minami, zachowując tak wiele godności, ile da się przy siadaniu na podłodze.

Jego ojciec chrzestny zacmokał i podał im kopie dokumentu.

- Więc możemy się dowiedzieć, jakie zmiany chcesz wprowadzić? – ponownie zapytał Malfoy, cały czas zachowując postawę biznesmena.

- Cóż, po pierwsze chcę się upewnić, że pokój zostanie zapewniony zarówno Światu Czarodziejskiemu jak i mugolskiemu – rozpoczął Harry, starając się odszyfrować bazgroły Syriusza.

- A co i tak moglibyśmy chcieć od świata mugoli? – skomentował Malfoy, ale uczynił stosowną notatkę.

- Po drugie, chcę kontynuować moją edukację w Hogwarcie. Jeśli mimo to on zechce udzielać mi dodatkowych lekcji, nie mam nic przeciwko – cicho wyjaśnił Harry.

Malfoy wymamrotał coś, zanotował uwagi Harry’ego, nie sygnalizując nawet, czy zmiana zostanie zaakceptowana.

- Możesz wykreślić trzeci punkt. Nie chcę, by kupował mi rzeczy. Mam dość własnych pieniędzy –polecił Harry.

śmierciożerca prychnął:

- Chcesz mi powiedzieć, że stać cię na przyzwoite ubrania, ale wolisz chodzić w tych szmatach?

- Gdybym zakupił jakieś nowe ubrania moi krewni i tak by je zabrali - odpowiedział Harry. – Wiem, że nasze sposoby myślenia się różnią, ale naprawdę, część z tych ubrań jest bardzo wygodna. *

Malfoy wymienił zdezorientowane spojrzenia ze Snapem, który wydawał się zastanawiać nad znaczeniem jego słów.

- Poza tym żądam większej liczby wizyt z moimi przyjaciółmi. Co drugi weekend oraz wakacje. Poza tym będą mogli odwiedzać mnie, gdy tylko przyjdzie im taka ochota, pod warunkiem, że przyrzekną nie znieważać was podczas odwiedzin – kontynuował Harry, ignorując reakcje, które wzbudziły jego słowa.

- Muszę to przedyskutować z Czarnym Panem, wydaje mi się, że to trochę zbyt wiele – odrzekł Malfoy.

- Proszę bardzo – zgodził się Harry. – Chciałbym też upewnić się, że żaden ze śmierciożerców mnie nie skrzywdzi oraz że Voldemort nie wyda im rozkazów zranienia mnie, w taki czy inny sposób.

Malfoy gwałtownie podniósł głowę. – Dlaczego miałby kazać nam cię ranić? Będziesz jego mężem, będzie cię chronił!

Przez parę sekund Harry wydawał się być ogłuszony, po czym otrząsnął się i rzekł:

- Świetnie, więc to uściślijmy.

Nieświadomie przytulił się mocniej do Syriusza, wydając się nagle małym i samotnym pośród dorosłych mężczyzn. Syriusz w obrończym geście położył mu rękę na ramieniu i kontynuował:

- Co do naszych warunków kontraktu: nie podoba nam się punkt związany z towarzystwem. Harry to nie jakiś rzadki gatunek zwierzęcia, który można wrzucić do klatki i wyjmować, gdy przyjdzie ci taka ochota. Sugerowałbym, by Harry mógł nie przychodzić do Voldemorta, jeśli ma konkretny powód, dla którego nie chce tego zrobić oraz by mógł zawetować jego polecenia.

- To także będę musiał przedstawić Czarnemu Panu, czy coś jeszcze? – zapytał Malfoy, starając się zachować cierpliwy i uprzejmy ton głosu.

- W zasadzie tak, sądzimy że warunek dotyczący rzucania na was klątw powinien być skorygowany – odrzekł zadowolony z siebie Syriusz.

- A niby dlaczego, jeśli mogę spytać? – zapytał śmierciożerca, wymieniając z Mistrzem Eliksirów zirytowane spojrzenia.

- Cóż, Harry jest czarodziejem, a żaden czarodziej nie może być pozbawiony prawa do używania magii – odparł Syriusz z uśmiechem. – A biorąc pod uwagę, że jest on także synem Jamesa i praktycznie rzecz biorąc jednym z Huncwotów, powinien mieć możliwość robienia wam kawałów.

- Nie jestem w stanie pojąć twojej logiki, ale dobrze, to też przedyskutuję. Czy to był ostatni punkt? – zapytał Malfoy.

- Nie – odrzekł Harry, prostując się. – Mam jeszcze jedno żądanie: chcę, by Peter Pettigrew został przetransportowany do Ministerstwa Magii z pełną spowiedzią na swoich ustach!

- Zobaczę, co da się zrobić – obiecał Malfoy, z uśmiechem błąkającym się na wargach. – Nie znoszę tego szczura!

Harry odwzajemnił mu się szczerym uśmiechem.

- To już chyba wszystko, chyba że Snape chce coś dodać – powiedział Syriusz, przeglądając papiery.

- Sądzę, że jest to do przyjęcia, zwłaszcza, że Minister chciał zaakceptować już pierwszą wersję. Sądzę więc, że skończyliśmy – odparł Mistrz Eliksirów.

- Myślę, że dokument będzie w pełni gotowy za dwa dni, chyba że będziemy musieli ponownie przedyskutować któryś z punktów kontraktu – odrzekł Malfoy, wstając i otrzepując szaty. – Panie Potter, do zobaczenia wkrótce! – Ujął rękę Harry’ego i ucałował jej zewnętrzną stronę.

Harry spłonął delikatnym rumieńcem, ale skinął głową z uznaniem, zanim ponownie nie znalazł się w ramionach Syriusza.

- Jak sądzisz, możemy już uznać to za noc? – zapytał Syriusz delikatnie. – Chcesz dzisiaj spać w moich komnatach?

- Zaniesiesz mnie? – poprosił Harry, ponownie wyglądając na tak kruchego i zagubionego, że Syriusz nie mógłby odmówić, nawet gdyby chciał.

- Jasne, kochanie. – Wziął go w ramiona, rzucając Snape'owi ostatnie wyzywające spojrzenie, które nie pozostało bez odpowiedzi ze strony Mistrza Eliksirów, i zaniósł chłopaka do swoich komnat, które dzielił z Remusem Lupinem. Po drodze Harry zapadł w sen.

 

Rozdział II. Negocjacje

 

 

Syriusz obserwował swojego chrześniaka, który leżał na sofie, pogrążony we śnie. Niepokoił się o niego. I nie chodziło tu tylko o kontrakt i zmiany, które będzie ze sobą niósł. Wyglądał blado, już od chwili, gdy sprowadzili go do Hogwartu od mugoli. Jego krewni zachowywali się nadzwyczaj dziwnie i grubiańsko, ale prawdopodobnie można było zwalić to na karb ich mugolstwa. Poza tym chłopak gwałtownie skrzywił się, gdy Remus po raz pierwszy dotknął jego pleców tego popołudnia. No i był zdecydowanie chudszy.

- O czym myślisz, Łapo? – dobiegł go cichy głos jego przyjaciela i kochanka, Remusa Lupina, który owinął swoje ręce wokół torsu mężczyzny. – Chyba czymś się martwisz.

- W tym problem, że masz rację. Wiesz w ogóle, o co w tym wszystkim chodzi? – westchnął Syriusz.

- Minerwa powiedziała mi, gdy byłeś zajęty rozmową z Malfoyem i Severusem. – Remus zerknął przyjacielowi przez ramię, obserwując spokojny kształt na sofie. – Naprawdę wiele od niego oczekują, a przecież jeszcze nie ma nawet szesnastu lat.

- Nienawidzę świadomości, że nie ma innego wyboru – warknął Syriusz, wpatrując się w ciemność za oknem.

- Zawsze może odmówić – wtrącił miękko wilkołak, całując Syriusza w czubek nosa, by ponownie przyciągnąć jego uwagę.

Syriusz wydał z siebie zduszone prychnięcie:

- Dobrze wiesz, że nigdy nie pozwoli im kontynuować walk, jeśli może to wszystko przerwać bez posuwania się do morderstwa. Poświęci siebie dla wyższego dobra! O to właśnie chodzi, by chłopak nie miał żadnego wyboru!

Zamyślony Remus poprowadził Syriusza do kuchni, powstrzymując go od obudzenia Harry’ego.

- Możemy mu jakoś pomóc? – zapytał Łapa, posyłając drugiemu mężczyźnie błagalne spojrzenie. – Czy jest sposób, by mu to chociaż jakoś ułatwić?

- Możemy go wspierać! – odpowiedział Remus bez wahania. – Być mu podporą, gdy będzie potrzebował naszej pomocy. A czy jest jeszcze coś? Obawiam się, że nic więcej nie możemy zrobić. Prześpijmy się teraz trochę, dobrze?

Syriusz pokiwał głową, upił ostatni łyk herbaty i podążył za Remusem do sypialni, po drodze całując Harry’ego na dobranoc.

 

***

 

 

Gdy Hogwart, wraz ze swoimi mieszkańcami zapadał w sen, Lucjusz Malfoy i Rudolf Lestrange podążali właśnie do Czarnego Pana, który czekał niecierpliwie na powrót swoich sług.

Pokój pogrążony był w cieniu, oświetlony jedynie dogasającym ogniem w palenisku i magiczną pochodnią, umieszczoną obok drzwi. W ciemnościach trudno było dostrzec meble i ściany.

W pobliżu kominka leżał wąż, a w kącie stał prawie niezauważalny skrzat domowy, cierpliwie czekający, aż jego Pan się oddali, a on będzie mógł wziąć się za sprzątanie.

Lucjusz Malfoy z oddaniem zbliżył się do fotela, na którym spoczywał jego Pan, i podczas gdy jego towarzysz skłonił się w ciszy, rzekł:

- Panie, powróciliśmy właśnie z Hogwartu, przynosząc wieści o chłopcu, którego wkrótce masz poślubić.

- Zgaduję więc, że przyjęli moją ofertę? – z ponurym rozbawieniem zapytał czarnoksiężnik.

Malfoy pozwolił sobie na drobny wzgardliwy uśmieszek, zanim odrzekł:

- Knot chciał zgodzić się do razu, ale Potter zasugerował kilka modyfikacji.

- Jak zareagował Potter? – zapytał Czarny Pan, hamując skwapliwość.

- Najpierw nie chciał w to uwierzyć, potem zaczął krzyczeć i demolować gabinet dyrektora przypadkowymi zaklęciami, następnie skonsultował się ze swoim ojcem chrzestnym i obraził Knota – odpowiedział Lestrange monotonnym głosem.

- Znieważył ministra? – zapytał Voldemort. – Dlaczego miałby to robić?

Lucjusz zaczął opowiadać całe zajście, z drobną pomocą drugiego śmierciożercy. Gdy doszli do tematu negocjacji, podali Czarnemu Panu skorygowany kontrakt.

- Niezbyt skromny, prawda? – skomentował Voldemort, gdy zapoznał się z dokumentem. – Nie sądzę, bym miał zaakceptować jego warunki.

- Myślę, że większość z nich wymyślił Black, Potter nie wydawał się być nimi szczególnie zainteresowany. Jego jedynym żądaniem było wysłanie Pettigrew do Ministerstwa Magii – zrelacjonował Malfoy.

- W takim razie musimy zorganizować kolejne spotkanie, by omówić dalsze warunki kontraktu – zaproponował Voldemort, chociaż oczywiście nie było mowy, by jego sugestia została odrzucona. Dwaj słudzy ulegle pokiwali głowami. – Swoją drogą, gdzie jest Severus? Nakazałem mu przybyć z wami.

- Prosił o wybaczenie, ale Dumbledore chciał pomówić z nim o wywarze tojadowym, który miał sporządzić dla tego wilkołaka. A skoro złożyliśmy ofertę pokoju, nie mógł urwać się szybciej pod pretekstem „szpiegowania” nas – wyjaśnił Lestrange z drobnym ukłonem, w tym samym momencie, gdy do pokoju wszedł mężczyzna, o którym właśnie rozmawiali, również się kłaniając.

- Chcesz donieść mi o czymś nowym? – zapytał Czarny Pan.

- Panie, wygląda na to, że chłopak nie jest już związany z Dumbledorem tak, jak dotychczas. Kompletnie zignorował fakt, że mieliby stanąć po przeciwnych stronach – odpowiedział Mistrz Eliksirów.

- W rzeczy samej, tak się właśnie stanie – odrzekł Czarny Pan, a następnie odprawił swoje sługi z nakazem zorganizowania spotkania i zdobycia kolejnych informacji o Potterze.

Już od prawie roku pożądał tego chłopca. Od czasu gdy zobaczył jego moc, zaradność i inne rzeczy, które jej towarzyszyły… Sposób, w jaki popatrzył na niego, wtedy, na cmentarzu, w pełni świadomy, że zaraz umrze, ale nieskory do poddania się niezmiernie go zafascynował. Obiecał sobie, że będzie miał tego chłopaka. Wstrzymanie wojny nie było wielkim poświęceniem, ostatecznie i tak nie odnosili większych sukcesów. Jedynie żałował utraty powszechnego przerażenia, które wywoływała wśród Czarodziejskiego Świata myśl, że może nagle pojawić się na ich ganku. Dotychczas sprawiało mu to złośliwą uciechę. Duży wpływ na jego decyzję miał także fakt, że odbierze Dumbledorowi jego skarb, jego fatum, jego broń, jego jedyny element, który zawsze świadczył na korzyść Jasnej Strony. To wszystko miało być teraz jego. Wcale nie był przesadnie optymistyczny – nazywał to realizmem, w końcu zawsze otrzymywał to, co chciał. Pragnął być w Slytherinie – był w Slytherinie; pragnął być najlepszym uczniem – był najlepszym uczniem; pragnął odkryć i otworzyć Komnatę Tajemnic – odkrył i otworzył Komnatę Tajemnic; pragnął zostać prefektem – uczyniono go prefektem; pragnął mieć nowe ciało – otrzymał nowe ciało, które niedawno udoskonalił za pomocą eliksiru Severusa; pragnął pozbyć się Potterów – cóż… to można wykreślić, ale prawie zawsze otrzymywał to, co chciał. I tym razem także nie będzie inaczej. Pełen takich pokrzepiających myśli podniósł się, wysyczał pożegnanie do Nagini i udał się do swoich komnat.

 

***

 

 

Gdy tylko Syriusz i Remus zniknęli za drzwiami swojej sypialni, Harry ponownie otworzył oczy i podszedł do jednego z okien z widokiem na jezioro. Nienawidził udawać przed swoim ojcem chrzestnym. Uważał, że jest to równoznaczne z kłamstwem, jednak nie chciał też obciążać go swoimi problemami. Ostatnio Syriusz wydawał się być naprawdę szczęśliwy, a to nie zdarzało się często. Jasno świecące gwiazdy odbijały się na niewzruszonej tafli jeziora, co sprawiało wrażenie, jak gdyby znajdywało się tam drugie niebo. Zakazany Las także wyglądał nadzwyczaj cicho i spokojnie, chociaż Harry doskonale wiedział, że w rzeczywistości był niebezpieczny i zdziczały. Chatka Hagrida, choć w tym momencie niezamieszkana (jej właściciel udał się z wizytą do Beauxbatons), wydawała się wyjęta wprost z mugolskiej bajki.

Dlaczego? To właśnie pytanie wciąż i wciąż do niego wracało, a on nie potrafił udzielić na nie odpowiedzi. Z takim natłokiem myśli nie mógłby zasnąć, nawet gdyby chciał. Ale to nie był problem, i tak nie lubił spania. Problemem za to był powód, dla którego tak nie lubił zapadać w sen – koszmary. Harry nie był już nawet w stanie przypomnieć sobie nocy, w której nie obudziłby się, krzycząc i rzucając się na łóżku. Dlatego właśnie postanowił nie pozwalać sobie na sen. Istotne było też to, że dzięki temu nigdy nie pozostawał całkowicie bezbronny. Chociaż oczywiście w Hogwarcie nie trzeba było martwić się o bezpieczeństwo, mając pod nosem Dumbledore’a i jego wspaniałe zaklęcia obronne. Fakt, że nawet jego wewnętrzny głos brzmiał ironicznie i gorzko był nieco niepokojący. Ochrona dyrektora nie pomogła mu w tym roku, w zeszłym zresztą też nie…

„Lepiej o tym nie myśl”, nakazał sobie i postanowił wyjść na nocny spacer, skoro spanie i tak nie wchodziło w grę. Cicho wyszedł z pokoju i, używając jednego ze znanych mu skrótów, udał się do frontowych drzwi, skąd pomaszerował w stronę Zakazanego Lasu. Prawda, był on niebezpieczny i zdziczały, ale nie dla Harry’ego Pottera. Większość zwierząt, stworów i duchów i tak była po jego stronie. Teraz zaś miał zamiar spotkać się z jednym z jednorożców lub centaurów, który zapewni mu taką ochronę, że będzie mógł czuć się bardziej niż bezpiecznie.

- Cześć Niveusie – przywitał się Harry, uśmiechając się delikatnie, gdy nos jednorożca dotknął jego brzucha. – To był ciężki dzień! – oznajmił, wdrapując się na srebrny grzbiet.

 

***

 

 

- Gdzieś ty był? – ostrym głosem zapytał Minister, który najwyraźniej w pełni doszedł do zdrowia po wczorajszym szoku. Teraz zaś podjął postanowienie, by zastąpić swoją opryskliwą postawę jeszcze bardziej opryskliwą postawą.

Harry zamknął drzwi od biura Dumbledore’a i razem z Syriuszem uniósł brew, wspaniale naśladując grymas Snape’a.

– Byłem na przejażdżce. A z tego co wiem, Wąchacz po prostu zaspał.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin