David.Weber.-.Seria.Boga.Wojny.1 - Przysiega.Mieczy.(Seria.Boga.Wojny.1).pdf

(1551 KB) Pobierz
18312506 UNPDF
Kolekcja Fantastyki
Blau Dark'a
David Weber
PRZYSIĘGA MIECZY
Pierwsza Księga
PRZYGÓD BAHZELLA BAHNAKSONA
Opracował do Wersji PDF - Blau Dark 05.12.2007
Kolekcja Fantastyki Blau Darka 2 FANTASY
David Weber – Przygody Bahzella Bahnaksona 01 - Przysięga Mieczy
18312506.001.png
Kolekcja Fantastyki Blau Darka 3 FANTASY
David Weber – Przygody Bahzella Bahnaksona 01 - Przysięga Mieczy
ROZDZIAŁ PIERWSZY
N ie powinien był iść na skróty.
Bahzell Bahnakson uświadomił to sobie w chwili, w której usłyszał dźwięki płynące z czarnego jak atrament
bocznego korytarza. Musiał trzymać się bocznych ścieżek, używanych jedynie przez pałacową służbę – i znacznie
liczniejszych niewolników – jeśli chciał odwiedzić Brandarka bez wiedzy straży, zbyt bowiem rzucał się w oczy,
aby mógł otwarcie wchodzić i wychodzić, nie będąc zauważonym. Nie powinien był jednak ryzykować skrótu
tylko po to, by uniknąć bardziej zdradzieckich tuneli starej twierdzy.
Stał w kiepsko oświetlonym korytarzu, pełnym ciężkiego zapachu z rzadka rozmieszczonych pochodni (drogie
lampy oliwne były oszczędzane dla Churnazha i jego „dworzan"), a jego ruchome, lisie uszy skierowały się w
stronę, z której dochodziły ciche dźwięki. Następnie, rozpoznawszy je, położyły się, on zaś zaklął. To nie jego
sprawa, powiedział sobie, musi się trzymać z dala od kłopotów. Poza tym zdecydowanie nie były to pierwsze
wrzaski, jakie słyszał w Navahk... i na tamte książę z wrogiego Hurgrum również nic nie mógł poradzić.
Ścisnął rękojeść sztyletu, a szczęki zacisnęły mu się ze złością, której nie śmiał pokazywać swym
„gospodarzom". Bahzell nigdy nie uważał się za pruderyjnego, nawet jak na hradani, lecz było to, zanim ojciec
przysłał go tu jako posła. A tak naprawdę jako zakładnika, przyznał ponuro Bahzell. Armia księcia Bahnaka
zmiażdżyła Navahk i jego sojuszników, lecz Hurgrum było tylko pojedynczym miastem-państwem. Brakowało
mu ludzi, by okupować wrogie terytoria, choć wielu wodzów hradani zaniedbałoby własną krainę, starając się
dodać do niej inne.
Bahnak nie był jednak zwyczajnym wodzem. Wiedział, że dopóki żyje Churnazh, nie może być trwałego
pokoju, a mimo to był wystarczająco rozsądny, by zdawać sobie sprawę z tego, co się stanie, jeśli rozproszy swe
siły na drobne garnizony. Żaden z nich nie przetrwałby samotnie. Bahnak mógł pokonać w bitwie Navahk i jego
sprzymierzeńców, lecz żeby ich podbić, potrzebował czasu, by związać ze sobą sojuszników, których
przyciągnęły do niego aktualne zwycięstwa. Zapewnił więc sobie ów czas, wiążąc Churnazha i jego kompanów
siecią obietnic, traktatów, klauzul wzajemnej obrony oraz warunków dodatkowych, z których rozwikłaniem
miałby nawet problem Purpurowy Lord. Pół tuzina podejrzliwych wobec siebie przywódców hradani uznało to
zadanie za zupełnie niemożliwe i by upewnić się, że będą dalej próbować, zamiast uciekać się do bardziej
bezpośrednich (i tradycyjnych) rozwiązań, Bahnak nalegał na wymianę zakładników. Bahzell miał po prostu
pecha, że do Navahk, najpotężniejszego z przeciwników Hurgrum, został przydzielony zakładnik z królewskiej
rodziny Hurgrum.
Bahzell rozumiał, lecz żałował, że nie mógł uniknąć konsekwencji związanych z byciem synem Bahnaka.
Wystarczająco złe było to, iż był Koniokradem, przewyższającym głową i ramionami najroślejszych z plemion
Zakrwawionych Mieczy, natychmiast więc identyfikowanym jako obcy. Co gorsza, miażdżące zwycięstwa
Hurgrum upokorzyły Navahk, co natychmiast uczyniło go znienawidzonym obcym. Mimo to obydwu tych rzeczy
można było się spodziewać, a Bahzell mógłby żyć z nimi, gdyby tylko Navahk nie było rządzone przez księcia
Churnazha, który nie tylko nienawidził księcia Bahnaka (oraz jego syna), lecz pogardzał również nimi jako
zdegenerowanymi, zbytnio ucywilizowanymi słabeuszami. Jego kompani i lizusi małpowali nastawienie swego
księcia i, co było do przewidzenia, każdy współzawodniczył z pozostałymi, by dowieść, że jego wzgarda jest
większa niż innych.
Jak na razie status zakładnika utrzymywał sztylety z dala od pleców Bahzella, a jego własny miecz w pochwie,
lecz żaden hradani nie był tak naprawdę przystosowany do roli dyplomaty, zaś Bahzell zaczął podejrzewać, że on
jest do tego jeszcze mniej przyzwyczajony niż większość innych. W innym miejscu mogłoby być inaczej, lecz
powstrzymywanie się gdy Zakrwawione Miecze ciskają obelgi, za które Koniokrad zapłaciłby krwią, osłabiło mu
nerwy. Zastanawiał się czasami, czy Churnazh nie chce przypadkiem, aby Bahzell stracił kontrolę, czy nie chce
doprowadzić, by Bahzell poddał się Szałowi i w ten sposób uwolnić się od upokarzających traktatów. Czy też
było możliwe, iż Churnazh naprawdę wierzył szydercom, uważającym, że Szał opuścił Hurgrum, pozostawiając
jego wojowników bez ducha? Trudno było być czegokolwiek pewnym, jeśli chodziło o Navahkczyka, lecz te
dwie rzeczy były równie pewne jak śmierć. Nienawidził księcia Bahnaka i pogardzał nim, a jego odraza dla
zmian, jakie Bahnak wprowadził w Hurgrum, była niezmierzona.
To Bahzell jako tako rozumiał, ponieważ on również był hradani. Rozumiał pragnienie walki, straszną, gorącą
żądzę Szału i podzielał pogardę dla słabości. Nie widział jednak zastosowania dla ślepej głupoty i tym, czego nie
mógł zrozumieć, było to, jak Churnazh wciąż może uważać Bahnaka za głupca. Churnazh mógł szydzić z
Hurgrum jako miasta kramarzy, którzy zapomnieli, jak to jest być wojownikami, lecz z pewnością nie sądził, że
Hurgrum wygrało każdą bitwę za pomocą czystego szczęścia!
Jako młodzieniec Bahzell kwestionował oczywiście niektóre z bardziej osobliwych koncepcji swego ojca. Jaki
pożytek mógł mieć wojownik z czytania, pisania czy arytmetyki? Dlaczego przejmować się kupcami,
Kolekcja Fantastyki Blau Darka 4 FANTASY
David Weber – Przygody Bahzella Bahnaksona 01 - Przysięga Mieczy
rzemieślnikami czy tak głupimi rzeczami jak prawa regulujące pożyczki pieniężne lub kwestie własności? Po co
się uczyć, jak utrzymać formację, skoro honor nakazuje szarżować i wykuwać swą chwałę w szeregach wroga? I
– Bahzell uśmiechnął się, przypominając to sobie – jak można kąpać się co tydzień, to przecież może wpłynąć na
zdrowie mężczyzny!
Teraz już jednak tego wszystkiego nie kwestionował. Armia Hurgrum nie pokonała po prostu sił pięciokrotnie
liczniejszych od siebie – ona je wyrżnęła w pień, a niedobitki popędziła w popłochu z pola bitwy, zrobiła to zaś
dlatego, że walczyła jako zdyscyplinowana jednostka. Dlatego, że miała dokładne mapy, a dowódcy
maszerujących szybko oddziałów, a przynajmniej ich adiutanci, mogli czytać przysyłane im przez księcia rozkazy
i przypuszczać skoordynowane ataki na przeciwników. I dlatego, że była jednolicie wyszkolona, jej wojownicy
rzeczywiście utrzymywali formację i byli wyposażeni w broń produkcji własnego miasta, pochodzącą z rąk i
kuźni tych „kramarzy", którymi pogardzał Churnazh.
Była to lekcja, którą potrafili docenić nawet inni Koniokradzi, co wyjaśniało napływ nowych sojuszników, lecz
od ujrzenia Navahk Bahzell dostrzegał jeszcze trwalszą stronę osiągnięć swego ojca. Rodzinne miasto księcia
Bahnaka było w dość kiepskim stanie, zanim doszło do potęgi, lecz Navahk był gorsze niż Hurgrum kiedykolwiek
wcześniej. Dalece gorsze. Były w nim hałaśliwe uliczki zasłane odpadkami, fekaliami i martwymi małymi
zwierzętami, ciężkie od smrodu niemytych ludzi i czających się chorób. Nad wszystkim zaś czuwały chodzące
dumnie jak paw osiłki w kolorach księcia, który podobno miał władać swym ludem, a nie własnoręcznie go łupić!
Wszakże przed wstąpieniem do armii Navahk Churnazh był banitą, który awansował coraz wyżej, aż w końcu
sięgnął po tron. Był on dumny ze swej brutalnej siły, dzięki której dowiódł swego prawa do rządzenia. Siłę
Bahzell mógł docenić, słabość podlegała pogardzie, i mężczyzna wiedział, że jego ojciec nie utrzymałby swojego
tronu, gdyby jego wojownicy choć przez chwilę uznali go za słabeusza. Jednak w oczach Churnazha siła opierała
się na terrorze. Niekończące się wojny sprawiły, że Navahk obawiano się bardziej niż wszelkich innych miast
Zakrwawionych Mieczy, a mimo to sam Navahk czuł przerażenie przed swym władcą... oraz jego pięcioma
synami, jeszcze gorszymi niż on.
Wszystko to wyjaśniało, dlaczego ostatnią rzeczą w której zakładnik z Hurgrum mógłby mieć jakikolwiek
interes, było stanie w tym korytarzu, nasłuchując krzyków, a nawet zastanawiając się nad interwencją. Zresztą
ktokolwiek krzyczał, był to tylko kolejny Zakrwawiony Miecz, zaś, z godnym uwagi wyjątkiem Brandarka, nie
istniał Zakrwawiony Miecz, na którego warto byłoby zmitrężyć czas, by wysłać go do Phrobusa, nie mówiąc już o
ryzykowaniu dla niego własnym życiem. Bahzell powiedział sobie to wszystko z całym pragmatyzmem, na jaki
mógł się zdobyć, po czym zaklął paskudnie i ruszył nieoświetlonym korytarzem.
* * *
Koronny książę Harnak wyszczerzył zęby, kolejny raz wbijając pięść w twarz Farmah. Jej stłumiony kneblem
krzyk był słabszy i dawał mniejszą satysfakcję niż wcześniej, lecz wzmocniona metalem rękawica wycinała
świeże, krwawiące szramy i książę czuł zmysłowy dreszcz potęgi, większy nawet niż wtedy, gdy ją gwałcił.
Pozwolił jej osunąć się na podłogę, pozwolił jej się odczołgać z rękoma związanymi za plecami, po czym kopnął
ją w żebra. Podarta koszula wepchnięta w jej usta stłumiła bulgoczący wrzask, gdy wbił ją butem w kamienną
ścianę, po czym roześmiał się. Suka. Myślała, że jest za dobra dla księcia krwi? W porządku, teraz już się
nauczyła.
Obserwował, jak kobieta zwija się w zmaltretowany kłębek i sycił się jej bezradnym przerażeniem. Gwałt był
jedyną zbrodnią, która mogłaby obrócić przeciwko niemu ludzi jego ojca, lecz nikt nigdy się nie dowie, kto miał
tę zdzirę. Kiedy znajdą jej ciało i ujrzą wszystko, co jej zrobił – w tym to co jej jeszcze zrobi – założą dokładnie
to, czego chciał: że ktoś ogarnięty krwawą furią Szału zarżnął ją jak prosię, a potem...Nagły trzask pękającego
drewna wytrącił go z pożądliwego oczekiwania. Zszokowany książę obrócił się gwałtownie. Zamknięte na klucz
drzwi dawno opuszczonej sypialni były grube, równie krzepkie i dobrze zbudowane, jak zwykły być wszystkie
wrota w Navahk, lecz ich rygiel zniknął po prostu w obłoku drzazg, a same drzwi walnęły w ścianę tak mocno, że
pękł jeden z żelaznych zawiasów. Spanikowany Harnak odskoczył natychmiast do tyłu, a w jego głowie
natychmiast powstały plany wykupienia się lub użycia groźby, by uniknąć konsekwencji odkrycia, lecz wtem jego
oczy rozszerzyły się, gdy ujrzał, kto stoi w progu.Owa rosła sylwetka nie mogła być pomylona z nikim innym.
Harnak warknął z zadowoleniem oraz ulgą, gdy intruz zerknął na nagą, zmaltretowaną dziewczynę skuloną pod
ścianą. Pomimo swej wielkości Bahzell z Hurgrum
nie stanowił zagrożenia. Kwiczący, rzygający tchórz krył się od dwóch lat za swym statusem zakładnika,
przełykając obelgi, na które nie pozwoliłby sobie żaden wojownik – poza tym uzbrojony był jednie w sztylet,
podczas gdy miecz Harnaka leżał w gotowości na gnijącym łóżku. Bahzell nigdy nie podniesie ręki na następcę
tronu Navahk – zwłaszcza jeśli oznaczało to wystawienie pół metra stali przeciwko metrowi! – a nawet gdyby się
ośmielił przekazać opowieść o tym innym, nikt w Navahk nie przedłoży jego słowa nad słowo księcia krwi.
Zwłaszcza jeśli Harnak dopilnuje, by Farmah zniknęła, zanim Koniokrad zdoła wrócić z pomocą. Książę
wyprostował się z automatycznym, pełnym arogancji warknięciem, zbierając się, by kazać intruzowi wyjść, lecz
Kolekcja Fantastyki Blau Darka 5 FANTASY
David Weber – Przygody Bahzella Bahnaksona 01 - Przysięga Mieczy
zanim cokolwiek powiedział, oczy Bahzella znów skierowały się na niego. Było w nich coś, czego Harnak nie
widział nigdy wcześniej. Bahzell nie zatrzymał się w drzwiach.
Żołądek podszedł Harnakowi do gardła. Miał czas, by poczuć nagły przypływ przerażenia i skoczyć
desperacko po miecz. Chwilę potem żelazna klamra zacisnęła mu się na gardle. Wołanie pomocy nie dałoby mu
nic – wybrał to miejsce, by nikt nie słyszał krzyków jego ofiary – nie miał jednak nawet szansy spróbować,
bowiem jego wrzaski przeszły w świszczący gulgot, gdy jego stopy zawisły nad ziemią. Książę wił się i krztusił,
grzmocąc nadgarstek Bahzella odzianymi w rękawice pięściami, kiedy druga dłoń – jak nabijany kolcami
buzdygan – uderzyła go w brzuch.
Harnak wrzasnął, gdy pękły mu trzy żebra. Dźwięk ten był słaby oraz przyduszony... i nie umywał się nawet
do odgłosu, jaki wydał z siebie, gdy grube jak pień drzewa kolano wbiło mu się pomiędzy nogi. Cały świat
zniknął w bólu tak wielkim, że książę ledwo zauważył buzdygan znów uderzający w jego brzuch. A później znów
i jeszcze raz. Zachował jednak wystarczająco świadomości, by zdawać sobie sprawę, co się dzieje, gdy Bahzell
puścił w końcu jego gardło. Dusząca dłoń zacisnęła się teraz na jego karku. Druga chwyciła go za pas
i koronny książę Harnak z Navahk wrzasnął z przerażenia. Sekundę później walnął twarzą w ścianę brudnej
komnaty, a siła uderzenia uciszyła go na dobre.
Osunął się w dół po kamieniach, znacząc je czerwienią, a Bahzell warknął i ruszył do przodu, by dokończyć,
co zaczął. Mięśnie Koniokrada drżały, gdy szalała w nich furia, lecz wciąż pozostawał w nim błysk poczytalności,
dzięki któremu Bahzell zmusił się, by się zatrzymać. Mężczyzna zamknął oczy i odetchnął głęboko, walcząc z
czerwoną mgiełką przed oczyma. Nie było to łatwe, lecz zabójcze szaleństwo zelżało, nie przechodząc w Szał, i
mógł się otrząsnąć. Otworzył z powrotem oczy i spojrzał w dół, krzywiąc się na widok knykci, które rozbił na
nabijanej metalem skórzni przeciwnika, po czym odwrócił się do ofiary Harnaka.
Dziewczyna odsunęła się gwałtownie z przerażeniem, zbyt zmaltretowana i pobita, by zdawać sobie sprawę, że
to nie Harnak, lecz poczuła delikatność jego dotyku i zaszlochała.
– Już dobrze, dziewczyno. Dobrze – wymruczał z gorzką świadomością, jak bezużyteczne były te kojące
dźwięki. Jej szalone szamotanie zelżało. Otworzyła jedno oko, spoglądając na niego bojaźliwie, drugie było
bowiem obrzęknięte, a policzek pod nim wyraźnie pęknięty.
Dotknął delikatnie jej włosów i poczuł nowy napływ wściekłości, gdy dostrzegł ranę oraz rozpoznał
zakrwawioną twarz Farmah. Któż poza Harnakiem – albo jego braćmi – mógłby zgwałcić dziewczynę
przebywającą rzekomo pod protekcją jego własnego ojca?
Podniósł ją i posępna nienawiść wypełniła jego oczy na odgłos jęku, jaki wydała z siebie, gdy poruszyły się
złamane żebra. Dziewczyna miała związane z tyłu ręce i na nowo zalała go odraza, gdy przypomniał sobie
przechwałki Harnaka o odwadze i śmiałości. Wyglądało na to, że odwaga wymagała, by „wojownik" związał
nastoletnią dziewczynę, dwa razy mniejszą od siebie, aby upewnić się, że będzie bezbronna, gdy będzie ją gwałcił
i bił!
Podniósł ją do pozycji siedzącej na zniszczonej, stojącej pod ścianą skrzyni. Skrzynia była brudna, lecz nie
było tu żadnego innego mebla poza łóżkiem, na którym gwałcił ją Harnak. Zadrżała ze strachu i bólu, lecz mimo
to nachyliła się do przodu, by mu pomóc, gdy przecinał sznur, który przeciął jej nadgarstki do żywego ciała. W
zdrowym oku błysnęły powracające zmysły.
– Dziękuję ci, panie – wyszeptała. – Dziękuję ci!
Podniosła dłoń i ze zdumiewającą siłą ścisnęła jego nadgarstek. A może jednak nie zdumiewającą, bowiem ona
również była hradani, aczkolwiek szczupłą i delikatną w porównaniu z Bahzellem.
– Cicho, dziewczyno. Nie dziękuj mi – burknął Bahzell i w nagłym przypływie wstydu odwrócił wzrok od jej
nagości. Dostrzegł odrzucony płaszcz Harnaka i podniósł go, unikając jej wzroku, gdy go jej podawał, a odgłos
jaki wydała z siebie, biorąc go, był czymś pomiędzy szlochem bólu oraz wstydu i dziwnym odcieniem śmiechu.
To wykrzesało w Bahzellu nowe iskry furii. Poświęcił kilka chwil, by odzyskać nad sobą kontrolę, gdy odrywał
kawałek materiału z niezbyt czystej koszuli Harnaka i owijał go wokół krwawiących knykci, lecz to niewiele
pomogło, a gdy spojrzał na Harnaka, dłoń znów zaczęła mu sunąć w kierunku sztyletu. Gwałt. Jedyna zbrodnia
której nie mógł wytłumaczyć nawet Szał, nawet w Navahk. Kobiety hradani musiały wystarczająco dużo znosić i
były zbyt cenne, by je tak wykorzystywać, bowiem tylko one były odporne na Szał, były strażniczkami tej
odrobiny stabilności, której mogła się trzymać większość plemion hradani.
– Musiała cię przysłać Lillinara – zlewające się ze sobą słowa Farmah znów spowodowały, że położył po sobie
uszy i wykonał natychmiast instynktowny gest żegnania się. Dziewczyna skuliła się pod płaszczem Harnaka,
wstrząśnięta bólem i jego reakcją, a za pomocą skrawka swego podartego odzienia otarła krew płynącą jej z nosa i
pękniętych warg.
– Nie życz mi złego losu, dziewczyno. Mieszanie się w sprawy bogów nie może dać nic dobrego, a to w sieci
Phrobusa się teraz znajdujemy, oboje – mruknął, a Farmah pokiwała ze zrozumieniem głową.
Poglądy hradani na sprawiedliwość były surowe. Musiało tak być u ludu dotkniętego przez Szał, a powszechną
Zgłoś jeśli naruszono regulamin