Janicki Jerzy - Polskie drogi.pdf

(1102 KB) Pobierz
1069531915.001.png
JERZY JANICKI
POLSKIE DROGI
OD WYDAWCY
Przekazujemy do rąk Czytelnika tekst opowieści filmowej „Polskie drogi”.
Tytuł ten kojarzy się oczywiście ze znanym serialem telewizyjnym, dlatego
Czytelnikowi należy się kilka słów wyjaśnienia.
„Polskie drogi”, zwłaszcza jako serial, są jedną z prób ukazania możliwie szerokiej
panoramy wojennego losu narodu; mówią o strasznych latach okupacji, okrutnych, ale i
pełnych chwały dniach, o których pamięć trwa i pozostanie w świadomości pokoleń. Obraz
filmowy, z natury rzeczy ulotny, wspieramy więc zapisem drukowanym, po który zawsze
można sięgnąć na półkę nie tylko po to, by porównać z filmem (chociaż konfrontowanie
zapisu filmowego z tym, co powstaje w wyobraźni czytelnika, jest zawsze interesujące), lecz
aby głębiej zastanowić się nad losami bohaterów, symbolizujących dzieje wielu milionów
Polaków.
Polskie drogi to nie tylko pojęcie geograficzne określające wszystkie te miejsca, w
których Polacy uczyli się okrutnej lekcji, jaką zadała nam wówczas historia: lekcji
patriotyzmu, uporu, polskości i siły przetrwania.
Chodzi tu również o drogi, którymi podążała myśl wolna, poszukująca wśród wielu
ideowych ścieżek tego najwłaściwszego gościńca, który doprowadzić miał do Polski
prawdziwie wolnej.
Podobnie jak w filmie, tak i w tej książce nie ma wielkich bitew, brawurowych akcji,
bohaterów nieustraszonych i wychodzących cało z najgroźniejszych opresji. Jest to bowiem
nie opis przygód, lecz zwykłego życia, w niezwykłym za to czasie; nie historia, lecz kronika
losów zwykłych ludzi, których utarło się nazywać szarymi, ludzi z ulicy, ogonka, tramwaju:
dozorców, kolejarzy, szmuglerów, uczniów; ludzi bez oficerskich stopni i odznaczeń, ale
właśnie tych, na których spoczywał ciężar przetrwania.
Podobnie jak sam serial - nie będąc w stanie pokazać wszystkich grup, ugrupowań i
środowisk - jest tylko skrótowym odbiciem okupacyjnego życia, tak z kolei książka stanowi, z
konieczności, pewną kwintesencję tego, co zawierał film. Nie spotkamy na następnych
stronach niektórych wątków opowiadających o walce i akcjach tych ugrupowań politycznych,
które wniosły ogromny wkład w dzieło podziemnego życia, lecz z którymi główny bohater
mijał się na swej drodze, zrazu wskutek zbiegu okoliczności, później - świadomie. Droga
Władysława Niwińskiego - jednego z wielu - to podstawowy motyw tej opowieści, i w
książkowej, skróconej wersji podporządkowano ciąg narracji głównie jego osobie.
Książka nie jest bowiem ani wiernym tekstem scenariusza, ani też jego adaptacją, lecz
obszerną opowieścią filmową, toteż trudno stosować do niej kryteria, które zwykło się
przykładać do w pełni rozwiniętej fabularnej powieści. Opowieść filmowa nie narusza w
niczym losów głównego bohatera, z konieczności jednak pomija niektóre wątki, a co za tym
idzie - niektóre postacie występujące w serialu. W filmie spełniały one rolę uzupełniającą tło
wydarzeń, w książce - jak się nam wydaje - kierowałyby narrację w stronę zbyt
drobiazgowych obserwacji. Wystarczy powiedzieć, że opis czterech lat wojny, które są
tematem filmu, zajął Autorowi dokładnie tyle samo lat pracy nad scenariuszem i dialogami,
czego plonem było prawie dwa tysiące stron maszynopisu, a później szesnaście i pół godziny
telewizyjnej emisji.
Wydanie „Polskich dróg” w ścisłym związku z serialem jest pewnym eksperymentem
ze strony wydawcy. Pragniemy, aby Czytelnicy, którzy śledzą losy bohaterów na ekranie,
mogli zawrzeć z nimi bliższą, a może i głębszą znajomość na zadrukowanych kartach książki.
Mamy zamiar tego rodzaju inicjatywy wydawnicze kontynuować w przyszłości, dlatego
będziemy wdzięczni za wszelkie listowne uwagi Czytelników na temat tego rodzaju
edytorskiego przedsięwzięcia.
MISJA SPECJALNA
Mijał czternasty dzień wojny. W ciągu tych czternastu dni z plutonu, którym dowodził
podchorąży Władysław Niwiński, pozostało siedmiu strzelców; z pułku, do którego ten pluton
należał - nie pozostało nic.
Brakowało łączności, brakowało paliwa do aut, które zepchnięto do rowów, by nie
tamowały rzeki uchodźców, brakowało map, brakowało snu strzelcom, obroku koniom,
bandaży rannym...
A jednak kiedy żołnierze z plutonu, nasyciwszy oczy widokiem płonących wiosek,
nieba sypiącego bombami, gościńca zasłanego trupami ludzi i wrakami pojazdów, przenosili
pytające spojrzenie na swego młodego dowódcę, Niwiński odpowiadał niezmiennie, że
chwilowe niepowodzenia zdarzają się na każdej wojnie, więc i ta nie może być wyjątkiem.
Wierzył w to święcie. Nie on jeden, bo nikt jeszcze wtedy nie wiedział, jaka naprawdę będzie
ta dopiero co rozpoczęta wojna.
Niwiński znał wojnę z podręczników historii, z mglistych i trochę nudnych
wspomnień ojca, który tę historię wykładał w gimnazjum jemu i jego kolegom.
Ale i inni, dla których ta wojna była już drugą z kolei, przykładali do niej miarki i
stereotypy jej poprzedniczki. Ludzie lękali się więc gazów trujących, ufali w bezpieczeństwo
okopów, wierzyli, że wysadzony most powstrzyma nacierających. Niemcy byli naturalnymi
wrogami i, oczywiście, należało się lękać ich bezwzględności, ale były to wciąż jeszcze
pojęcia uformowane przez wiedzę o wozie Drzymały. Wciąż jeszcze pokutowało
przekonanie, że lojalność, przyrzeczenia i podpisane dokumenty coś znaczą.
Ufano więc w konwencje chroniące jeńców, w Czerwony Krzyż osłaniający rannych,
w nietykalność ludności cywilnej...
Jeden tylko człowiek w plutonie, kapral Leon Kuraś, myślał o tym wszystkim
Zgłoś jeśli naruszono regulamin