Roberts Nora - dotyk śmierci.pdf

(890 KB) Pobierz
J
J.D. ROBB
DOTYK ŚMIERCI
Grać każąc z woli przeznaczenia sztukę,
Do której przeszłość była li prologiem.
William Shakespeare
przeł. Władysław Tarnawski
Przemoc jest amerykańska jak placek
z wiśniami.
Rap (Hubrtr Gerold) Brown
1
O budziła się w ciemności. Przez szpary w okiennych żaluzjach sączył się szary świt, rzucając ukośne
cienie na łóżko. Miała wrażenie, że znajduje się w więziennej celi.
Przez chwilę po prostu leżała, drżąca, uwięziona, próbując otrząsnąć się ze snu. Po dziesięciu latach
służby wciąż miewała koszmarne sny.
Sześć godzin wcześniej zabiła człowieka, patrzyła, jak śmierć przesłania mu oczy mgłą. Nie po raz
pierwszy użyła broni i nie po raz pierwszy majaczyły jej się koszmary. Nauczyła się akceptować
swoje czyny i ich konsekwencje.
Prześladował ją obraz dziecka. Dziecka, którego nie zdążyła uratować. Dziecka, którego rozpaczliwe
wołanie powracało w snach echem jej własnego krzyku.
I ta krew, pomyślała, ocierając pot z czoła. Taka mała dziewczynka, a miała w sobie tak dużo krwi.
Jednak wiedziała, że koniecznie musi odpędzić od siebie to wspomnienie.
Zgodnie z obowiązującą w wydziale procedurą Ewa przez cały ranek będzie poddawana testom.
Wymagano, by każdy policjant, który zabił człowieka, przeszedł badania psychiatryczne i psycho-
techniczne, zanim podejmie na nowo swe obowiązki. Ewę trochę irytowały te testy.
Wyjdzie zwycięsko z tej próby, tak samo jak z poprzednich.
Kiedy wstała, refleksy światła przesunęły się automatycznie w dół, oświetlając jej drogę do łazienki.
Skrzywiła się, widząc swe odbicie w lustrze. Oczy miała zapuchnięte z braku snu, a twarz prawie tak
samo bladą jak ciała, które przekazała lekarzowi sądowemu.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, weszła pod prysznic, ziewając.
- Odkręć na full - powiedziała i przesunęła się tak, by strumień wody padał prosto na jej twarz.
Pozwoliła, by łazienka wypełniła się parą, po czym namydliła ciało, przebiegając myślą wydarzenia
ostatniej nocy. Testy miały się rozpocząć dopiero o dziewiątej, więc następne trzy godziny wykorzysta
na uspokojenie nerwów i całkowite uwolnienie się od koszmarnego snu.
Wątpliwości i wyrzuty sumienia były często wykrywane, a to mogło oznaczać powtórną i bardziej
intensywną sesję z maszynami i obsługującymi je technikami o sowich oczach.
Nie miała zamiaru być poza wydziałem dłużej niż dwadzieścia cztery godziny.
Założywszy szlafrok, poszła do kuchni i zaprogramowała swego automatycznego kuchmistrza na
czarną kawę i lekko opieczoną grzankę. Zza okna dochodził głośny warkot samolotów wiozących
pierwszych pracowników do biur, ostatnich do domów. Wiele lat temu wybrała to mieszkanie,
ponieważ wiodła nad nim trasa powietrzna, a ona lubiła hałas i widok zapchanego samolotami nieba.
Ziewnąwszy ponownie, wyjrzała przez okno i powiodła wzrokiem za starym latającym autobusem, z
grzechotem przewożącym robotników, którzy nie mieli tyle szczęścia, by pracować w mieście czy też
korzystać z połączeń miejscowych.
Wywołała na monitorze “New York Timesa" i przebiegła wzrokiem nagłówki, czekając, aż
podrabiana kofeina pobudzi jej system nerwowy. Automatyczny kuchmistrz znowu przypalił tosta, ale
i tak go zjadła, myśląc bez przekonania, że powinna wymienić zepsutą część.
Marszczyła czoło czytając artykuł o pladze droidalnych cocker spanieli, kiedy zamigotało telełącze.
Ewa przełączyła się na odbiór i zobaczyła na ekranie twarz swego dowódcy.
- Panie komendancie.
- Poruczniku. - Kiwnął jej dziarsko głową zauważając, że wciąż ma mokre włosy i zaspane oczy. -
Wypadek przy Dwudziestej Siódmej West Broadway, osiemnaste piętro. Obejmujesz sprawę. Ewa
zdziwiła się.
- Jeszcze nie przeszłam testów. Denat zginaj o dwudziestej drugiej trzydzieści pięć.
- Ta sprawa ma pierwszeństwo — powiedział stanowczo. - Jadąc na miejsce wypadku, proszę wziąć
swoją odznakę oraz broń. Kod Piąty, poruczniku.
- Tak jest. - Gdy jego twarz zniknęła z ekranu, Ewa odsunęła się od komputera. Kod Piąty oznaczał,
że ma meldować się bezpośrednio u swego przełożonego, że nie będzie jawnych raportów między-
wydziałowych ani współpracy z prasą.
Co w istocie znaczyło, że dano jej wolną rękę.
N a Broadwayu panował tłok i zgiełk, niczym na przyjęciu, którego nigdy nie opuszają hałaśliwi
goście. Ulice i chodniki były zapchane ludźmi i pojazdami. Pamiętała z dawnych czasów, kiedy
439700583.001.png
pełniła jeszcze służbę patrolową, że w tej okolicy często dochodziło do wypadków samochodowych
oraz potrąceń turystów, którzy byli zbyt zaabsorbowani gapieniem się na to uliczne widowisko, by w
porę zejść z jezdni.
Nawet o tak wczesnej godzinie unosiła się para z zainstalowanych na stałe budek i przenośnych
straganów z jedzeniem, które przewalającym się tłumom oferowały wszystko od makaronu ryżowego
po hot dogi z soi. Musiała skręcić w bok, by ominąć namolnego sprzedawcę smażonych kiełbasek, a
gdy mężczyzna pokazał jej środkowy palec zgięty w wulgarnym geście, uznała to za rzecz zupełnie
naturalną.
Ewa zaparkowała na ulicy, obok innych stojących równolegle do krawężnika samochodów, i
minąwszy mężczyznę, który śmierdział gorzej od swojej butelki z piwem, weszła na chodnik.
Najpierw obejrzała dokładnie budynek, pięćdziesiąt pięter błyszczącego metalu, który wbijał się w
niebo ze swej betonowej podstawy. Zanim dotarła do wejścia, zaczepiono ją dwa razy.
Nie była tym zaskoczona, ponieważ tę składającą się z pięciu przecznic część Broadwayu nazywano
pieszczotliwie Pasażem Prostytutek. Błysnęła swoją odznaką umundurowanemu policjantowi, który
pilnował wejścia.
- Porucznik Dallas.
- Tak jest. - Uruchomił komputerową blokadę drzwi, by odstraszyć ciekawskich, po czym
zaprowadził ją do wind. - Osiemnaste piętro - powiedział, gdy drzwi kabiny zamknęły się za nimi.
- Proszę wprowadzić mnie w sprawę. - Ewa włączyła magnetofon i czekała.
- Nie byłem pierwszy na miejscu zbrodni, pani porucznik. To, co wydarzyło się na górze, jest
trzymane w tajemnicy. Obowiązuje Kod Piąty. W mieszkaniu numer osiemnaście zero trzy czeka na
panią oficer.
- Kto zawiadomił nas o zabójstwie?
- Nie dysponuję taką informacją.
Pozostał na swoim miejscu, gdy drzwi windy otworzyły się. Ewa wyszła z kabiny i znalazła się sama
w wąskim korytarzu. Zainstalowane ze względów bezpieczeństwa kamery były skierowane prosto na
nią; niemal bezszelestnie przeszła po wytartym puchowym dywanie do aprtamentu 1803. Nie
zawracając sobie głowy pukaniem, oznajmiła głośno swoje przybycie, po czym podsunęła odznakę
pod oko kamery i poczekała, aż drzwi się otworzą.
- Dallas.
- Feeney. - Uśmiechnęła się zadowolona z widoku znajomej twarzy. Ryan Feeney był jej starym
przyjacielem i eks-partnerem, który zamienił ulicę na biurko i wysoką pozycję w Wydziale
Rozpoznania Elektronicznego. - Więc teraz przysyłają speców od komputerów.
- Chcieli starszego oficera, i to najlepszego. - Uśmiech wykrzywił jego szeroką, pomarszczoną twarz,
ale oczy pozostały poważne. Był małym grubym mężczyzną z małymi grubymi rękami i rudawymi
włosami. - Wyglądasz na wykończoną.
- Miałam ciężką noc.
- Słyszałem. - Z torby, którą zawsze nosił ze sobą, wyjął paczkę ocukrzonych orzechów i poczęstował
nimi Ewę. Przyglądał się jej, próbując ocenić, czy jest przygotowana na to, co zobaczy w sypialni.
Była młodą jak na swoją rangę, zaledwie trzydziestoletnią kobietą o dużych brązowych oczach, które
nigdy nie miały okazji patrzeć na Świat z młodzieńczą naiwnością. Jej jasnobrązowe włosy były
krótko przycięte, raczej dla wygody niż chęci hołdowania modzie, ale pasowały do jej trójkątnej
twarzy o ostro zarysowanych kościach policzkowych i małym dołeczku w policzku.
Była wysoka, długonoga, i choć sprawiała wrażenie szczupłej, Feeney wiedział, że pod skórzaną
kurtką kryje się muskularne ciało. Co więcej, Ewa miała nie tylko muskuły, ale też serce i rozum.
- Czeka cię przykry widok, Dallas.
- Wiem. Kim jest ofiara?
- Sharon DeBlass, wnuczka senatora DeBlassa. Nic jej to nie mówiło.
- Feeney, polityka nie jest moją mocną stroną.
- To dżentelmen z Wirginii, skrajny prawicowiec, wywodzący się ze starego bogatego rodu. Kilka lat
temu jego wnuczka opuściła niespodziewanie dom, przeniosła się do Nowego Jorku i została
'licencjonowaną damą do towarzystwa.
- Była prostytutką. - Dallas rozejrzała się po apartamencie. Został urządzony w natrętnie
nowoczesnym stylu - szkło i chrom, sygnowane hologramy na ścianach, barek w kolorze ostrej
439700583.002.png
czerwieni. Za barkiem wisiała ogromna zasłona wymalowana w zlewające się ze sobą różnorodne
kształty w zimnych pastelowych kolorach.
Schludna jak dziewica, zadumała się Ewa, i zimna jak dziwka, . - Nic dziwnego, biorąc pod uwagę
miejsce, w jakim zdecydowała Się zamieszkać.
- To delikatna sprawa ze względów politycznych. Ofiarą jest dwudziestoczteroletnia biała kobieta.
Umarła w łóżku.
Ewa tylko uniosła brew.
- Wydaje się to dość poetyczne, skoro była kupowana w łóżku. Jak zmarła?
- To kolejny problem. Chcę, żebyś sama zobaczyła.
Gdy przeszli przez pokój, każde z nich wyjęło mały pojemniczek; spryskali sobie dokładnie ręce, by je
natłuścić i nie zostawiać odcisków palców. Na progu sypialni Ewa spryskała też podeszwy butów, nie
chcąc, by przyczepiały się do nich włókna, zabłąkane włosy czy fragmenty naskórka.
Ewa była ostrożna. W normalnych okolicznościach na miejscu zabójstwa byłoby już dwóch innych
oficerów śledczych, rejestrujących dźwięk i robiących zdjęcia. Medycy sądowi czekaliby, jak zwykle
niecierpliwie, żeby zabrać się do roboty. Fakt, że tylko ona i Feeney zostali przydzieleni do tej sprawy,
oznaczał, że musi uważać na każdy swój krok.
- Kamery w hallu, windzie i na korytarzach - zauważyła Ewa.
- Już oznaczyłem dyskietki. - Feeney otworzył drzwi i przepuścił ją przodem.
Nie wyglądało to ładnie. Zdaniem Ewy śmierć rzadko była spokojnym religijnym doznaniem. Na ogół
oznaczała brutalny koniec, który nie miał nic wspólnego ze świętym i grzesznikiem. Ale to, co tutaj
zobaczyła, było szokujące jak teatralna dekoracja, którą zbudowano specjalnie po to, by wywołać
zgorszenie.
Łóżko było ogromne, nakryte gładkimi atłasowymi prześcieradłami w kolorze dojrzałej brzoskwini.
Małe reflektorki rzucały miękkie światło na środek łoża, gdzie w łagodnym zagłębieniu ruchomego
materaca leżała naga kobieta.
Materac falował z nieprzyzwoitym wdziękiem w takt muzyki, która przepływała cicho przez
wezgłowie łóżka.
Kobieta wciąż była piękna; miała profil jak z kamei, kaskadę zmierzwionych, płomiennie rudych
włosów, szmaragdowe oczy, patrzące szklanym wzrokiem na wyłożony lustrami sufit, białe jak mleko
członki, które przypominały obrazy z Jeziora Łabędziego, gdy poruszające się łóżko kołysało nimi
delikatnie.
Teraz nie były ułożone artystycznie, ale rozrzucone zmysłowo, tak że ciało martwej kobiety tworzyło
literę X pośrodku łóżka.
Dziewczyna miała dziurę w czole i w piersi, a jeszcze jeden
makabryczny otwór widniał między jej rozłożonymi udami. Krew obryzgała błyszczące prześcieradła,
wyciekła na łóżko, utworzyła kałużę i zakrzepła.
Poplamiła także polakierowane ściany, które przypominały śmiertelne obrazy nabazgrane przez jakieś
złe dziecko.
Tak ogromna ilość krwi była rzadką rzeczą, a poprzedniej nocy Ewa widziała jej o wiele za dużo, by
patrzeć na to miejsce zbrodni ze spokojem, jakiego by sobie życzyła.
Musiała przełknąć ślinę i zmusić się do wyrzucenia z pamięci obrazu dziecka.
- Masz tę sypialnię na taśmie? -Tak.
- Więc wyłącz to cholerstwo. - Odetchnęła z ulgą, gdy Feeney odnalazł urządzenie sterujące
głośnością i przyciszył muzykę. Łóżko zatrzymało się. - Dziwne rany - mruknęła Ewa, podchodząc
bliżej, by je obejrzeć. - Zbyt kształtne jak na nóż. Zbyt krwawe jak na laser.
- Nagle doznała olśnienia - przypomniała sobie dawne filmy 'szkoleniowe, dawne kasety video,
dawne zbrodnie.
- Rany boskie, Feeney, wyglądają jak rany postrzałowe. Sięgnął do kieszeni i wyjął opieczętowaną
torebkę.
- Ten, kto to zrobił, zostawił nam upominek. - Podał Ewie torebkę. - Taki antyk musi oficjalnie
kosztować osiem, dziesięć tysięcy, a na czarnym rynku dwa razy tyle.
Ewa z zaciekawieniem obróciła rewolwer w ręku.
- Jest ciężki - powiedziała na wpół do siebie. -1 duży.
- Kaliber trzydzieści osiem - odparł. - Pierwszy, jaki widzę poza muzeum. To Smith & Wesson,
model dziesiątka, niebieskoszary.
439700583.003.png
- Popatrzył nań z pewną czułością. - Prawdziwa klasyczna broń, używana przez policję aż do lat
dwudziestych. Przestali ją produkować w dwudziestym drugim czy dwudziestym trzecim, kiedy
wydano zakaz posługiwania się bronią.
- Masz bzika na punkcie historii. - Co tłumaczyło, dlaczego jest teraz z nią. - Wygląda na nowy. -
Powąchała go przez torebkę; poczuła zapach oliwy i spalenizny. - Ktoś bardzo dbał o niego.
Wystrzelił od razu - powiedziała z zadumą, oddając torebkę Feeneyowi. - Brzydka śmierć; w ciągu
mojej dziesięcioletniej służby w wydziale po raz pierwszy spotykam się z tego typu zabójstwem.
- Ja po raz drugi. Jakieś piętnaście lat temu, w Lower East Side, przyjęcie wymknęło się spod kontroli
Facet zabił pięć osób dwudziestką dwójką, zanim zrozumiał, że to nie zabawka. Urządził niezłą jatkę.
- Dowcipniś - mruknęła Ewa. - Sprawdzimy kolekcjonerów broni, zorientujemy się, ilu z nich może
posiadać coś takiego. Któryś z nich mógł zgłosić kradzież.
- Mógł.
- Bardziej prawdopodobne, że został kupiony na czarnym rynku.
- Ewa spojrzała przez ramię na zwłoki. - Jeśli trudniła się tym fachem przez kilka lat, to musi mieć
dyskietki, rejestr swoich klientów, notesy, w których zapisywała daty i miejsca spotkań.
- Zmarszczyła brwi. - Przy Kodzie Piątym będę musiała sama sprawdzić wszystkie adresy. To nie jest
zwykły mord na tle seksualnym - powiedziała z westchnieniem. - Ten, kto to zrobił, dopracował każdy
szczegół. Archaiczna broń, rany zadane tak, jakby przyłożono do ciała linijkę, światła, ułożenie ciała.
Feeney, kto wezwał policję?
-Zabójca. - Poczekał, aż Ewa na niego popatrzy. - Stąd. Zadzwonił na posterunek. Widzisz, że to
urządzenie przy łóżku jest skierowane na jej twarz? Tak to załatwił. Przez video, sam nic nie
powiedział.
- Lubi makabryczne widowiska. - Ewa wypuściła powietrze.
- Inteligentny, arogancki, pewny siebie skurwysyn. Najpierw się z nią kochał. Mogę się założyć o
swoją odznakę. Potem wstał i zrobił to. - Podniosła rękę, wycelowała i obniżając ją, liczyła: - Raz,
dwa, trzy.
- To zimne wyrachowanie - mruknął Feeney.
- Bo on jest wyrachowany. Po zabójstwie wygładza prześcieradła. Widzisz, że nie ma na nich żadnej
zmarszczki? Układa jej ciało, rozchyla nogi, tak by nikt nie miał wątpliwości, jak zarabiała na życie.
Robi to starannie, niemal z linijką w ręku, więc jest idealnie
ułożona. W środku łóżka, ręce i nogi rozłożone pod tym samym kątem. Nie zatrzymuje łóżka,
ponieważ jego falowanie jest częścią widowiska. Zostawia rewolwer, gdyż chce, byśmy od razu
wiedzieli, że nie jest przeciętnym człowiekiem. Ma silnie rozwinięte ego. Nie chce tracić czasu na
czekanie, aż ktoś znajdzie ciało. Pragnie natychmiastowej nagrody.
- Proponowała swoje usługi zarówno mężczyznom, jak i kobietom - zauważył Feeney, ale Ewa
potrząsnęła głową.
- To nie kobieta. Kobieta nie zostawiłaby jej w pozie, w której wygląda zarówno pięknie, jak i
nieprzyzwoicie. Nie, nie sądzę, żeby to zrobiła kobieta. Zobaczmy, co uda nam się tu znaleźć. Czy
wszedłeś już do jej komputera?
- Nie. To twoja sprawa, Dallas. Ja jestem upoważniony tylko do tego, żeby ci asystować.
- Sprawdź, czy możesz się dostać do pliku z nazwiskami jej klientów. - Ewa podeszła do komody i
zaczęła przeglądać uważnie szuflady.
Kosztowny gust, pomyślała. Znalazła parę rzeczy z czystego jedwabiu tak wysokiej klasy, że żadne
podrabiane tkaniny nie mogłyby mu dorównać. Stojące na komódce perfumy były ekskluzywne i
pachniały jak kosztowny seks.
W szufladach panował wzorowy porządek, bielizna była starannie złożona, swetry poukładane w
zależności od koloru i grubości. Szafa wyglądała podobnie.
Nie ulegało wątpliwości, że ofiara kochała stroje, miała pociąg do tego, co najlepsze, i że bardzo dbała
o swoją garderobę.
A umarła nago.
- Prowadziła dokładne zapiski! - krzyknął Feeney. - Wszystko tu jest. Lista jej klientów, spotkań -
włącznie z wymaganymi comiesięcznymi badaniami lekarskimi i cotygodniowymi wizytami w salonie
piękności. Pierwsze załatwiała w Trident Glinie, drugie w Paradise.
- Obie są na topie. Mam koleżankę, która od roku oszczędza, żeby móc spędzić jeden dzień w
Paradise. Niech zakosztuje tam wszystkich przyjemności.
439700583.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin