Apetyt na mężczyznę.pdf

(536 KB) Pobierz
539993407 UNPDF
APETYT NA MĘŻCZYZNĘ
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Edward Cullen nie miał nic przeciwko samej kolacji czy rozmowie
o interesach, która później nastąpiła. Nie przestawał go jedynie niepokoić
sposób, w jaki dziewiętnastoletnia Isabella siedziała i wpatrywała się w
niego.
Była brazowooka, postawną brunetka. Przez ostatni rok Edward
starał się jej nie zauważać, mimo, że z jej matką prowadził interesy. Miał
trzydzieści cztery lata, a był najstarszy z czterech braci i wziął na swoje
barki prawie całą odpowiedzialność za matkę. Zarządzał rodzinną firmą
Jego życie było pasmem kłopotów związanych z hodowlą bydła,
splątanych z problemami osobistymi i finansowymi.
I do tego jeszcze Bella!
Szczególnie w tej jasnoniebieskiej sukience, która odsłaniała nieco
za dużo jej złocistej opalenizny oraz pełnych piersi. Matka powinna
poważnie z nią porozmawiać!
 
Czy Renee Drayer w ogóle zauważyła, jak szybko dojrzała jej
córka? Przecież Renee nigdy nie ma w domu. Prowadzi agencję handlu
nieruchomościami i zawsze jest zajęta! Rodzice Belli - ojciec był pilotem -
żyli w separacji. On mieszkał w Atlancie, w stanie Georgia, one zaś w
Teksasie. W sumie Bella zajmowała się głównie Sue, od lat ich gospodyni,
traktowana jak członek rodziny. Ale tak naprawdę nikt nie poświęcał
Isabelli zbyt wiele czasu.
Renee przeprosiła ich i poszła odebrać telefon, Edward zaś,
pozostawiony sam na sam z Isabella, czuł się dość nieswojo.
- Dlaczego patrzysz na mnie spode łba? - zapytała.
Zebrane i ułożone na czubku głowy włosy przydawały jej elegancji i
dojrzałości.
- Ponieważ ta suknia za dużo odsłania - odpowiedział szczerze,
omiatając ją wzrokiem od twarzy po dekolt. - Renee nie powinna była ci
jej kupować.
- Wcale mi jej nie kupiła. - Uśmiechnęła się szelmowsko. - To jej
suknia. Pożyczyłam ją sobie po kryjomu. Nawet nie zauważyła, że się w
nią ubrałam. Mama jest mało spostrzegawcza. Dla niej liczy się tylko
biznes.
- Jej suknie są za dorosłe dla ciebie - odparł, lekko się uśmiechając.
Ponieważ wbrew sobie był nią zauroczony, starał się być wobec niej
bardziej szorstki niż wobec innych. - Powinnaś ubierać się stosownie do
wieku.
Wzięła głęboki oddech, popatrzyła na niego z uwielbieniem, po
czym spuściła wzrok.
- Czy naprawdę wydaję ci się taka młoda?
- Mam trzydzieści cztery lata dziecino. - Cedził powoli słowa, które
nieprzyjemnie rozbrzmiały w ciszy jadalnego pokoju. - Tak, jesteś bardzo
młoda.
 
Bella przeniosła spojrzenie na swoje dłonie.
- W piątek wieczorem mama wydaje przyjęcie z okazji otwarcia
nowego centrum handlowego w Forks - oznajmiła, nie podnosząc oczu. -
Wybierasz się?
- Będę zajęty - mruknął. - Ale Emmet i Rosalie powinni przyjść.
Podniosła wzrok. Spojrzenie jej niebieskich oczu skoncentrowało
się na jego śniadej twarzy.
- Mógłbyś ze mną choć raz zatańczyć. Od tego nic ci nie ubędzie.
- Jesteś pewna? - zapytał ponuro. Przytknął lnianą serwetkę do
szerokich, wyraźnie zarysowanych warg, po czym położył ją obok talerza
i podniósł się z miejsca. Był potężnym, wspaniale umięśnionym
mężczyzną, o doskonałej sylwetce. - Muszę już iść.
Bella też wstała.
- Nie idź jeszcze - poprosiła błagalnym tonem.
- Muszę załatwić parę spraw.
- Wcale nie musisz. - Nadąsała się. - Nie chcesz zostać ze mną sam
na sam. Czego się boisz? Że cię wezmę na tym stole?
Uniósł brwi wyraźnie rozbawiony.
- I upaprzesz mi plecy ziemniakami puree?
- Nie traktujesz mnie serio - prychnęła zirytowana.
- Jakże bym śmiał! - Zbył ją z wprawą, jakiej nabył przez lata
praktyki. - Powiedz Renee, że spotkam się z nią jutro w biurze.
- Może ja umieram z miłości do ciebie? - odezwała się spokojnie. -
Ale ciebie nie obchodzi, że łamiesz mi serce.
Uśmiechnął się szeroko.
- Serce niełatwo złamać, zwłaszcza takie młode jak twoje.
- Nieprawda. - Obrzuciła go wzrokiem od stóp do głów,
zatrzymując się dłużej na jego szerokiej klatce piersiowej. - Mógłbyś mnie
chociaż pocałować na dobranoc.
 
- Pozostawiam to Jackobowi - odparł. - Jest jeszcze na etapie
eksperymentowania. Podobnie zresztą jak ty.
- A ty, jak się domyślam, masz to już za sobą?
Zachichotał.
- Czasami mam takie wrażenie - przyznał. - Dobranoc, mała.
Rumieniec, który wykwitł na jej policzkach, jeszcze bardziej brąz
jej oczu.
- Nie jestem dzieckiem!
- Dla mnie jesteś. - Nie patrząc na nią, sięgnął po kowbojski
kapelusz. - Przeproś mamę i powiedz, że nie mogłem już dłużej na nią
czekać. Dziękuję za kolację.
Zanim zdobyła się na odpowiedź, był już w drzwiach, by po chwili
zniknąć, nie zachowując nawet pozorów, jak bardzo mu pilno, żeby
opuścić ich dom.
Najgorsze było to, że Isabella bardzo go pociągała. Prawdę mówiąc,
mógłby się w niej zakochać na zabój, ale była za młoda na poważny
związek. W jej wieku można się zakochiwać i odkochiwać co tydzień.
Poza tym było niemal pewne, że jest dziewicą. A on ma prawie dwa metry
wzrostu i waży ze sto kilo...
Miał już za sobą pewien krótki romans, który zakończył się fatalnie,
ponieważ pożądając kobiety, którą kochał - podobnie niewinnej i
nieuświadomionej jak Bella - nie zapanował nad sobą i nad swoją
ogromną siłą. Przerażona Lauren uciekła od niego. Pozostał mu po tym
uraz, w rezultacie, którego jak ognia wystrzegał się niewinnych kobiet.
Ta imponująca postura była jego utrapieniem jeszcze w
dzieciństwie, gdy wiecznie występował w obronie swoich trzech braci.
Nieustannie musiał się kontrolować. Raz się zdarzyło, że nie docenił
swojej siły i facet wylądował przez niego w szpitalu. Ryzyko z chowaną
pod kloszem dziewczyną, taką jak Bella, jest po prostu zbyt wielkie. Nie,
 
drugi raz nie pozwoli sobie na podobne przeżycie w obawie przed
konsekwencjami. Lepiej trzymać się doświadczonych kobiet, które się go
nie boją.
Bella tymczasem roztrząsała słowa Edwarda. Była wściekłą, że
traktuje ją jak zadurzoną nastolatkę, podczas gdy ona usycha z miłości do
niego!
- Gdzie Edward? - zapytała matka, stając w drzwiach. Była wysoką,
szczupłą brunetką około pięćdziesiątki, Isaella zaś miała jasną karnację
jak jej ojciec.
- Już poszedł - odparła krótko. - Bał się, że uwiodę go na półmisku
z zielonym groszkiem i ziemniakami puree.
- Co takiego?! - zaśmiała się kobieta.
- Boi się przebywać sam na sam ze mną - mruknęła . - Chyba się
obawia, że zajdzie ze mną w ciążę.
- Isabello, jak ty mówisz?! - oburzyła się Renee. - Nie zaprzątaj
sobie nim głowy. Masz chłopaka. I to w stosowniejszym dla ciebie wieku.
Bella westchnęła.
- Poczciwy Jacob. - Zadumała się. - Podrywacz. Zezuje na prawo i
lewo. Lubię go, ale on flirtuje z każdą napotkaną kobietą. Wątpię, żeby
czuł do mnie coś poważnego.
- Ma dopiero dwadzieścia parę lat - zauważyła Renee. - A i ty masz
jeszcze sporo czasu, żeby się ustatkować. Obrączki są dobre dla ptaków.
Bella spiorunowała matkę wzrokiem.
- To, że ty i tata nie byliście razem szczęśliwi, nie oznacza jeszcze,
że moje małżeństwo też musi być nieudane.
Wzrok Renee sposępniał. Odwróciła się, by zapalić papierosa, nie
zwracając uwagi na pełne dezaprobaty spojrzenie córki.
- Na początku byliśmy z twoim ojcem bardzo szczęśliwi -
sprostowała. - Potem on zaczął latać w dalekie, zagraniczne rejsy, a ja
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin