Norton Andre - Zwierciadło przeznaczenia.pdf

(900 KB) Pobierz
1064726371.002.png
ANDRE NORTON
Zwierciadlo Przeznaczenia
(PRZEKLAD WOJCIECH SZYPULA)
ROZDZIAL PIERWSZY
Pokoj byl dlugi, nisko sklepiony i czasem zdawal sie zmieniac rozmiary, choc moze byl to tylko efekt bujnej wyobrazni
osob przekraczajacych jego prog.Zarzadzajaca nim gospodyni musiala odznaczac sie niewiarygodnym umilowaniem
porzadku, skoro udalo jej sie zapanowac nad wszechobecnym chaosem. W szafach i szafkach znajdowaly sie pudelka,
sloiki i gliniane pojemniczki, ktorych policzenie wymagaloby iscie anielskiej cierpliwosci. Podzielone na przegrodki szuflady
wypelnialy zapasy suszonych ziol - lisci, kwiatow, korzeni i lodyzek oraz znacznie cenniejsze paczuszki ziela sprowadzone
specjalnie z odleglych krain.
Ustawiony posrodku komnaty podluzny stol zajmowaly najrozniejszych rozmiarow flakony i butelki. Ich zatyczki mialy
ksztalty groteskowych glow, z ktorych czesc z pewnoscia nie nalezala do ludzi, a niektore przypominaly prawdziwe bestie -
prozno by takich istot szukac w przyzwoitym domku z ogrodkiem.
Na pierwszy rzut oka pomieszczenie wydawalo sie mroczne i ponure. Dopiero gdy wzrok przywykl juz do jego rozmiarow,
mozna bylo dostrzec swiatlo, ktore wbrew prawom natury zdawalo sie skupiac nad glowami krzatajacych sie po pokoju istot
- dwoch i pol istoty, dokladniej mowiac. Jako owa polowke mozna bylo potraktowac ogromnego, szarego kocura,
siedzacego na stole nieruchomo niczym otaczajace go butelki. Przypominal nadzorce, bacznie obserwujacego podlegla mu
pracownice.
Dziewczyna zas sumiennie wykonywala wyznaczone zajecie, rytmicznie poruszajac dlonia. Kasztanowe wlosy,
zaplecione w grube warkocze, okalaly blada twarz o ostrych rysach, na ktorej w tym momencie malowalo sie calkowite
skupienie. Znoszona bladozielona tunike przewiazala w talii roboczym pasem ze specjalnymi wezlami i kieszonkami na
noze i inne narzedzia. Pod luzna szata rysowalo sie szczuple, dzieciece jeszcze cialo.
Twilla, uczennica Huldy Wiedzacej, na chwile oderwala sie od pracy i obejrzala uwaznie malenkie pokrowce okrywajace
koniuszki palcow jej prawej dloni. Odlozyla srebrzysty dysk na kolana i zdjela oslonki, ktore byly juz prawie zupelnie
przetarte. Ze stosu pietrzacego sie na krawedzi stolu wybrala nowe, wlozyla i umocowala solidnie, po czym wrocila do
przerwanej roboty, rytmicznymi, niezmiennymi ruchami polerujac powierzchnie dysku.
W gore, w dol, w tyl i wprzod,
Slonca blask, nocy chlod.
Moje cialo, moja krew,
Moc odpowie na ten zew.
Choc mogly to byc slowa zwyklej dziecinnej wyliczanki, zajecie Twilli mialo niewiele wspolnego z zabawa; z uwaga,
rytmicznie powtarzala wersy wiedzac, ze nie wolno jej sie pomylic - tak jak pod zadnym pozorem nie wolno przerywac
codziennego rytualu polerowania zwierciadla.
Wedlug straznika przytulku miala nie wiecej niz osiem lat i byla jednym z wielu ludzkich smieci, jakich pelno w kazdym
porcie, kiedy okazalo sie, ze Wiedzaca szuka sluzacej; niewielu mieszkancow Varvadu chcialoby, by ich corki szkolily sie w
tak niewdziecznym fachu. Mimo mlodego wieku Twilla zdazyla juz nauczyc sie podejrzliwosci, ostroznosci i pamietania o
tym, ze nigdy nie wolno sie odslaniac; poznala surowe prawo decydujace o przetrwaniu. A jednak nie cofnela sie ani o krok,
gdy Hulda, w dlugim, trzepoczacym na wietrze plaszczu wygladajaca jak drapiezne ptaszysko, wybrala ja sposrod pieciu
przedstawionych jej dziewczynek. Hulda nawet w najmniejszym stopniu nie przypominala troskliwej matki: byla chuda,
wysoka, miala poznaczona bruzdami twarz i ostry glos osoby przywyklej do okazywania jej posluszenstwa. Ale Twilla, z
trudem nadazajaca za swoja nowa pania, i tak cieszyla sie, ze to wlasnie ona zostala wyrwana z przytulku.
Podczas dziesieciu lat spedzonych u Huldy dziewczyna wiele razy czula wdziecznosc wobec wszelkich mocy, ktore nad
nia czuwaly, za to, ze pozwolily jej tu trafic. Caly czas uplywal jej na nauce i sprawdzianach, a uczyla sie chetnie - chlonela
wiedze tak, jak wycienczony wedrowiec na pustyni lapczywie pije wode z cudem odnalezionej studni.
Wiedzaca czestokroc powtarzala, ze na poznanie jej fachu nie wystarczyloby calego ludzkiego zywota. Sama wciaz sie
uczyla, stopniowo zyskujac coraz wieksza moc. Twilla byla przy niej ledwie poczatkujaca uczennica, ale i tak umiala juz
czytac, pisac, znala na pamiec najwazniejsze arkana sztuki i wlasciwosci niezliczonych ziol; wiele razy towarzyszyla swej
1064726371.003.png
nauczycielce podczas odbierania porodow i w ceremonii uwalniania duszy, az niezbedne umiejetnosci weszly jej w krew,
mimo iz ani razu nie miala okazji wykorzystac ich samodzielnie.
Jednakze to, czym zajmowala sie w tej chwili, bedzie jej wlasnym dzielem. Mniej wiecej przed trzema miesiacami Hulda
pokazala jej okragle lustro, matowe niczym pokryta mgielka szyba. Tylna scianke z zielonkawego metalu pokrywaly
skomplikowane wzory, symbole i niewyrazne wizerunki stworow, ktore zdawaly sie wyzierac spomiedzy wiazacych je linii.
Wiedzaca pozostawila dokonczenie pracy Twilli - dziewczyna miala wypolerowac gorna plaszczyzne zwierciadla.
Przesuwala po srebrzystym metalu palcami w jedwabnych pokrowcach. Oslonki, nasycone wczesniej ziolowymi wywarami,
wydzielaly podczas pracy rozmaite zapachy - jedne mile, inne przykre, ale wszystkie nalezalo zaakceptowac jako
nieodlaczna czesc zadania.
Choc Twilla byla skoncentrowana wylacznie na swej pracy, katem oka zauwazyla, ze kot, ktory do tej pory badawczo sie
jej przygladal, nagle zerwal sie na rowne nogi i zwrocil ku drzwiom, znajdujacym sie za plecami dziewczyny. Jego zolte
zrenice zwezily sie, ogon nastroszyl, a z gardla dobyl sie niski pomruk gotujacego sie do walki drapieznika. Na ten sygnal
Hulda odwrocila sie od kominka, gdzie metodycznie mieszala zawartosc malego kociolka. Obrzucila Szarego bacznym
spojrzeniem, odsunela naczynie znad ognia i odwiesila je na hak. Wytarla kosciste dlonie w scierke przypieta do fartucha,
po czym zwrocila sie w strone drzwi.
Dlon Twilli zatrzymala sie w pol gestu na srebrzystej powierzchni zwierciadla. Dziewczyna spojrzala na Hulde. Przez
grube sciany domu z trudem docieral gwar portu, ale Hulda, tak jak kot, nie potrzebowala wzroku ani sluchu, by wyczuc, ze
beda klopoty. Klopoty? Zlowrogie ciarki przebiegly Twilli po plecach. Wsunela zwierciadlo do worka, zaciagnela zamykajacy
go sznurek i zawiesila na szyi, ukrywajac pod luznym ubraniem. Zdjela z palcow zuzyte pokrowce, zebrala poprzednie i
wrzucila wszystkie do szerokiego sloja. Zamknela tez pokrywe pudelka, w ktorym trzymala swieze oslonki.
Tymczasem nic sie nie dzialo, nikt nie zastukal do drzwi...
W tym momencie rozleglo sie lomotanie. Hulda podniosla reke i strzelila palcami, zaskakujac Twille - dziewczynka nie
przywykla, by Wiedzaca uzywala mocy, gdy byly same. Sztaba wyskoczyla z uchwytow i drzwi otworzyly sie do wewnatrz
tak gwaltownie, ze mezczyzna, ktory mial znowu w nie uderzyc, wpadl do srodka, potknawszy sie na progu. Wyprostowal
sie i zamrugal oczami jak ktos, kto nagle przechodzi ze swiatla w mrok nocy, ale po chwili pokoj pojasnial i kobiety mogly sie
dokladniej przyjrzec przybyszowi.
-Harhodge - Hulda zwrocila sie do goscia po imieniu i Twilla rozpoznala w nim jednego z sasiadow. Dwa tygodnie temu
urodzil mu sie syn - porod odbierala Hulda i wbrew krakaniu ludzi, ktorzy nie dawali zonie Harhodge'a zadnych szans,
uratowala i ja, i dziecko.
-Wiedzaca - Harhodge oddychal ciezko, jak czlowiek zmeczony po dlugim biegu. - Ida tu, posuwaja sie Aleja Guntera w
strone Gryfalcon. Nie udalo im sie zebrac wymaganej liczby i teraz zgarniaja wbrew prawu.
Twilla skurczyla sie na krzesle. Harhodge nie musial niczego wiecej wyjasniac - obie kobiety wiedzialy, o co chodzi.
Polowanie na dziewczeta! Od pieciu lat zwyczaj ten obowiazywal w porcie, podobnie zreszta jak na wsi i w dwoch
pozostalych duzych miastach Varslaadu. Ofiara lowcow mogla pasc kazda zdrowa, niezamezna i nie zareczona
dziewczyna.
Caly proceder byl legalny - Rada zatwierdzila prawo, a krol nadal mu moc swoim podpisem. Mieszkancy Dalekiego Kraju
potrzebowali zon, wiec ich rodzinne strony musialy dostarczac kandydatek. Kobiety z rodow szlacheckich nie mialy sie
czego obawiac, ale wszystkie dziewczyny niskiego stanu mogly zostac zabrane od rodziny, z domu, i wyslane daleko za
gory, by poslubic jakiegos obcego mezczyzne. Jedyna ochrone zapewnialy formalne zareczyny, potwierdzone stosownym
dokumentem, zlozonym w ratuszu. Co doprowadzilo do powstania takiego prawa? O tym mieszkancy Varslaadu ledwie
odwazali sie szeptac: ponoc osadnikom, ktorzy wytwarzali produkty niezbedne dla istnienia kraju, grozilo smiertelne
niebezpieczenstwo, dopoki nie znalezli sobie malzonki. Plotka brzmiala tak niewiarygodnie, ze powinna budzic powszechne
lekcewazenie, ale nikt nie odwazyl sie z niej smiac.
Varslaad, z ziemia zniszczona przez odkrywkowe kopalnie rud, ktore dawaly mu bogactwo i stanowily gwarancje
bezpieczenstwa, potrzebowal nowych terenow pod uprawy. Podczas ostatniej zimy chlopi pozbawieni roli chlopi i
niedozywieni gornicy zbuntowali sie przeciw takiemu stanowi rzeczy. Na zachodzie zas ziemia byla zyzna - wyslane za
gory karawany przywozily takie ilosci ziarna i innej zywnosci, ze ludzie gromadzili sie tlumnie na trasie ich przejazdu, by
podziwiac owe bogactwa.
Polowania na dziewczeta trwaly, a liczba potencjalnych ofiar byla ograniczona. Kazdej rodzinie wolno bylo odebrac tylko
jedno dziecko, a corki na wpol zaglodzonych chlopow i gornikow uwazano za zbyt slabe, by przezyly trudy wedrowki.
1064726371.004.png
-Twilla jest moja czeladniczka - Hulda przerwala milczenie.
-Wiedzaca, podobno Skimish przedstawil w miejskim archiwum notatke, z ktorej wynika, ze Twilla trafila do ciebie z
przytulku i nigdy nie byla prawdziwa uczennica. Nie ma rodziny, ktora moglaby sie o nia upomniec. Poza tym - Wiedzaca,
nie win mnie za to - sa tacy, ktorzy opowiadaja sie przeciwko tobie. Oczywiscie nie wystepuja jawnie, ale ich slowa trafiaja
na podatny grunt. Twierdza, ze parasz sie niebezpiecznym fachem i czlonkowie Rady powinni miec na ciebie baczenie.
Jesli teraz im sie sprzeciwisz, bedzie to woda na ich mlyn.
Twilla przesunela koniuszkiem jezyka po wargach. Zdawala sobie sprawe, ze ludzie dysponujacy taka moca jak Hulda
zawsze beda budzic lek, a czasem wrecz nienawisc innych, niezaleznie od tego, ile dobra moga uczynic. Piekarz mial
racje...
Wstala z krzesla i stanela przed Hulda.
-Pan Harhodge mowi slusznie, pani. Nie chce, bys przeze mnie utracila wszystko, co zdolalas osiagnac. Jestem
dzieckiem z sierocinca i nie mam krewnych, ktorzy by o mnie pamietali. Wiesz, co w Varvadzie mysli sie o takich jak ja. -
Glos dziewczyny zadrzal przy ostatnich slowach, ale nie zmienila zdania: zawdzieczala Huldzie zbyt wiele, by teraz
sprowadzic na nia zlo.
Hulda skinela reka i dziewczyna podeszla blizej. Wiedzaca chwycila jej dlon w swoja i zaczela wpatrywac siew nia
badawczo, jakby szukajac odpowiedzi napytanie o przyszlosc.
Dzieki temu dotknieciu Twilla wyczula, jak cialo Huldy napina sie, kiedy jej pani przemowila.
-Trzeba byc poslusznym wezwaniu mocy i odejsc, jesli tak kaze. Nie mozna plynac pod prad, zaprzeczajac jego sile. Nie
sadzilam, ze strace... - Podniosla glowe i spojrzala wprost w oczy Twilli. - Jesli tak ma sie stac, nie mozemy temu
zapobiec. Bylas dla mnie niemal jak corka, ale teraz nasze drogi rozdzielaja sie. I jesli przyjda cie zabrac... - tu w oczach
Wiedzacej blysnal ogien, a jej usta odslonily zeby w zlowieszczym grymasie. - Przekonaja sie, ze to oni zrobili nie najlepszy
interes. Wez to, co masz przy sobie i uzyj, jak nakaze ci sumienie. Byc moze kiedys uratujesz w ten sposob zycie swoje
lub cudze. Jestes wyszkolona uzdrowicielka, wiec powinnas miec dobra pozycje. Uzywaj swej wiedzy najlepiej, jak
potrafisz.
W tej samej chwili z zewnatrz dobiegl ich stukot podkutych butow i turkot kol na bruku. Hulda skinela dlonia w strone
znajdujacych sie za plecami Harhodge'a drzwi, a one zamknely sie bezdzwiecznie, odcinajac ich od swiata.
-Panie Harhodge - odezwala sie Hulda sztywno. - Przybyles tu, aby prosic o miksture nasenna dla zony.
Zrobila dwa kroki w kierunku podluznego stolu, przesuwajac rece nad kolumna butelek. Harhodge przytaknal szybkim
skinieniem glowy, a uwolnione spod czapki pasma slomkowozoltych wlosow opadly mu na czolo. W jego oczach Twilla
dostrzegla narastajacy lek, strach kogos, kto znalazl sie w niewlasciwym miejscu o niewlasciwym czasie. Nastepnym
gestem Hulda zapedzila dziewczyne do pracy. Twilla zawiesila wiec znowu kociolek nad ogniem, wyjela druga, drewniana
lyzke z uchwytu i zaczela mieszac zawartosc garnka, jakby byla to dla niej najwazniejsza czynnosc pod sloncem.
Ledwie Hulda odnalazla wlasciwa buteleczke i podsunela ja Harhodge'owi, rozleglo sie natarczywe lomotanie w drzwi, a
zaraz po nim nastepne, jakby przybysz chcial podkreslic, ze sie niecierpliwi. Kot, jak smuga dymu, zniknal w ciemnym
kacie. Hulda z flakonem w rece podeszla do drzwi, odsunela zasuwke i stanela twarza w twarz z obcym.
Mezczyzna nie byl nawet sredniego wzrostu i moze wlasnie z tego powodu nosil sie z arogancja prowincjonalnego
szlachciury, ktory dopiero niedawno przybyl do miasta. Wydatna, wystajaca szczeke pokrywal nie dogolony zarost, jak slady
brudnych palcow na twarzy. Ubrany byl w skorzana, znoszona, porzadnie poplamiona kurtke, na ktora nalozyl kirys i stalowe
naramienniki, siegajace mu prawie po lokcie. Helm zsunal nieco w tyl, zapewne chcac lepiej widziec, i obrzucil
podejrzliwym, lodowatym spojrzeniem trzy osoby znajdujace sie w pomieszczeniu. Biegnaca ukosnie od ramienia do biodra
wymieta szarfa, oznaczajaca szarze zolnierza, byla w tej sytuacji zupelnie zbedna - bez watpienia mieli przed soba
dowodce grupy poszukiwawczej.
-Pan sobie zyczy? Mam tu liczne mikstury lecznicze... - glos Huldy zmienil sie nieco, brzmial szorstko, jak glos starej
kobiety. Sama Wiedzaca rowniez zdawala sie kurczyc, otulajac sie staroscia niczym plaszczem.
-Pod tym dachem przebywa dziewczyna z przytulku! - warknal przybysz. - Osiagnela wiek odpowiedni do malzenstwa i
nie jest zareczona...
-Ale jest moja uczennica - tym razem w glosie Huldy zabrzmiala nuta uleglosci.
1064726371.005.png
-Pochodzi z sierocinca. Nie ma krewnych, ktorzy mogliby podpisac za nia dokumenty, a wiec nie wiaze jej przysiega
czeladnicza. Hej tam, dziewczyno, podejdz no!
Wszedl juz na krok czy dwa do wnetrza komnaty i wykrzykujac ten rozkaz odwrocil wzrok od Huldy, z ktorej dotad nie
spuszczal oka.
Twilla nie spieszyla sie, jakby chcac podkreslic wage zajecia, ktore wykonywala, co, jak sadzila, bylo najwlasciwszym
sposobem zachowania dla osoby bez reszty poslusznej poleceniom pracodawcy. Uwaznie odwiesila kociolek i odwrocila
sie ku drzwiom.
Pyszalkowaty dowodca oddzialu omiotl ja spojrzeniem od stop do glow, wyraznie dajac do zrozumienia, ze nie ma
najlepszego mniemania o swojej nowej zdobyczy.
-Nada sie.
-Jak pan sobie zyczy, kapitanie - Hulda z szacunkiem pochylila glowe. Twilla zdala sobie sprawe, ze Wiedzaca stara sie
zyskac na czasie. - Bedzie gotowa, gdy przyjdzie wezwanie.
-Ma byc gotowa natychmiast! - warknal zolnierz. - Tathana - nie odwrocil sie, ale podniosl glos. Na jego wezwanie do
wnetrza wkroczyla kobieta ubrana podobnie jak jej dowodca - miala na sobie podwojnie pikowana skorzana kurte, skorzane
spodnie i prawdziwe zolnierskie buty. Krotko obciete wlosy nie skrywaly topornych rysow twarzy, a dwoje malych, czujnych
oczu spogladalo z jeszcze wieksza podejrzliwoscia, niz czynil to dowodca oddzialu.
-Tathana pojdzie z toba, dziewczyno. Obejrzy twoje rzeczy i powie ci, co mozesz zabrac. Jasne?
Twilla przytaknela bez slowa, pozwalajac, by na jej twarzy pojawil sie strach - niech mysla, ze jest osoba przerazona i
posluszna.
-Twilla uczyla sie na uzdrowicielke - wtracila Hulda. - Moze ci sie przydac, dobry kapitanie, jesli pozwolisz jej zabrac torbe
z ziolami...
-Niech i tak bedzie, Wiedzaca. Ale bedziesz musiala mi objasnic zastosowanie wszystkich rzeczy, ktore zabierze. Ruszaj
sie, dziewczyno!
Twilla wyszla przez drugie drzwi, jedna dlonia przytrzymujac przy piersi lustro. Wiedziala, ze Hulda mogla uzyc mocy i
sprzeciwic sie odebraniu jej asystentki. Sam fakt, iz nie zdecydowala sie na ten krok, stanowil ostrzezenie.
Weszla po kretych schodkach na gore, do pokoiku, ktory przez wiele lat byl jej domem i schronieniem.
-Cieple ubranie - wraz ze slowami dolecial ja smrod nieswiezego oddechu, przesyconego wonia przetrawionego piwa,
zupelnie jakby Tathana stala tuz obok. - Solidne buty. Czeka cie dluga droga, znajdo.
Twilla nie odzywala sie, nadal udajac wystraszona dziewczynke. Ze stojacej u stop waskiego lozka skrzyni wydobyla
zimowy plaszcz i stroj, ktory nosila, kiedy wyprawialy sie z Hulda na poszukiwanie rzadkich ziol. Na podrozny ubior skladaly
sie welniane spodnie uszyte z trzech warstw i kurtka przypominajaca te, ktora miala na sobie jej strazniczka, choc czysta i
pachnaca suszonymi ziolami, a nie zjelczalym tluszczem i nie myta skora.
Odwrocona plecami do Tathany rozwiazala przepasujacy suknie sznurek, zdjela pas pelen drobiazgow i pozwolila szatom
opasc na ziemie. Zostala w koszuli, ktora dobrze skrywala zawieszone na szyi zwierciadlo. Jednoczesnie Twilla rozgladala
sie po pokoju. Na dodatkowa koszule raczej sie zgodza; z zalem spojrzala na krotki rzad ksiazek na polce - ale nie, lepiej
nie. Patrzono by na nie podejrzliwie, jak na wszystko, co pochodzilo z domu Huldy. Odwrocila sie, chcac podniesc pas, ale
ciezka dlon Tathany uprzedzila ja.
-Tam, gdzie jedziesz, nie beda ci potrzebne takie rzeczy. To dobre dla wiedzm.
Dziewczyna zostawila pas na podlodze i wyjela ze skrzyni szarfe, ktora nastepnie przewiazala sie w talii. Uczynila to tak
szybko i sprawnie, ze Tathana nie mogla zauwazyc wyszytych na niej symboli, niemal calkowicie wtopionych w tlo. Zwinela
zapasowa koszule i zwrocila sie do strazniczki.
-Jestem gotowa - oznajmila. Naciagnela kaptur gleboko na twarz i wcale nie musiala udawac drzenia glosu. Wystarczylo
kilka chwil, by wygnac ja z bezpiecznego schronienia. Co ja teraz czeka?
Hulda przygotowala jej niewielki wezelek. Harhodge wycofal sie tymczasem glebiej w cien komnaty, obgryzajac
1064726371.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin