Czerwone spodnie to Francja.pdf

(92 KB) Pobierz
Czerwone spodnie to Francja!
Mundurowa rewolucja
Latem 1914 roku wrogie armie rozpoczęły pierwszą uprzemysłowioną rzeź w
dziejach ubrane w ochronne mundury, zwiększające nieco szanse przeżycia
żołnierzy. Tylko Francuzi ruszyli po zwycięstwo w archaicznych, kolorowych
uniformach.
W listopadzie 1914 roku warszawski „Tygodnik Ilustrowany” zamieścił list i zdjęcie
Jerzego Kijewskiego, żołnierza sojuszniczej Francji, którego pod naciskiem rosyjskich
dyplomatów wcielono wraz z innymi polskimi ochotnikami do Legii Cudzoziemskiej.
Kijewski opisał mundur swej kompanii (tzw. bajończyków) na czarno-białej fotografii:
„Składa się on z czerwonej czapki, granatowej kurtki i czerwonych spodni. Na czas
manewrów kładziemy kapotę (szynel) niebieskiego koloru, a czapki przykrywamy
szarymi pokrowcami jak cała armia francuska, gdyż czerwony kolor czapki jest zanadto
znaczny”. Dla królewiaków, od lat przywykłych do jednolitego khaki rosyjskich pułków i
ich burych szyneli, opis ten pachnieć musiał czasami pokoju i paryską operetką.
Barwna armia Republiki zdawała się bowiem dumnie ignorować nie tylko proch
bezdymny, od ćwierćwiecza zapewniający lepszą widoczność na polu walki, ale i
rosnącą skuteczność broni strzeleckiej. O ile gładkolufowy karabin żołnierza
napoleońskiego miał zasięg do 250 m (celność spadała powyżej 50 m), to wprowadzony
w 1866 roku, ładowany odtylcowo Chassepot niósł już na 1200 m, a używany w 1914 r.
karabin Lebel (wz. 1886/1893) mógł razić wroga oddalonego o 3200 m! Do tego
upowszechnienie wypluwających z siebie 500 pocisków na minutę karabinów
maszynowych, które armia rosyjska aż za dobrze poznała w przegranej wojnie z
Japonią, zrewolucjonizowało zachowanie i wygląd piechoty. Chcąc nie chcąc, armie
europejskie po kolei „brzydły”, porzucając uniformy w tradycyjnych kolorach: austriackiej
bieli, rosyjskiej zieleni, brytyjskiej czerwieni czy pruskiego granatu.
Barwy ochronne
Przykład dali Brytyjczycy, którzy ubrali żołnierzy służących w Indiach ubrali w ochronne
kolory już w połowie poprzedniego wieku. Mimo konserwatyzmu korpusu oficerskiego
polowe, lekkie mundury pojawiły się w wojnie zuluskiej (1879), burskiej (1880-1881) i
walkach z mahdystami w Sudanie (1881-1898.), choć wciąż królowała dumnie
czerwona kurtka ( red jacket ) – synonim brytyjskiego żołnierza. Tak było aż do drugiej
wojny z Burami (1899–1902), którzy z początku dziesiątkowali czerwone cele na tle
płowego krajobrazu, zmuszając wojska królowej Wiktorii do ostatecznego przebrania się
1
9033561.001.png
w kolor khaki .
Ducha czasu pojęli też Niemcy, którzy po latach prób w różnych typach krajobrazu
przyodzieli w 1907 roku mundur feldgrau . Dawne granatowe uniformy piechoty
wydawano już tylko od święta, a w polowe mundury ubrano nawet różnobarwne pułki
jazdy. Strzelcom (jegrom) konnym i pieszym, tyralierom gwardii oraz oddziałom
karabinów maszynowych zapewniono tradycyjną odrębność kolorem grüngrau . Od 1910
roku w feldgrau przebrali się też oficerowie. Niemal równolegle, w 1909 roku nowe
szaroniebieskie mundury polowe otrzymała armia austro-węgierska, rok później swoją
wersję khaki przyjęli Rosjanie, a Włosi poszli w 1915 roku na wojnę w testowanym
przez siedem lat kolorze zielono-szarym. Zmienili mundury polowe także Bułgarzy
(1908), Turcy (1909) i Serbowie (1912).
Dlaczego mundurowa rewolucja ominęła Francję, która po klęsce 1870 roku przez 44
lata szykowali się do wojny z Niemcami? Wszak pomijając strzelców pieszych i
alpejskich, w 1914 roku armia francuska ruszyła do rewanżu za hańbę Sedanu w
mundurach zaprojektowanych dla pokolenia dziadków! Granatowy płaszcz-kapota
pochodził z 1877 roku, czerwone spodnie wz. 1867 zmodyfikowano nieco w latach 1893
i 1897, kepi opracowano w 1884 r. Wyposażenie było równie archaiczne. Bajończyk Jan
Żyznowski, zapamiętał np. męki z najbardziej skomplikowanym tornistrem świata:
zwijanie kołdry wedle ustalonego przepisu zabierało sporo czasu, nie mówiąc już o
dziesiątkach pasków, na razie nieużywanych, mających jednak każdy swoje
przeznaczenie. Wolne chwilowo paseczki trzeba było zwijać w jakieś finezyjne i
fantastyczne kółka, a wszystko wedle przeklinanego przez nas regulaminu . Także
karabin Lebel był przestarzały, mimo modyfikacji w 1893 roku.
Od marzanny do rezedy
Francuzi mieli czas na przywiązanie się do granatowego munduru i spodni garance ,
bowiem piechota dostała je już w 1829 roku, a po niej część innych rodzajów wojsk oraz
oficerowie sztabowi. Przymiotnik garnce , pochodzący od marzanny, której korzeń służył
do barwienia materiału, z czasem znaczył po prostu „czerwony”. Barwnik ten zalecono
zapewne armii dla ratowania upraw tej rośliny, rozwiniętych w XVIII woku pod
Awinionem i w Alzacji,
a podupadających po rewolucji. Jednak prace Niemca Graebego, odkrywcy
chemicznego składu barwnika, który w 1868 roku wraz ze wspólnikiem Liebermannem
opatentował tani zamiennik syntetyczny – alizarynę, były wyrokiem na marzannę. Jej
zbiór tylko
w departamencie Vaucluse i okolicach spadł z 20 tys. ton w 1875 roku do 500 ton sześć
lat później. Za to za Renem rosła produkcja taniej alizaryny – w 1879 roku było to 4,5
tys. ton, by w roku 1900 osiągnąć już 15 tys. ton! Logika rewolucji przemysłowej
sprawiła, że od 1882 roku francuskie czerwone spodnie – symbol armii szykującej się
do rewanżu na Niemcach, zawdzięczały kolor barwnikowi dostarczanemu... z Niemiec.
2
Francuskie dowództwo śledziło przemiany na polu walki, wprowadzając lotnictwo,
nowoczesną artylerię (armata 75 mm!) i karabiny maszynowe. Toteż gdy badania
wykazały, że tradycyjny mundur naraża na trafienie dwukrotnie bardziej niż uniform
maskujący,
od 1903 roku siedmiokrotnie próbowano wprowadzić nowe umundurowanie. Pod
różnymi pretekstami odrzucono jednak odcienie szarości i szaro-błękitu oraz lekki kask,
w którym zdaniem części ekspertów, „ armia wyglądałaby po niemiecku” . Podobne
argumenty przyczyniły się do zarzucenia testowanej w latach 1910–1912 zieleni zwanej
„rezedą”, bliższej nowoczesnemu khaki . Zwalczali ją zwłaszcza brylujący w komisji
Ministerstwa Wojny malarze bataliści Georges Scott i Edouard Detaille. Odegrali oni, tak
jak zmarli wcześniej Jean-Louis-Ernest Meissonier i Alphonce de Neuville, dużą rolę w
egzaltacji trójkolorowego patriotyzmu, heroizując pędzlem wojnę 1870 roku i gloryfikując
wojenną przeszłość Francji. Specyficzny kult armii, który miał ją leczyć z kompleksu
klęski, dał się odczuć zwłaszcza podczas tzw. sprawie Dreyfussa. Część opinii
publicznej gotowa była przymknąć oczy na haniebne postępki wojskowych w imię
„honoru armii” i otaczanego czcią munduru. Granatowo-czerwonego, oczywiście.
Kolor spodni a Francja
Gdy w 1911 roku zginął na mityngu lotniczym entuzjasta „rezedy”, minister wojny
Berteaux, szanse armii francuskiej na nowoczesny mundur zmalały. Cóż bowiem mogła
dać kolejna komisja z udziałem wspomnianych malarzy? Odpowiedzialny za jazdę Scott
zyskiwał poklask eleganckich oficerów, wyśmiewając projekty, w których „ zauważyć
można tylko konia”, i modyfikował kity kirasjerskich hełmów. Detaille powtarzał zaś, że
uniform piechoty, wykorzystywany zarówno w czasie pokoju, jak i wojny, musi być
równie brzydki przy pierwszej, co niepraktyczny przy drugiej okoliczności. Prawda, że
ten zwolennik czerwonych spodni (ich zapas ich obliczano aż na trzy pokolenia!)
zaprojektował grzebieniasty kask w wersji pokojowej i frontowej – z lakierowanej skóry
lub z chromowanej stali. Sceptycy nie mogli jednak rozróżnić przodu kasku od tyłu, a
inne projekty Detaille’a odrzucono. Skończyło się więc na nałożeniu w 1913 roku
wspomnianego pokrowca na jarzące się czerwienią kepi.
Wbrew pragmatykom, debatę mundurową toczono publicznie, nawet na forum
Zgromadzenia Narodowego, a do historii (głupoty?) przeszedł histeryczny okrzyk
jednego z deputowanych: Czerwone spodnie to Francja! Wychowany w trójkolorowym
patriotyzmie i ofensywnej doktrynie korpus oficerski też nie widział powodu do krycia się
i zlewania z krajobrazem. Wojskowe periodyki zapewniały, że „ trudno sobie wyobrazić
żołnierza ubranego całkowicie w brąz lub kolor szary. Taki ubiór stwarzałby niemiłe
wrażenie smutku i braku waleczności” . Ostrzegały też, że „ zniesienie czerwonych
spodni byłoby fatalnym błędem, jako że te spodnie są nierozłącznie związane z armią” .
Wojskowym wtórowali patriotycznie nastawieni dziennikarze. Tuż przed wojną dziennik
„Le Temps” pisał dumnie: „ Armie europejskie zmieniają uniformy. Na szczęście my we
Francji zajmujemy się ważniejszymi sprawami”.
3
Dzięki uporowi ministra Messimy’ego, kolejna komisja, już bez batalistów, opracowała w
1913 roku mundur godzący potrzeby pola walki z wymogami symbolicznej ortodoksji.
Wpadające w trudny do określenia błękit, złożone z włókien niebieskich (60 proc.),
czerwonych (30 proc.) i białych (10 proc.) „trójkolorowe” sukno zaakceptowano
ostatecznie 27 lipca 1914 roku, na... sześć dni przed wybuchem wojny. Francuzi ruszyli
więc na nią w granacie i czerwieni pradziadów.
Kosztowna tradycja
Nie wiemy, ilu zabitych kosztował fatalny ekwipunek francuskich żołnierzy, pchanych do
ataku w barwnych mundurach i koszonych seriami z broni maszynowej, nim zdołali
ujrzeć przeciwnika. Przypomnijmy, że z ok. 1,375 mln poległych (statystycznie ok. 900
dziennie!) na rok 1915 przypadło ich 349 tys., na 1916 – 252 tys., na 1917 – 164 tys., a
na 1918 - 235 tys. Liczba 301 tys. zabitych w 1914 roku na pozór nie szokuje, ale trzeba
pamiętać, że padli oni w zaledwie pięć miesięcy. Tylko w pierwszych siedmiu tygodniach
wojny, w bojach granicznych i nad Marną zginęło ok. 250 tys. Francuzów, zwanych
wzgardliwie przez Niemców Rothosen – „czerwonymi portkami”.
Młodsi oficerowie, a zwłaszcza świeżo upieczeni absolwenci Saint-Cyr, prący do walki w
białym pióropuszu na kepi, nie szczędzili ani siebie, ani ludzi, by pogardą śmierci
zmazać wstyd Sedanu. Ofensywna doktryna musiała jednak przegrać z ołowiem i stalą,
a jesienią 1914 roku część piechoty otrzymała wreszcie ciemnoniebieskie spodnie,
nakładane... na te czerwone. Wcześniej żołnierze ratowali się rekwirowanymi w całej
Francji spodniami strażaków lub nawet naszywaniem worków. Konieczność krycia się
przed ogniem i „niehonorowego” upodabniania się do podwładnych dotarła także do
oficerów, ginących dotychczas w pierwszej kolejności. Złocone oznaki stopni na
rękawach zastąpili sukiennymi, trzeba jednak było interwencji marszałka Joffre’a, by
przestali wycinać „lukarny” w pokrowcach na kepi dla pokazania stopnia i numeru pułku.
Wycięcie takie widoczne było przez lornetkę już z 800 m i kosztowało niejedno
oficerskie życie.
Brak hełmu czy choćby bliskiego niemieckiej pikelhaubie kasku sprawił, że urazy głowy
były powszechne. Potężna niemiecka artyleria zabijała i raniła Francuzów nie tylko
odłamkami pocisków, ale i fruwającymi cegłami czy kamieniami, a żołnierzom
pozostawało wkładanie na głowy menażek. Dopiero w lutym 1915 roku ruszyła
produkcja 700 tys. stalowych wkładek pod kepi, tzw. calottes (fr. „pękaty garnek” lub
„piuska”). Niewygodne (zrazu robiono jeden rozmiar!), źle się trzymały na głowie, ale
jednak ją chroniły. Ranny wiosną 1915 roku bajończyk Wyrożębski wspominał kulę,
która przebiła „czapkę i kask stalowy (francuski, cienki i lekki – nosi się pod czapką).
Zalewam się cały krwią, lecz nie tracę przytomności”. Po wprowadzeniu we wrześniu
tego roku słynnego grzebieniastego hełmu Adriana, „piusek” używano już tylko jako
pojemników na naboje lub menażek.
4
Zwycieski błękit
Tragiczne niedostatki starego umundurowania sprawiły, że „trójkolorowe” sukno stało
się produktem najwyższej wagi. Odcięcie dostaw niemieckiej alizaryny zmusiło jednak
Francuzów do mieszania tylko dwóch kolorów. Tak narodził się słynny
„błękit horyzontu” ( bleu horizon ), przywdziany później przez hallerczyków. Gigantyczna
operacja (4,5 m sukna na każdego żołnierza!) powiodła się, choć dostawcą indygo do
produkcji błękitnego sukna przed wojną była też ... niemiecka Badische Anilin.
Szczęśliwie, po wyczerpaniu zapasów Francuzom udało się podjąć produkcję barwnika
w fabryce zarekwirowanej... innej firmie niemieckiej. Mundur bleu horizon wprowadzany
stopniowo od grudnia 1914 roku dla wojsk z metropolii i części kolonii, zrósł się powoli z
sylwetką francuskiego żołnierza i stał się jego znakiem rozpoznawczym w przyszłości.
Przebrane szybko w khaki bitne oddziały północno-afrykańskie i Legia Cudzoziemska
nie nadawały się zbytnio do roli symbolu.
I tak, dzięki osobistemu doświadczeniu milionów francuskich żołnierzy i ich rodzin oraz
niezliczonym pocztówkom, obrazkom i fotografiom, w zbiorowej wyobraźni dotkniętego
tragedią narodu powstał słynny poilu („owłosiony”, czy „szczeciniasty”). Każdy Francuz
wie, że pod tym słowem kryje się nieogolony piechur, który obronił Verdun i ojczyznę, a
potem wygrał Wielką Wojnę w grzebieniastym hełmie i błękitnym uniformie. A błękitny
mundur to przecież Francja!
2006-08-06
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin