Archer Jeffrey - Więzień urodzenia.txt

(865 KB) Pobierz
KANE I ABEL STANCZWARTY





Wiezien urodzenia





WEZIEN URODZENIA



Przelozyla Danuta Sekalska



REBIS



DOM WYDAWNICZY REBIS Poznan 2008Tytul oryginalu A Prisoner of Birth

Copyright (C) Jeffrey Archer 2008 AU rights resewed

Copyright (C) for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznan 2008

Redaktor Elzbieta Jezewska

Opracowanie graficzne serii, projekt i opracowanie graficzne okladki oraz ilustracja na okladce Zbigniew Mielnik

Zdjecie Autora (C) Terry O'Neil

Wydanie I (dodruk)

ISBN 978-83-7510-214-7

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. Zmigrodzka 41/49, 60-171 Poznan tel. 061-867-47-08, 061-867-81-40; fax 061-867-37-74 e-

mail: rebis@?rebis.com.pl www.rebis.com.pl Fotosklad: AKAPIT, Poznan, tel. 061-879-38-88 Druk i oprawa: DRUK-INTRO SA,

Inowroclaw

Jonathanowi i Marion

Podziekowania

Oto lista osob, ktorym pragne podziekowac za ich bezcenne rady i pomoc przy pisaniu tej ksiazki: Czcigodny Michael Beloff, radca krolewski, Kevin Robinson, Simon Bainbridge, Rosie^de Courcy, Mari Roberts, Alison Prince oraz Billy Little

(BX7974, Wiezienie Jej Krolewskiej Mosci Whitemoor). Lic. Victoria College of Musie (dyplom z wyroznieniem), Lic. nauk scislych (dyplom z wyroznieniem), socjologia (Uniw. Otwarty), Dyplom z dziedziny polityki spolecznej i kryminologii (Uniw. Otwarty).

Prolog

-Tak - powiedziala Beth.

Chciala udac zaskoczenie, ale nie bardzo sie jej to udalo, bo o tym, ze sie pobiora, zdecydowala, kiedy jeszcze chodzili do szkoly. Jednak zdumialo ja, gdy Danny uklakl na jedno kolano na srodku restauracji pelnej ludzi.

-Tak - powtorzyla, pragnac, zeby wstal, zanim wszyscy przestana jesc i utkwia w nich wzrok. Lecz on ani drgnal. Nadal kleczac, niczym magik wyczarowal znikad malenkie puzderko. Otworzyl je i oczom Beth ukazal sie prosty zloty pierscionek z pojedynczym brylantem, o wiele wiekszym, niz sie spodziewala - choc brat juz jej powiedzial, ze Danny wydal nan dwie miesieczne pensje.

Kiedy Danny w koncu podniosl sie z kleczek, znowu sprawil jej niespodzianke, bo od razu zadzwonil do kogos ze swojej komorki. Beth dobrze wiedziala do kogo.

-Powiedziala "tak"! - oznajmil triumfalnie. Beth z usmiechem obejrzala brylant pod swiatlo. - Przylacz sie do nas, brachu - rzekl Danny, nim zdazyla go powstrzymac. - Dobra, spotkajmy sie w tym barze blisko Fulham Road, tam, gdziesmy poszli po meczu druzyny Chelsea w zeszlym roku. Beth nie protestowala. W koncu Bernie byl nie tylko jej bratem, ale tez najstarszym przyjacielem Danny'ego i on pewno juz go poprosil, zeby zostal druzba. 7

Gdy Danny zagadnal przechodzacego kelnera o rachunek, do stolika podbiegl kierownik sali.

-Na koszt firmy - oznajmil z cieplym usmiechem. To miala byc noc niespodzianek.

Kiedy Beth i Danny weszli do pubu Pod Herbem Dunlopow, zobaczyli Berniego przy naroznym stoliku, na ktorym stala butelka szampana i trzy kieliszki.

-Fantastyczna wiadomosc - powiedzial, zanim jeszcze usiedli.

-Dzieki, brachu - rzekl Danny, sciskajac mu reke.

-Dzwonilem juz do staruszkow - oznajmil Bernie, wyciagajac korek i nalewajac szampana do trzech kieliszkow. - Wcale sie nie zdziwili, ale przeciez cwierkaly o tym wszystkie wroble w Bow.

-Nie mow mi, ze oni tez sie tu zjawia - powiedziala Beth.

-Nic z tego - odparl Bernie, unoszac kieliszek. - Dzis macie tylko mnie. Za wasza pomyslnosc i za zwyciestwo West Ham!

-Choc jedno z tych zyczen ma szanse sie spelnic, no nie? - rzucil Danny.

-Ty bys wzial slub z West Ham, gdybys mogl - rzekla Beth z usmiechem.

-Zle by na tym nie wyszedl - mruknal Bernie. Danny wybuchnal smiechem.

-Do konca zycia bede wierny im i jej - powiedzial.

-Z wyjatkiem sobotnich popoludni - przypomnial mu Bernie.

-I moze nawet bedziesz musial jakies poswiecic, kiedy przejmiesz warsztat po tacie - zauwazyla Beth. Danny zmarszczyl brwi. Widzial sie z ojcem Beth w przerwie na lunch i poprosil go o zgode na poslubienie jego jedynej corki - pewne tradycje nielatwo gina na East Endzie. Pan Wilson bardzo sie ucieszyl, ze Danny zostanie jego zieciem, ale rzekl, ze zmienil zdanie w sprawie, ktora Danny uwazal za zaklepana.

-Tylko se nie mysl, ze bede ci mowil "panie kierowniku", jak zajmiesz miejsce mojego staruszka - wyrwal go z zamyslenia Bernie. Danny sie nie odezwal.

-Czy to on, czy mi sie wydaje? - rzekla Beth, spojrzawszy na drugi koniec sali. Danny przyjrzal sie czworce mezczyzn stojacych przy barze.

-To pewnikiem on - potwierdzil.

-To znaczy kto? - spytal Bernie.

-Ten gosc, co gra doktora Beresforda w Recepcie.

-Lawrence Davenport - szepnela Beth.

-Moge pojsc i poprosic go o autograf - zaproponowal Bernie.

-Alez nie - rzekla Beth. - Co prawda mama za nim przepada.

-Cos mi sie wydaje, ze on jest w twoim guscie - rzucil Bernie, dolewajac do kieliszkow.

-Nic podobnego - zaprzeczyla Beth troche za glosno, co zwrocilo uwage jednego z mezczyzn przy barze. - Poza tym -dodala, usmiechajac sie do narzeczonego - Danny jest o wiele przystojniejszy niz Lawrence Davenport.

Bernie ryknal smiechem.

-Tez cos! Nie mysl, siostrzyczko, ze jak Danny dla odmiany sie ogolil i umyl wlosy, to bedzie tak zawsze. Nic z tego! Pamietaj, ze twoj przyszly maz pracuje na East Endzie, a nie w City.

-Danny moze byc, kim zechce - rzekla Beth, ujawszy reke narzeczonego.

-To znaczy kim, siostrzyczko? Burzujem czy ciulem? - zagadnal Bernie, walnawszy Danny'ego piescia w ramie.

-Danny ma takie plany co do warsztatu, ze ty...

-Cii - uciszyl ja Danny, dolewajac przyjacielowi do kieliszka.

-To dobrze, bo zeniaczka kosztuje - rzekl Bernie. - Na poczatek musicie znalezc jakis kat. 11

-Za rogiem jest na sprzedaz mieszkanie w suterenie - powiedzial Danny.

-A macie dosc gotowki na zadatek? - zainteresowal sie Bernie. - Nawet na East Endzie nie dostaniesz takiej chaty za darmo.

-Zaoszczedzilismy tyle, ze na zadatek wystarczy - powiedziala Beth. - A jak Danny przejmie warsztat od taty...

-Opijmy to - wtracil Bernie, ale okazalo sie, ze butelka jest pusta. - Zamowie jeszcze jedna.

-Nie - stanowczo sprzeciwila sie Beth. - Nie wiem jak wy, ale ja musze byc jutro w pracy na czas.

-Do diabla! - rzucil Bernie. - Nie co dzien moja siostrzyczka zarecza sie z moim najlepszym kumplem. Jeszcze jedna butelke! - zawolal.

Barman sie usmiechnal i wyjal z lodowki pod kontuarem druga butelke szampana. Jeden z mezczyzn przy barze spojrzal na etykiete.

-Pol Roger - powiedzial, po czym dodal glosno: - Szkoda dla nich. Bernie sie poderwal, ale Danny natychmiast pociagnal go z powrotem na krzeslo.

-Olej ich, brachu - poradzil. - Niewarci sa spluniecia. Barman podszedl do nich energicznym krokiem.

-Nie chce tu rozroby, chlopaki - powiedzial, wyciagajac korek. - Jeden z nich obchodzi dzis urodziny i troche za duzo wypili.

Kiedy barman napelnial kieliszki, Beth przyjrzala sie czterem mezczyznom. Jeden z nich wlepil w nia wzrok. Mrugnal, rozchylil usta i oblizal wargi. Beth predko sie odwrocila i stwierdzila z ulga, ze Danny i brat sa pochlonieci rozmowa.

-To dokad w podroz poslubna?

-Do Saint-Tropez - rzekl Danny.

-To was uderzy po kieszeni.

-Ale ciebie tam nie zabierzemy - przekomarzala sie Beth.

-Ta dziwka calkiem dobrze sie prezentuje, poki nie otworzy ust - dobiegl glos od baru.

Bernie znow sie poderwal i natknal sie na wyzywajace spojrzenia dwoch mezczyzn przy barze.

-Oni sa pijani - rzucila Beth. - Po prostu nie zwracaj na nich uwagi.

-Och, nie wiem - powiedzial drugi mezczyzna. - Czasem lubie, jak dziwka ma otwarte usta. Bernie zlapal pusta butelke i Danny przytrzymal go z najwiekszym trudem.

-Chodzmy - oznajmila stanowczo Beth. - Nie chce, zeby banda snobistycznych wazniakow popsula mi wieczor zareczynowy. Danny natychmiast wstal, lecz Bernie nie ruszal sie z miejsca, dopijajac szampana.

-Chodz, zwijajmy sie stad, zebysmy nie zrobili czegos, czego potem bedziemy zalowac - przynaglil go Danny.

W koncu Bernie wstal i z ociaganiem podazyl za przyjacielem, ale ani na moment nie spuszczal oka z czterech mezczyzn przy barze. Beth z zadowoleniem zauwazyla, ze odwrocili sie plecami i wydawali sie pochlonieci rozmowa. Jednak w chwili, gdy Danny otwieral tylne drzwi pubu, jeden z nich sie obrocil ze slowami:

-Idziemy sobie, tak? - I wyjmujac portfel, dodal: - Jak sie z nia zabawicie, mnie i moim przyjaciolom jeszcze starczy na zbiorowe dymanko.

-Ale z ciebie scierwo - rzucil Bernie.

-To moze wyjdziemy i zalatwimy sprawe?

-Do uslug, baranie - warknal Bernie, ale Danny wypchnal go przez drzwi na uliczke, zanim zdazyl zareagowac.

Beth predko zatrzasnela drzwi i ruszyla przed siebie. Danny schwycil przyjaciela za lokiec, ale ledwie uszli pare krokow, Bernie go odtracil.

-Wrocmy i zalatwmy sie z nimi - powiedzial.

-Nie dzis wieczor - odrzekl Danny i nie puszczajac jego ramienia, dalej prowadzil go uliczka. Kiedy Beth doszla do glownej ulicy, ujrzala mezczyzne, kto 13

rego Bernie nazwal baranem: stal, trzymajac jedna reke za plecami. Rzucil Beth pozadliwe spojrzenie i znow oblizal wargi. Wtem zza rogu wypadl zadyszany jeden z jego przyjaciol. Beth sie odwrocila i spojrzala na brata; stal z rozstawionymi nogami, mial mine czlowieka, ktory nie ustapi pola. Usmiechal sie.

-Wracajmy do srodka! - krzyknela do Danny'ego, ale w tym momencie zobaczyla, ze dwoch pozostalych mezczyzn stoi przy drzwiach i zagradza droge.

-Pieprzyc ich - rzucil Bernie. - Czas dac lachudrom nauczke.

-Nie, nie - prosila Beth. Tymczasem jeden z mezczyzn ruszyl do ataku.

-Ty sie zajmij baranem - rzekl Bernie - a ja dam wycisk tamtym trzem.

Beth patrzyla ze zgroza, jak "baran" wymierzyl cios, ktory trafil Danny'ego w podbrodek i odrzucil go do tylu. Danny odzyskal rownowage, zdazyl zablokowac kolejne uderzenie, upozorowal atak, wy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin