Agnosiewicz Mariusz - Amoralność w zachowaniu Jezusa.pdf

(115 KB) Pobierz
Amoralno¶æ w zachowaniu Jezusa
Amoralno¶æ w zachowaniu Jezusa
"W zachowaniu Jezusa jest wiêcej do skrytykowania,
ni¿ chrze¶cijanie s±dz±. Trudno jest wytłumaczyæ za¶lepienie,
które nie pozwala im widzieæ tej jego mniej atrakcyjnej strony.
Jedynym wytłumaczeniem mo¿e byæ pranie mózgu w dzieciñstwie.
Skoro Jezus jest Bogiem wcielonym, to jest samym dobrem,
wszystkowiedz±cym i oczywi¶cie poza wszelk± krytyk±.
Wszelka brzydota jest nie do pogodzenia z aryjskim blondynem,
miłym Jezusem z tysi±ca hymnów. Szorstko¶æDies Irae
była o wiele bli¿sza ogólnemu tonowi jego nauczania.
Przedstawiony w Ewangeliach jego jêzyk przeciw jego wrogom,
uczonym w pi¶mie i faryzeuszom, pełen jest gniewu,
a miło¶ci w nim niewiele"
Peter de Rosa [_1_]
"Jezus bardzo łatwo grozi i łaje, ilekroæ powiada: "Biada wam"
i "ostrzegam was". Słowami tymi od razu przyznaje, ¿e nie
potrafi nikogo przekonaæ; a nieumiejêtno¶æ przekonywania
nie mo¿e byæ cech± Boga, ani nawet cech± m±drego człowieka"
Celsus, II w. (Contra Celsum 2,76)
"W moim rozumieniu jest to po prostu niemo¿liwe, by wielka, serdeczna
sympatia Jezusa dla grzeszników nie wynikała miêdzy innymi z faktu, ¿e on sam
uwa¿ał siebie za grzesznika i czuł siê bardzo solidarny z innymi, którzy grzeszyli.
Gdyby było inaczej, to dlaczego miałby "syna marnotrawnego", który "roztrwonił
swój maj±tek, ¿yj±c rozrzutnie", przedło¿yæ nad starszego syna, który był wysoce
moralny i zawsze solidnie wypełniał swoje obowi±zki? Dlaczego Jezus chwali
celnika przyrównanego do "zdzierców, oszustów, cudzoło¿ników" (Łk 18, 11), a w
ostrych słowach krytykuje naprawdê pobo¿nego, dobrego obywatela, faryzeusza
(Łk 18, 12)? Dlaczego jeden grzesznik jest temu Jezusowi milszy ni¿
"dziewiêædziesiêciu dziewiêciu sprawiedliwych" (Łk 15, 7)? Dlaczego nie przejmuje
siê on zbytnio, jak siê zdaje, nawet fundamentalnymi zasadami moralnymi?
Dlaczego jego Bóg nagradza ludzi, nie zwa¿aj±c zupełnie na to, czy byli cnotliwi,
czy nie? Dlaczego Nazarejczyk w swoich przypowie¶ciach stawia na głowie
moralno¶æ, co nasunêło nawet przypuszczenie, ¿e ukrzy¿owano go za jego
przypowie¶ci, bo wyra¿ał w nich brak szacunku dla Tory? Jedyna mo¿liwa
odpowied¼ brzmi tak: własne ¿ycie Jezusa ma bardzo znaczny wpływ na jego
naukê, na jego sformułowania dotycz±ce moralno¶ci, a ponadto na jego
przedstawianie Boga, który, jak siê zdaje, na cnotliwych patrzy ze swojego nieba
nie bez cynizmu i pogardy.
(...) Paweł, wła¶ciwy twórca chrze¶cijañstwa, nie przejmował siê zbytnio
prawem i był mocno przekonany o tym, ¿e uratuje go i zbawi tylko łaska Bo¿a, nie
za¶, tak czy inaczej niemo¿liwe, stosowanie siê do nakazów moralnych. Ale, w
przeciwieñstwie do Jezusa, Paweł cierpiał i prze¿ywał udrêkê, miotaj±c siê miêdzy
prawem a łask±, gdy tymczasem Nazarejczyk beztrosko lekcewa¿ył - równie¿ w
¿yciu miłosnym - konwencje społeczne i przepisy prawne. "Tatu¶" (abba) w niebie
przebaczy, gdyby miało siê to okazaæ grzechem. Czy¿ nie wybaczył "synowi
marnotrawnemu", który roztrwonił swój maj±tek "z nierz±dnicami" (Łk 15, 30),
"¿yj±c rozrzutnie" (Łk 15, 13)? Jezus nie ukrywa wcale swojej sympatii dla tego
syna, z nim siê uto¿samia - nie za¶ ze starszym, obowi±zkowym, który nigdy "nie
przekroczył ojcowskiego rozkazu" (Łk 15, 29).
Tu rzuca siê w oczy sprzeczno¶æ miêdzy moralno¶ci± Jezusa a moralno¶ci±
Ko¶cioła. Bo je¶li Jezus stoi po stronie syna młodszego, "marnotrawnego" i, jak siê
zdaje, nawet stawia siebie na równi z nim, a w ka¿dym razie wyci±ga pewne
wnioski z własnego ¿ycia, tak¿e miłosnego, to Ko¶ciół mo¿emy przy najlepszych
chêciach porównaæ tylko z synem przestrzegaj±cym prawa. A przy tym hierarchia
ko¶cielna dosyæ czêsto naruszała te zasady moralne, które bezwzglêdnie,
bezlito¶nie, narzucała ludowi. Przypuszczalnie wła¶nie takie zachowania miał Jezus
na my¶li, gdy zalecał, ¿eby wystrzegano siê "fałszywych proroków, którzy
przychodz± do was w owczej skórze, a wewn±trz s± drapie¿nymi wilkami" (Mt 7,
15).
Takie przypowie¶ci, jak ta o "synu marnotrawnym" albo ta o "faryzeuszu i
celniku", dezawuuj± w istocie nie tylko moralno¶æ ko¶cieln±, nie tylko moralno¶æ
faryzeuszów i esseñczyków, ale poniek±d równie¿ cał± filozoficzno-etyczn± tradycjê
ludzko¶ci. "Moralno¶æ" takich przypowie¶ci ukazuje nam Jezusa wrêcz jako
anarchistê. Potêpiony w jego przypowie¶ci faryzeusz reprezentuje wła¶nie to, co
wiêkszo¶æ ludzi uwa¿a za moralne, zgodne z etyk± i rozs±dne. On nie kradnie, nie
zdradza ¿ony, nie dopuszcza siê ¿adnych nieprawo¶ci, nikogo nie oszukuje, nie
bogaci siê niczyim kosztem, oddaje dziesi±t± czê¶æ wszystkich swoich dochodów na
rzecz biednych (Łk 18, 11 i n.). ¯yje wiêc tak, jak podług pism ¶wiêtych
przykazuje Bóg. Cnota jest czym¶, do czego człowiek winien d±¿yæ, bo jest ona
miła Bogu - do tej formuły mogliby¶my sprowadziæ psalmy i wszystkie pisma
religijne judaizmu.
Ale przewagê cnoty nad wystêpkiem propaguje nie tylko tradycja ¿ydowska,
lecz głosi j± tak¿e filozofia antyku, ¶redniowiecza i czasów nowo¿ytnych. Tego
nauczaj± Sokrates, Platon, Arystoteles, tego ucz± zgodnie stoicy, tomi¶ci, kanty¶ci,
przedstawiciele filozofii moralnej oraz humani¶ci wszystkich odcieni. Na ogół nie
uzasadniaj± oni co prawda potrzeby moralno¶ci teologicznie, ale dostrzegaj± w niej
co¶, co zawsze kryło w sobie nagrodê (za dobry uczynek).
Jezus uczy czego¶ dokładnie przeciwnego. O naruszaj±cym zakazy celniku
mówi, ¿e jest "usprawiedliwiony" (Łk 18, 14), bo tak podoba siê jemu, Jezusowi,
oraz jego Bogu - takiemu, jakim on jemu siê jawi; bo ten Bóg jest w rozumieniu
Jezusa absolutnie suwerenny, autonomiczny, i niczym nie skrêpowany decyduje,
kogo wynagrodziæ, kogo obdarzyæ łask±, ale w swoich decyzjach nie uwzglêdnia
dobrych i złych uczynków. Jedynym, co bywa uwzglêdniane przez tego Boga, jest
deklaracja całkowitej zale¿no¶ci od niego, a wiêc podkre¶lenie wył±czno¶ci jego
władzy. "Natomiast celnik [...] nie ¶miał nawet oczu wznie¶æ ku niebu, lecz bił siê
w piersi i mówił: «Bo¿e, miej lito¶æ dla mnie, grzesznika»" (Łk 18, 13). Według
Jezusa, nie cnota, ale stała ¶wiadomo¶æ totalnej zale¿no¶ci od Boga stanowi
kryterium uznania czyjego¶ ¿ycia za dobre, udane.
Kiedy uduchowieni nauczyciele chrze¶cijañstwa, kiedy ci, co wygłaszaj± "Słowo
na niedzielê", nabo¿nie dopatruj± siê w przypowie¶ci o faryzeuszu i celniku tylko
czego¶ buduj±cego i wyci±gaj± jedynie taki "morał z tej historii", i¿ Jezus chce tu
po prostu ostrzec przed przesadnym przekonaniem o słuszno¶ci własnych
poczynañ i uwa¿aniem siebie za istotê lepsz± pod wzglêdem duchowym, to nie
dostrzegaj± bardzo szokuj±cej, anarchistycznej, rewolucyjnej wymowy tej
przypowie¶ci. Dla Jezusa nie istnieje, moralno¶æ dana przez Boga czy te¿
naturalna, on j± wrêcz unicestwia. ¯aden Ko¶ciół nie ma¿e siê powoływaæ na niego
dla potwierdzenia słuszno¶ci swojej doktryny moralnej. ¯adna filozofia nie mo¿e
opieraæ, b±d¼ dodatkowo motywowaæ, swojej etyki wskazaniem na niego, na jego
wzór moralny, jego słowa i praktyczne działanie. Mo¿emy tu jedynie skonstatowaæ
istnienie przepa¶ci miêdzy "moralno¶ci±" Jezusa a wszelkimi odmianami
philosophiae i tego, co okre¶lamy jako theologia perennis.
Z tak± doktryn± moraln± i takim praktykowaniem moralno¶ci, jakie
obserwujemy u Jezusa, nie sposób oczywi¶cie utrzymaæ ład, stworzyæ stabiln±
wspólnotê, zało¿yæ Ko¶ciół. Gdy odno¶nie do ustrojów, społeczeñstw, pañstw, a
przede wszystkim Ko¶ciołów, mówi siê o nim, i jego "etyce" jako wzorcach, jako
podstawie, to mamy do czynienia ze zwyczajn± obłud±. On sam na pewno nie był
obłudny. Niczego nie potêpia on tak bezwzglêdnie, tak surowo i nieprzejednanie,
jak hipokryzji "uczonych w Pi¶mie i faryzeuszów", inaczej mówi±c: teologów i
ksiê¿y.
Jezusowa krytyka ówczesnej hipokryzji w religijnej otoczce jest absolutna, bez
ograniczeñ i bez koncesji. Dlatego te¿ jego bezwzglêdna krytyka dotyczy równie¿
dzisiejszych przywódców Ko¶cioła. Zasiedli oni na "katedrze Moj¿esza", to znaczy
pretenduj± do roli moralnych prawodawców ludzko¶ci, jako rzekomi pełnomocnicy
Boga ogłaszaj± nakazy i zakazy, wydaj± "katechizmy powszechne" oraz "encykliki
moralne". Du¿o mówi±, "ale sami nie czyni±. Wi±¿± ciê¿ary wielkie i nie do
uniesienia i kład± je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyæ ich nie chc±.
Wszystkie swe uczynki spełniaj± w tym celu, ¿eby siê ludziom pokazaæ. [...] Lubi±
zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chc±, by ich
pozdrawiano na rynkach i ¿eby ludzie nazywali ich Rabbi (chc±, ¿eby ludzie
nazywali ich wielebnym, monsignore, ekscelencj±, eminencj±, «Wasz±
¦wi±tobliwo¶ci±» itd.)" (Mt 23, 2-7). Dlatego Jezus mówi, ¿e s± podobni "do
grobów pobielanych, które z zewn±trz wygl±daj± piêknie, lecz wewn±trz pełne s±
ko¶ci trupich i wszelkiego plugastwa"; ¿e s± "pełni obłudy i nieprawo¶ci"; ¿e to
"przewodnicy ¶lepi", którzy przecedzaj± komara, a połykaj± wielbł±da; ¿e to
"wê¿e, plemiê ¿mijowe"; oskar¿a ich o obłudê, bo zamykaj± "królestwo niebieskie
przed lud¼mi", a sami do niego nie wchodz±; okre¶la ich jako fałszywych
misjonarzy, bo obchodz± "morze i ziemiê, ¿eby pozyskaæ jednego
współwyznawcê", a ledwo ten znajdzie siê w owczarni Ko¶cioła, czyni± go "dwakroæ
bardziej winnym piekła" (Mt 23, 13-34); potêpia ich, bo modl± siê na oczach
tłumów, chc±, by ich fotografowano, gdy s± pogr±¿eni w modlitwie, lubi± z udan±
pokor± paradowaæ w cennych szatach liturgicznych, "¿eby siê ludziom pokazaæ"
(Mt 6, 5), bo kiedy daj± jałmu¿nê, tr±bi± przed sob±, "aby ich ludzie chwalili" (Mt
6, 2). Do tego trzeba by dodaæ, ¿e ¶rodki na owe dobre uczynki Ko¶cioła
najczê¶ciej pochodz± sk±din±d, dzisiaj przewa¿nie ze skarbu pañstwa, jedynie z
"kosmetycznym" uzupełnieniem ze strony stra¿ników ko¶cielnych finansów, którzy
bardzo pilnuj±, ¿eby maj±tek Ko¶cioła nie został uszczuplony.
Jezus okazuje siê we wszystkim, co mówi i robi, w tym, co dobre i co złe, w
tym, co zdrowe i co chore, nader radykalny. Podobnie jak Moj¿esz, Mahomet,
Zaratustra i inni twórcy religii, ma on usposobienie ekstremalne: jest "opêtany",
egocentryczny, odznacza siê narcyzmem, maniakaln± depresj±, cechami paranoika
i amoralno¶ci±. Jest geniuszem religijnym prze¿ywaj±cym wizje apokaliptyczne i
narcystyczne projekcje. W ostrych słowach, bezwzglêdnie, przeklina on te miasta,
które nie witaj± go chêtnie, chocia¿ w gruncie rzeczy nic złego nie zrobiły.
Odwa¿yły siê tylko nie przyj±æ jego, wysłannika Boga (Mt 10, 14 i n.; 11, 20-24;
Łk 10, 10-16). Dlatego zejd± "a¿ do Otchłani" (Mt 11, 23; Łk 10, 15). Bo "kto Mn±
gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał" (Łk 10, 16). Jezus wypowiada siê bez
ogródek. Afiszuje siê ze swoim religijnym egocentryzmem. To, ¿e ¿±da od innych
bezgranicznego po¶wiêcenia siê dla niego, nie jest etyczne. Chrze¶cijanie w ogóle
nie u¶wiadamiaj± sobie tego, i¿ w charakterze Jezusa kryj± siê bezwzglêdno¶æ i
brak szacunku dla innych ludzi. Gdyby to rozumieli, przestaliby pewno wyobra¿aæ
sobie Jezusa jako człowieka łagodnego, czułego, o prawie ¿e "kobiecym"
usposobieniu - i to teraz, gdy mito-teolog Drewermann bardzo elokwentnie
obja¶nia głêboki sens takich wyobra¿eñ. Bo te¿ kto spo¶ród wiernych tego Ko¶cioła
potrafiłby w swoim ¿yciu sprostaæ wymaganiom tak radykalnym jak te stawiane
przez Jezusa? "Je¶li kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawi¶ci swego ojca i
matki, ¿ony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie mo¿e byæ moim
uczniem" (Łk 14, 26). Wiêkszo¶æ chrze¶cijan starannie wypiera tego
anarchistycznego Jezusa ze swojej ¶wiadomo¶ci. To, czego on uczy, jest w
rzeczywisto¶ci diametralnie odmienne od chrze¶cijañstwa Ko¶cioła i statecznych
mieszczan, dla których najwy¿szymi warto¶ciami moralnymi s± mał¿eñstwo i
rodzina; on nie chce pokoju w rodzinie i pokoju społecznego, lecz rozłamu (Łk 12,
51 i n.); postponuje nawet wła¶ciwe wszelkiej wspólnocie oznaki elementarnego
szacunku dla innych, takie jak pochowanie rodzonego ojca: "Zostaw umarłym
grzebanie ich umarłych, a ty id¼ i gło¶ królestwo Bo¿e" (Łk 9, 590).
Taka sama postawa uwidacznia siê w jego ¿yciu miłosnym. Chwali on znan± w
mie¶cie ladacznicê, prostytutkê, "poniewa¿ bardzo umiłowała" (Łk 7, 47). Ko¶cielni
uczeni w Pi¶mie daremnie doszukuj± siê u tej kobiety miło¶ci uduchowionej,
czystej, agape. Jezus chwali j± - przeciwnie - za to, ¿e oddawała siê tak
autentycznie, zmysłowo, całym swoim ciałem, bez zwyczajowej, "normalnej"
obłudy prostytutek, które udaj± pełne oddanie siê, miłosne westchnienia, orgazm,
zaspokojenie, bo potrzebuj± pieniêdzy partnera. Ladacznica pochwalona przez
Jezusa nie odgrywała pełnego oddania siê - ona kochała, to znaczy: po¶wiêcała siê
bez reszty, chciała dawaæ rado¶æ mê¿czyznom, którzy j± odwiedzali, ale zarazem
te¿ sama pragnêła rado¶ci.
Jezus nie był zreszt± jedynym twórc± religii, który obcował z nierz±dnicami -
zdarzało siê to równie¿ Buddzie. Ten ostatni spo¿ywa od czasu do czasu posiłki w
domu pewnej ladacznicy, ale odtr±ca j±, gdy chce ona zostaæ jego uczennic±, i
odtr±ca wszystkie kobiety, które tego pragn±. Dlaczego? Tu dostrzegamy postawê
całkowicie odmienn± od postawy Jezusa, który przyjmował kobiety do swojej
wêdrownej wspólnoty. Budda, koncentruj±cy siê bez reszty na osi±gniêciu nirwany
czysto duchowej, bezcielesnej i pozostaj±cej z dala od ¶wiata, nie chce, by
uczennice i uczniowie ł±czyli siê w pary, by dochodziło miêdzy nimi do kontaktów
płciowych, bo przyspieszaj± one tylko wieczny obieg narodzin i odradzania siê. On
wie, ¿e to siê zdarza, gdy kobiety i mê¿czy¼ni s± razem. Jezus te¿ jest tego
¶wiadomy. Ale nie ma nic przeciwko temu. Niechaj uczniowie i uczennice
opuszczaj± ojców i matki i staj± siê "jednym ciałem. A tak ju¿ nie s± dwoje, lecz
jedno ciało" (Mk 10, 7-8). Takie sprawy nie ł±cz± siê z miło¶ci± sublimuj±c±,
duchow±. W "nowej wspólnocie" Jezusa, gdzie nie obowi±zuj± ju¿ powszechnie
stosowane reguły moralne, we wspólnocie, do której przyjmowani s± tylko ludzie,
którzy pozostawili za sob± mał¿eñstwo, rodzinê, dzieci itd., antycypuje siê ponadto
miło¶æ rajsk±.
On nie wypierał i nie zwalczał swoich własnych potrzeb, zachcianek, odczuæ,
nastrojów erotycznych, seksualnych. I nie był na pewno mistrzem w
"samoumartwianiu". Jego wyobra¿enia o ¶wiêto¶ci bez w±tpienia nie obejmuj±
ascezy. Był on przez współczesnych mu ludzi okre¶lany jako "¿arłok i pijak", jako
"przyjaciel" ludzi grzesznych płci obojga (Mt 11, 19; Łk 7, 34).
Jezus demonstrował te¿ postawê supermena. Nie zaliczał siê do owych
miêczaków - czêsto spotykanych równie¿ w¶ród duchownych - którzy przekonuj±
kobiety, ¿e s± całkiem łagodni, delikatni, czuli, macierzyñscy, ojcowscy, dziecinni,
zale¿nie od potrzeb i oczekiwañ partnerki, ¿e chodzi im tylko o spełnianie ¿yczeñ
partnerek. Bez wzglêdu na to, jak Jezus siê zachowywał podczas spotkañ,
kontaktów z kobietami, podczas obcowania obfituj±cego w niuanse i subtelno¶ci,
był on stale wyniosły, pełen godno¶ci, był "panem" (Romano Guardini), który nie
mógł sobie pozwoliæ na utratê władzy, a zarazem od kobiet ¿±dał całkowitego
po¶wiêcenia. Czuł siê "nowym Dawidem", "nowym Salomonem", królem - tak¿e w
miło¶ci.
Jezus z Nazaretu odznaczał siê takim optymizmem, tak± naiwn± ufno¶ci±, i¿
s±dził, ¿e zawsze działa i zachowuje siê zgodnie z oczekiwaniami swojego
prawdziwego ojca w niebie, był przekonany, ¿e ten "tatu¶" (abba), który sprawia,
¿e "słoñce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi", i "zsyła deszcz na
sprawiedliwych i niesprawiedliwych" (Mt 5, 45), a nawet "jest dobry dla
niewdziêcznych i złych" (Łk 6, 35), ¿e ów prawdziwy ojciec poprzez jakie¶ wielkie
wydarzenie w Jerozolimie potwierdzi dopuszczalno¶æ jego swobodnego stylu ¿ycia,
¿ycia bogatego w uciechy zmysłowe. St±d jego sensacyjne przybycie do
Jerozolimy, energiczne usuniêcie handlarzy z przedsionka ¶wi±tyni, agitacja
przeciw ¿ydowskiej zwierzchno¶ci.
Ale Jezus nie usankcjonował jego rozumienia Boga i ¿ycia. Bóg milczał -
zarówno na Górze Oliwnej, jak i wówczas, gdy Jezus był na krzy¿u. "Bo¿e mój,
Bo¿e mój, czemu¶ Mnie opu¶cił?" (Mk 15, 34). Potem Jezus umarł i to był koniec
jego misji."
"Jezus i kobiety..."- (prof. teol. kat.) Hubertus Mynarek, s.136-143
***
"Nauczanie o piekle jest niemoralne. Jest z zasady złe,
niezale¿nie od tego czy ofiar± jest niewinne dziecko, czy wielokrotny morderca.
Szaleñstwem jest my¶lenie, ¿e ktokolwiek mo¿e cierpieæ wiecznie."
Peter de Rosa
"Istnieje jedna powa¿na skaza w charakterze Chrystusa, a mianowicie jego
wiara w piekło. Nie mogê uwierzyæ, aby człowiek rzeczywi¶cie humanitarny mógł
wierzyæ w kary wieczne. Chrystus przedstawiony w Ewangeliach niew±tpliwie
wierzył w wieczne mêki i w ksiêgach tych znajdujemy wielokrotnie słowa m¶ciwego
gniewu skierowane przeciw ludziom, którzy nie chcieli słuchaæ jego kazañ -
postawa do¶æ zwykła u kaznodziejów, ale nie daj±ca siê pogodziæ z najwy¿sz±
doskonało¶ci±.
Nie spotykamy tej postawy u Sokratesa, łagodnego i uprzejmego wobec ludzi,
którzy nie chcieli go słuchaæ. I moim zdaniem takie zachowanie siê bardziej
przystoi mêdrcowi ni¿ oburzenie. Według Ewangelii Chrystus mówił: "Wê¿owie,
rodzaju jaszczurczy, i jako¿ bêdziecie mogli uj¶æ przed s±dem dnia piekielnego?" -
Był to zwrot pod adresem ludzi, którym siê nie podobały jego nauki. Naprawdê nie
wydaje mi siê to w najlepszym tonie.
W Ewangelii znajduje siê du¿o takich wzmianek o piekle. Najpierw, naturalnie,
dobrze nam znany tekst odnosz±cy siê do grzechu "przeciwko Duchowi ¦wiêtemu":
"Ale kto by mówił przeciwko Duchowi ¦wiêtemu, nie bêdzie mu odpuszczone ani w
tym wieku ani w przyszłym".
Chrystus powiada jeszcze: "Po¶le Syn człowieczy anioły swoje, a oni zbior± z
królestwa jego wszystkie zgorszenia i tych, którzy nieprawo¶æ czyni±; i wrzuc± ich
w piec ognisty, tam bêdzie płacz i zgrzytanie zêbów" - po czym rozwodzi siê w
dalszym ci±gu nad płaczem i zgrzytaniem zêbów. Wzmianki o tym nastêpuj± jedna
po drugiej i dla czytelnika jest zupełnie widoczne, ¿e Chrystus musiał znajdowaæ
pewn± przyjemno¶æ w przewidywaniu płaczu i zgrzytania zêbów, bo inaczej nie
powtarzałoby siê to tak czêsto. Nie zapomnieli¶cie pewnie przypowie¶ci o owcach i
kozłach, gdzie mówi siê, jak to podczas drugiego przyj¶cia Syn człowieczy odł±czy
owce od kozłów i powie kozłom: "Id¼cie ode mnie, przeklêci, w ogieñ wieczny". I
Chrystus ci±gnie dalej: "I pójd± ci na mêki wieczne". Nastêpnie powiada znowu: "A
je¶liby ciê gorszyła rêka twoja, odetnij j±; bo lepiej jest tobie ułomnym wnij¶æ do
¿ywota, ni¿eli dwie rêce maj±c i¶æ do piekła w ogieñ nieugaszony, gdzie robak ich
nie umiera, a ogieñ nie ga¶nie". Powtarza siê to parokrotnie.
Muszê stwierdziæ, ¿e ta nauka, według której ogieñ piekielny jest kar± za
grzechy, jest okrutna. Doktryna ta upowszechniła okrucieñstwo i dała ¶wiatu całe
pokolenia okrutnie torturowanych ludzi,a Chrystus Ewangelii, je¶li siê go bierze
takim, jakim go przedstawiaj± jego dziejopisarze, musi niew±tpliwie ponosiæ za to
Zgłoś jeśli naruszono regulamin