Science Fiction (46) styczen 2005.pdf

(2850 KB) Pobierz
10693835 UNPDF
10693835.003.png
Amerykanie mają swojego Wiedźmina.
I to jest prawda, to jest fakt. Rozochoceni sukcesami
„Władcy Pierścieni" producenci sięgnęli po żelaznego
klasyka. Książki Ursuli LeGuin z cyklu „Ziemiomorze"
przez dziesięciolecia zaliczane były do największych
osiągnięć gatunku i cieszyły się (co mówię, cieszą się
nadal) wielką estymą fanów. Niestety najmłodsze pokolenie
czytelników może po te wspaniałe książki w ogóle nie
sięgnąć, gdyż ci, którzy jeszcze nie zdecydowali się na
lekturę, po obejrzeniu „Legend Ziemiomorza", bo taki tytuł
nadano dwuczęściowej miniserii wyprodukowanej przez Sci-
Fi Channel, zapewne odłożą książki na zawsze na półkę.
Wiem, że w Polsce swego czasu wybuchła burzliwa
dyskusja, czy może być coś bardziej skopanego niż
ekranizacja „Wiedźmina". Okazało się, że i Amerykanie
potrafią się zbliżyć do ideału. Genialna książka mogła
dostarczyć materiału na równie świetny film. Peter Jackson
pokazał, jak za pomocą wizualizacji można zamaskować
spore braki scenariuszowe. Ale tutaj zabrakło Petera
Jacksona. Zabrakło też wielu innych rzeczy...
Jeśli pamiętacie włoską serię baśniowej fantasy
telewizyjnej o księżniczce Fanthagiro, to wczujecie się w
klimat tej produkcji. Drewniane postacie deklamujące
drewniane dialogi i tylko scenografia nieco ładniejsza. Już
sam początek, w którym banda najeźdźców napada na
wioskę Geda, powoduje u widzów spazmy śmiechu.
Młody mag wywabia atakujących otumaniając ich
magiczną mgłą na klif, gdzie giną śmiercią lemingów
razem z głównym bohaterem. Już w tym momencie co
roztropniejsi widzowie zapewne przełączyli się na ESPN
czy co kto tam lubi. Ja trwałem w obowiązku recenzenta wie-
dząc, że raczej nie zaznam wielu rozkoszy w
obcowaniu z ekranizacją jednej z ulubionych książek
dzieciństwa. I tak się stało. Kolejne godziny oglądania to
pasmo koszmarnych pomyłek. Król Tygath podbijający
Ziemiomorze dysponuje imponującą armią w sile
kilkunastu chłopa (zdaje się, że główne siły uderzeniowe
stracił w pierwszym starciu z Gedem), co najpiękniej
widać w nader wyszukanej i oszczędnej scenie zdobywania
Akademii Magii, która żywcem wyjęta została z
„Wiedźmina" (dramatyczne ujęcia obrony zasługują na
Złote Maliny, ja na pewno oddam na nie głos). Słowo,
gdyby włączyć ją do któregoś z odcinków serii, niczym by
się scenograficznie nie wyróżniała. Labirynt Atuanu to
zaledwie kilka całkiem nieźle oświetlonych korytarzy.
Arcykapłanka Thar to ograniczona umysłowo kobietka,
która najprostszych faktów nie potrafi skojarzyć. Spisek
wykryłby Ślepy Pew i to na niezłej bani. Wszystko to takie
popieprzone jakieś, że zacytuję Maxa z Seksmisji: „Tylko
świateł w podłodze nie widziałem". Może pewnym
wytłumaczeniem tej porażki jest fakt, iż autorem
scenariusza jest Gavin Scott, ten sam, który zanudził
widzów ekranizacją znanej powieści Marion Zimmer
Bradley „Mgły Avalonu" i sprokurował przygłupawy serial
o przygodach Juliusza Verne'a.
Legends of Earthsea
Reż.: Robert Lieberman
Scen. : Gavin Scott
Wyst.: Shawn Ashmore, Isabella Rossellini, Dany Glover
Strona filmu: www.scifi.com/earthsea/
Polska premiera: brak danych
10693835.004.png
Miał być serial. To widać i niech nikt nie mó-
wi, że jest inaczej. Ekranizacja książek Philipa
Jose Farmera z cyklu „Riverworld" niestety zo-
stała zawężona do pilota, po którym nie nastąpił
ciąg dalszy. Nie wiadomo do końca dlaczego.
Ponoć film miał rewelacyjną oglądalność (złoś-
liwi twierdzą, że dlatego iż można w nim zoba-
czyć ostatni raz Kevina Smitha, który zginął na
planie następnego filmu). Ale kto by tam wierzył
złośliwcom.
Nie jest to w każdym razie wierna adaptacja
którejkolwiek z powieści. Zachowano realia
opisywanego świata, uważny widz znający
książki znajdzie też sporo cytatów, ale więcej jest
odstępstw niż podobieństw.
Bohaterem filmu jest amerykański astronauta
(nie Richard Burton), który naznaczony przez
tajemniczą postać budzi się w dziwnej kuli pod
powierzchnią wody. Ostatnie, co pamięta, to
katastrofa wahadłowca trafionego
(kręcono to jeszcze przed
katastrofą Columbii). Po
wydostaniu się na brzeg znajduje
tajemnicze pojemniki z ubraniami,
a w chwilę później staje w obliczu
tłumu ożywieńców wypełzających
na brzeg. Przez następne dwie
godziny śledzić będziemy jego
losy (akcja filmu to z grubsza
zawartość pierwszych dwóch
tomów serii) od niewoli u okrutnego Valdemara
(zdubingowany Smith) obalonego zresztą szybko
przez krwiożerczego Nerona, poprzez ucieczkę i
przyłączenie się do komuny Marka Twaina bu-
dującej ogromny statek. Wizje Hale'a schodzą na
plan dalszy wobec wydarzeń, które niestety im
dalej w film, tym bardziej są... trywialne. Obcy
imieniem Monat, który miał nieszczęście zginąć
na Ziemi i został ożywiony razem z jej
mieszkańcami, wyjaśni wprawdzie zagadkę
zmartwychwstania, poznamy też kilka postaci
dramatu znanych z kart książek, ale wszystko to
zostanie niedopowiedziane, zawieszone w koń-
cówce filmu, który przypomnijmy - miał być
pilotem serialu. Serialu, którego raczej już nie
zobaczymy. Czy szkoda? Tego nie wiem, sądząc
po pilocie spodziewałbym się raczej kiczowatej
produkcji w stylu „Zaginionego Świata", niż
solidnej ekranizacji prozy Farmera.
meteorytem
10693835.005.png
10693835.006.png
Rafaþ Kosik
Jerzy Grundkowski
Katarzyna Ruszkowska
W zeszþym miesiĢcu wspomniaþem we wstħpniaku o pewnych
zjawiskach wystħpujĢcych w Intemecie. Tym, ktrzy nie mieli okazji
przeczytaę owego tekstu, streszczħ to krtko. Od pewnego czasu istniejĢ w
sieci moŇliwoĻci ĻciĢgania filmw, gier, muzyki w ramach programw
peer2peer. Zastanawiaþem siħ, jak daleko moŇe zajĻę wojna pomiħdzy
wielkimi korporacjami i ich prawnikami a áspoþecznoĻciami" dzielĢcymi siħ
ich wþasnoĻciĢ. Bo do tego, Ňe konfrontacja jest nieuchronna, wszyscy byli
zgodni. I tak siħ staþo, Ňe wywoþaþem wilka z lasu. W kilka dni po
publikacji grudniowego numeru organizacje broniĢce praw autorskich
uderzyþy w gþwne serwery likwidujĢc te najwiħksze. Matriksowa wojna
zostaþa wypowiedziana i przez krtkĢ chwilħ zdawaþo siħ, Ňe sieciowe
piractwo (a przynajmniej ta jego czħĻę) upadnie z wielkim hukiem. Co
ciekawe tak siħ jednak nie staþo. Na miejsce zlikwidowanych powstaþo
mrowie nowych stron, mniejszych i nie zawierajĢcych takich iloĻci plikw
jak ich poprzedniczki, ale jak wynika z relacji, rwnie sprawnych i
wydajnych. Ponoę ruch wymienny nie tylko nie zmalaþ, ale wrħcz
nagþoĻnienie w mediach spowodowaþo zwiħkszenie zainteresowania
áshare'owaniem". Ale to jeszcze nie koniec. Kiedy okazaþo siħ, Ňe
obciħcie þba hydrze wcale jej nie zabiþo, pojawiþy siħ informacje o
programie First Source, ktry jest w stanie wyĻledzię adres IP osoby, ktra
jako pierwsza udostħpnia dany plik, a nadto rejestruje adresy wszystkich
ĻciĢgajĢcych. Firma, ktra w program wyprodukowaþa, gromadzi dane
dla MPAA, jednej z organizacji antypirackich. Piraci odpowiedzieli
Ļmiechem i zapowiedzieli eXeem, program umoŇliwiajĢcy wymianħ plikw
torrentowych bez poĻrednictwa serwerw z linkami. Jaki bħdzie nastħpny
krok korporacji? Jaka odpowiedŅ? Wirusy uderzĢ w producentw czy
moŇe raczej infekcje z faþszywych plikw stanĢ siħ zmorĢ ssaczy?
Pierwsze znaki przejĻcia na ten poziom konfrontacji juŇ sĢ. Wirus
Breacuk.E rozprowadzany w sieci KaZaA skasowaþ juŇ sporo systemw, a
wszystko wskazuje na to, Ňe tym razem nie jest to robota nawiedzonego
nastolatka, tylko poczĢtek kampanii majĢcej na celu odstraszenie
potencjalnych ĻciĢgaczy.
JeĻli siħ nie mylħ, jesteĻmy Ļwiadkami otwartej wojny internetowej, w
ktrĢ angaŇowane sĢ coraz wiħksze Ļrodki i technologie. I to nie fikcja
literacka, nie fantastyka. To siħ dzieje naprawdħ. Znowu
rzeczywistoĻę dogoniþa wyobraŅniħ. Nie kraj przeciwko krajowi, nie
religia przeciw religii, ale prawnicy przeciw piratom. Pytanie sprzed
miesiĢca jest nadal otwarte i aktualne. Czy to nie jest poczĢtek koıca
wolnego Internetu?
Kto wie, poŇyjemy, zobaczymy. Pki co nadal jeszcze mamy przed
sobĢ trochħ tematw fantastycznych, choę jest ich coraz mniej.
Czþowiek dotarþ w tym miesiĢcu na powierzchniħ Tytana, najbardziej
tajemniczego satelity w ukþadzie sþonecznym. Tego samego, o ktrym
pisaþ Varley. W USA klonuje siħ na skalħ przemysþowĢ psy i koty. Za 50
tysiħcy moŇna zafundowaę sobie kopiħ utraconego pupilka (á6-th Day" siħ
kþania). Wystrzelono satelitħ niosĢcego pocisk, ktry ma uderzyę w jĢdro
komety (informacja, jakoby jest to tajna prba zapobieŇenia uderzeniu tego
obiektu w Ziemiħ w bardzo niedalekiej przyszþoĻci, zaczyna robię
oszaþamiajĢcĢ karierħ za sadzawkĢ). Zapomniaþem o czymĻ? Pewnie tak,
ale i to wystarczy jak na tak krtki okres czasu.
DwadzieĻcia lat temu z wypiekami na twarzy czytaliĻmy dokþadnie o
tych wydarzeniach w ksiĢŇkach naleŇĢcych do gatunku zwanego science-
fiction. A dzisiaj to wiadomoĻci z pierwszych stron gazet. Niedþugo
zostanie nam tylko fantasy...
Zapraszam do lektury kolejnego numeru. W nim zawartoĻę fantastyki w
fantastyce jest na razie wysoka. Poprzednio byþo sporo tradycyjnej fantasy,
dzisiaj jest wrħcz odwrotnie. Kosik, Uznaıski, Kochaıski - to nazwiska
znane i sprawdzone. To oni poprowadzĢ pierwszy numer wprowadzajĢc
was w nowy 2005 rok paıski. Oby byþ fantastyczniejszy od poprzedniego,
czego Ňyczymy wam caþĢ redakcjĢ.
Krzysztof Kochaıski
Sebastian Uznaıski
Cezary CzyŇewski
Feliks W. Kres
Adam Cebula
Tomasz Pacyıski
Robert J. Szmidt
10693835.001.png 10693835.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin