The Jewish Strategy
Żydowska strategia [2005]
Prof. Revilo P Oliver
http://www.archive.org/stream/TheJewishStrategy/The-Jewish-Strategy-Revilo-Oliver_djvu.txt
Kevin Alfred Strom - Publishers and Booksellers
Box 762, Earlysville, Virginia 22936, United States of America
http://kevinalfredstromxom
tłumaczenie Ola Gordon
Od autora:
Urodziłem się 7 lipca 1908 roku koło Corpus Christi, Teksas. Moje imię, Revilo, rzucający się w oczy palindrom nazwiska, był ciężarem dla każdego najstarszego lub jedynego syna w rodzinie od sześciu pokoleń.
Wysłano mnie do szkoły w stanie Illinois. Po dwóch latach nauki, łącznie z niezwykle ostrą zimą, przez którą wylądowałem w szpitalu na jedną z pierwszych mastoidektomii przeprowadzonych jako coś więcej niż śmiały eksperyment, postanowiłem, że jednym nierozwiązanym historycznym problemem było, dlaczego ktoś zabrał Indianom środkowy wschód, i pojechałem do Kalifornii. Tam dostałem się, jak wszyscy uważali, do najlepszej szkoły średniej w kraju, ponieważ sprzęt do przedstawień teatralnych kosztował więcej niż wydawano na takie podstawowe rzeczy gdzie indziej. Tamtejsi "edukatorzy" już zrobili wielki postęp w sabotażowaniu edukacji, więc żeby mieć coś co zajmie mój umysł, zacząłem studiować sanskryt, korzystając z podręczników Maksa Millera i gramatyki Monier Williamsa. Czułem potrzebę zdobywania wiedzy i miałem najbardziej niezwykłe szczęście poznania pewnego Hindusa, który naprawdę znał sanskryt. Był misjonarzem i choć do tego się nie przyznał, przyjechał do Ameryki by ulżyć ciężarom finansowym wdów, które miały więcej pieniędzy niż mogły wydać. Mówił im, że dzięki odpowiedniej opiece nad ich pięknymi duszami, w nastepnym wcieleniu staną się gibkie, a na pewno bardziej pociagajace niż Greta Garbo, więc jestem pewien, że dobrze się wywiązywał ze swoich obowiązków. W tym okresie mojej młodości, bawiłem się również w wolnym czasie oglądając świętych mężczyzn i świętsze samice umizgujące się do naiwnych, i dużo się nauczyłem na licznych spektaklach w których brałem udział, od pokazów w Aimee Semple McPhersona dla mas w teatrze pod nazwą Angelus Temple, do rozrywki zapewnianej przez Katherine Tingley dla łebskich frajerów na jej wtedy eleganckiej posiadłości w pobliżu San Diego.
Kiedy miałem 16 lat rozpocząłem naukę w Pomona College w Claremont, California. W 1930 roku ożeniłem się z Grace Needham. Wszystko co osiągnąłem zawdzięczam wyłącznie wszystkim kolejnym okresom nie dającego się wytłumaczyć poświęcenia.
W wyniku rozpoczętych w późną jesienią 1929 roku przygotowań do wyborów w 1932 roku Roosevelta, spędziłem kilka lat w małej firmie wydawniczej, dowiadując się, że nie zostanę finansowym gigantem.
Rozpocząłem studia na Uniwersytecie Illinois pod kierunkiem prof. Williama Abbotta Oldfathera, przez wielu uważanego za najwybitniejszego w kraju filologa klasyki. Moją pierwszą książką był parergon, krytyczny i komentowany przekład z sanskrytu The Little Clay Cart [Mały gliniany koszyk], opublikowany w roku 1938.
W 1940 roku otrzymałem doktorat z filozofii. Dodam, że jestem jedyną osobą, która otrzymała ten stopień w klasyce na tym uniwersytecie, i wydział zdecydował się zatrudnić mnie na stałe. Zaraz po otrzymaniu doktoratu rozpocząłem wykłady. Przez wiele lat prowadziłem także kursy z renesansu, dzieki czemu pracowałem równiez na wydziale hiszpańskim i włoskim, którego szefem był mój dobry przyjaciel prof. John Van Home.
Za namową wojskowego znajomego, w 1941 roku zgodziłem się dołączyć do tajnego wydziału Departamentu Wojny, i pracę rozpocząłem tak szybko jak pozwoliły mi na to obowiązki uniwersyteckie, w 1942, i pracowałem tam do jesieni 1945 roku. Miałem szczęście, i zacząłem kierować szybko rozwijającym się działem, i wkrótce awansowałem z analityka na stanowisko dyrektora badań, odpowiedzialnego za około 175 pracowników. Praca była męcząca z róznych powodów, ale wyjatkowo instruktywna. Poznałem na przykład największy sekret Pearl Harbour, najwyraźniej nieznany adm. Theobaldowi, którego nie opublikowano aż do 1981 roku (do mojego "Ameica's Decline" [Upadek Ameryki] na s. 7).
W 1945 roku wróciłem na uniwersytet jako asystent profesora, dwa lata później zostałem profesorem nadzwyczajnym i profesorem w 1953 roku. Miałem stypendium Guggenheima w latach 1946-47, i Fulbrighta (Włochy) 1953-54. Na emeryturę odszedłem w roku 1977. (Dwa dni później, ku mojemu zdumieniu, dowiedziałem się, na podstawie wydarzeń w administracji, która mnie serdecznie nienawidziła, również wystarczająco się mnie bała by odroczyć atak na kondycję naukową wydziału dopiero po moim przejściu na emeryturę. Nie mówię tu o tym, że byłem w stanie utrzymać ją na tak wysokim poziomie jak za czasów Oldfathera – wiedziałem, że nie da się tego zrobić, kiedy z niesmakiem zrezygnowałem z pracy jako zwykły pracownik biurowy – i uważałem, że niestety się pogorszyła; tylko nie wiedziałem jak bardzo.)
Dziwne jak może się wydawać, opuściłem region korupcji w roku 1945 z pewnym przeswiadczeniem, że nie do zniesienia fetoru ogromnego szamba nie da się już powstrzymać, i że kiedy fakty o wyprawie krzyżowej Ratujmy Sowiet i inne operacje wyjdą na jaw, co musi się stać, oburzenie amerykańskiego narodu wywoła reakcję o takiej sile i gwałtowności, że nigdy nie zostanie zapomniana w historii. Ta pewność trwała do roku 1954. W roku nastepnym, 1954, mój przyjaciel prof. Willmoore Kendall, który od dawna odczuwał brak "konserwatywnego" antidotum dla Nowej Republiki, itp., i miał wśród studentów w Yale mądrego i bogatego młodego człowieka, Williama F Buckleya juniora, dyskutował ze mną plany zorganizowania czasopisma, ostatecznie nazwanego National Review, którego zamiarem było to co teraz jest Ustanowienie [Instauracja], ale z istotną róznicą, że instauracja nie mogła się rozpocząć spodziewaną stratą $2.000 tygodniowo przez trzy lata. Kiedy Kendall powiedział mi, że nie mógł znaleźć nawet jednego profesora uniwersyteckiego, który odważyłby się pisać dla projektowanego tygodnika, przyjąłem to wyzwanie. W ten sposób zacząłem pisać na tematy polityczne. To z pewnościa był śmiertelny błąd z punktu widzenia mojej kariery i komfortu mojej żony; czy było to z innych powodów, nigdy nie rozsądziłem. To co wydarzyło się National Review po opublikowaniu, zwłaszcza kiedy Kendall został wypchniety przez bandę "zawodowców", którzy zapewniali Buckleya, że on był Mesjaszem, to długa i przykra historia.
W 1958 roku Robert Welch przrkonał mnie do swojej uczciwości i zachęcił mnie do założenia Stowarzyszenia Johna Bircha. Nigdy nie mogłem zdecydować czy wrobił mnie od początku (moja próżność sprawia, że niechętnie się do tego przyznaję), czy sprzedał mnie później.
Wtedy wierzyłem jeszcze, że istniała istotna róznica intelektualna między amerykańską burżuazją i bydłem, które się widzi zerkające spomiędzy listewek dużych samochodów ciężarowych, kiedy zadowolone żuje siano w drodze do rzeźni.
Po zerwaniu kontaktów z oszustwem Bircha, postanowiłem pisać z całą szczerością, o strasznym losie naszej rasy i stworzonej przez nas cywilizacji. Czytelnik został ostrzeżony.
Revilo R Oliver
Spis treści
I. Los Człowieka Zachodu
II. Realistyczna ocena Żydów: ich niezrównane osiągnięcia
III Żydowska strategia w działaniu: starożytna Aleksandria
IV. Przetrwa najsilniejszy
V. Sama żydowska strategia: ich słowami
VI. Wyjątkowa mentalność
VII. Żydowska religia
VIII. Konspiracja czy instynkt?
IX. Eksterminacja
X. Integracja genetyczna
XI. Religijność
XII. Chrześcijaństwo
XIII. Zagłada narodów
Wydawca dedykuje tę książkę Georgeowi R Dietz, bez którego prace dr Olivera nigdy nie zostałyby napisane.
PONURE I STRASZNE JEST TO, że większość członków naszej własnej rasy ma tak zniekształcone umysły przez trwającą przez stulecia sprytną propagandę zydowską, że zostali wytresowani, tak skutecznie jak dobrze wytresowane psy, żeby warczeć i gryźć kiedy ich żydowscy panowie wypowadają pewne słowa kluczowe, takie jak "faszysta", "rasista" itp., zastępujące "szukaj" na które pies reaguje. Ponadto, są tak emocjonalie uzależnieni od narkotycznej fantazji, że wielu z nich jest zarówno niechętnych, jak i nie mogą znieść cierpienia patrząc na realny świat wokół nich i racjonalnie o nim myśląc. Zrozumiałe jest, że wolą szczelnie zamknąć oczy ich umysłu i żyć w świecie snów przyjemnych bajek, takich jakie słyszeli w dzieciństwie, do których podświadomie pragną wracać. Jak zgrabnie charakteryzuje to Kipling, "Jeśli pragną czegoś, deklarują że to prawda. Jeśli tego nie pragną, choćby to była sama śmierć, wołają głośno: "Tego nigdy nie było!"
Tragiczne i potencjalnie katastrofalne jest to, że każda szczera i kompleksowa analiza naszej obecnej trudnej sytuacji nie tylko naraża jego autora na tajne lub otwarte represje, ale też zraża wielu członków naszej odurzonej i chyba skazanej rasy, zmuszając ją do warczenia i ochoty ugryzienia człowieka, który zmusiłby ich do zmierzenia się z nieprzyjemną rzeczywistością. Wielu więcej jest tak bojaźliwych, że nawet cień braku szacunku dla Żydów powoduje, że biegną by się ukryć, jak przestraszone koty, by Żydzi nie ukarali ich za słuchanie świętokradczych słów.
Wielu członków naszej rasy potajemnie oburza się na tajnych władców i czasami odważą się w gronie zaufanych przyjaciół, na żarty lub inne uwagi, że w głębi serca nie szanują Żydów. A kiedy patrzymy na naszych rodaków, to w końcu okazuje się, że liczni z nich i często, nawet tych o znacznym majątku, chcieliby czytać zakazane publikacje, ale nie ośmielą się ich prenumerować, nawet nie przez skrzynki pocztowe i pod przybranymi nazwiskami, żeby Żydzi nie odkryli ich niezadowolenia i ukarali ich za to co myślą. Prawdą jest, że bardzo nieliczni, stosunkowo biedni, którzy czują się chronieni swoją niezauważalnością, mniej lub więcej czują się urażonymi żydowską dominacją, i nazywają się "antysemitami", bezmyślnie używając tego absurdalnego określenia, które wrzaskliwa propaganda wszczepiła im w głowy. Niektórzy skutecznie uciekli spod współczesnej kontroli myśli i odważają się używać wyrazu Aryjczyk, który jest jedynym wygodnym i niemal dokładnym terminem dla naszej rasy, mimo że Żydzi tego nam zakazują. Ale nawet te odważne duchy są zwykle niedoinformowane i skłonne do silnych emocji, czasami kipiąc sfrustrowaną nienawiścią do międzynarodowej rasy.
Chociaż jest ich niewielu, Aryjczycy którzy czują prawdziwą nienawiść przeszkadzają samozadowoleniu niektórych Żydów, nawet w tym kraju, gdzie ich coraz bardziej otwarta kontrola wydaje się być całkowita. Na przykład rabin w swoim kąciku na łamach Chicago Sun-Times, nie wyrzekając się wielkiego żydowskiego oszustwa "6 milionów", którzy zostali rzekomo unicestwieni przez Niemców (a potem wczołgali się do Ameryki), dosyć wyraźnie ostrzegł swoich rodaków, że ich jazgot o "holokauście" może dać pomysł Gojom i spowodować powstanie prawdziwych komór gazowych i prawdziwej czystki, gdyby amerykańscy Aryjczycy wymknęli się spod kontroli. Rabin jest prawdopodobnie panikarzem, ale prawdą jest, że coraz bardziej krzykliwa arogancja i terroryzm Żydów wywołuje nienawiść wśród ich poddanych. Dla nich może być niedyskretne wzniesienie 10-metrowej "menory" przed amerykańskim Białym Domem jako symbolu ich posiadania, w czasie kiedy odmawiają płaszczącym się Amerykanom prawa do ustawiania w miejscach publicznych choinek na Boże Narodzenie. I zamiast spokojnego porzucenia absurdalnego oszustwa o "6 milionach", wymyślonego po to by ożywić aryjskie bydło, które wpędzili do Europy w roku 1941, a które dało im wiele miliardów dolarów od oszukanych Niemców, i dużo więcej od reszty świata, żądają siłowego wszczepienia tego kłamstwa w umysł każdego amerykańskiego dziecka. To na pewno zwiększy oburzenie, tak jak na przykład niedawna próba zabójstwa człowieka w Chicago, który kiedy został ciężko ranny, wyjaśnili, że pomylili go z człowiekiem którego zamierzali zabić, i załozyli, że skoro ofiarą był tylko aryjski pies, wyjaśnienie to wystarczy innym psom. Otwarty terroryzm, ostry czy pseudolegalny, u niektórych Amerykanów wywołuje oburzoną percepcję ich wcześniej ukrywanego poddaństwa.
Mam wiarygodne informacje o tym, że pewien młody człowiek w północno-wschodniej (najbardziej skorumpowanej) części USA niedawno przeczytał ostateczną demaskację oszustwa "6 milionów" [1] i natychmiast zrezygnował z członkost...
marian_491