Rozdział 21zbetowany.doc

(22 KB) Pobierz

Rozdział 21

Chwile wspomnień , czas na zmiany.

 

 

Cz.1

Czy warto płakać nad rozlanym mlekiem? Cóż, stało się… A co się stało, to się już nie odstanie, ale może udałoby się to naprawić, gdybyśmy tylko byli posiadaczami maszyny czasu! Tak, to jest rozwiązanie...

Upss, szkoda tylko, że takowej nie posiadamy.

Nie to jednak jest teraz istotne. Podsumujmy to, co już wiemy.

Dwoje dzieciaków się w sobie zakochuje. Problemy. Rozterki. Rozstanie i...?

Gdyby to było niczym z Harlequina, to.. i miłość… Ale to jest prawdziwe życie, kłopoty, które należy rozwiązać.

A było tak pięknie, na samym początku było tak ‘’barwnie’’…

 

 

Retrospekcja

 

Idąc w stronę chłopaka, który nie dostał swojego przydziału stanęłam jak wryta.. Skąd ja go znam.... Boże, to nie może być ON!!!

- Proszę... - podałam mu jego pączka i kawę.

- Dziękuję - powiedział grzecznie z zamyślonym wyrazem twarzy i uśmiechnął się do mnie.

- Fuck... - powiedziałam cicho.

Miałam nadzieję, że tego nie usłyszał, jednak stało się inaczej, bo zachichotał...

 

Szok, zdziwienie. To był dla Belli cios poniżej pasa.

Tu, w JEJ szkole stał mężczyzna, który ją kiedyś odmienił... Uśmiechał się do niej... A ona stała i się na niego patrzyła.

- Nie, to nie może być on! - powtarzała sobie w myślach.

Strach, zdziwienie i obawa malowały się na jej twarzy.

Bello, nie martw się. Wszystko się ułoży...

 

 

Uwiodę go - pomyślałam - a on poczuje ból odrzucenia. Ośmieszę go przed wszystkimi kobietami... Ed - szykuj się na coś, co Cię zmieni... Tylko kiedy ja cię spotkam?A co, jeśli nie zdałeś...?

 

 

Lecz On zdał nie tylko egzaminy, ale pomalutku zaczynał się nowy rozdział w jego życiu.

 

Wszystkim nam wiadomo, Ed zdał, a Bella złapała go w swoje sidła.

Miały być pułapką dla Edwarda, a stały się pułapką i dla niej, i dla niego.

 

Edward otworzył serce dla Belli. Bella otworzyła serce dla Edwarda.


Każde z nich miało wady jak i zalety.

Inteligencja, piękno, uroda, bieda ,bogactwo, mściwość, zawiść, skrucha i wiele, wiele innych…

 

Retrospekcja

Czas z Cullenami mijał mi bardzo szybko i przyjemnie. Ten cały Edward jest nawet znośny. Wydaje się raz inteligenty, a raz prostacki. Jak usłyszał o moim ojcu, to wydawał się mściwy...  Jednak jedno muszę przyznać, jest cholernie inteligentny. Podczas oglądania milionerów, tego teleturnieju, który prowadzony jest przez starszego faceta (widać, że mimo  swojego wieku, żywego i energicznego), zadawane były dość trudne pytania. Na niektóre znałam odpowiedź, ale nie na wszystkie... za to Edward... Baa, mądrala... znał chyba na wszystkie.

Pytanie za 100 zł.

- Czym lekkoatleci wykonują pchnięcie? - zapytał prowadzący. - A: oszczepem B: dyskiem C: młotem D: kulą

To akurat było łatwe. Cała nasza trójka odpowiedziała chórem "D".

 

 

Takich cudownych momentów w życiu naszych bohaterów było bardzo wiele. J

Randka u Emmencika, Los Angeles, ślub, można by to wymieniać dalej i dalej, ale żyć trzeba. Zobaczmy, co nasi bohaterowie postanowili zrobić z własnym życiem.

 

EDWARD

Cullen.

Zmień szkołę, najlepiej kraj.

Wyprowadź się z rodziną. Na koncie masz wystarczającą sumę pieniędzy

Ch. S

 

Czytałem to kilka razy. Kartka, na której zostały napisane te słowa jest już pomięta, a w niektórych miejscach rozmazał się pewnie kurewsko drogi atrament... przez moje łzy.

Kurwa, nie płakałem od tak dawna. Od dzieciństwa… i może kilku razy w dorosłym życiu...

Ale ten ból , który odczuwałem po stracie ojca, nie był taki wielki jak ten, który teraz czułem.

Ból, żal, smutek. Jak ona mogła?! Przecież ja ją tak bardzo kocham.

A teraz jeszcze to...

Wzburzony wróciłem do domu. Było bardzo późno.

Całą noc nie spałem.

Ranek ten okazał się jednym z najgorszych w moim doczesnym życiu…

Staram się o tym nie myśleć. Zwłaszcza teraz, gdy lecę klasą biznesową z moją mamą i Alice do zupełnie innego miejsca na świecie. A one patrzą na mnie z taką bolesną miną... Biedna Alice. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczy.

 

 

Retrospekcja

Załamany, już lekko podpity wróciłem po "cudownym" balu do domu.

Nie bacząc, co robię, rzuciłem butem w półkę. Powstał niemały hałas, na szczęście nie obudziłem Esme ani Alice.

Po szybkim i lodowatym prysznicu położyłem się do łóżka . Nie mogłem zasnąć.

Męczyły mnie wspomnienia ‘’wspaniałego’’ przyjęcia pełnego tylu wrażeń.

"I co ja, kurwa, mam teraz zrobić?!" - nad tego typu rozmyślaniami spędziłem całą noc.

Rano, gdy usłyszałem ‘’hałasy ‘’ codziennego życia, ubrałem jakąś podkoszulkę i sprane jeansy i poszedłem do serca domu - kuchni, by powiedzieć moim dwóm, TERAZ jedynym kobietom serca, że MUSIMY zacząć nowy rozdział w życiu.

Ledwo przekroczyłem próg drzwi, a już usłyszałem głośne wciągnięcie powietrza przez jedną z nich, po czym słowa:

- Edward, jak się bawiłeś? Gdzie jest Bella? Czemu tak wyglądasz? Ciężka noc? -zadawała pytania Alice niczym mała, nakręcona laleczka.

Esme chyba zauważyła wyraz mojej twarzy, gdyż przerwała  Alice i zapytała:

- Edward, kochanie, co Ci jest?

-Mamo, Alice. Belli już nie ma. Wyjeżdżamy. – Powiedziałem to na jednym wdechu. Nie miałem prawa mówić mojej rodzinie, co ma robić - była to moja zasada, ale od śmierci ojca postanowiłem, że jestem głową rodziny Cullen i zdecydowałem się nagiąć tę zasadę.

- Alle jaaak too??? - zapytała płaczliwym głosem Alice.

Po chwili wahania powiedziałemm im prawdę.

- Bella od początku mnie oszukiwała. Miała jakąś stronę, na której... - i w tym momencie przerwałem. Mina Alice coś zdradzała i jej cichy szept upewnił mnie w przekonaniu, że ona wiedziała

- Zranione…

- Wiedziałaś??? – wykrzyknąłem.

- Tylko trochę, miała ci powiedzieć - po tych słowach moja biedna siostrzyczka się rozpłakała.

Przelaliśmy morze łez i skończyliśmy mówić o Belli.

- Wyjeżdżamy - powiedziałem ponownie.

- Co ze szkołą? Domem? Pieniędzmi? - pytała Esme.

- Szkół jest wiele, dom kupimy, pieniądze mam… - o nic już wiecej Esme nie pytała.

Ostatnim pytaniem zadanym w tej rozmowie, było pytanie Alice:

- Dokąd się przeprowadzamy?

- Do Norwegii, do Oslo.

 

I tak zaczął się nasz kolejny rozdział w życiu. Żałuję tylko, że wszystko się tak niefortunnie potoczyło.

 

 

 

Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli pierwsza łza wypłynie z prawego oka, jest symbolem płaczu szczęścia, a jeśli wypłynie z lewego oka, jest oznaką bólu.

A czy jest możliwe, aby fizycznie płakało tylko jedno - lewe oko, a psychicznie, wewnętrznie cały człowiek płakał?

Tego nie wiem i chyba się tego nie dowiemy.

 

 

 

 

Cz.2

Płacz Belli narastał. Jak to się mogło stać, że ona, która pierwszy raz w życiu obdarzyła kogoś uczuciem, tak szczerym i prawdziwym, została tak zraniona?

Bez wyjaśnienia?

Skąd on się dowiedział o jej skrycie ukrywanym sekrecie, który tej pięknej nocy miał wyjść na jaw? Dlaczego on jej tak nienawidzi? Kto mu powiedział o jej wirtualnym pamiętniku?

 

BELLA

Nie spałam tej nocy .  Mój umysł, serce, dusza były otumanione po tym, jak Edward mnie zostawił.

Jakimiś resztkami sił wstałam i poszłam sobie zrobić coś do picia. Może arszenik?

Po nieprzespanej nocy spedzonej na płaczu moje gardło było wysuszone, w oczach brakowało łez.

Zrobiłam sobie kawę z prądem. Trzy czwarte były jakimś alkoholem, a jedna czwarta wodą z mocną kawą bez cukru.

Usiadłam po turecku i zapatrzyłam się w widok zza okna.

Zadzwonił mój telefon - nawet nie wstałam. To nie był Edward - on miał specjalny dzwonek,

"Bohemian Rhapsody" Queen. Sam sobie go dla żartu ustawił.

Ktoś nie dawał spokoju, cały czas dzwonił, a ja byłam zmuszona słuchać piosenki Boba Marleya "Bad Boys". Zabrakło mi siły, aby wstać, wyłączyć telefon i się zabić... a jak nie, to przynajmniej porządnie upić. Ja… ja po prostu byłam w pokoju… ale nie byłam. 
Mechanicznie podnosiłam kubek z ‘’kawą‘’ i piłam. Mój mózg jakimś cudem nadal  funkcjonował, ale serce... to już inna sprawa. Serce było rozbite na tysiące, miliony, miliardy malutkich kawałeczków.

Edward odszedł. Nie kocha mnie. Nie dał sobie nic wytłumaczyć. Nie chciał mnie. Byłam, jestem dla niego wielkim błędem jego życia… Boże, ale ja go tak KOCHAM!

 

Telefon nie dawał mi spokoju. Resztkami sił wstałam i odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz.

- Słucham?

- Isabello -zagrzmiał głos mojego ojca. - Skoro Edward odszedł… Wpadnij do domu. Jacob czeka.


Zmroziło mnie. Skąd on wiedział, że JA i  Edward... że my już nie jesteśmy razem?

-Ssskądd wiesz?- wyszeptałam, domyślając się odpowiedzi. Jednak była we mnie jakaś nadzieja, może się mylę.

-Pozbyłem się go - odpowiedział gładko. - Pośpiesz się… Czekamy na ciebie.

Z wrażenia o mało nie wypadła mi słuchawka.

- NIE LICZ NA TO - powiedziałam, cichym, acz stanowczym i pewnym głosem. Potem zakończyłam rozmowę i wyłączyłam telefon.

 

Biegiem ruszylam do mojego pokoju, pełna nadziei, że może się jeszcze da wszystko uratować. Chwyciłam mój drugi telefon, którego numeru nie powinien mieć mój ojciec i wybrałam szybko numer do Edwarda.

To, co usłyszałam sprawiło, że zmiękły mi kolana.

- Wybrany numer nie istnieje.

Wybrałam szybko numer do Alice. Po kilku sygnałach ktoś odebrał.

- Alice, słuchaj, muszę wytłumaczyć wszystko Edwardowi… Dowiedział się i mnie zostawił, ja go przecież tak bardzo kocham i…

Gwałtownie mi przerwano.

- Zostaw nas w spokoju Bello! Zraniłaś go, a mnie oszukałaś, po za tym już się wypr… -nie dokończył, gdyż telefon ktoś jej zabrał.

- Nie kontaktuj się z nami, to koniec! - krzyknął Edward i zakończył rozmowę.


Stałam chwilę z otwartymi ustami, nie wiedziałam, co robić… Po chwili próbowałam jeszcze raz się do nich dodzwonić, lecz nic nie pomogło.

Tak jak stałam, czyli w nieświeżej i wczorajszej sukni balowej, wybiegłam z mieszkania, nie zamykając go.

Na ulicy musiałam wyglądać jak wariatka. Blada jak trup, z rozmazanym makijażem, w wymiętej sukni machajaca na taksówkę.

Po chwili udało mi się złapać jedną.

-Dokąd zawieźć  panienkę? -zapytał krępy, tęgi i łysiejący taksówkarz.

Podałam adres domu Cullenów.

Po kilku minutach jazdy bez korków ulicznych, jak to w NY, na głównej drodze był karambol oraz ogromy korek.

- Chwilę to potrwa - mruknął taksówkarz.

- A inne drogi? Skróty? - pytałam.

- Nic z tego paniusiu. Nawet jakbym chciał, to nie mam jak stąd wyjechać. Niech się paniusia rozejrzy.

- W takim razie wychodzę - rzekłam zdecydowana.

-Okey, mnie to tam wisi. 6 dolarów proszę.

Kurwa! Nie wzięłam pieniędzy... Kolejny pech.

-Wie Pan nie mam pieniędzy… Ale może dam panu to - pokazałam na kolczyk z prawdziwym kamieniem szlachetnym..

- Taa jasne, dasz mi jakąś marną sztuczną błyskotkę pewnie nie wartą dolca.

- To co teraz? Może dam panu mój adres, albo mi pan da swój i przyślę panu pieniądze? Z poczwórnym napiwkiem, oczywiście. - powiedziałam już zrozpaczona.

- Nie. Myślisz, że ci uwierzę? Ale możemy to inaczej załawić - odpowiedział z dziwnym błyskiem w oczach. O kurwa.

- Pokaż cycki. - aż mnie zatkało! Same komplikacje mam ostatnio w moim życiu, najpierw moja miłość, teraz to!

- Zgupiał pan? Jest pan zboczonym , wrednym, idiotycznym człowiekiem. Takich jak pan do więzienia! Na kastrację! IDIOTA - nie zdawałam sobie w stu procentach sprawy, co tak naprawdę wykrzykuję, jednak podjęłam szybką decyzję. Kiedy kierowca patrzył w lusterko oniemiały, moim wybuchem otworzyłym drzwi.
Musiał to być komiczny widok dla postronnego obserwatora, widząc kobietę z rozpuszczonymi włosami, makijażem jak zombi biegnącą w pewne miejsce.

 

Nasza mała Bella biegła, nie zdawając sobie nawet do końca sprawy, jakie wrażenie wywoływała swoim wygladem. Piękna kobieta, w cudownej sukni, biegnąca, mijająca ludzi ze łzami w oczach. Wiatr rozwiewał jej włosy, kilka razy o mało się nie przewróciła.

Jednak to nie było najgorsze.

Najstraszniejszą rzeczą był widok zamkniętego na głucho domu Cullenów, do którego dotarła po kilkunastu minutach. Przez okno, w którym nie było zasłon, mogła zobaczyć zasłonięte meble i brak jakichkolwiek osobistych rzeczy.

Widząc biedną, dziewczynę, jakaś starsza pani wyszła ze swojego ogrodu na ulicę i powiedziała tylko:

- Dziewczynko, państwo Cullen się wyprowadzili...

 

Państwo Cullen się wyprowadzili

Państwo Cullen się wyprowadzili

Państwo Cullen się wyprowadzili

Państwo Cullen się wyprowadzili

Państwo Cullen się wyprowadzili

Państwo Cullen się wyprowadzili

Państwo Cullen się wyprowadzili

 

Dopiero teraz jej świat do końca się zawalił...

Ale mała iskierka nadziei pozstała.

Chwyciła telefon, i dzwoniła, dzwoniła, lecz ani Alice, ani Esme czy też Edward nie odbierali.

Głuchy sygnał. Koniec.

 

A ja cię kochałem... Bello, żegnaj...

Państwo Cullen się wyprowadzili.

 

Kilka słów nie dawało jej spokoju, gdy wracała zatłoczonymi ulicami do mieszkania. Widziała jakichś ludzi ze szkoły, patrzyli na nią dziwnie. Nie odzywała się.

Wróciła do mieszkania.

Zrzuciła suknię, weszła pod prysznic i pod lodowatym strumieniem wody stała i płakała.

Podobnie spędziła kolejny dzień - płakała, płakała, rozpaczała… nikogo nie wpuszczała do domu, ani gosposi, ani misiaczków.

Ale nadeszła taka chwila, że podjęła decyzję.

 

Spakowała trochę ubrań, przenośny komputer i podstawe rzeczy. Zabrała torebkę i portfel.

W wieżowcu, w którym mieszkała, znajdował się bankomat. Wybrała ze wszystkich kart jakie miała pieniądze  -była to niemała sumka.

Spakowała je dobrze do torebki, torby, ubrania, które miała na sobie.

Wykonała jeszcze kilka telefonów. Jeden do banku. Jak na tak młodą osobę zachowała się niebywale.

‘’Zamroziła‘’ konto z pieniędzmi, które wygrała wraz z Edwardem.

Drugi do prawnika, aby wynajął zarządcę, który będzie się opiekował jej domem po matce.

Na tym telefonie jak na razie zakończyła.

Złapała taksówkę, tym razem zapłaciła i poszła przed siebie, a już po chwili siedziała na peronie i zastanawiała się, gdzie ma wyjechać. Wyjęła z torby laptopa i weszła na zranione.pl. Może w swoim dawnym azylu odnajdzie szczęście.

Znalazła pewną wiadomość w archiwum.

 

PW.

Od:Rose

Temat: J

Bello,

Gratuluję Ci całym sercem i duszą.

Jesteś szczęśliwa. Przez trzy miesiące będę w NY.

Jeśli będziesz miała trochę czasu spotkajmy się.

Pamiętaj o mojej propozycji.

Mój numer mobile: 681-594-983

R.

 

Mało tego, pamiętała, że ta dziewczyna kiedyś jej proponowała wspólne mieszkanie i inną pomoc.

Zaskoczyło ją to wtedy.

Ale teraz wszystko może się zmienić.

 

Postanowiła, że musi się z tą Rose skontaktować.

Zakończyć jakiś etap w życiu, może uciec od toksycznego rodzica.

Oszczędzać pieniądze, które ma ze sobą.

Zapomnieć o Edwardzie - to na pewno się nie uda.

 

Kupiła, jakiś zwykły telefon komórkowy bez żadnych dodatków - już zaczęła oszczędzać. Wybrała numer R.

- Tak? - zapytał pewny kobiecy głos

- Ehm... hmm... Tu Bella Swan ze zranionych, chciałabym się z Tobą spotkać...

- Ooo, cześć! - przerwała jej. - Chcesz się spotkać? Niestety, nie ma mnie już w NY, jestem w Waszyngtonie, w Forks. Ale zapraszam.

 

Młode kobiety rozmawiały jeszcze parę minut i aż dziw, że możliwym jest poznanie przyjaciela przez telefon. Bella postanowiła pojechać do Forks.

 

 

BELLA

Może się uda? Błagam!

Nie, kurwa nie!

Oczywiście, nie ma żadnego pociągu, nawet z przesiadkami, do Forsk.

Czyli pozostaje tylko samolot.

W drodze na lotnisko, cały czas przygnębiona, wspominałam chwile spędzone z Edwardem. Oh my God! Jak ja go kocham.

Oczywiście musiałam wszystko spierdolić. Dobrze, że na tym świecie są jeszcze tacy ludzie jak Rose.

Rose, cudowna kobieta. Opowiedziałam jej o ostatnich wydarzeniach, myślę , że szczerze mi współczuła, i po krótkiej rozmowie naprawdę ją polubiłam. W dalszym ciągu zaproponowała mi wspólne mieszkanie.

Ma chłopaka, którego bardzo kocha. Mam nadzieję, że nie będę im zawadzać.

 

Na lotnisku, jakimś cudem, udało mi się kupić bilet do Port Angeles [jak tam dolecę to czeka mnie jeszcze podróż samochodem – nie krótka].

Stanęłam w kolejce do odprawy. I zdziwiło mnie to, pomimo mojego ogromnego smutku, i bólu, zawsze leciałam 1 klasą. Bez kolejek do odprawy i tym podobne. Ale teraz stanie się to normą. Pragnę zmienić życie.

Będzie mi to trudno uczynić ze złamanym sercem, ale dam radę.

 

Stojąc w kolejce marzyłam, że jestem tu z Edwardem, a po chwili on odchodzi... zostawia mnie. Musiałam wyglądać na wariatkę, gdyż krzyknęłam:

- Nie!

Ktoś dotknął mojego ramienia, jakaś kobieta.

- Wszystko w porządku?

- Tak.

Nic nie było ok.

Jakaś mała iskierka szczęścia na ten wyjazd wygasła.

Stałam w kolejce.

Moje zmysły zaczęły odchodzić ‘’na spoczynek’’, odcięłam się od otoczenia.

Czekałam tak, a mój już zwalony świat walił się dalej, dalej i dalej...

 

Szczegóły mojej wyprawy do Waszyngtonu były niezbyt jasne. Cały czas myślałam o Edwardzie. Pamię...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin