WARTO POSWIĘCIĆ JEZUSOWI SWOJE ŻYCIE.doc

(38 KB) Pobierz
WARTO POSWIĘCIĆ JEZUSOWI SWOJE ŻYCIE

WARTO POSWIĘCIĆ JEZUSOWI SWOJE ŻYCIE....

Od dzieciństwa miałam pragnienie bycia dobrą. Pragnęłam również mieć prawdziwą przyjaciółkę, tzw. od serca. W pewnym sensie to było jedno z moich małych marzeń.

Tymczasem będąc jeszcze dziewczynką często spędzałam wolny od szkoły czas u pradziadków. Miałam tam kontakt z Biblią, gdyż moi pradziadkowie często prosili mnie o czytanie im fragmentów z Pisma Świętego. W swój dziecięcy sposób wierzyłam, że Bóg wysłuchuje moich modlitw, więc modliłam się zawsze kładąc się spać. Z czasem zaczęłam też codziennie odmawiać różaniec i modlić się za bliskich zmarłych. Z każdym tygodniem lista powiększała się. Myślałam wtedy, że robię coś bardzo dobrego. Nawet mówiłam, że chcę zostać zakonnicą.

Czasami nachodziły mnie pytania dotyczące sensu życia, a wraz z tym ogarniało mnie przygnębienie. Czułam, że czegoś mi w życiu brakuje. Często zastanawiałam się, jaki jest Bóg? czy interesuje się mną? W to, że istnieje wierzyłam raczej bez zastrzeżeń. Ale chciałam wierzyć w takiego Boga, który chce się troszczyć o swoje stworzenie. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że Bóg nas stworzył, po czym zostawił na pastwę losu.

Nie doświadczałam jednak bliskości Boga więc stopniowo przestawałam się modlić. Pomimo, iż nie należałam do rozwydrzonych i niesfornych dzieci to jednak czułam się złą dziewczynką. Z natury byłam nieśmiała i niedowartościowana. Przez cały czas nie potrafiłam być sobą, zawsze byłam czyjąś kopią. W naśladowaniu koleżanek, w moim mniemaniu dużo lepszych i ciekawszych ode mnie, potrafiłam się upodobnić do tego stopnia, że nawet matka koleżanki biorąc zeszyt np. od geografii do ręki myślała, że trzyma zeszyt swojej córki. Nawet charakter pisma potrafiłam skopiować. Nie mówiąc już o tym, że nie miałam swojego zdania. Liczyło się tylko to, co koleżanka powie, ponieważ nie uważałam, że moje własne zdanie jest coś warte. W moim mniemaniu być kimś innym znaczyło być kimś lepszym.

Pewnego dnia blisko mojego osiedla postawiono duży namiot. Słysząc dochodzący stamtąd śpiew i muzykę poszłam z zaciekawieniem. Okazało się, że to był namiot, pod którym była głoszona ewangelia, śpiewano pieśni chrześcijańskie i modlono się o potrzeby zebranych tam ludzi. Było też wezwanie o podjęcie decyzji pójścia za Jezusem, aby On stał się dla nas najważniejszy. Czułam, że to jest to, czego tak ciągle szukałam, więc przyjęłam to zaproszenie i wyszłam do przodu wraz z wieloma innymi ludźmi. Nie rozumiałam wtedy, jakie to ma znaczenie i skutki, wobec tego wróciwszy do domu, szybko o tym zapomniałam i życie toczyło się po staremu. Minęło kolejnych 10 na pozór szczęśliwych lat. Żyłam tak jak wszyscy, skończyłam szkołę podstawową i ku własnemu zdziwieniu dostałam się do liceum. Nie sądziłam, że zdam egzaminy wstępne, ponieważ nie wierzyłam we własne siły.

Do klasy do której trafiłam chodziła pewna dziewczyna, którą zresztą znałam z podstawówki. Zawsze wydawała mi się inna, taka pogodna i ciepła. Na tle koleżanek wyróżniała się swoją innością. Już wtedy, w szkole podstawowej, dawała mi karteczki z kalendarza chrześcijańskiego lub sama pisała mi fragmenty z Pisma Świętego. I teraz, będąc w liceum, byłam niezmiernie zdziwiona, że ona również trafiła do tej samej klasy co ja. Tak więc, skoro już się znałyśmy, zaczęłyśmy razem siadać w jednej ławce. W związku z tym miałyśmy częsty kontakt, mogłyśmy dużo rozmawiać. A było o czym rozmawiać. Ta koleżanka, imieniem Dorota, dzieliła się często swoimi przeżyciami z Bogiem. Mówiła o Nim tak, jakby Go osobiście poznała. Było to dla mnie coś nowego.

Mniej więcej w tym samym czasie tak się złożyło, że w moich poszukiwaniach Boga trafiłam do pewnej organizacji, w której, jak sądziłam, mogłam znaleźć to, czego ciągle szukałam. Zafascynowała mnie wśród nich serdeczność i uczynność. Zaczęłam więc częściej odwiedzać tą grupę. A ponieważ należę do osób bardzo otwartych (czasem nawet za bardzo) więc pognałam szybko do Doroty, aby podzielić się tą radosną dla mnie wiadomością. Do dziś pamiętam, że przyszłam do niej i pierwsze co powiedziałam to: "Dorotko, znalazłam prawdę!". Niestety moja koleżanka nie podzieliła mojego entuzjazmu. Znając Biblię znacznie lepiej ode mnie zaczęła pokazywać wersety dotyczące piekła, Jezusa, Jego boskości, itp. Podkreślała jak ważną rzeczą jest narodzić się na nowo czyli stać się nowym człowiekiem. Uświadomiła mi, że sama nie jestem w stanie zmienić się na lepszą. Do pewnego stopnia można wypracować w sobie pewne rzeczy, ale Bogu nie o to chodzi. Musi się zmienić nasze wnętrze. Wtedy zupełnie się w tym wszystkim zagubiłam. Pytałam siebie, gdzie w końcu jest ta PRAWDA. Tylko jedna ze stron może mieć rację, druga zaś musi być w błędzie. Było to dla mnie tak ważne, by dokonać właściwego wyboru, że z tego powodu nie mogłam zmrużyć oka przez całą noc. Wiedziałam jedno - jestem grzeszna i zasługuję na śmierć ("albowiem zapłatą za grzech - nawet jeden - jest śmierć"). Ale dzięki Jezusowi, który na siebie wziął moje grzechy i dał się przybić do krzyża, ja już nic robić nie muszę. Jedynie przyjąć z wdzięcznością Jego ratunek. Pamiętam, że wyznałam Jemu wszystkie grzechy jakie tylko mogłam sobie przypomnieć i właśnie tej bezsennej nocy poprosiłam Jezusa, aby stał się moim Panem. Na poważnie chciałam doświadczyć Jego realności. Popłakałam się wtedy bardzo. Zobaczyłam jak moje życie było dalekie od Boga, pomimo moich starań podobania się Jemu.

Wtedy stało się coś bardzo dla mnie dziwnego. Po tej szczerej modlitwie poczułam niesamowitą ulgę. Tak jakby ktoś zdjął z moich pleców ogromny ciężar. Uświadomiłam sobie, że Bóg usłyszał moją modlitwę i zdjął ten ciężar grzechów. Poczułam się lekka i ogarnął mnie błogi spokój. Nareszcie zasnęłam. Niewiele było tego snu, lecz mimo to obudziłam się rześka i pełna energii. A na dodatek rozpierało mną takie szczęście, że aż nie mogłam się temu nadziwić. Idąc do szkoły odnosiłam wrażenie, że słońce jaśniej świeci, ptaki piękniej śpiewają. Po prostu świat stał się dla mnie piękniejszy.

Ale to nie był koniec niespodzianek na ten dzień, bo gdy wróciwszy ze szkoły wzięłam Biblię do ręki, nie mogłam uwierzyć własnym oczom, że to ta sama księga co zawsze. Kiedyś czytając ją prawie zasypiałam z nudów, a teraz dosłownie nie mogłam się od niej oderwać. Wczytywałam się w nią do tego stopnia, że nawet moja mama była zdziwiona, ponieważ kiedy by nie zajrzała do mojego pokoju, ja siedziałam i czytałam. Tak się zaczęło moje nowe życie. Trwa ono już 14 lat. Nie powiem, że jest bez trosk i zmartwień, ale mam teraz do kogo przyjść i powiedzieć o swoich problemach. Wiem, że nie jestem sama. On zmienia mnie i pomaga uwolnić się z własnych skrzywień. Zmieniło się moje poczucie wartości. Kiedyś uważałam, że jestem nikim. Teraz Bóg pokazał mi moją wartość jako Boże dziecko. Również moje pragnienia serca urzeczywistniły się: znalazłam Boga (choć teraz zrozumiałam, że to właściwie On mnie szukał) i znalazłam prawdziwą przyjaciółkę, właśnie tą od serca.

Mam również kochającego męża i czwórkę wesołych rozrabiaków. A to wszystko zawdzięczam mojemu Panu Jezusowi Chrystusowi! Warto poświęcić Jemu swoje życie.

                                                                                Beata Dworak 

 

http://tylkojezus.bloog.pl/kat,0,page,3,index.html

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin