CIERPIENIA_JEZUSA.doc

(55 KB) Pobierz

Maria Valtorta

Cierpienie dla Jezusa

 

 

 

OFIARA ZA KAPŁANÓW

Mówi Jezus:
Módl się, składaj wiele ofiar i cierpień za Moich kapłanów. Wielka ilość soli utraciła smak i dusze cierpią z tego powodu, tracąc smak Mnie i Mojej Nauki

Jeśli osobie świeckiej wystarczy starać się dziesięciokrotnie, żeby nie wywoływać zgorszenia, to Moi kapłani powinni starać się sto i tysiąc razy bardziej. Powinni być podobni do Nauczyciela w czystości, w miłości, w oderwaniu od spraw tego świata, w pokorze, we wspaniałomyślności. Tymczasem to samo rozluźnienie życia chrześcijańskiego, co u świeckich, dotknęło Moich kapłanów i w ogóle każdej osoby poświęconej szczególnymi ślubami. Ale o tym powiem potem.

Teraz mówię o kapłanach, którzy mają wzniosły zaszczyt uwieczniać na ołtarzu moją Ofiarę, dotykać Mnie i powtarzać Moją Ewangelię. Powinni być płomieniem. Tymczasem są dymem. Ociężale czynią to, co mają czynić. Nie kochają się wzajemnie i nie kochają was jako pasterze, którzy powinni być gotowi oddać dla swoich owiec samych siebie, aż po ofiarę z własnego życia. Podchodzą do mojego ołtarza z sercem napełnionym ziemskimi troskami. Konsekrują Mnie w roztargnieniu i nawet moja Komunia nie rozpala ich ducha miłością, która powinna być żywa we wszystkich, lecz u Moich kapłanów powinna być najżywsza.

Kiedy myślę o diakonach, o kapłanach Kościoła w katakumbach i kiedy ich porównam z obecnymi, odczuwam nieskończoną litość nad wami, tłumem, który albo jest pozbawiony pokarmu mojego Słowa, albo cierpi jego wielki niedostatek.

Tamci diakoni, tamci kapłani mieli przeciw sobie całe nieprzychylne społeczeństwo, mieli przeciw sobie ustanowioną władzę. Tamci diakoni, tamci kapłani musieli pełnić swą posługę pośród tysięcy trudności. Jeden nierozważny ruch mógł sprawić, że wpadliby w ręce tyranów i zostali skazani na śmierć w mękach. A jednak, jaka była w nich wierność, jaka miłość, jaka czystość, jaki heroizm! Swą krwią i miłością scementowali rodzący się Kościół i każde z ich serc stało się ołtarzem.

Teraz jaśnieją w niebiańskim Jeruzalem jako jednakowe wieczne ołtarze, na których Ja, Baranek, odpoczywam, ciesząc się nimi, moimi mężnymi wyznawcami, czystymi, którzy potrafili zmyć brudy pogaństwa, przenikające ich przez całe lata, zanim się nawrócili na Wiarę. Ono opadało na nich swym błotem, także po ich nawróceniu, ale było jak ocean szlamu wobec niewzruszonych skał.

W mojej Krwi się obmyli i przyszli do Mnie w białych szatach, które zdobiła ich wspaniałomyślna krew i silna miłość. Nie mieli zewnętrznych szat ani materialnych znaków swej kapłańskiej służby. Lecz byli Kapłanami w duszy.

Teraz mają zewnętrzny strój, ale ich serca już nie są moje.

Żal Mi was, trzódko pozbawiona pasterzy. Dlatego powstrzymuję jeszcze Moje gromy: bo żal Mi was. Wiem, że wiele z tego, czym jesteście, wynika z braku opieki.

Zbyt mało jest prawdziwych kapłanów, którzy poświęcają samych siebie, by hojnie udzielać się swym synom! Nigdy, tak jak teraz, nie było trzeba prosić Pana żniwa, żeby posłał prawdziwych robotników na Swoje żniwo. Ono upada marnując się, gdyż zbyt mało jest prawdziwych niestrudzonych robotników, na których Moje oczy spoczywają z nieskończonymi i wdzięcznymi błogosławieństwami i miłością.

Chciałbym móc powiedzieć wszystkim moim Kapłanom:

„Pójdźcie, słudzy dobrzy i wierni, wejdźcie do radości waszego Pana!"

Módl się za kapłanów diecezjalnych i za zakonnych.

W dniu, w którym na świecie nie byłoby już prawdziwych kapłanów, świat stałby się tak potworny, że nie sposób tego opisać. Nadeszłaby chwila „ohydy spustoszenia". Ale nadeszłaby z gwałtownością tak straszliwą, jakby piekło zostało przeniesione na ziemie.

Módl się i mów, żeby się modlono o to, aby cała sól nie zwietrzała we wszystkich lub choć w Jednym, w ostatnim Męczenniku, który odprawi ostatnią Mszę, aby do ostatniego dnia mój Kościół walczący przetrwał i aby Ofiara została dopełniona.

Im więcej będzie na świecie prawdziwych kapłanów, gdy czasy będą się dopełniać, tym krótszy i mniej okrutny będzie czas trwania Antychrysta i ostatnich konwulsji rodzaju ludzkiego. 'Sprawiedliwi' bowiem, o których mówię, kiedy ogłaszam koniec świata, to prawdziwi kapłani, prawdziwi konsekrowani w klasztorach rozsianych po świecie, to dusze-ofiary, nieznany zastęp męczenników, których znają jedynie Moje oczy. Świat zaś ich nie widzi. Oni działają z prawdziwą czystością wiary. Oni, nawet o tym nie wiedząc, są składającymi ofiarę i ofiarami.

BÓG NIGDY NIE JEST ZŁOŚLIWY ANI NIESPRAWIEDLIWY

Jezus mówi:
Jak powiedziała Mądrość, w rozdziale 6, w wersetach 1-10, tak i ja to już wyjaśniłem więcej niż jeden raz, odkąd ci jestem Nauczycielem, w sposób głębszy niż wobec wielu twoich braci. Nie zatrzymuj się jednak na zastanawianiu się nad tymi słowami. Prawdziwa Mądrość wytłumaczyła ci je na długo przed tym, zanim Księga otwarła przed tobą tę stronicę.

Nie dziw się, że wiele razy znajdziesz w Biblii uczucia i słowa podobne do tych, które słyszałaś bezpośrednio ode Mnie. Ja jestem Słowem Ojca, A Słowo jest jedno. Ponieważ jest ten sam czas, jak wtedy, gdy żyli patriarchowie i prorocy. Naturalnie, w tych, którzy czytali dawne słowa, musisz odnaleźć również podobnych do najnowszych, którzy Mnie słuchają. To Ja mówię do ciebie, jak mówiłem do przodków. A nawet jeśli czasy wasze i myśli wasze bardzo się zmieniły i ty, mój mały Jan, tak różnisz się od dostojnych patriarchów i gwałtownych proroków, to Ja jestem zawsze ten Sam: jednakowy, niezmienny w słowie i w nauce.

Bóg się nie zmienia. Dostosowuje się do waszych zmian, do waszego, nazwijmy to tak: rozwoju w granicach jego dzieła jednak istota, prawdziwa zawartość Jego nauki, która nie dotyczy doczesnego życia, lecz duszy nieśmiertelnej, jest i pozostanie zawsze ta sama. [Będzie tak,] nawet gdyby ziemia trwała jeszcze tysiąc czy dziesięć tysięcy lat, a człowiek doszedłby do wielkiej ewolucji materialnej - nota bene: takiej, która pozwoliłaby mu na zniesienie praw przestrzeni, grawitacji, szybkości i na stanie się jakby wszędzie obecnym poprzez środki, które uchylają podziały i ku którym się dąży, a wy nazywacie je naukowymi określeniami telewizji, telefonu i tym podobnymi lub innymi środkami zniósłby niemożność działania na odległość, stwarzając sterowanie drogą radiową, co uwolniłoby na ziemi demoniczną zemstę wybuchów na odległość, śmiertelnych promieni lub podobnych wynalazków z piętnem szatańskim.

Jednak nie powiem wam nigdy - nawet gdybyście się stali zdobywcami innych planet i stwórcami promieniowania tak potężnego, jak promieniowanie mojego słońca, oraz odkrywcami fal znoszących najdalsze odległości dla słuchu i wzroku - że wolno znieść prawo Miłości, Wstrzemięźliwości, Szczerości, Uczciwości, Pokory. Nie, nigdy wam nie będę mógł tego powiedzieć, nigdy. Nawet dziś i zawsze mówię wam i będę mówił: „Bądźcie błogosławieni, gdy używacie rozumu do odkryć dla dobra wspólnego. Bądźcie przeklęci, gdy frymarczycie waszym rozumem, uprawiając niedozwolony handel ze Złem, aby płodzić dzieła nikczemne i niszczące." Ale dosyć o tym, teraz powiem o czymś, co może być dla ciebie pociechą i przewodnikiem.

Powiedziane jest u Syracha w rozdziale 33, w wersetach 11-15, że różne są losy człowieka.

Kto wyznacza wasz los? Ten, kto jest wielkim punktem odniesienia po to, byście nie popadli w błąd. Błąd, który może być przyczyną bluźnierczej myśli i nawet śmierci duszy. Człowiek mówi wiele razy: „Skoro los wyznaczył Bóg, Bóg jest niesprawiedliwy i zły, gdyż tamtego człowieka dotknął nieszczęściem".

Nie, córko. Bóg nie jest nigdy złośliwy i nigdy - niesprawiedliwy. Jesteście krótkowzroczni i widzicie tylko i źle to, co jest blisko waszej źrenicy. Jakże więc możecie znać przyczyny - zapisane w Księdze Pana - swego losu? Jak możecie wy, z ziemi, z tego ziarenka piasku krążącego w przestworzach, zrozumieć, czym jest rzeczywista prawda rzeczy i co jest zapisane w Niebie? Jakże możecie nazwać słusznie to, co się wam przytrafia?

Dziecko, któremu matka podaje lekarstwo, płacze i mówi, że matka jest brzydka i niedobra. Stara się odrzucić ten lek, który wydaje się mu niepotrzebny i wstrętny. Ale matka wie, że robi to nie ze złośliwości, lecz z dobroci. Wie, że w autorytecie, jakiego używa w tej chwili, żeby wymóc posłuszeństwo, nie jest brzydka, lecz nawet jakby odziana w upiększający ją majestat. Ona wie, że lekarstwo jest pożyteczne dla jej dziecka. Pieszczotami i surowym głosem zmusza je do przyjęcia go. Gdyby matka mogła sama przyjąć je dla uzdrowienia swego chorego maleństwa, o jakże chętnie by to uczyniła!

I wy jesteście dziećmi dobrego Ojca, jakiego macie w Niebie. On widzi wasze choroby i nie chce, żebyście byli chorzy. Wasz kochający Ojciec chce, żebyście byli zdrowi i silni. Daje wam więc lekarstwa, aby umocnić wasze dusze, aby je wyprostować, wyleczyć, aby je nie tylko uzdrowić, lecz także uczynić pięknymi.

Czyż nie wierzycie, że gdyby to mógł uczynić bez wywoływania waszych łez, nie zrobiłby tego On, którego Serce pełne miłości kroi się od łez swych dzieci? Lecz wszystko ma swój czas. On uczynił wszystko dla was, aby was doprowadzić do zbawienia wiecznego. Opuścił Niebo, wylał nawet swą Krew, aż do ostatniej kropli, aby ją wam dać - najświętszy lek, który leczy każdą ranę, pokonuje każdą chorobę i wzmacnia w każdej słabości.

Teraz jest wasz czas. A przecież, pomimo że Słowo zstąpiło z Nieba, aby dać wam przewodnika Życia i pomimo Krwi wylanej dla uleczenia was, nie potrafiliście porzucić grzechu i wciąż w niego wpadacie. On, Przedwieczny, który was kocha, daje wam udrękę boleści większą lub mniejszą, zależnie od wysokości, na jaką chce was wznieść, albo zależnie od stopnia, do jakiego chce, żebyście wynagrodzili na tym świecie waszą słabość dzieci-odstępców.

Są osoby, które cierpią, by potem w przyszłym życiu zajaśnieć podwójnym światłem. Ale są i inne stworzenia, które muszą znosić ból, by oczyścić swą splamiona szatę i powrócić do światła. Są one większością. Lecz - to bezsensowne, ale prawdziwe - właśnie te buntują się najbardziej wobec bólu i oskarżają Boga o niesprawiedliwość i złośliwość, gdyż ich poi bólem. Ci są najbardziej chorzy, a uważają się za najzdrowszych.

Im bardziej w Świetle jest dusza, tym bardziej przyjmuje ból i pragnie go.

Przyjmuje, gdy jest raz w Światłości.

Kocha, gdy jest podwójnie w Światłości.

Pragnie cierpienia i prosi o nie, gdy jest potrójnie w Światłości, zanurzona w niej i żyjąca nią.

Przeciwnie, im bardziej ktoś jest pogrążony w ciemności, tym bardziej ucieka przed cierpieniem, nienawidzi go i buntuje się przeciw niemu.

Ucieka. Dusze słabe, które nie miały siły popełniać ani wielkiego zła, ani wielkiego dobra, tylko wegetują, prowadząc biedne życie duchowe, wplątane w opary letniości i powszednich grzechów, czując niepohamowany lęk przed każdym cierpieniem, wszelkiego rodzaju. To duchy bez kośćca, bez siły.

Nienawidzi. Występni, którym ból przeszkadza podążać za wadami wszelkiego rodzaju, nienawidzą tego wielkiego mistrza życia duchowego.

Buntuje się. Wielki grzesznik, zaprzedany zupełnie szatanowi, gromadzi wykroczenie duchowe za wykroczeniem, dosięgając szczytów buntu, jakim jest bluźnierstwo i samobójstwo lub zabójstwo, by się tym zemścić (tak przynajmniej on uważa) za cierpienie. U takiego, ojcowskie dzieło Boga ustępuje fermentacji zła, bo ten wielki grzesznik jest tak połączony ze Złem jak mąka rozrobiona z zaczynem. I Zło, jak zaczyn obrabiany bólem, rośnie w nim, czyniąc go chlebem dla Piekła.

Do jakiej z tych trzech kategorii należałaś. Do jakiej należysz teraz? W jakiej chcesz pozostać? Nie musisz odpowiadać. Ja wiem. I dlatego mówię ci o tym i jestem z tobą.

Innym razem ludzie mówią: „Skoro każdy ma wyznaczony los, daremne jest trudzenie się i walczenie. Niechaj się toczy, wszystko jest wyznaczone."

To inny szkodliwy błąd. Bóg zna los każdego, tak. Ale czy wy go znacie? Nie. Poznajecie go godzina po godzinie.

Oto przykład. Piotr zaparł się mnie. W jego losie było wyznaczone, że on pozna ten błąd. Ale on okazał skruchę za to, że się mnie zaparł i Bóg mu przebaczył i uczynił go swoim Arcykapłanem. Gdyby trwał uporczywie w swym błędzie, czy mógłby zostać moim Wikariuszem?

Nie mów: był przeznaczony. Nie zapominaj nigdy, że Bóg zna wasze przeznaczenie, ale to wy je wykuwacie. Bóg nie gwałci waszej wolności. Daje wam środki i rady, daje wam ostrzeżenia, abyście pozostali na dobrej drodze, lecz jeśli wy nie chcecie pozostać na tej drodze, On was nie zmusza do pozostania.

Jesteście wolni. Uczynił was dojrzałymi. Radością Boga jest to, gdy zostajecie w domu Ojca; ale gdy mówicie: „Chcę odejść", On was nie zatrzymuje. Płacze nad wami i martwi się waszym losem. Więcej nie chce robić, gdyż czyniąc więcej odebrałby wolność, jakiej wam udzielił. Bóg cieszy się, gdy pod wpływem kąsania niedostatków zrozumiecie, że tylko w domu Ojca jest radość i powrócicie do Niego. Bóg cieszy się i jest wdzięczny temu, komu ofiarą i modlitwami, nade wszystko tymi dwoma sposobami, a później - słowami, udaje się przywrócić mi syna. Lecz nic więcej.

Wiedz jednak, że ci, którzy są w mojej ręce jak miękka glina w ręku garncarza, są umiłowanymi mego Serca, Moja ręka jest dla nich czuła niczym pieszczota. Moje pieszczoty kształtują ich, nadając im mój odcisk i podobieństwo przez dobroć, pokorę, miłość, czystość i najpiękniejsze ze wszystkich: podobieństwo do Mnie - Odkupiciela.

Ponieważ te dusze kontynuują moje posłannictwo Odkupiciela, Ja mówię im stale: „dziękuję", będące najbardziej opiekuńczym z błogosławieństw. I jeśli chusta Weroniki jest święta, bo nosi moje odbicie, to czymże będą te dusze, które są moim prawdziwym odbiciem?

Odwagi, Mario! Mój Pokój jest z tobą, Ja jestem z tobą. Nie lękaj się.

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin