Richards Emilie - Jaka jesteś naprawdę.pdf

(261 KB) Pobierz
451390451 UNPDF
EMILIE RICHARDS
Jaka jesteś naprawdę?
Ciasto orzechowo-żurawinowe
2 szklanki mąki
1 szklanka cukru
1 1/2 łyżeczki proszku dopieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki soli
1/4 kostki margaryny
3/4 szklanki soku pomarańczowego
1 łyżeczka startej skórki pomarańczowej
1 jajko, dobrze ubite
1/2 szklanki posiekanych orzechów
1 szklanka posiekanych świeżych żurawin
Wymieszać mąkę, cukier, proszek dopieczenia, sodę i sól. Wkroić margarynę
w drobnych kawałkach. Siekając ciasto nożem połączyć tłuszcz z suchymi
składnikami, tak jak na ciasto kruche lub francuskie. Nie wyrabiać.
Wymieszać sok pomarańczowy, skórkę pomarańczową oraz dobrze ubite całe
jajko, wlać do ciasta. Całość lekko wymieszać. Wsypać ostrożnie posiekane orzechy
oraz żurawiny.
Wykładać delikatnie łyżką na wysmarowaną tłuszczem podłużną formę o
wysokości ok 8 cm. Brzegi uformować nieco wyżej niż cała powierzchnia ciasta.
Piec ok. 1 godziny w temperaturze 175°C.
Ciasto powinno być z wierzchu chrupkie o złocistobrązowej barwie, a
wetknięta w środek wykałaczka, po wyjęciu – sucha i czysta. Aby krojenie było
łatwiejsze, zaleca się pozostawić ciasto na noc.
Rozdział pierwszy
Kiedy Chloe Palmer, dyrektorka „Ostatecznego Ratunku”, wyszła po
sprawunki, sztuczna choinka – stara, wyciągnięta przed laty z cudzego śmietnika –
kiwała się smutno przy frontowym oknie.
Gdy Chloe powróciła, w tym samym miejscu stał przepiękny, okazały
świerk. Tak bardzo rzucał się w oczy, że jeden z przechodniów przystanął, aby
zapytać, gdzie ośrodek kupił takie drzewko.
Chloe nie miała pojęcia – wiedziała jednak dobrze, kogo o to zapytać.
Błyskawicznie wbiegła do domu, przeskakując po dwa schodki naraz. Kiedy
zatrzasnęły się za nią ciężkie, wiktoriańskie drzwi, zadźwięczały maleńkie
dzwoneczki.
– Egan! –wrzasnęła.
W odpowiedzi usłyszała tylko muzykę. Na dole śpiewał Bing Crosby, na
górze Michael Jackson.
– Egan, gdzie jesteś?
W drzwiach od pokoju gościnnego znienacka pojawił się mężczyzna.
Znienacka było dobrym słowem. Ktoś zapalił dziesiątki świeczek w pokoju
gościnnym. Świece w domu, którego przynajmniej jedna mieszkanka została
wyrzucona z poprzedniemu domu dziecka za podpalenie materaca! Kiedy oczy
Chloe przyzwyczaiły się do tego oświetlenia, dziewczyna rozpoznała muskularną
sylwetkę Egana.
– Kupiłeś dzieciakom choinkę? – zapytała.
– Nie.
Zrzuciła buty, chociaż oznaczało to, że teraz niższa Chloe będzie musiała
stanąć oko w oko z Eganem. Jedną z zasad obowiązujących w ośrodku było
zdejmowanie butów tuż po wejściu. Nikt, nawet dyrektor, nie mógł nanieść śniegu
ani błota do pomieszczeń.
Chloe nie spuszczała oczu z twarzy Egana. Ściągnęła rękawiczki, szalik i
czapkę. Kiedy potrząsnęła długimi, czarnymi włosami, Egan podszedł, by pomóc
jej zdjąć płaszcz, jednak niecierpliwie machnęła ręką.
– W porządku, nie kupiłeś – powiedziała. – Czyżbyś więc zmusił kogoś z
ulicy, żeby dał nam hojny datek?
Patrzyła, jak kąciki jego ust uniosły się do góry. Miał fantastyczne wargi,
pełne, wyraziste i zazwyczaj rozciągnięte w uśmiechu. Przyglądała się im i jak
zwykle jakaś część niej zastanawiała się, co też takie usta potrafią zrobić.
– Ukradłeś ją? Wypożyczyłeś? Sam ściąłeś? – Ujrzała błysk w jego
zielonych oczach, oczach dokładnie tego samego koloru, co nowiutka girlanda
wisząca na dole.
– Gdzie ją ściąłeś? – nalegała. – I skąd wzięła się ta girlanda?
– Która?
– Egan!
– Chodź zobaczyć, co robimy. – Odwrócił się, a ona posłusznie poszła za
nim.
Salonik przypominał świąteczną pocztówkę – Święty Mikołaj i jego elfy. Z
tą małą różnicą, że Święty Mikołaj był szczupły i nie miał brody. Był także wysoki,
dobrze zbudowany, a na głowie miał mnóstwo jasnych loków. Jego elfy wyglądały
jeszcze bardziej niezwykle.
Elf Mona śpiewał White Christmas razem z Bingiem Crosby. Zazwyczaj
kiedy Mona śpiewała, wszyscy rzucali się do ucieczki, ale tym razem nikomu
chyba to nie przeszkadzało. Tak samo jak nikt zdawał się nie zauważać, że ta
jedenastolatka o bujnych kształtach ubrana była tylko w szorty i cienki
podkoszulek, chociaż na dworze było dziesięć stopni.
Elf Jenny stał na palcach, usiłując zawiesić papierowego żurawia na gałęzi.
Dla Jenny wszystko było zawsze za wysoko. Chloe i cała gromada lekarzy wciąż
liczyli na to, że kiedyś osiągnie normalny wzrost, jednak zanim dziewczynka
znalazła się w domu dziecka, przez osiem lat niemal głodowała.
Elf Roxanne siedział ze skrzyżowanymi nogami na podłodze i wpatrywał się
w migoczące drzewko niczym zahipnotyzowany. Elf Bunny zdążył umieścić cztery
identyczne ozdóbki na czterech różnych gałęziach, odkąd Chloe weszła do pokoju.
Bunny była perfekcjonistką, obserwowanie jej było wyjątkowo ciekawym
przeżyciem.
Były to cztery z dwunastu dziewczynek, mieszkających w Domu Almy
Benjamin. Cztery spośród dzieci, które znalazły się tutaj, ponieważ nie miały już
dokąd iść – chyba że do domu poprawczego, gdzie w oknach znajdowały się kraty,
a to z pewnością nie było dla nich odpowiednie miejsce.
„Ostateczny Ratunek” był jednocześnie ośrodkiem wychowawczym i
przystanią. Wszystkie dziewczynki, które tu mieszkały, dałoby się porównać do
wigilijnego poranka – były równie obiecujące i skomplikowane.
– Chloe! – Bunny błyskawicznie podbiegła do dziewczyny. – Nie mam
pojęcia, gdzie to powiesić!
Wyciągnęła przed siebie drobną drżącą rączkę, w której ściskała choinkową
ozdobę.
Chloe wzięła ją od niej i przejechała palcami po małym, kolorowym
Mikołaju.
– Gdziekolwiek byś ją powiesiła, będzie wyglądała bardzo dobrze –
zapewniła.
Bunny nie wydawała się przekonana. Chloe podała jej Mikołaja.
– Spróbuj, a zobaczysz – powiedziała. – Na pewno będzie dobrze.
Bunny powróciła do drzewka, a Chloe uniosła wzrok i ujrzała, że Egan
przygląda się jej uważnie. Jego spojrzenie było tak pełne ciepła, że dziewczynę
przeszył dreszcz.
– Eganie O'Brien, czy w końcu mi powiesz, skąd masz tę choinkę? –
zapytała.
– Ściął ją pod domem swoich rodziców! – Mona rzuciła się błyskawicznie w
jej kierunku, ale straciła równowagę i upadła. – Jego rodzice mają farmę, Chloe.
Tam są zwierzęta. Prawdziwe zwierzęta!
– Psy – powiedział Egan. – Już od wielu lat hodują tylko owczarki
niemieckie.
– Żadnych koni? – Oburzenie Mony było równie komiczne, jak jej
poprzednie śpiewy.
– Mona chciałaby nauczyć się jeździć konno – wyjaśniła Chloe. – Prawda?
– Umiem jeździć konno. Tylko nigdy nie mam okazji. Zawsze jeździłam
konno, kiedy mieszkałam z moją rodziną.
Rodzicom Mony odebrano prawa rodzicielskie za brak opieki nad dzieckiem,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin