01 WIęZY KRWI.doc

(788 KB) Pobierz

WIĘZY KRWI

POWRÓT I WIZJE

Słowa w # # - telepatia

OK, namieszane punkty widzenia 3 osób. Chyba zgadniecie kto jest kto.

Privet Drive, 2 lipca 1995, rano

Dobrze, że moja droga rodzinka zostawiła mnie samego – z górą ciuchów do uprasowania, ale dobrze, że ich nie ma. Kiedy są, gapią się na mnie, jakby myśleli, że zaraz wysadzę dom w powietrze, albo i gorzej. Nagle, cos zastukało w szybę. To ptak z paczką ale nie sowa, tylko ogromny, czarny orzeł! Kto używa takich bestii jako listonoszy?! Otwieram okno, żeby go wpuścić, a on zostawia swój ładunek i odlatuje. Jest naprawdę piękny. Imponujące stworzenie. Podnoszę tę paczkę – jest tak ciężka, że nic dziwnego, że nadawca wysłał takie ptaszysko – sowa nie dałaby rady. No, ale mógł użyć dwóch sów. Wychodzę na gór do mojego pokoju i otwieram przesyłkę. Ku mojemu zdumieniu, są w niej butelki z eliksirami, starannie owinięte w materiał, żeby się nie potłukły i koperta. Jeden z eliksirów to ten na sen bez snów ale nie poznaję reszty. Otwieram list – no pewnie, to staranne, równe pismo, które tak dobrze znam. Czego on chce ode mnie?!

Panie Potter
W związku z poleceniem Profesora Dumbledora wysyłam panu eliksiry, które mogą się panu przydać. Ten zielony to eliksir na sen bez snów; jego działanie powinno być panu znane. Ten bezbarwny to środek uspokajający. Trzeci to jeden z najmocniejszych eliksirów przeciwbólowych, blokujący działanie zaklęcia Cruciatus i usuwający jego skutki.

Więc wie o moich koszmarach. Dziwne, że go to nie bawi.

Nie należy ich przedawkowywać. Jeżeli ich zabraknie, proszę przesłać mi sowę z wiadomością. Jeżeli któryś nie będzie prawidłowo działał, należy mnie natychmiast zawiadomić. Pańska więź z Lordem to rzadkość; niewiele wiadomo o magii tego typu, więc niektóre eliksiry mogą nie zadziałać. Te mikstury nie wywołują efektów ubocznych; gdyby coś dziwnego zaczęło się dziać, proszę o natychmiastową wiadomość.

Ten list musi być zniszczony.

Dziś w nocy wracam do Czarnego Pana, więc radziłbym podwójną dawkę eliksirów, gdyż spodziewam się, że zechce sprawdzić moją lojalność.
W razie kłopotów z pańskimi mugolskimi krewnymi, powinien pan zawiadomić Profesora Dumbledora albo mnie. W pańskim wieku silne emocje mogą wywołać niekontrolowane magiczne zjawiska.

S. S.

PS. Wysyłam też Kryształ Nadziei; kiedyś należał do pańskiej matki. TO bardzo pomocna rzecz w tak mrocznych czasach.

Więc ten orzeł należy do Snapea! Pasuje do niego; on sam wygląda jak drapieżne zwierzę. Chowam eliksiry pod obluzowaną deskę w podłodze; Dursleyowie nie byliby zachwyceni widokiem „dziwnych” lekarstw. Patrzę na ten kryształ: to przeźroczysty, bezbarwny kawałek kamienia na zwykłym rzemyku. Ściskam go w dłoni i czuję ciepło, które z niego promieniuje. Snape napisał, że kiedyś ten kamień należał do mojej mamy... Więc ją znał? Był z nią w szkole, ale on był Ślizgonem, a ona Gryfonką, a przyjaźń między tymi Domami to rzadkość. No, ale chyba byli przyjaciółmi, jeśli miał coś od niej. On i moja mama kumplami? Niemożliwe. Może pomógł jej, kiedy szpiegował dla Dumbledora? Wysyłam list do Syriusza, pytając, czy coś o tym nie wie.

Czarny Dwór, 2 lipca 1995, 22. 30

Aportuję się koło osławionego Czarnego Dworu. Noc jest tak piękna... To złudzenie wkrótce pryśnie. Odzyskałem swoje wyostrzone zmysły i jest to nieziemskie uczucie. Wiele lat temu rzucono na mnie urok, stępiając je do „normalnego” poziomu. Miałem udowodnić, że nie stanowię zagrożenia! Zagrożenia! Nie musisz mieć naszych zmysłów, żeby być potworem. Rozumiem decyzję sądu – w końcu byłem Śmierciożercą, Księciem Ciemności i do tego Alfą. Mieli powody, żeby mi nie ufać. Teraz, kiedy zaklęcie wreszcie straciło moc, świat znów jest taki jak kiedyś. Kwiaty, liście i trawy znów pachną, słyszę kroki, trzepot skrzydeł i ciche dźwięki lasu. Noc ponownie odkrywa przede mną swoje sekrety. No, ale ta noc będzie koszmarem. Niech tak będzie. To był mój wybór. Zauważam go, zanim on może mnie dostrzec. Gdybym tylko wiedział, jak go zabić... Zaciskam pięści i otwieram je; nie mogę pokazać żadnych emocji. Cicho tam, durne głosy w mojej głowie. Nie ucieknę; stawię czoła jego gniewowi. Nie boję się bólu; jestem do niego przyzwyczajony. Zawsze byłem czyimś workiem treningowym. Dla mojej ciotki, dla Lorda, dla Aurorów. Przeraża mnie tyko jego próba lojalności. Nigdy nie chodziłem z innymi zabijać dla zabawy, powiedziałem Lordowi, że za długo uczyłem się Czarnej Magii, żeby ją marnować na głupich Mugoli. Zażądałem czegoś bardziej ambitnego. Nie wiem, czemu nie oberwałem za tak bezczelną odpowiedź, ale on się tylko zaśmiał i wysłał mnie na Aurorów. Zresztą Brunhilda, Księżna Ciemności, zrobiła to samo. Nie, nie byliśmy szlachetni. Rzucaliśmy przekleństwa i zabijaliśmy. Po prostu byliśmy zbyt dumni, żeby robić łatwe rzeczy. Szukaliśmy wyzwań.
No to każe mi pewnie znęcać się nad jakimś Mugolakiem. Może mugolskim dzieckiem... Na samą myśl robi mi się niedobrze. Używałem wielu obrzydliwych przekleństw i zabijałem, ale tylko na rozkaz, nigdy dla rozrywki. I nigdy się przy tym nie śmiałem, jak inni. A oni mówią, że jestem potworem! Może za dużo oglądałem takich rzeczy od małego i za wiele razy sam dostałem przekleństwem i pięścią, żeby oglądanie czegoś takiego sprawiało mi przyjemność. A może jest we mnie za dużo „bestii” a za mało człowieka, żeby być tak okrutnym. Czasem nazywali mnie zwierzęciem i może to był komplement. Zwierzęta zabijają, żeby żyć, nie odwrotnie – w przeciwieństwie do CZŁOWIEKA, któremu musze stawić czoła. Jego szkarłatne ślepia gapią się na mnie z nienawiścią. Na kolana, Sev...

Wizja

Co on wyprawia? Naprawdę wrócił do Voldemorta! Nie, znowu musze na to patrzeć? Dlaczego? Co takiego zrobiłem? Boże, ten bezczelny, arogancki Snape klęka przed tym szaleńcem, jego długie włosy dotykają butów Lorda... Śmierciożercy są tacy dumni – dlaczego pozwalają się traktować w ten sposób? Dlaczego Snape kiedyś się na to zgodził? Co takiego obiecał mu Voldemort?

„Snape” – syczy Lord – „wreszcie wróciłeś, Wężu.” Myślałem, że rzuci w niego przekleństwem, ale nawet nie wyciągnął różdżki. „Mój zdradziecki Książę Ciemności.” Mówi cicho i spokojnie, ale w tym głosie jest coś, od czego robi ci się zimno. Muszę na to patrzeć, ale to tylko wizja, nie może mnie skrzywdzić. Dziwię się tylko, jak Snape to wytrzymuje, nie okazując strachu. „Tak, tak, zawsze byłeś najlepszym ze Ślizgonów, Wężu. Podwójny agent… Służyłeś mnie ale sprzedawałeś informacje Dumbledorowi. Zdradzieckie z ciebie zwierzę. I co? Dumbledore poręczył za ciebie, dał ci pracę, ufa ci. Mój Książę Ciemności wyłgał się z kłopotów. Co więcej, mój wróg mu ufa i dlatego, TYLKO dlatego” – wymawia to słowo z naciskiem – mój pies wojny jeszcze żyje.” Snape wciąż klęczy przed nim i nie odważa się spojrzeć w szkarłatne ślepia. Widzę tylko, jak mocno zaciska pięści. „A więc, bestio”- Voldemort podchodzi do niego. “Jeśli udowodnisz, że jesteś lojalny, zapomnę o twoim zuchwalstwie. Będziesz moim szpiegiem w szkole i będziesz donosił Dumbledorowi – to, co ja ci każę. No i eliksiry. Wyrażam się jasno?”

„Tak, Panie.” – głos Snapea jest cichy i kompletnie wyprany z emocji.

„Tym razem nie będę tolerował żadnych twoich sztuczek.”

„Tak, Panie.”

„Szkoda tylko, że nie mogę wypuścić cię na akcje. Dumbledore mógłby przestać ci ufać. Jesteś psem wojny, więc jaka szkoda...” O czym on bredzi?! „Ale kiedy pozbędziemy się Dumbledora, spuszczę cię z łańcucha, moja ty bestio.” Więc Snape zabijał dla niego? Muszę ostrzec Dumbledora. Nie ufam Snapeowi. Może rzeczywiście oszukiwał Voldemorta tylko po to, by Dumbledore go uratował w razie wpadki Lorda?

Schodzimy do osławionych lochów. Najwyraźniej moja ofiara już na mnie czeka. Przeklęta próba lojalności. Jeśli jesteś gotowy... Nie, nie jestem. Wiem, że szpieg jest wart stu żołnierzy, wiem, że to najlepsze, co mogę zrobić – ale chce mi się wyć. Nie używałem przekleństw, chyba, że na rozkaz i zawsze nienawidziłem tych jego krwawych przedstawień.
Zastanawiam się tylko, kto... O do diabła. Nie dziecko. Nie Mugol. Igor. Igor Karkarow. Nie wyłgasz się tym razem, człowieku.

Więc tak wygląda „próba lojalności”. Snape użył już z tuzin paskudnych zaklęć, a to dopiero początek.
Obudziłem się. Dobrze, ze posłuchałem rady Snapea i zażyłem te jego eliksiry. Przynajmniej nie bolało, ale i tak napiję się tego środka na nerwy. Jest gorzki i piecze, ale działa. „Mogę was nauczyć, jak ujarzmić sławę i uwarzyć chwałę...” – przerośnięty nietoperz wiedział, co mówi. Naprawdę jest szpiegiem? Ale Voldemort nazwał go Księciem Ciemności. Może okłamuje Dumbledora? Tak łatwo rzucał te zaklęcia i nawet okiem nie mrugnął. No, ale w przeciwieństwie do Voldemorta się nie śmiał.
Dziwię się, że wujek Vernon jeszcze tu nie wpadł. Pewnie nie krzyczałem – kochane eliksiry. Oberwałoby mi się, że ich pobudziłem – zupełnie, jakbym to robił specjalnie.

“Avada Kedavra”. Wreszcie koniec. Igor był draniem, ale mimo to... Zresztą sam tak robił. Kto mieczem wojuje... Sam sobie winien.
Słońce już wzeszło, to musiało trwać parę godzin. Dla mnie to była cała wieczność. Wrócę do Hogwartu i wypiję szklankę wódki. Cała butelkę. Nie, tyle ile dam rady, do nieprzytomności. Nie, to nie koniec, widzę to w jego szkarłatnych ślepiach. Wiem, czemu inni Śmierciożercy zaczęli się Aportować. Teraz mi się dostanie. Wszyscy którzy nie pomogli mu, kiedy był w kłopotach, już zaliczyli swoja porcję paskudnej magii. Poppy Pomfrey będzie miała ze mną sporo pracy. Jestem Alfą i dlatego zawsze traktował mnie bardziej brutalnie niż innych. W końcu jestem pół-zwierzęciem. To prawda, szybciej zdrowiejemy i jesteśmy w stanie wytrzymać więcej niż ludzie, ale czujemy ból jak oni. To, że potrafię wytrzymać Cruciatus albo Tormentera bez piśnięcia, to nie dlatego, że jestem Alfą. Po prostu ma sporo praktyki...
Już są. Nott, Avery i jego żona, trójka Malfoyów. TRÓJKA?! NIE!!!

Znów nas wzywa. Luc i Narcyza są zdenerwowani – dlaczego o tej porze? Jest piąta rano! Profesor Snape ostrzegał mnie, że to tak wygląda. O nie. Następne przedstawienie. Niedobrze mi się od nich robi, zwłaszcza odkąd wyostrzyły mi się zmysły. Po prostu obudziłem się parę dni temu i były inne. Lepsze, ostrzejsze. Nie mogę wytrzymać wycia torturowanych, zapach krwi jest taki mocny, że aż dusi. Komu się oberwie, że Lord wzywa nas o takiej porze?
Widzę tego pechowca. O nie. Nie on. Nie nasz El Diablo, jak my. Ślizgoni, go nazywamy. Wiedziałem, że nosi Znak; powinienem się domyślić, że i na niego przyjdzie kolej. Ci, którzy mieli oberwać, zawsze byli przerażeni, a on jest spokojny. W jego oczach nie widać żadnych emocji. Jakbyś patrzył nocą na jezioro koło Hogwartu – nie zobaczysz, co kryje się pod czarną powierzchnią. Lord mówi, jaka będzie kara i przez nasz krąg przebiega cichy pomruk, ale El Diablo nawet nie mrugnął. Lord sam poprowadzi przedstawienie. O nie. To musi być zły sen. Snape patrzy mi w oczy i nie mogę wytrzymać tego spojrzenia.

Boli.

Potrójny Tormenter.

On zwariował. To mi odbierze rozum. Jestem Alfą, czuję ból jak człowiek. Śmierciożercy-człowieka tak by nie potraktował.

Ale ja jestem zwierzęciem.

Zwierzęta też czują ból.

Chciałbym być człowiekiem – pewnie już bym zemdlał,

Boli. Nawet nie próbuję nie wrzeszczeć.

Chwila przerwy. O, nowi. Poznaję niektórych; doniosę Aurorom, co trzeba. On jest głupi – robić przedstawienie w dzień, kiedy moje wrażliwe oczy poznają każdego, zresztą nawet w nocy rozpoznam większość po głosie.

Znowu trzech. On naprawdę zwariował.

Draco. Nie, nie on. Obiecałem umierającej Atenie, ze będę się nim opiekował i zawiodłem. Atena wiedziała, że jestem zdrajcą i uważała, że dobrze zrobiłem. Ręce Drakona drżą lekko. Durny smarkaczu, rzuć tym cholernym Crucio! Chcesz do mnie dołączyć?! Wywrzaskuje to słowo.

Boli.

Purpurowa mgła.

Ogień, który spala mnie od środka.

Niech się to wreszcie skończy.

Zwierzę.

Bestia.

Nawet dla niego, który jest prawdziwym potworem.

Drako, idioto, nie płacz! Dobrze, że masz maskę, może nie zobaczą twoich łez. No, nie becz.

Następne potrójne zaklęcie.

Nie mogę oddychać.

Spadam w przepaść.

Nienawidzę Lorda, Śmierciożerców, Mrocznego Znaku, wypalonego na mojej ręce. Nienawidzę swoich rodziców, za to, że mnie mu sprzedali. Wiem, że chcieli dobrze, sami całe życie służyli takim, jak Voldemort. Byli psami wojny i wiedzieli, że mogą zginąć w każdej chwili, więc znaleźli mi najpotężniejszego z czarnoksiężników. To moja wina, że go zdradziłem. Ale i tak ich nienawidzę. Nienawidzę samego siebie. Nienawidzę całego świata.

Znów przerwali.

Spokojnie, Sev. Nasz na tyle sztuki walki, żeby wiedzieć, jak radzić sobie z bólem. Spokojnie, lepiej nie pokazać Śmierciożercom mojej transformacji. Lepiej niech nie wiedzą, że jestem Alfą. Spokojnie. W końcu on mnie nie zabije. Nie mogę tylko pokazać, kim jestem. My mamy trzy postacie – ludzką, prawdziwą i zwierzęcą. Lepiej, żeby Voldemort nie wiedział, jakim jestem Animagiem. Moja transformacja mogłaby kogoś zabić i Voldemort by mnie wykończył. On jest prawie nieśmiertelny, żadna z moich postaci nie dałaby mi rady. O nie, McNair... Ten nie użyje magii.

Czy on chce zabić Snapea?! Nie mogę na to patrzeć. Łzy mi lecą; dobrze, że pod maską nie widać. Nienawidzę Voldemorta. Znęca się nad jedynym człowiekiem, który mnie lubi. Który mnie kocha. Ślizgoni mnie nie lubią – kochają moje pieniądze i tyle. Większość belfrów jest uprzedzona do naszego Domu. Słyszałem, jak Flitwick mówił, że wszystkich Ślizgonów powinno się wywalić od razu po ceremonii Sortowania. Bzdury. Wielu Ślizgonów nie popiera Czarnej Magii. Jest sporo Czarnych wśród świętych Gryfonów, jak taki Pettigrew, który sprzedał swoich najlepszych przyjaciół. Ja nie zdradziłbym El Diablo za Mount Everest złota. Zawsze się o mnie troszczył. Na początku myślałem, ze to dlatego, że jestem z Malfoyów ale później zorientowałem się, że dba o każdego Ślizgona, bogatego czy biednego. Zawsze miał dla nas czas; spędziłem mnóstwo czasu w jego laboratorium, rozmawiając o wszystkim. On na ogół milczał, pozwalając mi mówić. Patrzyłem, jak pracuje i dlatego zapragnąłem uczyć się o Eliksirach. Zgodził się dawać mi dodatkowe lekcje i nauczył mnie rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Byłem tak głupi, że powiedziałem Lucowi, że chcę zostać Mistrzem Eliksirów, to sukinsyn się wściekł i stłukł mnie na kwaśne jabłko. Nie, na ogół tak nie robi – tylko czasem ma ataki szału i wtedy lepiej schodzić mu z drogi. Chce, żebym wybrał lepszą karierę. Lepszą. Mordercy, tak? Nienawidzę go. Nienawidzę tego sukinsyna, który teraz się śmieje. Zawsze go nienawidziłem. OK., zawsze dawał mi kasę i miałem wszystko, co można było kupić ale nigdy mnie nie kochał. Jest zimny jak lodowiec. Myślałem, ze chociaż o mnie dba, nawet jeśli mnie nie kocha, ale już nie jestem ślepy. Jest śmieciem bez serca i kocha tylko siebie. Nienawidzę jego śmiechu. Nienawidzę piskliwego śmiechu Voldemorta. Nienawidzę Narcyzy. Nienawidzę ich wszystkich. Znaku na mojej ręce. Siebie samego. El Diablo mi nie wybaczy. Torturowałem go. Ten McNair i jego nóż... Rozcina ramię Snapea do kości I rozrywa ranę rękami. Nie mogę na to patrzeć. Nie mogę! Chcę stąd uciec. Zapach krwi doprowadza mnie do szaleństwa. Wycie Snapea wciąż dzwoni mi w uszach, rechot Śmierciożerców mnie ogłusza. Nagle El Diablo spogląda prosto na mnie, nakazując mi spokój. Ma rację, nie mogę mu pomóc. Krew wciąż leci, brudząc rękawy McNaira. Nie, to jego łapy brudzą skórę Snapea. Następne cięcie. Snape nawet nie mrugnął. Jak on potrafi to wytrzymać? McNair rozrywa mu mięśnie, a on tylko jęknął. Nie mogę patrzeć na jego krew. Zabiłbym McNaira, gdybym mógł.

#Już jest martwy.# Te słowa nie zostały wypowiedziane. Usłyszałem je w swojej głowie i wiem, kto je powiedział. El Diablo. Nie rozumiem. #Pamiętasz, czego cię uczyłem? Krew Alfy to silna trucizna. Nie zobaczy zachodu słońca.# Snape jest Alfą? No, to wybraliśmy mu dobre przezwisko! Ale czemu mi to mówi? Alfa. A niech mnie. Czy wygląda jak ci w książkach, kiedy się transformuje?

#Profesorze, przepraszam, ja nie chciałem…# Nie łapię kontaktu. Nie mogę na to dłużej patrzeć, a Voldemort ani myśli przestać. Bredzi o braku lojalności... On nie jest normalny. Nienawidzę go. Nienawidzę Mrocznego Znaku. Nienawidzę samego siebie.

#Naprawdę jestem zdrajcą. Nienawidzę go. Widzisz, kim on naprawdę jest. Nie jest tak wielki, jak wielu sądzi; to tylko potwór, który chce krwi. Więcej śmierci, więcej zniszczenia i tyle. To tylko wielki rzeźnik...# Następne połączenie wali mnie w głowię jak młot. Zdrajca. Znosi to piekło, żeby dalej oszukiwać Voldemorta.

Następne przekleństwa i ciosy. Crabbe, idioto, masz ręce czerwone od mojej krwi, durniu. Zemsta jest słodka...

Boli.

Śpiewaj w myślach, żeby nie zwariować.

Fortuno, Władczyni Świata
Pani zmienna jak księżyc
Co raz rośnie, raz maleje
Odmieniasz los, jak chcesz...

Czy on naprawdę myśli, że jestem z żelaza?

Więcej bólu.

On zwariował. Zaraz się transformuję; tracę kontrolę nad sobą. O cholera.

Purpurowa mgła.

Fale szkarłatnego morza.

Inferno. Dziewiąty krąg piekieł.

ŚPIEWAJ!

Jesteś falą
Jesteś morzem
Jesteś skałą
Jesteś lądem

Jesteś gliną
I rzeźbiarzem
Jesteś płótnem
I malarzem

Tak, czasem nasz los jest w naszych rękach, a czasem nie... Dobrze, że jestem Inwokerem i to trochę pomaga. Stara Guapeza byłby ze mnie dumna. Ona jest najlepszą Inwokerką na świecie.
Nagle muzyka wybucha w mojej głowie. Carmen de la Esperanza, słynna Pieśń Nadziei, śpiewana po hiszpańsku – jakaś Inwokerka musiała złapać połączenie ze mną. Kto? Jak? Wizę śpiewającą dziewczynę – ma tylko kilkanaście lat, ale jej pieśń wypełnia mi umysł, nie wpuszczając bólu. Kto? Joanne? Nie, ona nie była Inwokerką ale dziewczyna jest do niej podobna. Mam halucynacje.

Twarz Joanne.

Jej ciemna skóra.

Jo, moja miłość. Nie wiem, którą kochałem bardziej – ją czy Nemi. Nieważne, obie nie żyją.

Nie żyją. Wszyscy moi przyjaciele nie żyją.

Joanne, zamordowana przez Voldemorta. Poświęciła życie za rodzinę, która jej nienawidziła.

Rowen. Był w złym czasie w złym miejscu. Ro, najlepszy z naszej piątki.

Lily zginęła broniąc dziecka człowieka, który by ją odrzucił, gdyby znał jej przeszłość. Który był zazdrosny i ośmielał się ją obrażać.

Nemezis. Diabeł jeden wie, co się stało z moją Wróżbitką. Nie spotkałem jej od lat.

Niebieskie oczy śpiewaczki, niebieskie, jak oczy ojca Joanne.

Następne przekleństwo.

Niebieskie oczy, niebieskie I bezdenne jak jezioro koło Hogwartu w słoneczny dzień. Jej czarne szaty, powiewające na wietrze.

Jeszcze jeden kopniak.

Jej czarne włosy, proste i długie do pasa. Nie, Joanne miała kręcone. Mam halucynacje.

Mam halucynacje.

Mam halucynacje.

Ból, ale stępiony dzięki jej pieśni. Słyszę Pieśń Nadziei , którą śpiewa ktoś podobny do Jo. Nie miała siostry. Przypadek. Iluzja. Wciąż śpiewa i ból się zmniejsza. Uwierzyłbym, że Guapeza zrobiłaby coś takiego, ale ta nastolatka? Dlaczego? Kim dla niej jestem?

Kolejne przekleństwo? Czy on nigdy nie skończy? Draco, smarkaczu, nie zrób nic głupiego!

Ciepło. Ciepło, przepływające przez moje ciało. CO? Najpierw Inwoker, a teraz Uzdrowiciel? To bardzo rzadki dar. W Anglii była tylko jedna Uzdrowicielka – Atena Malfoy, ale ona nie żyje. Mam halucynacje. Nie. To się dzieje naprawdę. Atena mogła przekazać swój dar komuś innemu. Pytałem ją o to i powiedziała, że to zrobiła – dała go komuś, kto dobrze go użyje. Miała chyba rację. Większość Wróżbitów jest z naszej krwi; ja nie, ale mam intuicję, która mi bardzo pomaga. Czasem mam też wizje; może Atena tez coś zobaczyła. Ktoś, kto go dobrze użyje. Kto?

Uzdrowiciel.

Inwoker.

Pieśń Nadziei.

Ciepło.

Wreszcie koniec. Co, ma się teraz Deportować? Moi “kumple” znikają, jedni po drugich. Zobaczyłem bladą buzię Drakona, zanim się Deportował. Nienawidzę Luca. Dzieci nie powinny być Śmierciożercami, na piekła! Zbieraj się, Severusie, Dyrektor musi się martwić. Byłem tu co najmniej dwanaście godzin. Muszę odpocząć, ale wreszcie udaje mi się Deportować.

Ekwador, 3 lipca, 6 rano angielskiego czasu, czyli 2 lipca, 22 czasu lokalnego

“CARMEN! CARMENCITA!” Guapeza próbuje obudzić wrzeszczącą dziewczynę. „Co się stało? Masz koszmary?” Carmen jest dziwna – ma tylko 17 lat ale już jest wielką Inwokerką. Guapeza uchodzi za najlepszą na świecie, ale jej wnuczka wkrótce ją pobije. No, Carmen Esperanza nie jest jej prawdziwą wnuczką – jest córką dalekiej krewnej Guapezy. Ta kobieta przyniosła swoje niemowlę Guapezie i poprosiła, o opiekę nad dziewczynką do końca wojny ale nigdy nie wróciła po dziecko. Guapeza zna powód – Voldemort... Powiadomiłaby ojca Carmen, ale nie spytała kim on jest, a facet nigdy się nie pojawił. Pewnie ten psychopata też go zabił. W związku z tym Guapeza wychowywała Carmen, posłała do najlepszej szkoły magii w Południowej Ameryce – i odkryła, że dziewczyna jest świetną Inwokerką.
Oczy Carmen są pełne bólu i przerażenia.

„Torturują go.” – szepcze.

„Kogo? Carmen!” Dziewczyna wyskoczyła z łóżka i zbiega po schodach (to znaczy od razu zeskoczyła z nich na parter). Owinęła się peleryną i wybiegła w dżunglę. „Carmen!” Guapeza biegnie za nią, ale dziewczyna jest o wiele za szybka. Biegnie przez gęsty, ciemny las, w ogóle nie robiąc hałasu. To zastanawia starą Inwokerkę – dżungla jest mroczna nawet w dzień. Jak Carmen może biec przez nią nocą i się nie potykać? Guapeza woła psa, ale zwierzę nie może znaleźć tropu. Dziwne... Nagle kawałki zaczynają do siebie pasować. Guapeza dostała list ze szkoły Carmen, że dziewczyna wymyka się nocą z dormitorium i włóczy po Zakazanej Dżungli; Carmen zawsze była bardzo szybka i zwinna, jest kapitanem Quidditcha. I wiele innych drobiazgów. Czemu nie wpadła na to wcześniej? Guapeza idzie przez dżunglę, klnąc pod nosem. Carmen pewnie pobiegła w najlepsze miejsce do inwokacji. Fakt, stoi tam, na stromej skale, śpiewając Pieśń Nadziei. Jest oczywiste, że nawiązała z kimś kontakt i pomaga tej osobie. Komu? Kto przywołał ją z dużej odległości?
Księżyc wychodzi zza chmur i rzuca blade światło na dziewczynę. Wygląda dziwnie – jej matka była mulatką a ojciec musiał być biały. Odziedziczyła niebieskie oczy po dziadku; są ogromne i pełne niesamowitego piękna – bezdenne a ich spojrzenie przeszywa jak para sztyletów. Jej włosy są tak czarne, że aż mają granatowy połysk, jak skrzydła kruka ale nie są pofalowane, jak włosy jej matki, tylko proste i gładkie. Jej czysty głos idzie w wyższe tony, odbijając się echem. Ona jest geniuszem. Gdyby była Mugolką, La Scala i Metropolitan byłyby u jej stóp. Guapeza patrzy na nią, zastanawiając się, kto ją wezwał na pomoc. To się zdarza między przyjaciółmi albo krewnymi. Nagle dociera to do niej. Uczyła kiedyś pewnego mężczyznę, a potem jego syna. Ten pierwszy był dobry, a drugi świetny. Wszystko pasuje. Mógłby być. Musi być. Ale to oznacza… Guapeza postanawia od razu wysłać do niego papugę, zanim Carmen naprawdę narobi kłopotów. Dobrze, że to się nie zdarzyło wcześniej.

Surrey, dom Arabelli Figg, 3 lipca, 7 rano

Arabella Figg podaje Harryemu trochę eliksiru. Chłopak miał atak. Dobrze, że Severus przysłał jej odpowiednie mikstury.

„Harry, co się stało?” – chłopiec patrzy na nią z przerażeniem.

„Snape. Voldemort.”

“Co?” Harry opowiedział jej o koszmarze, który miał w nocy i o tym, że zażył eliksiry, które pomogły mu potem usnąć. Wygląda na to, że przestały działać i Harry znów zobaczył Sam-Wiesz-Kogo. Pani Figg daje mu następną porcję eliksirów. Dobrze, że blokują wizje. Dobrze, że Dursleyowie wyjechali dziś rano i nie widzieli tego. „Spodziewał się tego” – mówi stara wiedźma, pomagając Harryemu wstać.

“Jak on może być tak okrutny wobec własnych ludzi? Nazwał Profesora Snapea bestią, a sam kim jest?! Miałem wcześniej parę koszmarów, ale nigdy nie traktował żadnego Śmierciożercy w ten sposób! Potrójne przekleństwa i w ogóle...” Arabella zna powód, więc kiwa głową ze zrozumieniem. „Dlaczego nazwał go Księciem Ciemności? Psem wojny?”

„Rodzice Severusa byli psami wojny, Harry. Tym imieniem określają się magiczni wojownicy, ci, którzy walczą dla każdego, kto zapłaci za ich przekleństwa.”

“Byli najemnikami?”

“Tak jak rodzice jego ojca.”

„Nie wiedziałem, że w świecie magii są tacy zawodowcy. A Książę Ciemności?” Arabella wzdycha.

“Powiem ci, ale trzymaj to w tajemnicy. Przed pierwszą wojną Sam-Wiesz-Kto wybrał czworo dzieci, dwie dziewczynki i dwóch chłopców i napiętnował ich Mrocznym Znakiem, kiedy byli mali. Te dzieci uczono Czarnej Magii od małego. Pięć to potężna magiczna liczba, każda książka o Numerologii ci to powie. On i jego czterech Jeźdźców Apokalipsy...”

“A Profesor Snape jest jednym z nich?”

“Tak. Napiętnowano go, gdy miał pięć lat.”

„Przepraszam?”

„Dziwne, prawda? Pozostali nie byli wiele starsi. Byli naprawdę zdolni; dobrze ich wybrał. Byli potężni i niebezpieczni. Wyobraź sobie, że twoi rodzice zgadzają się żebyś nosił takie piętno i żeby ktoś taki uczył cię Czarnej Magii.”

“Myślałem, ze mam pecha, bo nie mam rodziców. Dobrze, ze nie mam TAKICH. Sprzedać własne dziecko Voldemortowi!”

„Zrobili najlepiej, jak mogli, we własnym mniemaniu.” – wzdycha pani Figg. „Byli czarnoksiężnikami – chcieli żeby ich syn miał potężną moc.”

 

Carmen Esperanza – naprawdę “pieśń” i „nadzieja”, oba autentyczne hiszpańskie imiona.
Guapeza – też hiszpański. To słowo znaczy „piękność” ale też „odwaga”, „brawura” a nawet „zuchwałość”.

 

 

UZDROWICIEL

Punkt widzenia Snapea

Aportuję się w Zakazanym Lesie. Wreszcie w domu. Opieram się o drzewo i powoli zsuwam na ziemię. Zamykam oczy; słońce mocno dziś świeci. Wdycham piękny zapach lasu: słodką woń żywicy, gorzką ziół. Poznam każda roślinę po samym zapachu. Chwytam z nozdrza mocny zapach Jednorożca – przechodził tu kilka minut temu, nie więcej. Za nic nie skrzywdziłbym Jednorożca ale sama myśl o jakimś zwierzęciu przypomina mi, że nie jadłem od dobrych 50 godzin. Głupota byłoby jeść przed taka nocą... Dałbym wszystko za wielki, soczysty stek. Zapomnij, Sev, najpierw muszą cię zbadać, czy nie masz obrażeń wewnętrznych. Wsłuchuję się w dźwięki lasu, tak odmienne od wycia, okrutnego śmiechu i przekleństw. Tak, trzmiele, śmieszne, puchate trzmiele. Cichy szmer strumienia – niech mnie, woda. Chce mi się pić jak diabli. Gdzie Albus? Powiedział, że będzie na mnie czekać.

“Severusie!” Słyszę szybkie kroki. Nie, to nie Dumbledore. Czemu wysłał wilkołaka?! Wiem, ma inne obowiązki i nie mógł tu tyle na mnie czekać, ale dlaczego Lupin?! Przyznaję, wierzę w jego lojalność – w końcu widziałem Pettigrewa na własne oczy. A gdybym o tym zapomniał, kilka wielkich siniaków, które zostawiły jego okute żelazem glany odświeży mi pamięć, przypomni mi, że ten śmieć powrócił ale i tak nie znoszę Lupina! Pewnie, to nic w porównaniu z moją nienawiścią do Voldemorta, ale zawsze... Nie znoszę, kiedy ktoś mnie widzi, gdy jestem ruiną czarodzieja. Nienawidzę, gdy ktoś widzi moja słabość. Nie chcę dać mu satysfakcji! “Severusie” – jego głos jest cichy i łagodny, tak różny od ostrych, okrutnych głosów, których musiałem słuchać całą noc. Lupin klęka przy mnie. Patrzę na niego i ze zdziwieniem stwierdzam, że w jego błękitnych oczach nie ma ani odrobiny satysfakcji. Widzę w nich tylko szok, strach i współczucie. Cholera. Czy wyglądam tak, jak się czuję? Nie znoszę, jak wróg mi współczuje.

“Nie dotykaj mnie!” To miał być mój najlepszy ponury warkot ale wyszło z tego tylko ciche chrypnięcie.

„Mam rękawice.” Znaczy, że wie. No pewnie, zna się na tyle na magicznych stworzeniach, żeby się zorientować. „Alfa czy Beta?” Nie odpowiadam. „To ważne. Mógłbym ci pomóc zaklęciem, a nie chcę zrobić ci krzywdy.” Fakt, Alfy i Bety różnią się tak bardzo, że aż dziwne, że ludzie uważają nas za jeden gatunek. Różnie reagujemy na magię.

“Alfa.” Uciekniesz, Lupin? Znów mnie zadziwia; nawet się nie odsunął. Wyciągnął różdżkę i wycelował mi w serce. Nie znoszę tego; nienawidzę kiedy ktoś to robi kiedy jestem bezbronny. Pewnie wie, jak zabić Alfę, on naprawdę zna się na magicznych istotach. Z pewnością zna też parę przekleństw i paskudnych zaklęć. Zemsta jest słodka a ja dobrze wiem, jak mu dokuczałem dwa lata temu. Zamykam oczy – mam dość patrzenia na lecące przekleństwa.

“Anestathe” Punkt dla ciebie, Lupin. To by nie zadziałało, gdybym był Betą. Czar natychmiast powstrzymuje ból. Nie spodziewałem się tego; za dużo widziałem ludzkiego zła, żeby uwierzyć w ludzką dobroć. Prawie już zapomniałem jak to jest, kiedy nic nie boli. Aż mnie cofnęło, kiedy mnie dotknął. Nienawidzę kiedy ktoś mnie dotyka, gdy się tego nie spodziewam. Tylko Dumbledore może mnie dotykać. „Spokojnie” – szepcze Lupin, wycierając mi twarz mokra chusteczką. Jest bardzo delikatny; patrzę na niego i widzę w jego oczach tyko troskę i współczucie. Raczej bym się spodziewał, że Lord mi daruje. Przecież facet musi mnie nienawidzić! Dobra, ja bym mu też pomógł, gdyby Albus mnie o to poprosił, ale nie byłbym taki miły! Wyczarował szklankę wody i mi ją podaje.

„Nie udawaj świętego.” – mruczę.

„Nie udawaj durnia, Severusie” – odpowiada ze spokojem. Nie rozumiem go. Powinien wykorzystać sytuację! „Pij” – wmu...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin