Sterowce czy odrzutowce.rtf

(10 KB) Pobierz

 

 

 

Sterowce czy odrzutowce?

Podstawowym pytaniem badaczy starożytnych indyjskich opisów maszyn latających była kwestia ich technicznego zaawansowania. Nietrudno bowiem wyobrazić sobie, że cywilizacja mająca łazienki z bieżącą wodą jest w stanie skonstruować prymitywny sterowiec na ciepłe powietrze uzyskane z prostego pieca na węgiel drzewny. Problem w tym, iż opisywane przez starożytnych pojazdy, zwane wimanami, nie przypominają takich sterowców tylko współczesne, wojskowe odrzutowce! W starożytnych księgach indyjskich opisów budowy i eksploatacji takich pojazdów jest tyle, że starczyłoby na napisanie kilku książek o objętości sporej encyklopedii. Takiej ilości materiału źródłowego nie sposób zlekceważyć. Oczywiście oficjalna, zachodnia nauka stara się te wszystkie fakty zakwalifikować do religijnej mitologii, jednak takie podejście staje się coraz bardziej naciągane i śmieszne. Indyjscy naukowcy od dawna uważają za dowiedzione, że na terenie ich kraju około 6000-3000 lat przed naszą erą istniała zaawansowana technicznie cywilizacja, która znikła z powierzchni ziemi wskutek wielkiej wojny połączonej z przyrodniczymi kataklizmami. Podobnego zdania jest również kilku europejskich naukowców. Przykładem jest tu doktor Roberto Pinotti z Włoch, który w 1988 roku na Światowej Konferencji Kosmicznej w Bangalore, jak doniósł dziennik "The Hindu", wygłosił odczyt na temat starożytnych, indyjskich machin latających. Odczyt oparł on na danych zaczerpniętych z najważniejszego starożytnego tekstu na temat wiman "Vimanika Shastra", który został odnaleziony w 1918 roku, w Królewskiej Bibliotece Sanskryckiej w Baroda (miasto na północ od Bombaju). Dodajmy, że teksty te spisane przed tysiącami lat przetrwały dzięki ich systematycznemu kopiowaniu, które ochroniło je od zniszczenia. Co zawiera "Vimanika Shastra"? Dzieło to odwołujące się do 97 wcześniejszych dzieł, podaje m.in. dokładne, techniczne opisy budowy 20 różnego rodzaju machin latających! Dodatkowo szczegółowo przedstawia szkolenie pilotów oraz sposób szycia ich ubrań. Ten ostatni przypomina opis współczesnego skafandra próżniowego sporządzony przez siedmiolatka. Wszystko to uzupełniają dokładne opisy uzbrojenia m.in. "węży ognistych" lecących do ciepła wydzielanego przez silniki maszyn wroga oraz "wielkich garnków", które zrzucone z powietrza niszczą wszystko na ziemi. Samemu można ocenić, czy przytoczone opisy bardziej pasują do "religijnej mitologii" czy też współczesnych rakiet naprowadzanych przez cieplne czujniki oraz bomb lotniczych. W dziele znaleźć można też fragmenty dotyczące budowy baterii słonecznych oraz elektrycznego silnika - "zwoje miedziane nawinięte na cylinder". Opisane jest również "manipulowanie pięcioma siłami, dzięki czemu powstaje poświata wokół wimana pozwalająca szybciej lecieć". Dodajmy, że dopiero od kilku lat wojskowa prasa spekuluje na temat podobnych badań w tajnych laboratoriach, których celem jest wytworzenie wokół odrzutowca zjonizowanej otoczki, pozwalającej uniknąć tarcia powietrza, a co za tym idzie, latać ze znacznie większymi prędkościami. W "Vimanika Shastra" mamy też do czynienia z opisami technik dziś dla nas jeszcze niedostępnych np. z "czynieniem wimana niewidzialnym dla wroga". Starożytne indyjskie manuskrypty zawierają też cały szereg innych frapujących opisów, które można znaleźć w książce wydawnictwa "Amber" "Wimany i inne statki powietrzne hinduskich bogów".

3. Kosmiczne miasto

"Ramajana" opisuje jeden z wimanów jako dwupokładowy, cylindryczny statek z okienkami i kopułą, latający z "prędkością wiatru" i wydający "melodyjny dźwięk". W innym punkcie podaje, że podróż takim pojazdem z Sri Lanki do Ajdohja (2880 km) trwała dziewięć godzin, bowiem po drodze trzeba było się zatrzymać na dwa postoje. Czy piszący "mity o hinduskich bogach" nie mogli im dać więcej mocy magicznych tak, by mogli oni odbyć tę podróż za jednym razem? Oczywiście, że mogli, a jeśli tego nie zrobili, to znak, iż opisywali oni realne wydarzenie, zapewne międzylądowanie, w celu uzupełnienia paliwa. Takie logiczne rozumowanie przekracza jednak możliwości większości zachodnich archeologów-religioznawców. Przypomnijmy, że pojazdy "bogów", czyli kosmicznych przybyszy, różniły się od ziemskich konstrukcji możliwością podróżowania na orbitę i dalej w kosmos. W "Winszu-Puranie" można przeczytać, że taki pojazd, należący do przybysza imieniem Kalki, "kierowany był samą tylko wolą pilota". Jeżeli to kolejny religijny mit, to ciekawe, skąd piszący go przed tysiącami lat wiedział o czymś takim, skoro dopiero od kilku lat wojskowe laboratoria testują hełmy pilotów zdolne do bezpośredniego odbierania mózgowych impulsów, jako rozkazów dla komputera pokładowego. W "Rigwedzie" lądowanie takiego kosmicznego pojazdu "wynurzającego się znad chmur" było podziwiane przez "wielkie chmury". Dziś jest zupełnie tak samo, o czym można się przekonać obserwując lądowania amerykańskich promów kosmicznych na Florydzie. "Rigweda" podaje, że starty i lądowania tych maszyn nie odbywały się bynajmniej w niebiańskiej ciszy, ani też nie towarzyszyły im anielskie śpiewy tylko "huk podobny do grzmotu, od którego domy drżały w posadach, a ech łoskotu odbijało się od wzgórz". Czyż nie można było bardziej bajkowo opisać "boskich" podróży. Można, gdyby były to mity a nie realny opis startu kosmicznych statków na ziemską orbitę. Warto tu dodać, że "bogowie" z "Rigwedy" za grosz nie mieli polotu, bowiem ich podróże na orbitę (dosłownie "na firmament, czyli sklepienie niebieskie", wyraźnie odróżniane od religijnego nieba) odbywały się wedle rozkładu jazdy - trzy starty i lądowania w każdym dniu! Miejsce, dokąd udawały się pojazdy, dokładnie opisuje "Raghuwansia" donosząc, że pojazd Ramy poruszał się wśród przerażonych ptaków, później w chmurach, a w końcu nawet drogami, "którymi jeździli bogowie". Ostatnie wątpliwości, czy to chodzi o niebo w wymiarze religijnym czy ziemską orbitę, rozwiewa "Podróż Adżuny do nieba". Ten ziemski bohater zabierany jest do "bogów" pojazdem kierowanym przez "pilota o imieniu Matali". Adżuna "wzlatywał wozem słońcu podobnym" do "okolic niewidzialnych dla śmiertelników, dla chodzących po ziemi". Na miejscu Adżuna stwierdził, że "tam nie świeci słońce lecz we własnym blasku lśni to, co na dole, na ziemi, widać w gwiezdnej postaci. Czy to niczym lamby w wielkim oddaleniu, czy to wielkie twory". Każdemu, kto oglądał film z wejścia statku kosmicznego ze słonecznej ziemskiej atmosfery na mroczną orbitę pełną gwiazd, opis ten mówi wszystko. Co znajdowało się na orbicie? Tu każdy z bogów "miał swoje miasto, które kręciło się dookoła swej osi". A tak przy okazji, skąd starożytni "bajkopisarze" piszący "Mahabharatę" wiedzieli, że w celu wytworzenia sztucznej grawitacje w stanie nieważkości na orbicie, trzeba wielką konstrukcję wprawić w ruch obrotowy? Skąd zresztą wiedzieli, że na orbicie nie ma grawitacji i trzeba ją sztucznie wytwarzać w wielkich orbitalnych miastach. A tak - miastach, bowiem zarówno "Mahabharata" jak i "Ramajana" piszą o miastach "na firmamencie", podając nawet ich wymiary ( po przeliczeniu na współczesną miarę wychodzi 16 na 8 na 1200 kilometrów). "Mahabharata" wręcz podaje, że "kosmiczne miasto boga Indry rozciągało się od zawsze w kosmosie. Zbudowano je z metalu: były w nim domy, mieszkania, rośliny. Bramy miasta były tak szerokie, że mogły przez nie wlatywać małe pojazdy". Mogły one również opuścić ziemską orbitę i swobodnie podróżować przez kosmos. Bramy tych miast strzegli "strażnicy dysponujący najrozmaitszą bronią", zaś one same mogły "stawać się niewidzialne". Dodatkowo starożytne indyjskie teksty podają, że były one z ziemi nocą "widoczne na niebie niczym wielkie gwiazdy". Kto z nas choć raz obserwował nocą stację "Mir" czy "Alfa" wie, o co chodzi. "Mahabharata" i "Ramajana" opisują też straszną kosmiczną wojnę. Lutz Gentes z Uniwersytetu we Frankfurcie, po 15 latach badań nad tymi indyjskimi księgami stwierdził, że opis wojennych zmagań "bogów" jest zbyt realistyczny, by były to tylko hinduskie legendy. "W jej trakcie doszło do użycia broni rakietowej, laserów oraz pocisków zdalnie kierowanych", twierdzi Lutz. By o tym przeczytać, wystarczy sięgnąć do "Domu Parva" z "Mahabharaty". "Rozgorzała zażarta bitwa. Walka przenosiła się w różne miejsca, zą wreszcie Adżuna (wcześniej będący z wizytą u zaprzyjaźnionych bogów w celu uzyskania od nich broni odpowiedniej do zniszczenia swych przeciwników) odpalił śmiercionośny pocisk. Rozniósł on miasto na strzępy, które spadły na ziemię. Indra (również posiadający, jak pamiętamy, kosmiczne miasto) i inni bogowie obwołali Ardżunę bohaterem". Tyle w skrócie "Mahabharata". Bardziej niż religijną mitologię przypomina to "Gwiezdne wojny" George'a Lucasa. Niestety, świat nauki nie pali się do takiej interpretacji, bowiem musiałby potwierdzić odwiedziny Ziemi w zamierzchłej przeszłości przez zaawansowane technicznie cywilizacje, które nauczyły nas stawiać miasta oraz na naszej orbicie weszły z sobą w konflikt zakończony krwawą wojną. Jak na razie, naukowcom taki początek naszej ziemskiej cywilizacji nie mieści się po prostu w głowie.

Mirosław Błach

P.S. Artykuł pochodzi z gazety "Echo dnia"

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin