Uwagi dla czytelników elektronicznej wersji Historii Kościoła, tom 1.:
Wszystkie ilustracje i mapy zostały usunięte, a pozostawiono jedynie ich spisy;
Numeracja znajduje się na górze każdej strony;
Wszystkie greckie słowa przytoczone w tekście zostały usunięte, a pozostawiono ich transkrypcje zapisane czcionką łacińską;
Usunięta została również bibliografia obcojęzyczna, oraz indeksy, wskazujące na literaturę w innych niż polski językach. Pozostałe objaśnienia zostały umieszczone w tekście w nawiasach kwadratowych, tam gdzie znajdowały się odpowiadające im indeksy.
HISTORIA KOŚCIOŁA 1
Od początków do roku 600
Jean Danielou, Henri Irenee Marrou
Wprowadzenie Roger Aubert
Przełożyła Maria Tarnowska
Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1986
© World-Copyright by Uniboek BV, Bussum
Darton, Longman and Todd Ltd., London;
Editions du Seuil S.A., Paris;
Verlagsanstalt Benziger and Co., AG., Einsiedeln-Zurich-Koln
© 1963 by Editions du Seuil
© for the Polish Translation by Maria Tarnowska
Tytuł oryginału: Nouvelle Histoire de l’Eglise
I: Des origines a Gregoire le Grand
Opracowanie graficzne: Sabina Uścińska
Mapki: Ludwik Przyłuski
Reprodukcje zdjęć wg wydania niemieckiego: Andrzej Mroczek
Redaktorzy: Natalia Dobrowolska, Czesław Mazur
Redaktor techniczny: Marian Krupicki
INSTYTUT WYDAWNICZY PAX, WARSZAWA 1984
Wydanie II. Nakład 20 000 + 550 egz. Ark. wyd. 47.4; ark. druk. 26,25 + 24 wkl.
Papier druk. mat. kl. III, 70 g, 70 X 100. Oddano do składania we wrześniu 1983 r.
Podpisano do druku i druk ukończono w styczniu 1986 t. Zam. nr 344. N-54.
Printed in Poland by
ZAKŁADY GRAFICZNE W TORUNIU
Toruń, ul. Katarzyny 4
Wprowadzenie do Historii Kościoła oparte na rozważaniach natury teologicznej może na pierwszy rzut oka zbijać nieco z tropu wobec faktu, że w ostatnim stuleciu postęp w badaniu tych zagadnień polega właśnie na coraz doskonalszym wyodrębnianiu zakresu i metod badawczych obu tych dyscyplin. Teologia jako refleksja nad tym, co zawarte jest w Objawieniu, zakłada wiarę, to znaczy pewną postawę duchową, która -aczkolwiek rozumna, lecz natury nienaukowej - implikuje działanie nadprzyrodzone znajdujące odpowiedź w osobistym zaangażowaniu wobec Boga. Natomiast historia Kościoła, podobnie jak wszelkie dyscypliny historyczne, usiłuje za pomocą metod ściśle naukowych, możliwie obiektywnych, odtworzyć przeszłość kościelnej społeczności, jej ewolucję w ciągu wieków i te szczególne cechy, które ją charakteryzowały w każdej epoce. Cechy te można ustalić idąc po śladach, jakie przeszłość pozostawiła w postaci dokumentów pisanych, zabytków archeologicznych i innych źródeł, które uznaje krytyka historyczna, wypracowana przez pokolenia uczonych. Teolog ukazuje nam Boży punkt widzenia na istotną naturę Kościoła i jego rolę w tajemnicy zbawienia ludzkości. Historyk Kościoła opisuje jego konkretne, zmienne koleje, umieszczając je na szerszym tle wydarzeń z historii świeckiej, bez żadnych zamiarów apologetycznych ani też nie ku zbudowaniu, wiedziony jedynie troską o pokazanie i wyjaśnienie, was geschehen ist - tego co się było wydarzyło - jak to sformułował Leopold Ranke.
Otóż w tej płaszczyźnie, jak nie ma dwóch różnych rodzajów matematyki: chrześcijańskiej i niechrześcijańskiej, tak również nie mogą istnieć dwa rodzaje historii Kościoła - jedna inspirowana przez teologię, a druga nie. Jest tylko jedna historia Kościoła, prawdziwa, ta sama dla wszystkich, albowiem w istocie nie ma dwóch prawd: jednej - naukowej, a drugiej - religijnej. Wszystko to, co jest prawdą naukowo dowiedzioną, jest prawdą bezwarunkową i nie budzącą zastrzeżeń, która jako taka obowiązuje zarówno katolików, jak i niekatolików, a zatem nie może się wykluczać wzajemnie z prawdą religijną, to znaczy z tym, co dane przez wiarę - jeśli uznajemy, że prawda religijna jest tak samo w pełni prawdą. Przeto historyk katolicki nie ma się co obawiać, że wnioski, do jakich dochodzi dzięki wypróbowanym metodom naukowym, mogą się okazać sprzeczne z tym, co przyjmuje jako człowiek wierzący. Ważne jest jedynie, aby wystrzegać się nazbyt często popełnianego błędu mieszania spraw, i to dwojakiego rodzaju. Pierwszy polega na przyjmowaniu bez zastanowienia za naukowo dowiedzioną prawdę tego, co jest dopiero mniej lub bardziej poważnie uzasadnioną hipotezą. Drugi - na tym, że pewne obiegowe opinie, mniej lub bardziej tradycyjne w Kościele, traktuje się jako dane wiary. Skoro prawda jest jedna, zarówno dla historyka, jak i dla każdego innego uczonego, jego przekonania religijne nie mogą być nigdy dla niego przeszkodą - nawet wtedy, gdy pracuje nad historią swojego Kościoła - w wyciąganiu wniosków zgodnie z kierunkiem nadanym mu przez prawidłowo zastosowaną metodę historyczną, ani też nie mogą zmusić go do naginania pewnych wniosków, jeśli opiera się na rzetelnych podstawach.
Skoro tak się rzeczy mają, gdzie tu może być miejsce dla rozważań teologicznych we wstępie do Historii Kościoła, która chce być dziełem ściśle naukowym? A jednak nie można ich pominąć czy zlekceważyć, jeśli uznamy,
6
że nie da się badać ani tym bardziej przedstawiać przeszłości jakiejkolwiek instytucji bez względnie jasnego pojęcia o jej naturze i o znaczeniu wzajemnego stosunku rozmaitych jej aspektów. Szczególnie gdy chodzi o instytucję natury religijnej, jak Kościół, pojęcie takie wypływa w znakomitej mierze z teologii, co sprowadza się do stwierdzenia, że każda koncepcja historii Kościoła zakłada z konieczności, czy chcemy, czy nie chcemy, pewne implikacje teologiczne. Czyż nie lepiej zatem nieco je wyjaśnić na samym początku, aby czytelnik lepiej zrozumiał przyjęty punkt widzenia? Tak właśnie uznali wydawcy niniejszej pracy.
Pismo Święte oraz tradycja patrystyczna i liturgiczna przedstawiają Kościół za pomocą wielu wzajemnie się uzupełniających obrazów, z których każdy w szczególny sposób naświetla jeden z aspektów tej złożonej rzeczywistości, choć aby rozumieć całą jej doniosłość, musimy docierać do tego, co się za owymi obrazami kryje. Kościół przedstawia się jako Arkę, która ocala nas przed śmiercią, jak w czasach potopu; jako Lud Boży, który przychodząc z czterech krańców ziemi gromadzi się, by otrzymać dary w ramach przyjętej w wolny sposób wspólnoty; jako Nowy Izrael, dziedzica obietnicy danej pierwszemu Izraelowi, będącemu tylko jego symbolem; jako Królestwo Boże na ziemi, w którym są już rzeczywiście obecne, aczkolwiek osłonięte jakby woalem, dobra, których posiadanie będzie radością wieczności; jako Świątynię zbudowaną z żywych kamieni, gdzie dokonuje się jedyna miła Bogu ofiara czci; jako Oblubienicę Chrystusa, w którą tchnie życie jej Pan, związany z nią wzajemną miłością; jako Matkę rodzącą chrześcijan do nowego życia, która była przed nimi: jako Ciało Chrystusa, czerpiące całe swe życie z intymnej łączności z Nim i mające przedstawiać żywe ciało, którego członki i organy trwają w ścisłej jedności, pełniąc rozmaite funkcje. Żaden z tych obrazów nie oddaje w sposób adekwatny całej tajemnicy Kościoła, ale uprzytamniają one jego zasadnicze aspekty, które należy rozumieć w perspektywie planu Zbawienia. Bóg powziął go z myślą o ludzkości takiej, jaka jest w rzeczywistości, to znaczy nie składającej się z mnóstwa niezależnych od siebie czystych duchów, lecz z wielu duchów wcielonych, połączonych rozlicznymi więzami wzajemnej zależności.
Celem przyrzeczonego Abrahamowi przymierza między Bogiem a ludzkością, które wypełniło się w Chrystusie, jest przekazanie ludziom uczestnictwa w życiu samego Boga, co wyłożyły pisma apostolskie. Nie dokonuje się to w stosunku do wyizolowanych jednostek. Wprawdzie dotyczy ono osób, z których każda zachowuje swoją osobistą niezależność i godność, ale przychodzi do nich na sposób wspólnotowy, zgodnie ze społeczną naturą człowieka. Niemiecki teolog Karl Adam w swojej książce Istota katolicyzmu, która należy do klasyki międzywojennej literatury religijnej, rozwinął ten istotny temat biblijny, później bardzo często podejmowany, szczególnie od chwili, kiedy druga wojna światowa wybiła podzwonne liberalnemu indywidualizmowi. (K. Adam: Istota katolicyzmu Przekł. polski: J. Korzonkiewicz, Poznań 1930)
Jak w momencie początkowym, gdy ludzie odwróciwszy się od Boga, stali się przez to osłabieni i pomniejszeni, tak w Chrystusie przez zbawcze Wcielenie cała ludzkość została na nowo zjednoczona z Bogiem żywym i stała się zdolna do życia poprzez Jego życie. Odtąd każda jednostka, właśnie dzięki swojemu wszczepieniu w Chrystusa, jest cząstką tej Nowej Ludzkości, duchowego Izraela, Ludu Bożego Nowego Przymierza, dziedzica obietnicy.
Ale człowiek, istota społeczna, jest także duchem wcielonym i Bóg chciał zastosować się do praw rządzących Jego stworzeniem w dziele konkretnego urzeczywistnienia owego wszczepienia wszystkich w Jego Syna. Objawienie, które nam ten Boski plan odsłania, rzeczywiście nie przyszło jako bezpośrednie oświecenie przez Boga, dokonane we wnętrzu każdego z nas, lecz zostało skierowane do wybranego ludu za pośrednictwem ludzi pełniących rolę przekazicieli, porte-paroles, stanowiąc pewien fakt stwierdzalny, obiektywny, zbiorowy. Podobnie jest z Odkupieniem i sposobem, w jaki się dokonało.
7
Według trafnego wyrażenia innego mistrza współczesnej eklezjologii, o. Yvesa Congara, Zbawienie „dokonuje się we Wcieleniu, w którym Bóg nie posługuje się ani Swoją własną logiką, ani logiką czystych duchów, lecz logiką ludzką", i to „prawo Wcielenia" rządzi całym dziełem przebóstwienia ludzkości. Prawo to odnosi się nie tylko do osoby samego Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, lecz także do Kościoła, który kontynuuje dzieło Chrystusa na ziemi. W istocie swej wszczepienie ludzkości w Chrystusa dokonuje się z woli Bożej dzięki środkom widzialnym i wspólnotowym; jest ono „sakramentalne i apostolskie, jednym słowem eklezjastyczne". Rzeczywistość niebieska jest nam udzielana w Kościele i za jego pośrednictwem: „Wiara ma być tam przekazywana w terminach ludzkich i przez posługiwanie ludzi: będzie ona dogmatem i magisterium. Życie Chrystusa ma być przekazywane w widzialnych sakramentach i przez posługiwanie ludzi: będzie ono sakramentem i kapłaństwem. Wreszcie zjednoczenie wszystkich w jedno ciało dokona się we właściwym życiu eklezjastycznym i społecznym, życiu w zorganizowanej współpracy, zakładającym prawa i władzę jurysdykcyjną".
W ten sposób Kościół taki, jakim go pomyślał Bóg - jako narzędzie zbawienia ludzkości, będący kontynuacją zbawczego dzieła Jego jedynego Syna - jawi się teologowi nasłuchującemu Słowa Bożego jako „wielki Sakrament", gdzie wszystko wyraża się w sposób widzialny i równocześnie skutecznie powoduje życie Łaski.
Nie należy oczekiwać, że rozwiniemy tu poruszone zasady oraz ich wszystkie konsekwencje, gdyż celem tego wprowadzenia nie jest przedstawienie zarysu jakiegoś traktatu teologicznego na temat Kościoła. Chodzi jedynie o zwrócenie uwagi na pewne specyficzne cechy natury Kościoła, z którymi historycy winni się liczyć, jeżeli chcą wyjść poza czysto socjologiczny punkt widzenia i przedstawić syntetyczny obraz jego historii pod kątem takim, jaki wskazuje sama istota studiowanego przedmiotu.
Kościół jest Ludem Bożym. Ten biblijny obraz, nieustannie powracający w liturgii, sugeruje, że ludzkość odrodzona nie jest jakimś pyłem złożonym z jednostek, lecz że jest ona zgromadzona i skupiona wokół przywódców, na których spoczywa odpowiedzialność i którzy przewodzą wspólnocie w jej losach. Rola kościelnej hierarchii wszystkich stopni, od papieża po przewodników wspólnot lokalnych, ma swoją wagę, której historyk nie może lekceważyć. Podobnie w narodzie decyzje szefów i ich doradców nadają temuż narodowi kierunek i jedność działania. Te decyzje mają tu nawet jeszcze większe znaczenie, skoro katolik widzi w członkach hierarchii następców kolegium apostolskiego, przedstawicieli Boga na ziemi, którym w określonych okolicznościach zapewniona jest szczególna asystencja Ducha Świętego. Biskupi w jedności z papieżem i pod jego nadzorem, jak niegdyś apostołowie zgromadzeni w Wieczerniku wokół św. Piotra, otrzymali od Boga misję nauczania wiernych i strzeżenia ich, by nie zbłądzili w swej wierze (władza nauczycielska). Otrzymali oni także misję rządzenia kościelną społecznością przez podejmowanie w granicach zakreślonych przez Chrystusa wszelkich niezbędnych kroków dla dobrego organizowania widzialnego Kościoła (władza jurysdykcyjna). I wreszcie mają zleconą misję przynoszenia Chrystusa, który jest sakramentalnie obecny i działa w Kościele, poprzez konsekrowanie Jego Ciała i Krwi, misję przygotowywania wiernych na przyjęcie tajemnicy eucharystycznej i przekazywania z wieku na wiek tej samej władzy specjalnie wybranym ludziom (władza udzielania święceń).
Wszelako ten obraz Ludu Bożego, przypominając strukturalny i hierarchiczny charakter Kościoła, wskazuje również na to, że podobnie jak naród nie jest tożsamy z tym, którzy nim rządzą, tak i Kościół nie sprowadza się do swojej hierarchii. Taka historia Kościoła, która ograniczałaby się tylko do działalności papieży i biskupów, jak to często dawniej bywało, naprawdę nie odpowiadałaby historii Ludu Bożego.
8
Nie wystarczy nawet, jeśli poświęci się sporo miejsca działalności kleru diecezjalnego, tej sieci naczyń włoskowatych, za pośrednictwem której działanie hierarchii realizuje się na płaszczyźnie lokalnej, ani też owym „korpusom ochotniczym", jakie pod skrajnie zróżnicowanymi postaciami stworzyli zakonnicy, od mnichów na pustyni aż po wielkie scentralizowane zgromadzenia zakonne. Trzeba, aby historia Kościoła zajmowała się prócz tego, i to w szerokim zakresie, samym ludem wiernym, owymi laikami, których nazwa wywodzi się właśnie z greckiego terminu laos, co oznacza lud. Stanowią oni najliczebniejszą część Kościoła w jego konkretnej rzeczywistości, i są dalecy od tego, by w jego życiu odgrywać bierną rolę.
Klasycy historii nie omieszkiwali nadmieniać o interwencjach niektórych świeckich: chodziło o panujących i przywódców państw, którzy od czasów Konstantyna działali w charakterze „biskupów z zewnątrz" i protektorów Kościoła, przypisując sobie odpowiedzialność za jego losy, z przyzwoleniem Kościoła lub bez, zależnie od sytuacji -jak Justynian czy Karol Wielki, Metternich albo Garcia Moreno. Jest to rzeczywiście jeden ze szczególnie spektakularnych przejawów wkraczania świeckich w życie Kościoła, ale nie jest on bynajmniej jedyny ani też w gruncie rzeczy najbardziej interesujący. Laikami byli Blaise Pascal i Charles Montalembert, lecz wielu świeckich, jeszcze zanim zaczęto oficjalnie mówić o Akcji Katolickiej, wywarło w skromniejszym zakresie inspirujący wpływ w dziedzinie myśli i działania Kościoła, i wcale nie od dziś niektóre decyzje hierarchii były podejmowane dzięki bodźcom i inicjatywom wysuniętym oddolnie. Historia Kościoła, która by się z tym nie liczyła wystarczająco, nie byłaby prawdziwą historią Kościoła. Ponadto wierni, nawet jeśli nie odgrywają szczególnie aktywnej roli w rozwoju własnego Kościoła, są jego pełnoprawnymi członkami, którzy choćby z tego tytułu powinni interesować historyka tej instytucji. Nie od rzeczy będzie tu zaznaczyć, że historyk powinien postarać się ukazać, w jaki sposób ci anonimowi członkowie Kościoła przeżywali na co dzień nowe życie, które zostało przyniesione na ziemię przez Chrystusa, i to nie tylko dlatego, że musi on poddać się duchowi demokracji, który dzisiejszych badaczy w coraz większym stopniu zobowiązuje do zainteresowania się tym, jak żył niegdyś zwykły człowiek. Powinien to uczynić również -i przede wszystkim - dlatego, że według prawidłowej koncepcji teologicznej Kościół nie jest jedynie hierarchią, ale raczej hierarchia istnieje dla wiernych, dla służby Ludowi Bożemu, a cała jej rola polega właśnie na wiernym i autentycznym przekazywaniu Słów Życia i środków dla ich wcielania, czyli sakramentów.
Przekazywanie Ewangelii, udzielanie ludzkości życia Bożego - oto właściwa misja Kościoła. Nie jest on tylko doniosłym faktem socjologicznym, ale także i nade wszystko środowiskiem życia nadprzyrodzonego, dzięki czemu słusznie nazywa się go Świątynią Ducha Świętego. Odtąd, badając jego historię, nie można zatrzymywać się -jak tylu historyków skłonnych było to czynić - niemal wyłącznie nad aspektami polityczno-religijnymi: naturą relacji między Kościołem a państwem, ingerowaniem Kościoła w życie publiczne, a władzy świeckiej - w organizację Kościoła. Zapewne, aspekty te nie są bez znaczenia właśnie dlatego, że Kościół wcielony istnieje w świecie, a zatem część jego działalności musi się wypełniać w ramach tego, co nazywa się „kwestiami mieszanymi", to jest takimi, które dotyczą zarówno porządku doczesnego, jak i duchowego. Ale jest to tylko jeden aspekt jego życia i ostatecznie ten najbardziej powierzchowny, aczkolwiek często najbardziej spektakularny. Istota tkwi gdzie indziej. Historyk, któremu zależy na opisaniu etapów życia Kościoła takiego, jaki on jest sam w sobie, będzie się starał pokazać, w jakiej mierze w ciągu wieków Kościół ten trwał u źródeł poznania i nowej miłości, których zasada jest Boska; będzie się starał naturalnie o tyle, o ile to poznanie i ta miłość przejawiały się na zewnątrz, dzięki czemu można je poddać metodom obserwacji historycznej.
Jeśli świecki historyk teraz już nie może pomijać prądów filozoficznych, które tak często znajdują odbicie w rozwoju społeczeństw,
9
historyk Kościoła a fortiori winien uważać za zasadniczy aspekt swojego studium to wszystko, co dotyczy życia wiary, a więc nie tylko walki z herezjami i spory teologiczne z ich hałaśliwą stroną polemiczną oraz konsekwencjami, jakie z nich wynikały dla ładu społeczeństwa chrześcijańskiego, ale również, lub nawet o wiele bardziej, rozwój pozytywny. Chodzi o postęp - nieraz na krócej lub dłużej powstrzymywany przez ciche, a więc tym bardziej zgubne zaciemnianie - na drodze poznania tajemnicy objawionej, stale pogłębianego dzięki myśli Doktorów Kościoła, karmiącej się wiarą całej społeczności wiernych. Historii rozwoju dogmatów nie należy uważać za domenę zarezerwowaną dla specjalistów, lecz za jedną z głównych linii wytyczających historię Kościoła. Warunkiem jednakże jest niesprowadzanie jej do historii spekulacji teologów ani owych kamieni milowych, jakimi są co jakiś czas ogłaszane uroczyste wypowiedzi Magisterium; ale należy tu włączyć badanie takich zjawisk, jak na przykład: jakie miejsce w codziennym życiu chrześcijan i w formacji duchownych zajmowała lektura Biblii, albo: przemiany zachodzące w ciągu wieków w sposobie wyrażania wspólnej wiary w formułach modlitewnych.
Zgodnie z tą perspektywą, ześrodkowaną na prawdziwej naturze Kościoła, jeszcze więcej wysiłku należy włożyć w ukazanie duchowego dynamizmu życia chrześcijan z jego charakterystycznymi dla każdej epoki cechami i rozmaitymi aspektami. Chodziłoby tu na przykład o układ modlitw liturgicznych, formy modlitw prywatnych, które można śledzić w pismach autorów świętych i w modlitewnikach prostych wiernych, rozkwit szkół duchowości, przejawy mistyki, ale także dzieła miłosierdzia i apostolatu wszelkiego rodzaju, mające na celu niesienie ulgi ciału, kształtowanie umysłu, pieczę nad duszami, promieniowanie Dobrej Nowiny. Tak szerokie otwarcie stronic historii Kościoła na rozmaite przejawy działalności chrześcijańskiej nie oznacza sprowadzenia uczonych badań historyków do jakiejś dewocji. Przeciwnie, oznacza ono skupienie na nowo tych studiów wokół zasadniczego aspektu ich przedmiotu, bez zaniedbywania zmiennych zresztą kolei organizacji instytucjonalnej, za pośrednictwem której życie Boże wchodzi w świat po to, aby ogarnąć ludzi.
W Kościele, Świątyni Ducha Świętego, widzimy, jak życie Boże przejawia się wśród ludzi. A Bóg nie chciał, jak to już zostało powiedziane, aby przejawiało się ono w oderwaniu od zwykłych warunków życia ludzkiego. Obecnie teologowie kładą silny nacisk na to, co nazywają „teandrycznym charakterem" Kościoła, to znaczy na fakt, iż na podobieństwo Chrystusa, który przez swe Wcielenie jest zarazem prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem, Kościół jest rzeczywistością równocześnie Boską i ludzką. Naturalnie nie tu miejsce na rozwijanie wszystkich konsekwencji, które z punktu widzenia teologicznego implikuje wizja Kościoła teandrycznego, ani też nadprzyrodzonych perspektyw, jakie otwiera ona przed oczami człowieka wierzącego. Ważne jest jednakże podkreślenie tego, co katolicki historyk powinien zachować, jeżeli próbuje zrozumieć zmienne koleje Kościoła w ciągu wieków. Albowiem skoro Kościół, Ciało Chrystusa, rzeczywiście jest ludzki, złożony z ludzi zachowujących swą człowieczą osobowość, i jest kierowany w imię Chrystusa przez ludzi działających razem ze wszystkimi ich zaletami i wadami, to nie ma nic dziwnego w stwierdzeniu, iż w Kościele, zarówno w działalności hierarchii, jak i w życiu jego członków, jest także miejsce dla błędu i grzechu. Zapomnieć o tym - to popaść w jakąś nową formę starej herezji monofizytyzmu.
Jest rzeczą bezsprzecznie słuszną widzieć w Kościele, zgodnie z tradycją patrystyczną, tajemnicę świętości, niebiańskie Jeruzalem, nieskalane ciało bez zmarszczki i skazy, ożywiane przez Pneuma, czyli Ducha Bożego, i nierozerwalnie złączone z Chrystusem. Dom Vonier oddał hołd Kościołowi w tej właśnie perspektywie w swej książce o Duchu i Oblubienicy. Kościół rozpatrywany pod tym kątem - w swoich zasadach -jest nieskazitelny i nieomylny świętością i nieomylnością przekazaną mu przez Boga. Wiara jego nie może ulec wypaczeniu, a jego sakramenty mogą być tylko uświęcające,
10
i ani w stosunku do wiary, ani do sakramentów nie może być mowy nie tylko o błędzie, ale nawet o ograniczoności, niedostosowaniu czy starzeniu się.
Ale istnieje jeszcze inny aspekt, dzięki któremu właśnie Kościół może zostać poddany badaniu historyka. Tak jak to już powiedzieliśmy, owo teraźniejsze zstępowanie na ziemię rzeczywistości niebieskiej z woli samego Boga nie dokonuje się w jakiś apokaliptyczny czy cudowny sposób, ale zgodnie z rzeczywistością ludzką, a Bóg, który z własnej woli stworzył człowieka wolnym, uznał, że dzieło zbawienia ludzkości może się dopełnić tylko przy współudziale tegoż wolnego człowieka. W tym sensie powiedzenie, iż „Bóg potrzebuje ludzi", jest jak najbardziej właściwe. Ale skoro On w sposób wolny powierzył losy swego Królestwa na ziemi ludziom, którzy zachowują swą autonomię i wolność, nie należy się dziwić, że nawet czyny spełniane przez nich pod działaniem łaski, podobnie jak wszelkie ich dzieła, przejawiają ludzkie - czasem aż nazbyt ludzkie - motywacje, które można analizować, jak również ludzkie ograniczenia, które można wymierzać. Ograniczenia te mogą należeć do porządku rozumu albo charakteru, jak na przykład brak informacji, niezrozumienie, ciasnota umysłu, opóźnienia w przystosowaniu się do rozwoju ludzi i sytuacji, gdy albo nie widzi się takiej potrzeby, albo też czuje się, że wielkość dzieła, jakie trzeba przedsięwziąć, przerasta możliwości - krótko mówiąc, jest to cała gama „błędów historycznych" . Nie implikują one bynajmniej konieczności osobistej winy, ale ich konsekwencje często są poważniejsze i bardziej tragiczne niż konsekwencje grzechów indywidualnych. Mogą również istnieć, i faktycznie często istniały, ograniczenia leżące wprost w porządku moralnym, niewierności będące prawdziwymi grzechami, czasem ciężkimi, od których nie są wolni ani świeci - czyny ich nie zawsze bywały święte - ani pasterze, nawet ci najwyżej wyniesieni w godności, albowiem nieomylności nie należy mieszać z nieskazitelnością.
Wszelkiego rodzaju słabości, którym podlega Kościół ziemski, to w istocie los nie tylko jego zwykłych członków, tego „ludu wiernego", w rzeczywistości tak często niewiernego, lecz w równym stopniu jego przewodników, tych, którym Bóg w szczególny sposób powierzył pasterską odpowiedzialność za swą owczarnię.
Właśnie kanonizowany święty, Wincenty a Paulo, oświadczył: „To przez księży heretycy zdobyli przewagę, zapanował występek, a ignorancja rozpanoszyła się wśród biednego ludu". A w momencie zakończenia Soboru Trydenckiego jeden z kardynałów francuskich, przypominając dramat reformacji protestanckiej stwierdził: „Macie prawo nas zapytać o przyczynę takiej burzy. Kogóż oskarżymy, bracia biskupi? (...) To z naszego powodu zerwała się ta burza, drodzy Ojcowie (...) »Czas bowiem, aby sąd rozpoczął się od Domu Bożego« (1 P 4, 17), »oczyśćcie się wy, którzy niesiecie naczynia Pańskie (Iz 52, 11)". [Wszystkie cytaty z Pisma Świętego według: Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Pod redakcją benedyktynów tynieckich. Pallottinum, Poznań 1982]. I to sam papież, Hadrian VI, w chwili, gdy Luter powstał przeciw Kościołowi rzymskiemu, taką instrukcję dał legatowi udającemu się w charakterze jego przedstawiciela na sejm w Ratyzbonie: „Powinieneś powiedzieć, że przyznajemy otwarcie, iż Bóg dopuścił to prześladowanie Kościoła z powodu grzechów ludzi, a w szczególności księży i prałatów (...) Pismo Święte nas wszędzie poucza, iż błędy ludu mają swe źródło w błędach kleru (...) Wiemy, że nawet na Stolicy Świętej popełniano od wielu lat mnóstwo okropnych rzeczy: nadużywanie świętości, przekraczanie przykazań, tak że wszystko stało się zgorszeniem". Te wyznania bez ogródek, robiące wielkie wrażenie przez swą brutalność, są jedynie zastosowaniem zdrowej teologii Kościoła.
...
Madefoka