Dębski Tatek przyjechał.txt

(56 KB) Pobierz
Eugeniusz D�bski

Tatek przyjecha�...

PS. Przyjecha� Holling. Jego matka i ciotki robi� piknik 
nad Potokiem Z Dziurawego Wiadra. 
- Rufi, ch�opie! To jest najdziwniejszy potok �wiata. 
Wyp�ywa z p�askiej ska�y, kt�ra rzeczywi�cie wygl�da jak 
wiadro. I on p�ynie, m�wi� ci, tylko ze trzysta metr�w, 
potem nagle wsi�ka w ziemi� i koniec. Kapujesz? Jakby� 
nawet chcia�, nie mo�esz w nim uton��. Ciotki ju� przegl�daj� 
namioty, mamy cztery. To co? 
Kszycza� do mnie, podskakiwa� na siode�ku roweru, ca�y 
czas naciska� i puszcza� peda�. Musia�em kr�ci� stale g�ow�, 
bo inaczej bym go straci� z oczu. On jest taki sam na 
lekcjach. Panna Sim mawia, �e obserwuj�c Hollinga ma darmow� 
gimnastyk�. 
- Zapytam mam� - powiedzia�em. 
- Dobra. - Poci�gn�� nosem i na chwil� znieruchomia�. - No? 
Na co czekasz? Id�! 
- Teraz?! Zg�upia�e�? Zapytam wieczorem. Moja mama nie 
lubi, jak j� zaskakuj�, musz� j� przygotowa�. 
- Niby jak? 
- Och, tego si� nie da wyt�umaczy�. Po prostu zadzwoni� 
do ciebie wieczorem i ci powiem... 
- A dlaczego ona ciebie nigdy nigdzie nie puszcza? 
Sam bym to chcia� wiedzie�, wzruszy�em ramionami, niech 
pomy�li, niech si� pom�czy. Ale Holling lubi, jak si� mu 
wszystko powie. 
- Przecie� nie jeste� tak� fujar� jak Lui? Jego sam bym 
nigdzie nie wzi��, bo natychmiast by sobie z�ama� r�k�, nog� 
czy co innego, prawda? 
- Holly, nie dr�cz, co? Bardzo chc� pojecha� z wami, ale
musz� pogada� z mam�. Zadzwoni�. 
Znowu poci�gn�� nosem, co� do mnie powiedzia�, ale 
r�wnocze�nie ruszy� i zag�uszy� go szurgot opony. Sta�em 
chwil� przed domem rozgl�daj�c si� na boki. Pani Leufer jak 
zwykle m�czy�a swoje r�e, chc�c je zmusi� do przero�ni�cia 
r� panny Holtzwig, ale - to nawet ja wiedzia�em i ka�dy, 
kto ma troch� oleju w g�owie - r� panny Holtzwig nikt nie 
przeskoczy, ona ma po prostu kr�lewskie r�e. Ma r�k� do 
r�, m�wi mama. M�wi, �e Heidi Holtzwig mo�e wzi�� 
sple�nia�y bak�a�an, zakopa� go, podla� kilka razy i 
wyro�nie z tego wspania�a r�a. No, przesada, doro�li 
czasem chc� co� �adnie opisa�, to si� nazywa obrazowo. Tak, 
jak na przyk�ad, �e kto� ma nogi do samej szyi! Przecie� to 
by by�a jaka� oskubana z sze�ciu n�g o�miornica! 
Wr�ci�em do domu i od razu wiedzia�em, �e mama wie, �e 
rozmawia�em o czym� z Hollingiem. Niby nie patrzy�a przez 
okno, niby wiesza�a pranie na sznurach z drugiej strony 
domu, ale mia�a tak� swoj� min� "Czekam na...". Spr�bowa�em 
j� przetrzyma�, skubn��em odstaj�c� sk�rk� stygn�cego 
bochenka chleba, wsadzi�em do ust i poszed�em do schod�w 
zamierzaj�c schowa� si� przed jej spojrzeniem, ale nie da�o 
si�. 
- Ru-uf? 
- Tak, mamo? 
U�miechn�a si� z lekkim wyrzutem i politowaniem. 
Westchn��em. 
- Mamo! Dlaczego Sprawiedliwo�� daje przest�pcom szans�, 
wyznaczaj�c do przes�ucha� jakich� durnych drab�w, kt�rzy 
jedyne, co potrafi�, to pod��czy� podejrzanego do pr�du? 
Przecie� wystarczy�oby napu�ci� na takiego zbira ciebie i po 
dwudziestu minutach wszystko wy�piewa. 
- A ty?
- Ju� �piewam. Nie chcia�em ci m�wi�, bo i tak si� nie 
zgodzisz... 
Spr�bowa�em tej starej zagrywki, ale nie - mama nie daje 
si� naci�gn�� na rzadne takie numery. Jest dok�adna i 
niezmienna jak tabliczka mno�enia. Widz�, �e nic z tego nie 
wyjdzie, wi�c powiedzia�em, co mi zaproponowa� Holling, i 
sta�o si�, jak my�la�em: 
- Kochanie... - Wiadomo: jak mama m�wi "kochanie", to to 
ma os�odzi� odmow�. - Wiesz, �e nie potrafi� �y� nie maj�c 
ciebie na widoku. 
- Jak jestem w szkole, to wytrzymujesz! 
Taka rozmowa jest jak zgrana p�yta. Ka�de z nas wie, co 
za chwil� powie to drugie, a ju� ta moja riposta o szkole 
jest g�upia i nielogiczna jak �adko... Napisa�em "�adko" i 
teraz si� zastanawiam czy "rzadko" czy "�adko". Niewa�ne, 
b�d� na razie pisa�, jak mi podejdzie.
- Ruf, prosz� natychmiast podej�� do swojej matki, 
u�cisn�� j� i poca�owa�. Chyba �e czujesz si� 
pokrzywdzony... 
Podszed�em i przytuli�em si� do niej. Westchn��em g�o�no, 
�eby s�ysza�a. 
- Nie, nie czuj� si� pokrzywdzony. Nie potrafi� si� na 
ciebie gniewa�. 
Poczu�em, jak jej brzuch zatrz�s� si� od �miechu. 
Klamerki do bielizny w kieszeni fartucha rozklekota�y si�, 
palce mamy wpi�y si� w moje w�osy. 
- Debbie McGovern w "Spadaj�c jak jesienne li�cie"? 
- Zgadza si�. - Oderwa�em si� od niej. - A swoj� drog�, 
kiedy dzieci przestaj� by� dzie�mi?
- Nigdy. 
Mama powiedzia�a to cicho i bez specjalnego nacisku, ale 
poczu�em, �e tak w�a�nie my�li i �e pewnie nigdy nie b�d� 
m�g� sam decydowa� o swoim losie. No to co? Pewnie, czasem 
leciutko zazdroszcz� innym dzieciom. Dziewczyny maj� w og�le 
lepsze �ycie, wi�kszo�� ch�opak�w te�. To znaczy: lepsze w 
sensie - swobodniejsze, tylko moja mama i jeszcze mo�e 
grubego pryszczatego Richarda z sz�stej s� takie ostre. 
Tylko tamten ma przewalone okrutnie, te� ma ojca gdzie� na 
cholernym drugim ko�cu �wiata, ale jego matka czeka na niego 
pod szko�� z punktualno�ci� zegara kolejowego. Jak zobaczysz 
przez okno pani� Mittelbrach, mo�esz, bracie, chowa� zeszyty 
do torby - za dziesi�� sekund dzwonek. Jak bum-bum! Mo�e 
wo�ny nawet nie patrzy na sw�j zegarek, tylko czeka na ni�, 
nie wiem. 
Ale si� rozpisa�em, �eby kr�cej, bo ju� mnie palce bol� - 
wcale nie pragn� urwa� si� spod opieki mamy. Cz�sto 
wyje�d�amy na wycieczki sami, albo z kim� z ch�opak�w, albo 
z ciotk� Carmen i jej c�rkami, albo w jeszcze jakim� innym 
sk�adzie. Warunek jest jeden - mama musi by�. Lubi 
kwoczkowa�, tak kiedy� powiedzia�a Carmen. Mama co� jej 
na to powiedzia�a o moim garniturze, ale powiedzia�a takim 
tonem, �e ciotka tylko pisn�a co� i spok�j. Nawet ja, 
chocia� by�em okropnie ciekaw, co to mia�a by� za 
uroczysto��, na kt�r� mia�bym si� wbija� w "garnitur", nie 
zapyta�em o to mamy. No, wystarczy, nic si� nie sta�o, a 
rozpisa�em si�, jakby odwiedzi� nas burmistrz miasta co 
najmniej. Pojutrze sprawdzian z gegry. 
PS 2. Jest trzecia w nocy! Nie zasn� i nic dziwnego - 
przyjecha� Tatek!!!!!! Rany, r�ce mi si� trz�s�. Jest taki, 
jak go pami�tam - wysoki, ciemnow�osy, w sk�rzanym p�aszczu, 
z t� sam� torb� w wyt�aczane jod�y. Wydaje mi si� ni�szy, 
ale przecie� to ja uros�em! Mocno mnie wy�ciska�, pok�u� 
zarostem. Mama... 
Po kolei. I tak nie zasn�, b�d� pisa�, a� zadzwoni budzik.
By�a si�dma pi�tna�cie, mo�e dwadzie�cia. Akurat brz�kn�� 
dzwonek piekarnika i mama - jak zwykle - westchn�a: - 
Strasznie jestem ciekawa, co te� tym razem ten z�o�liwy 
piecyk mi wykr�ci? - i posz�a do kuchni. Ja wiem, �e 
piecyk, kiedy si� ju� go dobrze rozpali, piecze znakomicie, 
w ka�dym razie mama nie daje mu szans... Mama wysz�a, 
zgrzytn�y d�wiczki, zacz��em w�szy� - dwuwarstwowy placek 
jab�kowo-wi�niowy. Mmmmm! Co� tam szcz�ka�o w kuchni, 
postukiwa�o, nie odzywa�em si�, �eby nie zala� �lin� spodni. 
Mama j�kn�a do "siebie": "Aj-jaj-jaj! Ca�y pop�ka� i chyba 
zakalec, prawie na pewno...". Znam jej odzywki, musia�em 
prze�kn�� �lin� jeszcze raz i jeszcze. Mama wesz�a do salonu 
i jak gdyby nigdy nic usiad�a w fotelu udaj�c, �e nie widzi 
mojego rozpaczliwego spojrzenia. Po chwili jednak nie 
wytrzyma�a i roze�mia�a si�: 
- Musi wystygn��, od gor�cego mo�na dosta� skr�tu jelit. 
Akurat, jakbym nie zjada� po p� gor�cego placka! Ale 
nic, twarz - blacha, kiwn��em g�ow� i ju� wyci�ga�em spod 
siebie nogi, �eby wsta� i tak od niechcenia przej�� si� do 
kuchni, kiedy kto� energicznie zakr�ci� dzwonkiem u drzwi. 
Oboje drgn�li�my, mama - dziwne - rzuci�a sp�oszone 
spojrzenie na kalendarz, pewnie wystraszy�a si�, �e to pani 
Jaegger od sp�aty rat, potem poderwa�a si� i sztywno 
pomaszerowa�a do drzwi. Mnie nawiedzi�y egoistyczne my�li o 
morderstwie, je�li zjawi si� kto�, kto b�dzie pret�dowa� do 
placka. No nic, mama idzie do drzwi, przystaje i pyta - jak 
na siebie - s�abym g�osem: 
- Kto tam? 
- To ja! - m�wi jaki� facet. - Mo�e nie w por�? 
Mama obejrza�a si� na mnie, ja pomy�la�em nie�mia�o 
"Tatek?" i wytszeszczy�em na mam� ga�y, a ona - zamiast 
otwiera� szybko drzwi - wpatrywa�a si� we mnie chwil�, 
u�miechn�a si� nie�mia�o i kiwn�a g�ow�. Dopiero potem 
otworzy�a te nieszcz�sne drzwi. Tatek! 
Wszed� nios�c przed sob� t� torb�, w�a�ciwie popychaj�c 
j� przy ka�dym kroku kolanem nogi, omal nie grzmotn�� ni� 
mamy w brzuch. Omin�� j�, cisn�� torb� na pod�og� i 
odetchn�� g��boko. 
- No, to jestem! 
Mama patrzy�a na niego chwil�, potem przysun�a si� i 
wzi�a go za r�ce, a potem przytuli�a. Tatek g�aska� j� 
jedn� r�k� po plecach, drug� wsun�� pod w�osy na karku, a nos 
wtuli� gdzie� pod mamy ucho. Dopiero po chwili popatrzy� na 
mnie, jako� tak, jakby mnie ocenia�, szacowa�, �e tak 
powiem. Prawie si� obrazi�em, ale zaraz sobie przypomnia�em, 
ile nie widzia�em tatka i pomy�la�em r�wnie�, �e te� uwa�nie 
mu si� przygl�dam, te� go taksuj�. Zsun��em si� ca�y ze 
swojego fotela, podskoczy�em na nodze - druga mi �cierp�a. 
- Ruf? - powiedzia� tatek. - Ty stary byku! Ale� ur�s�! 
- Nie tak bardzo - chcia�em powiedzie�. Zamiast tego wys
krzypia�o si� ze mnie co� jak: "Chje-chi-� je-gho!". Nawet 
nie mog�em odchrz�kn��, bo zaraz zakrztusi�em si�, chyba 
�lin�. To musia�o by� dziwne, bo mama oderwa�a si� gwa�townie 
od tatka i popatrzy�a na mnie. - Nie tak bardzo - 
powt�rzy�em, bo nic innego nie przysz�o mi do g�owy. - Od 
zesz�ego roku trzy centymetry... 
- Ale widzieli�cie si� ponad cztery lata temu... - szybko 
wtr�ci�a mama, co wygl�da�o jakby broni�a moich trzech 
centymetr�w albo s�abej pami�ci tatka. - ...Widzieli�my si� 
ponad cztery lata temu - doda�a poprawiaj�c poprzednie 
zdanie. 
Ja zrobi�em krok do tatka, on pu�ci� mam� a ja, jakbym 
zapomnia� o swoich dwunastu latach, rzuci�em mu si� na 
szyj�. Nie wiedzia�em, jak si� zachowa�, wi�c tylko 
przytulili�my si� policzkami. K�u�. Czu�em jego r�ce na 
moich �opatkach i troch� ni�ej, mocno mnie przyciska�, 
czu�em mocny zapach tytoniu, jak�� wod� kolo�sk�. Mocno te� 
pach...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin