Krystyna Bogla Zobaczysz, �e pewnego dnia... - Olewam! - S�ysza�em to ju�, Mirello - m�czyzna wbi� wzrok w szklank� piwa. Piana sch�a z�otawym wianuszkiem wok� szk�a. - Wszystkie tak m�wicie. Bez wyj�tku. - Bo wszystkie olewamy ten wasz pie... - zamilk�a nagle, zacisn�wszy wargi. - Nie ko�cz. I tak wiem, co chcia�a� powiedzie�. Uwa�asz, �e to doro�li stworzyli wam �wiat na obraz i podobie�stwo w�asnych g�upich wyobra�e�. Nie odchod�, Mirello. Lubi�, gdy przy mnie stoisz. Twoja sk�ra pachnie... - Olewam to! Dziewczyna odesz�a z tac� pustego szk�a. Jej biodra opi�te kr�tkimi szortami w kolorze �wie�o zroszonego trawnika ko�ysa�y si� w takt rapu p�yn�cego z ta�my nad barem. - Mirka! Stolik pod parasolem. Zanie� kotlety. - Te cholerne mielone ju� same �a��! W tym upale nie zje tego nawet zdech�y kot. - Powiedz klientowi, �e w �rodku jest srebrna dolar�wka! Wzruszy�a ramionami. Tu, w restauracji przy stacji benzynowej na trasie E8 klienci specjalnie nie grymasili. Szczeg�lnie ci jad�cy TIR-ami ze wschodu na zach�d. Ale ten niczym nie przypomina� �adnego z tak zwanej "Wsp�lnoty". Mia� kr�tko, prawie przy sk�rze obci�te w�osy, czarn� rozpi�t� do pasa koszul� i najja�niejsze oczy, jakie widzia�a w �yciu. U�miechn�� si� ods�aniaj�c dzi�s�a. - Przynie� porcj� jarzyn, kr�lewno. Nie jadam padliny. - Nie ma. - �adnych sur�wek? - Kr�liki tu nie popasaj� - odpar�a opieraj�c si� biodrem o krzes�o. - To co da�? - Kart� - jego u�miech by� drapie�ny. Podoba�a mu si� ta dziewczyna, cho� do uprzejmych nie nale�a�a. Z przymru�onymi oczyma obserwowa�, jak si� rusza. Mia�a kasztanowe w�osy do ramion, za� g�st� grzywk� przytrzymywa�a nad czo�em para przyciemnionych okular�w. Gi�tk� sylwetk� ledwie przykrywa� powyci�gany podkoszulek z u�miechni�tym s�oneczkiem. Wysmuk�e opalone nogi wygl�da�y, jakby nie mia�y ko�ca. Poda�a mu kart� z tak� nonszalancj�, na jak� nie sta� dzi� kelnerki w �adnej szanuj�cej si� knajpie. - O, jest fasolka szparagowa! - ucieszy� si�, odrywaj�c wzrok od lekko zat�uszczonej kartki nazywanej tu nie wiedzie� dlaczego "kart� dnia". - Mog� by� cztery porcje? Wzruszy�a ramionami. Nic jej nie dziwi�o. Przywyk�a do obs�ugiwania r�nego autoramentu ludzi i kulinarnych gust�w. Od trzech lat pracowa�a w niewielkiej restauracyjce przy stacji benzynowej, przez kt�r� przewala� si� chyba ca�y transport z zachodu na wsch�d. I z powrotem. Olbrzymie TIR-y typu scania i volvo parkowa�y tu� obok na �wirowanym placu obrze�onym starymi oponami. Ani drzewka, ani trawki. Tylko zmia�d�ony olbrzymimi ko�ami drobny, bia�y grys. Pod pi�cioma firmowymi parasolami coca-coli cisn�y si� �elazne kwadratowe stoliki i takie�, niezbyt wygodne krzese�ka. W tym roku szef pomalowa� je pomara�czow� farb�, podarowan� dobrotliwie przez kt�rego� z zaprzyja�nionych szoferak�w. Zapewne mia� pe�n� naczep� tego towaru. Kilka puszek wi�cej, kilka mniej, c� to znaczy. Restauracj� "U Leona" prowadzi� szef wraz z �on�, dobr� kuchark� i lito�ciw� kobiet�. To ona przygarn�a Mirell� do pracy, gdy ta pojawi�a si� trzy lata temu zim� w lichej kurteczce i kaloszach na podartych rajstopach. Podrzuci� j� jeden z tych TIR-�w przelatuj�cych ruchliw� szos�, z �oskotem rozp�dzonych k�. Zamieszka�a naprz�d na nie dogrzanym zapleczu, a potem, po trzech tygodniach, przenios�a si� do pokoiku na poddaszu budynku stacji. Za sprz�tanie i mycie szyb nie bra�a pieni�dzy. A w�a�ciciele nie ��dali czynszu. Pracowa�a jako kelnerka za skromn� pensj�. Ale napiwki zabiera�a dla siebie. Tak samo jak marki i z�ot�wki zarabiane "na boku". Za ma�y kwadransik z kierowc� w szoferce lub przyczepie. Leon nie mia� jej tego za z�e. Ale te� i nie pochwala�. Po roku zauwa�y�, �e niekt�rzy przyje�d�aj� tu specjalnie dla niej. Obroty ros�y. Czym mia� si� przejmowa�? Nie interesowa�o go morale ludzi, kt�rym dawa� zarobi�. Sam trzyma� si� z daleka, cho� przyznawa� w duchu racj� tym, kt�rych wzrok m�tnia�, gdy na ni� patrzyli. Mia�a siedemna�cie lat, nie uko�czon� szko��, pochodzi�a, tak przynajmniej twierdzi�a jego �ona, Barbara, z ma�ego miasteczka na po�udniu kraju. Wyjecha�a, bo by�o jej �le. I tyle. Szczeg��w nie zna� nikt, bo dziewczyna nie nale�a�a do wylewnych. Mia�a twardy, ostry spos�b bycia i realistyczny pogl�d na m�ody krajowy kapitalizm. Zbiera�a pieni�dze. To rzuca�o si� w oczy. Ale na co, nie wiedzia� nikt. Mo�e ona sama te� nie by�a ca�kiem �wiadoma? Licho wie. Jej szare, prawie przezroczyste oczy w oprawie ciemnych rz�s rzadko si� roz�wietla�y. Postawi�a du�y talerz pe�en fasolki polanej mas�em z tart� bu�eczk�. - Zadowolony? - Jak dzieciak, kt�ry uciek� od dentysty! - za�artowa� bia�osk�ry, patrz�c na jej wysokie piersi. Nie nosi�a stanika. To by�o wida� na pierwszy rzut oka. - Chce pan co� jeszcze zam�wi�? Wbi� widelec w ciemnozielon� mas�. - A mog�? Przechyli�a g�ow�. - To zale�y od pa�skiego portfela. - W z�ot�wkach te�? U�miechn�a si�. Unios�a praw� rozpostart� d�o�. Na jej wewn�trznej stronie wypisana by�a czarnym flamastrem cena: czterdzie�ci marek. Pomruga�. Nie spodziewa� si� tak b�yskawicznej reakcji. - OK. M�j samoch�d stoi tam, zielone audi. Jak sko�cz� je��. Wzruszy�a ramionami. Ka�da pora jest dobra, by zaliczy� doch�d. I to bez targowania. Wesz�a do �rodka, obs�u�y� dw�ch Niemc�w siedz�cych pomimo upa�u wewn�trz. Szumi�cy nad barem wentylator mieli� niezno�nie gor�ce powietrze. Wida� nie przeszkadza�o ono cudzoziemcom. Ich nieskazitelnie czyste niebieskie koszule nie mia�y ani plamki potu. U�miechali si� do dziewczyny p�ac�c. Dali napiwek. - Gruss Gott - pozdrowi�a ich, bo tylko tyle umia�a. - Ten, tam przy stoliku, zap�aci� za fasolk�? - spyta� Leon niespokojnie. Czasami si� zdarza�o, �e klient odjecha� nie p�ac�c. - Spoko - odpar�a mru��c oczy. - Zostanie tu jeszcze na kwadransik. Nie odezwa� si�. Poda� jej wilgotn� g�bk� do zmycia blatu. Od dawna nie dyskutowa� z Mirell�. Mia�a ci�ty j�zyk. Nie nad��a�. Nadjecha� TIR na bia�oruskich numerach. Gdy si� ustawi� na placyku, z szoferki wyskoczy� chudzielec bez koszuli, za to w baraniej czapie naci�gni�tej na uszy. Mirella przyjrza�a mu si� z rozbawieniem. - Ten to nie zdejmie kapelusza nawet do trepanacji czaszki! - To� to Miszka! - ucieszy� si� Leon, wtykaj�c g�ow� do okienka oddzielaj�cego cz�� baru od kuchennego zaplecza. - Masz golonk�? Barbara, czy masz porcj� golonki? Miszka zaparkowa�. - Co� si� znajdzie - odkrzykn�a znad rozpalonej elektrycznej p�yty. - Ale musi poczeka�. Mirella si�gn�a na p�k�, gdzie sta� du�y zielony wazon bez kwiat�w. W �rodku by�y prezerwatywy. Nie ka�dy klient wozi� je ze sob�. Musia�a by� przygotowana na wszystko. Nie nale�a�a ani do g�upich, ani do pierwszych naiwnych. Wiedzia�a, od trzynastego roku �ycia, �e dziewczyna musi w tym wzgl�dzie zadba� sama o siebie. I dba�a. Dlatego nie przydarzy�a jej si� �adna niepo��dana wpadka. Wysz�a wolnym krokiem. Jak kot napr�aj�cy grzbiet po d�ugim le�eniu za piecem. Talerz bia�osk�rego �wieci� pustk�. On sam mru�y� oczy do s�o�ca. Wsta�, gdy j� zobaczy�. - Ile p�ac� za jedzenie? - Pi�tk�. Z napiwkiem sze��. Mo�e by�? Rzuci� drobne na stolik. Zabrz�cza�y. Z kieszeni na piersi wyj�� zwitek dziesi�cioz�ot�wek. U�miechn�a si�. - Masz co�, co w dzisiejszych czasach nale�y do rzadko�ci. - Zielone audi? - Uczciwo��. O pi�tej po po�udniu przed stacj� nie by�o ju� ani jednego samochodu. Rozleg�y parking pokrywa�y tylko tu i �wdzie puste puszki po coli. Wieczorem wyzbiera je stary �ubek, nieco upo�ledzony nocny str�. I dostanie za to piwo. Pani Barbara Ligoniowa zamkn�a elektryczny piekarnik. I wysz�a przed dom. Po niebie ci�gn�a si� bia�a smuga zostawiona przez odrzutowiec. Nawet go nie by�o s�ycha�. Szos� wci�� mkn�y auta. Jedno za drugim. Zmierzch zapada� powoli. By� koniec czerwca i fala upa��w, kt�ra po pi�tnastym zala�a kraj, powoli ust�powa�a. Jeszcze nie da�o si� tego odczu�, ale gdzie� tam, na zachodzie, powietrze wyra�nie wilgotnia�o. Tu, na E8, pomi�dzy Torzymiem a Boczowem, na szerokiej r�wninie bezle�nej i prawie pustej, temperatura nie spada�a ni�ej dwudziestu o�miu stopni. Na tle granatowiej�cego horyzontu strzela�y rzadkie, zakurzone pnie starych topoli. Tam, gdzie wci�� z hukiem silnik�w p�dzi�y auta, przy zachodniej granicy, s�o�ce zni�a�o si� w czerwonej aureoli. Ma�o kto o tej porze dnia zatrzymywa� si� przy stacji benzynowej i knajpce. Ci, kt�rym si� spieszy�o do S�ubic i Frankfurtu nad Odr�, brali benzyn� tu� przed granic�. Dla znu�onej Barbary Ligoniowej by�a to rzadka chwila wytchnienia. - Leon - powiedzia�a patrz�c na m�a niebieskimi, dziecinnie zdziwionymi oczyma - trzeba pos�a� Micha�ka po jarzyny. Ju� wszystko wysz�o. A ludzie nie chc� mi�sa. M�czyzna odgarn�� z czo�a kosmyk siwych w�os�w. Mia� sze��dziesi�t cztery lata, skrzywienie kr�gos�upa, m�odsz� o dwadzie�cia lat �on� i niezbyt dobrze zakodowan� umiej�tno�� marketingu. Sam nie wiedzia�, dlaczego wszed� w ten biznes cztery lata temu, gdy szwagier otwiera� tu stacj� benzynow�. Wpakowa� w knajp� oszcz�dno�ci ca�ego �ycia i dwa kredyty bankowe, kt�re sp�aca� p�acz�c. By�o ci�ko. Dopiero od tej wiosny zacz�o i�� lepiej, kiedy zatrudni�, opr�cz Mirelli, Micha�ka - pomocnika do wszystkiego. Ale wci�� jeszcze pieni�dze zarobione w poniedzia�ek znika�y w pi�tek, gdy przychodzi�o p�aci� faktury. Pani Barbara, cho� harowa�a w kuchni niczym w�, nie narzeka�a specjalnie. - Ludzie zjedz� to, co damy - powiedzia� po chwili. - Zjedz� nawet mielone. �ona obrzuci�a go bacznym spojrzeniem. Nie chcia�a si� k��ci�. Jej batystowa sukienka by�a nie�wie�a i przepocona. Marzy�a o chwili, gdy si� wyk�pie, nasmaruje kremem spierzchni�t� sk�r� r�k i po�o�y w szerokim ma��e�skim ��ku. - Przez lipiec i sierpie� nie kupisz ani grama ...
jagaw7